Mogę opowiedzieć Ci o Tobie bardzo wiele. Na prawym policzku Twój zarost jest w jednym miejscu przerzedzony, wiesz? Gdy śpisz oddychasz tak spokojnie. Czasami tylko wzdrygasz się, jakby ktoś Cię nagle budził. Ciekawe, o czym wtedy śnisz? Nie tak łatwo Cię obudzić. Sprawdzałam udając, że mówię przed sen.
Długo nie chciałam przy Tobie zasnąć. Liczyłam Twoje oddechy, wpatrywałam się we włosy, starałam się jak najmocniej wczuć w ciepło powstałe po zetknięciu Twoich palców ze skórą mojego ramienia albo materiału na nim. Nie spałam, żeby jak najdłużej świadomie być, przy kimś, przy kim chciałam być. Nigdy nie zrozumiem opiewanego snu w czyichś ramionach, to marnowanie czasu na jawie. Chyba, że dla budzenia się ze snu. Wciąż bardzo blisko. Byłam sprytna i miałam w tym względzie prawie wszystko – zasypiałam na chwilę, gdy słońce zaczynało wschodzić. Gdy wzeszło mogłam się przy Tobie obudzić.
Spędziłam z Tobą dwadzieścia dwie noce. Mam dwadzieścia dwa lata i to tak, jakbyś od urodzenia był przy mnie w Boże Narodzenie. Zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby zsumować te noce, bym była z tobą przez 11 dni bez przerwy. Jak myślisz, byłbyś gwiazdkowym prezentem czy nieznajomym, który jadłby z, pustego zazwyczaj, talerza?
Jeśli to prawda, że przesyt czyjąś obecnością jest możliwy, to może teraz nie rozglądałabym się nerwowo zawsze, gdy wydaje mi się, że czuję Twój zapach z zatłoczonym autobusie. Poznam go wszędzie nie wiedząc, czym konkretnie pachniesz. Nie dotrzymuję obietnic, ale tej, złożonej sobie, tak – nigdy Cię nie zapytam o ten zapach. Gdybym przypadkowo na niego trafiła, wiem, że wymarzę z pamięci nazwę – czy to płynu do płukania tkanin, czy perfum. Nie mogę tego wiedzieć. Gdybym nie musiała, nie mogłabym również na Ciebie patrzeć.
Nigdy nie mów kobiecie, że to nie ten czas, nie to miejsce lub nie ta kobieta.
Wiele się zmienia po tym, jak się zrozumie, że lepiej być zgorzkniałym, niż naiwnym. Nauczyłam się obojętności, kochany. Ja już nie patrzę gdzie jesteś, złociutki. Wystawiam Cię na próbę każdego dnia, sprawdzam, ile mojego jadu jesteś w stanie połknąć. Pijesz go litrami, dajesz faszerować się moimi uszczypliwościami. Taki jesteś szlachetny i pokorny czy uznałeś mnie za wariatkę, której chorobę należy po prostu tolerować?
Nie odpowiadaj.
Wysycham od wewnątrz, studzę krew. Mózg zanurzony w żółci, serce sprowadzone do mięśnia pompującego krew.
Stoję pomiędzy gorzkim, gorzkim cynizmem a czystą niewiarą. Każde złe doświadczenie z przeszłości, szczególnie te związane z Tobą, stawiało mnie na ziemi mocniej; teraz stoję twardo. Czy można nazwać mnie pomnikiem?
Wystawianie czasu na sprzedaż, otwieranie serca, na którym przeprowadzałeś bolesne operacje i zbyt długie budzenie się z narkozy uodparniają. Zrobiono ze mnie zgrubiałą bliznę po cesarskim cięciu. Wyjęto płody uczuć i zaszyto grubą nicią. Możesz dotknąć tych stwardnień mówiąc coś mi miłego, na co nie zareaguję. Na wszelki wypadek. Przyzwolenie na przekroczenie mojego progu okazałoby się powolnym rozszarpywaniem mnie całej. Zakochany to człowiek bez kręgosłupa. Nie oddajesz tylko serca, oddajesz stelaż i nie możesz stać na własnych nogach. Na koniec rzucają Ci ofiarowanymi organami w twarz i każą się szybko pozbierać, bo „jeszcze tyle życia przed tobą”. Ja to wiem i dlatego zmieniam zawód. Ja to wiem i dlatego zmieniam zawód. Zajmę się, zamiast uczuciową prostytucją, tym życiem. Nie przeszkadzaj.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
if · dnia 19.12.2009 08:05 · Czytań: 858 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: