Avinion: Nowa Nadzieja Cz.I R.III - DJK
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Avinion: Nowa Nadzieja Cz.I R.III
A A A
Rozdział III: Plan Steadwicka

- Nie! Nie mogę na to pozwolić! – wykrzyczał w gniewie człowiek.
- Ale weź… pod uwagę… że…
- Nie! Bardziej będzie nam potrzebny jako żywy! – przerwał Nazadowi coraz bardziej rozwścieczony Steadwick.
- Lordzie. On jest jednym z najlepiej wyszkolonych… - zaczął jeden z nieumarłych magów, jednak „zdrajca” znów zaczął wrzeszczeć.
- Mam to gdzieś! On jest nam potrzebny jako żywy, nekromanta, a nie jako jeden z waszych cholernych liczy!
W Sali zapadła cisza. Słowa Steadwicka wypłynęły z jego ust w gniewie, jednak mimo to nad nimi panował. Chciał jak najmocniej zranić swoich „przeciwników”. Nie był to człowiek, który potulnie zgadza się na rozkazy innych, czy nawet wyższych rangą – zawsze miał własne zdanie i w obronie swych racji był gotów walczyć, jednak wysoki poziom dyplomacji oraz nieprzeciętna charyzma, często pomagały mu unikać rozlewu krwi. Nie zmienia to faktu, że walczyć umiał dobrze – w końcu dowódcą jednej z brygad żołnierzy Ralissy, nie zostaje byle kto. Teraz jednak stare czasy minęły... Podczas kariery wojskowej, często było mu pisane walczyć z umarłymi. Widział ich poniżanie i wybijanie, jakby byli zwierzętami. W końcu jego duch sprawiedliwości nie wytrzymał i porzucił służbę, aby zdobyć wśród ludzi tytuł „Zdrajcy”, za cenę ogromnego szacunku nieumarłych. Z jego zdaniem bardzo liczył się Kel’Nazad, ba, niektórzy uważali, że bez Steadwicka, licz nie zdołałby wykonać nawet połowy osiągnięć, jakie udały mu się z pomocą człowieka – a jako iż przywódca „Ręki” cenił sobie lojalność, z czasem nawet zaprzyjaźnił się z najlepszym pomocnikiem.
- Wszyscy… wyjść… - powiedział w końcu przywódca umarłych zwracając się do reszty kręgu liczy, z „Ręki Śmierci”. Po chwili, został on sam na sam ze Steadwickiem.
- Co muszę… uczynić… aby cię przekonać…? – zadał pytanie Nazad, który miał już dość nieprzychylnych odpowiedzi Steadwicka.
- Daj mu czas – powiedział spokojnie człowiek. – Może i jego zdolności są na wysokim poziomie, jednak jego psychika, jeszcze nie jest gotowa na taki „cios”. Nie jest pewny, czy chce trzymać z nami.
- Moim zda…
- Mam gdzieś twoje zdanie!
Licza zatkało. Nigdy nie usłyszał takich słów od swojego wspólnika. Nazad spojrzał przyjacielowi w oczy. Mogłoby się zdawać, że z jego niewielkiej, łysej twarzyczki, za chwile wrosną płonące włosy, które zapalą się od żaru w jego ślepiach. Gałki oczne, które normalnie były brązowe, wyglądały teraz na czerwone od „ognia”, a wszystkie mięśnie na ciele Steadwicka napięły się tak bardzo, że aż biały orzeł na jego czarnej zbroi, zrobił się ze dwa razy większy. Przez chwile, licz obawiał się, że jeżeli faktycznie rozkaże, aby Ar-Kadar poddał się „rytuałowi wyzwolenia”, to „Zdrajca” rzuci się na niego z mieczem i podzieli jego szkielet, na małe kosteczki.
- Dlaczego…? Dlaczego… Jesteś przeciwny…?
- Już ci mówiłem – nie jest gotów. – Steadwick trochę ochłonął.
- Ale… Rada sądzi… że jest…
- Ale ja sądzę, że nie jest! – wykrzyczał ponownie zdenerwowany człowiek. – Mam ci przypomnieć co się stało z jego ojcem!? Rada też uważała, że jest gotowy! Nie mam racji!?
- Ale… to… chodziło… o… o co… innego… - Nazad zaczął robić przerwy nie na złapanie powietrza, a na zebranie myśli. Tak naprawdę, licz nigdy wcześniej nie był świadkiem, a tym bardziej uczestnikiem, tak trudnej rozmowy.
- No oczywiście. Bo Tord był synem, brata, przyjaciela, Darkinsa i było pewne, że poradzi sobie z presją po przemianie! No i poradził sobie… Wysadzając z dwa tuziny moich żołnierzy i pół tuzina twoich liczy! No. Przynajmniej trafiliście z tym, że był uzdolniony magicznie.
- Przestań! – wrzasnął z wielkim trudem, Kel’Nazad. - … Tord… nie… walczył… był… zmuszony… przez nas… na siłę… do wstąpienia… do nas…
- Weź jednak pod uwagę to, że twój uczeń, podobnie jak jego ojciec, nie jest jeszcze do nas przekonany. Ma w sobie wielką siłę woli i jak zapewne wiesz spore pokłady energii. Jego przemiana, mogłaby się skończyć jeszcze gorzej, niż jego ojca. – Steadwick wreszcie się uspokoił. Kel’Nazad siadł na jednym z krzeseł. Zaczął myśleć – przypominał sobie początki Kadara wśród szeregów „Ręki”. Był zdolny, jak jego ojciec, jednak czuł w nim tę wojnę. Niestety wyczuwał ją dalej… - Jednak Steadwick ma rację – pomyślał zasmucony licz, po czym zmienił cel swojego wzroku, z podłogi na twarz przyjaciela.
- W takim razie… co powinniśmy… uczynić?

- Słyszałeś o Tanaveshu? – odpowiedział po chwili człowiek.
- Tanaveshu…? Czy to… nie jeden… z proroków… ludzi…?
- Tak, to on.
- Ten sam… który przepowiedział… inkwizycję ludzi…? - Steadwick nic nie odpowiedział, lecz spokojnym kiwnięciem głowy dał do zrozumienia, że licz ma rację. – Hmmm… A co właściwie… ma to wspólnego… z naszym… planem?
- Widzisz. – zaczął „Zdrajca” – Chodzą słuchy, że nie tak dawno temu, Tanavesh ujrzał wizję… wizję, która okazała się wojną z nieumarłymi.
- Też mi… wielki wyczyn… większość ludzi wie… że szykujemy się… do wojny… Po prostu oni… wolą… milczeć…
- W twoim stwierdzeniu jest sporo prawdy. – Steadwick spojrzał przez okno na ćwiczących żołnierzy i zaczął przez chwilę rozmyślać o nadchodzącej wojnie. Zobaczył oczyma wyobraźni nieumarłych, szturmujących na Doreyol – stolicę ludzi. Obraz ten jednak szybko porzucił i błyskawicznie wrócił do rozmowy z przyjacielem. – Jednakże ktoś rozniósł plotkę, że w tej przepowiedni, jest wspomniane o jakimś „zagrożeniu śmierci”. Nie wiem jak mamy to interpretować – czy to my jesteśmy tym zagrożeniem, czy to zagrożenie jest skierowane w nas – zakończył przemowę, czekając na odzew licza.
- A więc… sądzisz… że powinniśmy… złożyć prorokowi… wizytę…? – Kel’Nazad zauważył na twarzy „Zdrajcy” przebiegły uśmieszek.
- Tak. Musimy udać się na obrzeża Bastowill i wypytać Tanavesha o to „Zagrożenie”.

Do Sali porośniętej różnego rodzaju roślinnością wbiegł mężczyzna ubrany w ciemnozieloną szatę. Jeżeli ktoś zobaczyłby go pierwszy raz, mógłby sądzić, że elf jest niegroźny, a to za sprawą jego niezbyt imponujących rozmiarów. Jego wzrost, można by wycenić na około pięć i pół stopy, a wagę, na trzy grony (jeden gron, jest odpowiednikiem dwudziestu kilogramów). Diagnoza ta byłaby bardzo omylna – Khan, bo tak na imię miał ten młodzieniec, należał do Hilery – organizacji założonej przez elfickich druidów, w celu przekazywania ich wiedzy dalej. Do jego zalet należy również dodać fenomenalne posługiwanie się kosturem oraz świetny kamuflaż, dzięki któremu nieraz udało mu się prześlizgnąć w szeregi nieumarłych, w celu zdobycia informacji. Gdy znalazł się już na końcu drogi, błyskawicznie zbliżył się do medytującej kobiety, lekko uniósł głowę i zaczął mówić.
- Tak jak powiedziałaś umarli zbliżają się do Wspólnego Lasu. Według moich informatorów jest ich około pięciu, jednak jeden z nich to sam wielki licz - Kel’Nazad. Co mamy czynić?
Kobieta słysząc te informacje, natychmiast przerwała medytację, stanęła na nogach i spojrzała na druida.
- Dobra robota Durenbingu. Tak jak przypuszczałam, nie zawiodłeś mnie – powiedziała elfka z uśmiechem na twarzy i założyła na siebie biały płaszcz.
- Zamierzasz wyjść im na „powitanie”? – zapytał, chcąc zaspokoić swoją ciekawość, młody adept.
- No cóż – zaczęła lekko marszcząc brwi. – Nie mogę pozwolić, by nieumarli spokojnie deptali naszą ziemię – natura nie jest z tego zadowolona.
- Ale weź pod uwagę, że Kel’Nazad jest bardzo potężny i może… może… może cię zabić – wydusił w końcu ze smutkiem Durenbing.
- O, Khanie – skwitowała to z uśmiechem elfka. -Kel’Nazad jest umarłym, nie ma najmniejszych szans w potyczce z żywą naturą. Poza tym, wiesz, że jestem doskonale wyszkolona do walki z umarłymi…
- Tak… - przerwał jej elf - …ale nigdy nie walczyłaś z liczem tak potężnym jak Kel’Nazad. Nie chcę, abyś zginęła, tak jak Patron – wyszeptał zgaszony Durenbing.
Lenis spojrzała na przyjaciela z żalem w oczach. Chwyciła go za szyję i mocno przytuliła.
- Nie martw się o mnie. Jakoś sobie poradzę – odpowiedziała szeptem do ucha Durenbinga, ściągając wcześniej jego kaptur. Gdy oddaliła twarz od jego ucha, ujrzała, że młody druid płacze - z jego pięknych zielonych oczu, płynęły łzy, który wydawały się być dłuższe, od długich, brązowych włosów, jakie posiadał. Lenis oddaliła się od niego, wstała i ruszyła w kierunku skrytki.
Wróciła dopiero po chwili – ubrana w brązową płytową zbroję, ze złotym drzewem na piersiach, po którym spływały jej blond włosy – o dziwo, niebędące (jak przeważnie) spięte w warkocz, a spokojnie opadające ku jej silnie umięśnionych barkom. Gdy odchodziła wymieniła jeszcze ostatnie spojrzenie z Durenbingiem. Młody elf poczuł się już trochę lepiej i odwzajemnił spojrzenie przyjaciółki. Gdy ta zbliżyła się do drzwi, jeszcze raz odwróciła się w kierunku druida.
- Uważaj na Stelis – powiedziała z nieszczerym uśmiechem, wiedząc, że Khan i Stelis są parą, po czym ruszyła przed siebie, ku spotkaniu z przeznaczeniem…

- Jesteśmy na miejscu – powiedział w kierunku Kel’Nazada, jeden z umarłych.
- No nareszcie! – wykrzyczał zmęczony długą podróżą Steadwick.
Władca nieumarłych, był zaskoczony widząc miejsce, przed którym teraz stał. Sądził, że Tanavesh zamieszkał w jakiejś ziemiance, oczekując na nagle objawienia. Teraz jednak stał przed jednym z wielu domów w tej okolicy, który ani nie był lichy, ani specjalnie mały. Wręcz przeciwnie. Wystarczyło spojrzeć na piętrowy dom, by ustalić, że właściciel był jednym z najbogatszych mieszkańców obrzeży Bastowill.
- Co tak stoisz? Rozmyśliłeś się, czy co? – zapytał w końcu „Zdrajca” widząc licza wpatrującego się w budynek od jakiś sześciu minut.
- Tak… już wchodzę… - odpowiedział w końcu Kel’Nazad kierując się ku wejściu.
W środku, mieszkanie wyglądało jeszcze bardziej okazale niż na zewnątrz. Wszędzie można było zauważyć złote misy lub kieliszki oraz wino… dużo wina.
- Tanavesh! – wrzasnął Steadwick, stojąc tuż obok schodów prowadzących na piętro. Już po chwili lekko opity i na rozebrany od pasa w górę mężczyzna, chwiejnym krokiem zszedł z piętra i ukazał się gościom.
- Co się u licha dzieje?! – odpowiedział zaskoczony prorok, skupiając się bardziej na kobiecie, którą zostawił w mieszkaniu, niż na rozmówcy.
- Masz pielgrzymów, chcących wysłuchać twojej przepowiedni – powiedział spokojnie „Zdrajca” zbliżając się do proroka i łapiąc go szybko za szyję.
- Kho… cio… kjst… - mówił z trudnością Tanavesh, próbując uwolnić się z uścisku.
- Radzę ci szybko wytrzeźwieć i pożegnać się z tamtą panienką, ponieważ chcemy posłuchać twojego „najnowszego dzieła” – Steadwick puścił człowieka, który twarzą przywalił w podłogę. Następnie spojrzał na niego gniewnie, dając mu do zrozumienia, że jeżeli nie wykona jego rozkazu, czekają go poważne kłopoty.
- Dobra – odpowiedział prorok dotykając twarzy i szyi, w celu sprawdzenia, czy nie otrzymał jakiś obrażeń – Za półgodziny, wszystko wam powiem.

- Gdzie on jest – powiedział już dziesiąty raz, w ciągu tej godziny, Steadwick. – Jeżeli nie zjawi się tu za dwie minuty, to osobiście się tam przejdę i wytnę mu język!
- Spokojnie… mamy czas… - odpowiedział w końcu Kel’Nazad, mając nadzieje, że uciszy przyjaciela. O dziwo na słowa licza „Zdrajca” zareagował dość niespodziewanie – nie dość, że zamilkł, to na dodatek przestał po raz setny okrążać pokój gościnny i stanął spokojnie przy jednej ze ścian. – Że też nie wpadłem na to wcześniej – pomyślał nieumarły, któremu dalej drżało w uszach, od krzyków Steadwicka. Drzwi na piętrze otworzyły się.
- No w końcu! – wykrzyczał bardzo wkurzony Steadwick. – Zaczynaj, nie mamy czasu.
- Ale mój panie… - zaczął niepewnie prorok. – Nie mogę tak po prostu zacząć wróżyć... – w tej chwili Tanavesh przerwał, wystraszony nagłym tupnięciem buta „Zdrajcy” o parkiet.
- Co! Miałeś już godzinę na przygotowania! – człowiek instynktownie wyciągnął „Gladiusa” i przystawił go gospodarzowi do gardła. – Gadaj!
- Tanaveshu… - przerwał tą beznadziejną, z punktu widzenia proroka, sytuację Nazad.
- T-t-t-a-k – zająknął się, z dalej przyłożonym do krtani mieczem, Tanavesh. Licz początkowo zignorował wróżbitę i skierował swój wzrok na przyjaciela, dając mu tym samym do zrozumienia, aby schował swoją broń. Steadwick, mimo iż nie był zadowolony z postanowienia władcy, opuścił „Gladiusa” od krtani wieszcza, jednak nie miał zamiaru pakować go do pochwy.
- Tanaveshu… - zaczął od nowa Nazad.
- Tak – odpowiedział cicho, jednak z większą pewnością, prorok.
- Czego… ci potrzeba…
- Nic wielkiego. Potrzebuję tylko… „rozjaśnienia”…, czyli po waszemu kieliszka wina. – po tych słowach, przywódca umarłych błyskawicznie skierował swój wzrok na przyjaciela, który już zaczął unosić „Gladiusa”, jednak, gdy tylko zauważył licza, postanowił zrezygnować ze swojego zamiaru.
- Shada… - zwrócił się Nazad do jednego ze strażników. – podaj… mu wino… - nekromanta bez najmniejszego sprzeciwu ruszył w kierunku kuchni. Po chwili wrócił w ręku trzymając kieliszek, w którym znajdowała się dość spora ilość bordowego wina. Shada podszedł do Tanavesha i wręczył mu alkohol, a prorok zaczął pić.
- I… jak… Czujesz… wizję…? – wieszcz nie odpowiadał, jednak spoglądając w jego oczy, można było zauważyć, że za chwilę zacznie mówić.
- „Nad światem stoi śmierć… zniszczenie ogarnia wszystko… Powraca zdradzony… zielona krew… rządny on zemsty… zagrozi wszystkiemu… i zniszczy nieład…” – proroka upadającego na ziemię, w ostatniej chwili złamał Steadwick. Kel’Nazad pomyślał. Przepowiednia nie mówiła nic, o czym nie wiedział. Zastanowił go jednak fragment o „zielnej krwi”, nie znał on bowiem żadnej rasy o takim kolorze krwinek.
- Chodzi o orków – przerwał myśl licza Steadwick.
- A skąd… to… przypuszczenie…?
- Zielony to kolor nadziei, a w orkowej krwi płynie nadzieja, że któregoś dnia zyskają spokój.
- No tak… ale czy nadzieja… nie dotyczy… każdego narodu…?
- Ależ oczywiście. – „Zdrajca” położył nieprzytomnego Tanavesha na krześle. – Jednak nie jest aż tak istotnym elementem jak u nich – nastała cisza. Nazad, mimo początkowego nastawienia, musiał przyznać człowiekowi rację.
- W takim razie – zaczął po chwili nieumarły. – Co teraz należy począć?
Steadwick tylko się uśmiechnął. – Należy zaatakować orków i wybić ich wszystkich. Nie możemy pozwolić, by ktoś zagrażał naszemu planu.
Licz był zaskoczony taką decyzją. Teraz dopiero zrozumiał, że jego przyjaciel odczytał tę przepowiednię zupełnie inaczej. I tak, podczas gdy on myślał, że orkowie ich zbawią, Steadwick upierał się, że to właśnie zielonoskórych, należy się obawiać.
- Na szczęście przygotowałem się na taką ewentualność. Wyruszamy do Enisto! – wykrzyczał podniośle „Zdrajca” – Colden na pewno będzie zadowolony, jeżeli poproszę go o rozwalenie kilku orkowych czaszek – uśmiechnął się jeszcze bardziej.
Kel’Nazad postanowił nic nie mówić… może faktycznie, jego przyjaciel ma racje…
- Dobrze… - powiedział zrezygnowany licz – ale… zostaw… Tanavesha… - dodał, zauważając, że Steadwick zaczyna lekko unosić „Gladiusa”, nad ciałem nieprzytomnego wieszcza…

- Panie. – Shad wyszedł przed resztę obrońców, aby móc pomówić z Nazadem.
- Tak…
- Powinniśmy zmienić ścieżkę – zaczął spokojnie nekromanta. – Moim informatorzy donieśli, że dzisiaj jeden z patroli ludzi będzie podróżował z Doreyolu do Bastowill. Jeżeli dalej pójdziemy tą drogą, na pewno ich spotkamy, a tego wolelibyśmy uniknąć.
- W takim razie… co proponujesz… uczynić…?
- Możemy przejść boczną drogą, niestety prowadzi ona w pobliżu Issandaru.
- Elfy… dalibyśmy radę… jakoś je… ominąć…? – zapytał niezadowolony, z takiego obrotu spraw, nieumarły.
- Ależ oczywiście. W pobliżu Issandaru, będziemy musieli udać się drogą prowadzącą przez las. Jedyne zagrożenie w tamtych terenach, to tylko pojedyncze wilki, co najwyżej leśny troll.
- Dobrze… przekaż Steadwickowi… abyśmy… skręcili… - odpowiedział zadowolony Nazad.

Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy drużyna umarłych weszła do lasu. Był tutaj Nazad, Steadwick, Shad oraz trójka innych strażników. Wszyscy, z wyjątkiem „Zdrajcy” wydawali się być rozluźnieni – jedynie człowiek wyczuwał, że za chwilę będzie potrzebował pomocy „Gladiusa”.
- Teraz w prawo – skierował ekipę, Shad, pokazując ręką dalszą ścieżkę. Przywódcy umarłych, nie dziwiła tak dobra orientacja nekromanty w tych terenach – w końcu należał on do elfów. Gdy już wszyscy skręcili, jeden ze strażników usłyszał jakiś szelest. Odwrócił się i ujrzał strzałę, która wbiła mu się prosto w czoło i przyniosła natychmiastową śmierć. Pozostali odruchowo wyciągnęli bronie, czekając na dalsze ruchy napastnika. Z lasu wyskoczyła na nich dwójka łuczników oraz piękna elfka, dzierżąca w ręce długi miecz. Shad błyskawicznie skoncentrował w sobie energię śmierci, wypuszczając w kierunku dowódczyni czarną kulę, niestety zaklęcie chybiło. Strażnicy błyskawicznie ruszyli w kierunku strzelców. Jeden z nich oberwał strzałą podczas biegu, ale drugi dobiegł do celu i wykonując zręczne uniki oraz celne cięcia, zdołał zabić obu łuczników.
Lenis zmarszczyła brwi. Wiedziała, że sytuacja staje się skrajnie krytyczna i musi zacząć działać. Błyskawicznie skupiła swoje myśli za świetle, dzięki czemu po jej rękach zaczęła spływać złota energia. Wykorzystała to i wyrzuciła ją całą na ostatniego strażnika, powodując jego śmierć. Widząc to Shad, ruszył ze złością na elfkę, jednak był zbyt wolny, przez co Lenis zdołała zrobić szybki unik i ze stoickim spokojem, pociąć mu prawe żebra. Spojrzała przed siebie, została tylko ona i cel jej podróży – Kel’Nazad. Szybko zmierzyła go wzrokiem i ruszyła na niego z mieczem w rękach.
Sytuacja dla licza diametralnie się zmieniła. Teraz to on był w opłakanej sytuacji – maska ograniczała jego zdolności bojowe i magiczne w znaczący stopniu. Miał jednak nad elfką małą przewagę – był zdecydowanie bardziej doświadczony od swojej przeciwniczki i aby chcieć przeżyć, musiał to wykorzystać. Podobnie jak Lenis wyciągnął miecz i czekał na ruch agresorki. Zaczęła ona standartowo od frontowego cięcia, które zostało bezproblemowo sparowane przez licza. Elfka widząc niepowodzenie swojej akcji, przerzuciła miecz na drugą rękę i cięła trupa po prawych żebrach na tyle skutecznie, że nieumarły stracił chwilowo równowagę. W takiej pozycji, zamierzała wykonać ostatni cios, jednak umarły niespodziewanie wyczarował czarną kule, która odepchnęła Lenis na dobre dziesięć metrów. Nazad zaczął wstawać i jednocześnie przygotowywał czar „wyssania życia”. Wojowniczka w ostatniej chwili stworzyła świetlistą tarczę, która zablokowała zaklęcie nieumarłego i błyskawicznie wyrzuciła z siebie kulę życia, która natchnęła się na kulę śmierci, rzuconą przez Kel’Nazada. Zaklęcie spotkały się jakieś pięć metrów od każdego z bohaterów i eksplodowały. Licz spróbował spojrzeć przez dym, ale jedyne co zauważył, to świecące na jasnozielono, ręce elfki. Nagle poczuł, że coś z tyłu go złapało. Zerknął za siebie i ujrzał wielkie ożywione magicznie drzewo. Z przodu nadciągała już Lenis, trzymająca w ręku miecz i gotowa do ostatniego ataku. Zbliżyła się do licza i zatrzymała swój wzrok na jego czarno-czerwonej masce. Bez żadnego słowa namierzyła miecz na twarz nieumarłego, gdy nagle ent runął. Była tak zaskoczona tym, co się wydarzyło, że aż opuściła miecz. Wtedy poczuła w brzuchu ból. Zwiesiła głowę na dół i ujrzała miecz, która przebił jej ciało.
- Proszę, proszę. Czyż to nie Lenis Windspear? – powiedział głos stojący za elfką. Z wielkim trudem odwróciła łepetynę i ujrzała przed sobą, śmiejącą się twarz Steadwicka.
- A więc trzymasz dalej trzymasz z nieumarłymi Lordzie Steadwicku… a może powinnam powiedzieć… „Zdrajco” – człowiek na to słowo docisnął miecz jeszcze bardziej, a następnie wyciągnął go z ciała elfki, która zawyła z bólu, a następnie nieprzytomna upadła na ziemie.
Wojownik schował „Gladiusa” i błyskawicznie podbiegł do Nazada.
- Panie! – krzyknął – nic ci nie jest?
- Nie… - mówił zmęczony licz. – Ucierpiał… tylko… mój… honor…
Steadwick spojrzał na ciało Lenis, leżące w kałuży krwi. – Możemy spróbować ożywić ją, jako nieumarły.
- Nie… - przerwał mu szybko umarły. – Znajduje się… zbyt… blisko… drzewa… życia… Wiedziała… gdzie zaatakować… - uśmiechnął się licz. – Ruszajmy… do Enisto… straciliśmy tu już… zbyt… wiele czasu… - „Zdrajca” pokiwał tylko głową w geście zgody, po czym oboje udali się w kierunku południa.

Upewniwszy się, że Nazad i Steadwick są już daleko, Shad wstał i ruszył w kierunku ciała Lenis. Uklęknął przed nim i spojrzał nań z przerażeniem. Dopiero po chwili złamał ją za szyję i mocno przytulił. Niespodziewanie, poczuł bijące serce…
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
DJK · dnia 29.12.2009 09:17 · Czytań: 668 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty