Z cyklu - Rozmowy do środka
Stoję przy oknie i głaszcząc delikatną, śliską firankę, patrzę, jak rzeka wolno toczy się w korycie. Próbuję skupić się na zmysłach, ale myśli mam zawieszone o wiele dalej niż przyjemność dotyku gładkiego tiulu i uspokojenie wzroku pofalowaną powierzchnią wody. Rozlega się melodia mojego telefonu.
- Nie dzwonisz, martwię się, wyczuwam na odległość, co się dzieje, nie kręć i nie zaprzeczaj, po prostu wiem – mówi Ada bez zbędnych powitań.
- Jesteś niezawodna w przeczuciach, czarownica to twoje drugie imię – odpowiadam wolniej niż zwykle.
- Tobie za to na pierwsze i nie kluczmy, do rzeczy, jak zawsze nie możesz mi powiedzieć?
- Jak zawsze. Znów muszę ukryć, bo wiesz, że będzie bolało, jeśli zacznę opowiadać, daj czas i nie bój się bardzo – proszę cichym głosem.
- Przecież i tak będę, to drugorzędne, powiedz, kiedy mam przyjechać?
- Jeszcze nie teraz, daj mi się wysmucić do woli.
- Zwariowałaś, jutro będę – mówi Ada bezwzględnie i z naciskiem na „będę”.
...
Dotyk kubka na ustach przypomina, że jestem, kiedy parzy wargi daje satysfakcję, że czuję. Gdy odkładam kubek na stół zapominam, że mam się skupić na tu i teraz. Odpływam w myślach i wędruję zupełnie innym krajem, szron powoli osiada na świadomości, a krtań zamarza i zaczynam mieć duszności. Pukanie do drzwi. Jak dobrze.
- Dlaczego tu nie ma dzwonka? Można pukać i pukać! Zastanawiałam się już, czy mam telefonować, choć wiesz, że zawsze mam wątpliwość, czy nie powinnam mówić: komórczyć.
Przyciska mnie mocno do siebie i od razu zabiera trochę lęku. Rozbiera się szybko i siada przy stole. Dotyka mojego kubka, sprawdzając temperaturę.
- Nie stój jak głupia, herbatę mi rób. Sobie też, na zapas. Jest źle, ruszasz się bardzo powoli. Słyszałam wczoraj, jak tempo słów ci zwolniło – wyrzuca Ada jak z karabinu maszynowego.
- Nawet nie próbowałam cię nabierać, pierwsze zdanie zniweczyło plany.
- Miałam takie przeczucie, że zechcesz coś zamalować, dlatego nie mogłam ci dać czasu na oddech – mówi, natarczywie zaglądając mi w oczy.
- Nie mogę powiedzieć. Nie oczekujesz tego?
- Jeszcze nie możesz, wiem. Przyjechałam posłuchać o twoim smutku. Czas jest dobry, bo dwa nie zabrzmią równocześnie. Mam duży zakres odporności i nie udławię się prędko.
- Nie wszystko zrozumiałam, Ada, muszę poukładać, właściwie to samo musi poukładać się we mnie. A ten proces...
- Zawsze unużany jest w smutku...- dopowiada.
Woda gotuje się długo. Nie miałam głowy zajrzeć do brzucha czajnika, żeby sprawdzić, czy kamień ubrał grzałkę w kaftan po szyję. Chwilę grzebię w szafce w poszukiwaniu kubka Ady, to znak, że dawno jej nie było. Kiedy nalewam wrzątek do kolorowych kubków, Ada wysypuje całą zawartość torebki na stół i wrzuca po jednej rzeczy z powrotem do wielkiego wora. Siadam naprzeciwko i przyglądam się w milczeniu tym szybkim ruchom.
- O jest. Mały odtroskiwacz dla ciebie. Czy jesteś już na etapie mocy czytania, dasz radę zajrzeć?
- Chyba jeszcze nie. Ale dziękuję bardzo, jak go otworzę, to zawiadomię cię sms-em, który z wierszy najbardziej mnie ugodził – mówię, cedząc słowa.
- Nie pieprz, poinformuj, który najbardziej dogodził.
- Na razie nawet odtwarzacza mp3 słucham znaną ci metodą.
- Czyli każdej piosenki po dziesięć sekund, bo żadna ci nie pasuje? - uśmiecha się do mnie.
- Może ze trzy.
- Sekundy?
- Nie, piosenki.
Torebka spakowana. Ada podnosi kubek do ust, widzę, że pije tak, jak ja. Najpierw skupia się na dotknięciu kubka na wargach, potem cieszy, kiedy czuje, jak usta puchną od gorąca. Pije i patrzy mi w oczy, nie uśmiecha się już, czuje to, co ja.
- Próbowałaś się znieczulać?
- Tym razem nie, to nic nie daje, potem tylko dłużej oswajam ten smutek – mówię, jakbym miała zemdleć od tego wyznania.
- Jesteś już za rozpaczą?
- Zdziwisz się, tym razem nie rozpaczam. Postanowiłam, nie będzie żałoby, będę afirmować wspomnienie i nasycać się smutkiem.
- Oszalałaś! – krzyczy.
- A bo to pierwszy raz?
- Tańczysz?
- Kiedy nikt z domowników nie widzi, ale tylko do smętów, nie mam energii na zagłuszanie.
- Więc jest inaczej – uśmiecha się podstępnie.
- Zawsze jest inaczej, znasz dwa takie same smutki?
Ada podchodzi do odtwarzacza i sprawdza, co leży obok. Śmieje się głośno, wkłada płytę i zaczyna wolno kołysać biodrami. Patrzę na nią z przyjemnością, bo robi to dokładnie tak, jak ja.
Nagle zmienia na odpowiedni utwór.
- Skąd wiesz, do cholery? - nie wytrzymuję.
- Która z nas jest większą wiedźmą tego nie wiem, od kilku wieczorów coś każe mi nastawiać ten kawałek. To ty, potworze słodki.
- Ktoś z zewnątrz by nie uwierzył, ale przecież mnie nie dziwi to ani trochę – mówię i ukrywam twarz w dłoniach, spoglądałam na Adę spomiędzy palców.
- Kiedy mi powiesz?
- Gdy smutek odejdzie.
- A jeśli nieprędko? - naciska.
- To będziesz musiała wytrzymać.
- Kiedy smucisz się bez powodu, tylko lekko mnie smyra, jak trawką po piętach. A kiedy masz konkretny powód, dostaję jak obuchem w łeb – mówi, przestępując powoli z nogi na nogę.
Próbuję się uśmiechnąć, ale wychodzi płasko, oczy nie zmieniają układu ani o milimetr, rezygnuję i znów opieram usta o kubek, jest już chłodny, nie lubię takiego. Ponownie wlewam wodę do czajnika. Ada nie przestaje kołysać całym ciałem. Przybliża dłoń do kotki i głaska z namaszczeniem, kocica zaczyna ocierać się o jej nogi. Ada przysiada na kanapie i szybkimi ruchami zdejmuje z siebie rajstopy, po czym wrzuca je do torebki.
- Niech mam jakąś przyjemność z tego kontaktu, a rajstopy satysfakcję przetrwania – mówi, śmiejąc się na głos.
Na moment robi się lepiej, a smutek karłowacieje i siada jakby odrobinę na zewnątrz mnie. Obserwuję tańczącą kobietę z dużą błogością. Staję się na chwilę Adą, a jej orbita zaczyna kręcić mnie szybkimi ruchami, by nagle gwałtownym szarpnięciem wyrzucić na zewnątrz.
- Wiem, co się stało, przyśniło mi się – Ada prawie krzyczy, przebijając się ponad muzyką.
- Boże, jak ty potrafisz mnie wystraszyć. Dlaczego pozostajesz w tak wielkim psychicznym współistnieniu ze mną? To denerwujące, chcę mieć swoje sekrety, wara ci od nich!
Ada podchodzi i staje z tyłu za moim krzesłem, obejmuje mnie mocno i przytula, kładąc brodę na głowie. Czuję, jak ciepło oplata mnie najpierw na zewnątrz, a potem wdziera się coraz głębiej do środka i zaczyna koić. Łzy ciurkiem płyną po twarzy, bezgłośnie, bez wstrząsania ramionami i łapania szybszych oddechów. Odpływają lekko i swobodnie, moczą obrus i rękawy swetra Ady.
- Przynieś chustkę, nie będę siąkać w twoją włóczkę – wyduszam cichą prośbę zachrypniętym głosem.
Ada przynosi zwitek ręcznika papierowego i siada znów przy stole naprzeciwko mnie. Czeka, aż zacznę przytomnie patrzeć w jej oczy, i kiwając głową, mówi:
- Twoje życie przypomina mi psychozę maniakalno-depresyjną, tylko zawsze mam żal do ciebie, że nie pozwalasz mi uczestniczyć w manii, a wypełniasz po brzegi depresją. Czuję cię cała. Chciałabym już bardziej dopełnić ten obraz ze snu. Przyjadę, gdy będziesz gotowa, smuć się do woli, zaplotłam nić, którą pomogę ci przeżyć ten smutek bez zapadania w zbyt głęboką dolinę.
- Wiem o tym, dlatego nie chciałam, żebyś przyjeżdżała, czy ja zawsze muszę cię eksploatować i obciążać?
- Nie marudź, lada chwila znów role się odwrócą.
- A widzisz wiedźmo, ty też mi skąpisz swoich manii.
- Pst, cicho sza – mówi i wstaje.
Stajemy naprzeciwko siebie i ściskamy się mocno, Ada chwyta torebkę, zakłada płaszcz, posyła mi całusa w locie i wybiega za drzwi.
Nastawiam utwór, od teraz już nasz, przez chwilę muszę ukołysać biodra. Siadam przy stole, gładzę miniaturowy tomik i odpływam smutkiem lżejszym i bardziej do ogarnięcia.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Izolda · dnia 16.12.2009 09:09 · Czytań: 1221 · Średnia ocena: 3,38 · Komentarzy: 19
Inne artykuły tego autora: