Kiedyś, gdzieś bardzo daleko, żył sobie młody szlachcic. Miał duży majątek i wielu ludzi, którzy mu służyli. Szlachcic, pomimo dobrego urodzenia, nie był dobrym człowiekiem. Kochał tylko siebie i popołudniowe polowania. Wykorzystywał swoich poddanych każąc pracować im całe dnie a nierzadko i noce. I pomimo całego swego okrucieństwa posiadał, ów szlachcic, piękną narzeczoną o ciepłym sercu.
Pewnego ciepłego i zielonego grudnia – ponieważ tam nigdy nie padał śnieg – młody szlachcic postanowił, że każda osoba na jego włościach będzie pracować do końca roku tak długo i ciężko, aż jego spiżarnie zostaną wypełnione jedzeniem a komnaty dworu nowymi ozdobami i meblami. Swojej narzeczonej – w przypływie wielkiej miłości – nakazał prząść jedwabne nici, którymi miała wyszyć gobelin, przedstawiający jego podobiznę. Biedna dziewczyna, która pomimo wszystko kochała szlachcica całym swym ciepłym sercem, siedziała dnie i noce przędąc delikatne nici.
Po wielu ciężkich dniach, gdy wszyscy, prócz szlachcica oczywiście, zmęczeni byli pracą, przyszedł w końcu dzień wielkiego święta. Było to zrównanie dnia z nocą – czas, gdy wszystkie straszydła wychodzą na ziemię, aby przez tą najdłuższą noc w roku tańczyć i drwić z ludzi. Powszechnie wiadomo, że tego dnia trzeba odpoczywać; jednak szlachcic nie przestrzegł starych prawd i jego poddani pracowali w pocie czoła bez wytchnienia.
Kiedy zmrok otulił ziemię i nawet nocne ptaki siedziały cicho wśród drzew, z cieni zaczęły wyłaniać się straszydła i duchy, którymi przewodziły ubrane w ciemne szaty wiedźmy. Upiorny korowód szedł drogami tańcząc i zawodząc żałośnie. Zaglądali do każdej chaty, do każdej lisiej nory sprawdzając, czy wszystkie stworzenia na ziemi świętują razem z nimi. Jaka złość i zdziwienie ogarnęło ich, gdy zobaczyli nagle, że na jednym z dworów wciąż pracują ludzie. Wszystkowiedzący Kruk opowiedział im o młodym szlachcicu, który nie pozwolił ludziom świętować. Postanowiono ukarać go najsurowiej jak tylko można – krzywdząc jedyną osobę, którą kochał – jego samego.
Młodzieniec jadł właśnie wyśmienity posiłek, a jego narzeczona o ciepłym sercu przędła jedwabne nici, gdy w komnacie pojawiło się trzech posłańców Ciemności. Powiedzieli mu o jego niewybaczalnym czynie oraz o karze, którą poniesie - narzeczona szlachcica miała czas do świtu, aby uprząść na kołowrotku płatki śniegu, w przeciwnym razie mężczyzna zginie w straszliwych męczarniach, a cały jego majątek spocznie na dnie jeziora – i tak nagle jak się pojawili, tak zniknęli. Szlachcic zbladł ze strachu na myśl o utracie swojego niezmiernie cennego życie. Nakazał zamknąć narzeczoną w pustej komnacie, aby nic jej nie rozpraszało, a sam - strzeżony przez tuzin strażników - zasnął na swym wielkim łożu z baldachimem.
Biedna dziewczyna, siedząc samotnie w zimnej i ciemnej komacie, mogła jedynie płakać nad żałosnym losem swego ukochanego. O śniegu słyszała jedynie z wieczornych opowieściach, ale żadna z nich nie mówiła, jak ma uprząść go na zwykłym, drewnianym kołowrotku. Wtem, w oknie pojawił się czarny jak cienie jesiennych drzew Kruk.
- Płatki śniegu – zaczął mówić niskim głosem – możesz prząść jedynie ze szczerych łez i północnego wiatru – rzekł i odleciał, a gdy tylko zniknął dziewczynie z oczu zaczął wiać silny, północny wiatr. Nie czekając ani chwili pochwyciła go w swoje delikatne dłonie i nałożyła na wrzeciono. Mimo, że mroził jej palce, przędła bez wytchnienia skrapiając go szczerymi łzami. Jednak każdy powstały w ten sposób płatek natychmiast topniał na jej dłoniach. Zrozpaczona nie wiedziała, co robić, gdy nagle, wśród szelestu drzew rosnących w sadzie, posłyszała cichy głos. Podeszła do okna i wyraźnie usłyszała śpiew zielonych liści. Mówiły o jej ciepłym sercu, które roztapia zimne płatki śniegu oraz o losie szlachcica, który z nadejściem świtu zginie zatopiony wraz z całym dworem na środku wielkiego jeziora. Przerażona nieuniknionym losem zasiadła do kołowrotka. Chciała ochłodzić swe serce smutnymi myślami, jednak nie umiała zmrozić go całkowicie. Wiedziała, że słońce niedługo wzejdzie i nie będzie mogła już nic zrobić. Gorączkowo myślała o swej przeklętej doli, gdy przez okno znów wleciał ciemny Kruk. Zatoczył koło nad zapłakaną dziewczyną, upuszczając na jej kolana niewielki przedmiot – był to zimny, srebrny sztylet. Długo spoglądała na jego gładkie i ostre ostrze oraz bogato zdobiona rękojeść, wysadzaną kamieniami błyszczącymi niczym gwiazdy. W końcu podniosła go drżącą ręką i wbiła w pierś. Jej ciało sparaliżował przejmujący chłód. Jednak nie ustawała w swoich działaniach. Zdecydowanie i wprawnie poruszała ostrzem, aż w końcu wyjęła swoje ciepłe, wciąż bijące serce. Ostrożnie położyła je przy swoich stopach i zaczęła prząść od nowa. Pozbawiona ciepła serca mogła bez problemy tkać najcudowniejsze płatki śniegu.
Nim się spostrzegła pierwsze promienie słońca wdarły się do jej komnaty, a wraz z nimi pojawiło się trzech posłańców. Po chwili przyszedł i szlachcic. Rozpromienił się widząc śnieg i już chciał wyjść z komnaty, gdy nagle ziemia zaczęła drżeć. Nie trwało to trzech mrugnięć oka, gdy cały dwór, wraz ze szlachcicem, znalazł się na dnie głębokiego jeziora.
Teraz błąkając się samotnie po pustych komnatach, nie mogąc liczyć na zachwyt poddanych nad swą osobą – co było dla niego największą torturą – słyszał wciąż powtarzane słowa – Nie umiałeś kochać innych, nikt nie pokocha ciebie. – bo nawet Ciemność miała więcej uczuć niż młody szlachcic.
Z kolei jego narzeczona o ciepłym sercu spoczywającym u jej stóp, została zamknięta w górskiej grocie, gdzie przez cały rok przędzie najcudowniejsze płatki śniegu nie pamiętając o zgubnej miłości do zarozumiałego młodzieńca.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Neza · dnia 28.12.2009 08:49 · Czytań: 812 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: