Zabójczy kwiat (cz. 2 ) - Ivan_potulny
Proza » Historie z dreszczykiem » Zabójczy kwiat (cz. 2 )
A A A
Rano obudziłem się o szóstej, piętnaście minut przed budzikiem. Byłem dziwnie spokojny. Wiedziałem, co mam dziś zrobić. Miałem czas, przygotowałem sobie śniadanie, zaparzyłem kawę, sprawdziłem czy baterie w aparacie są naładowane, na wszelki wypadek wziąłem zapasowe. Mniej więcej znałem adres, który mi podała. Dojazd powinien zająć jakieś pół godziny. Z obawą przekręcałem kluczyk w stacyjce Mercedesa W123, który dorównywał mi wiekiem i lubił zawiść w najmniej odpowiednim momencie. Odpaliłem samochód i pojechałem. Byłem bardzo skupiony. Jechałem w ciszy, nie włączyłem radia. Po drodze nic nie zdołało zwrócić mojej uwagi. Za pięć ósma zaparkowałem pod jej blokiem. Nacisnąłem przycisk domofonu. Po chwili usłyszałem krótkie i rzeczowe „chodź”, a następnie charakterystyczny dźwięk mówiący, aby naprzeć na drzwi celem ich otwarcia. Mieszkanie znajdowało się na trzecim piętrze. Był to typowy blok wybudowany początkiem lat dziewięćdziesiątych, niby nowoczesna architektura, a już było widać ślady niszczenia, pęknięcia na ścianach poodpadane płytki, którymi wyłożony był korytarz. Pomyślałem, że ten budynek doskonale odzwierciedla swoje czasy, pewnie postoi jeszcze dwadzieścia może trzydzieści lat i zostanie zburzony, podczas gdy kilkuset letnie kamienice na starym mieście będą dalej trwać. Doszedłem do drzwi mieszkania, nie musiałem nawet pukać, od razu sama je otworzyła. Wyglądała oczywiście pięknie, co mnie zresztą nie dziwiło. Ubrana była zupełnie inaczej niż wczoraj wieczorem. Elegancka biała bluzka z lekkim tylko dekoltem i ciemne spodnie, zupełnie jak licealistka na maturze. Nie widać było po niej, żeby się denerwowała, była bardzo wyluzowana.
- Masz aparat? - Spytała
- Tak, oczywiście.
- Dobrze, wejdź.
Mieszkanie było typowe. Nie wyróżniało się niczym szczególnym poza rzeźbą w kształcie anioła stojącą w rogu, na której zawiesiłem chwilowo wzrok.
- Ładna – powiedziałem wskazując na nią.
- Tak – odpowiedziała, – ale nie dość ładna, zdawałam na ASP, lecz nie dostałam się, nie poznano się na moim talencie. Ale mniejsza z tym, przejdźmy do konkretów. Przyprowadzę gościa do tego pokoju, następnie trochę się z nim pomiziam, ty jak już ustaliliśmy będziesz czekał na balkonie i zrobisz zdjęcia, zresztą omawialiśmy to i nie będziemy się powtarzać. Tutaj masz klucz do mieszkania, tylko jak wejdziesz nie zapomnij zamknąć, aby wyglądało wszystko realistycznie, nikt przecież wychodząc nie zostawia otwartych drzwi. Tu masz drugi klucz do drzwi głównych, żebyś nie musiał dzwonić do sąsiadów i bajerować, że jesteś z gazowni – w tym momencie wreszcie się uśmiechnęła - dobra to ja może jednak zrobię tę kawę, mamy jeszcze chwilę, myślę, że wystarczy jak będziemy o dziewiątej pod ratuszem.
Zaparzyła w ekspresie kawę, którą wypiliśmy praktycznie nie rozmawiając. Przed dziewiątą wyszliśmy z mieszkania i udaliśmy się na parking.
- Niezły rzęch, to w ogóle jeździ? – Podsumowała mój samochód.
- Widać jakoś tutaj przyjechałem – odpowiedziałem niezbyt mile.
- Nie denerwuj się, trzymaj ze mną a niedługo kupisz sobie nowy.
- Na pewno. Tylko, że teraz takich już nie robią. To jest legenda na kółkach, niezniszczalny model, nic mu nie straszne – broniłem poczciwego Mesia.
Zaparkowałem na ulicy Goldhamera, a następnie pieszo przeszliśmy pod ratusz. Było pochmurnie i zimno zupełnie inaczej niż jeszcze kilka dni temu. Zatrzymaliśmy się przy fontannie, około dwadzieścia metrów od ratusza, żeby móc swobodnie obserwować wszystkich, którzy wchodzili. Wyciągnęła z torebki paczkę papierosów, po czym wyjęła jednego i odpaliła srebrną zapalniczką. Popatrzyłem na nią, a ona podsunęła mi paczkę.
- Chcesz? – Zapytała częstując mnie.
- Nie dzięki, nie pale.
Chwilę milczeliśmy obserwując wejście, ale jeszcze nikt nie wchodził, a przed ratuszem zaparkowanych było tylko kilka samochodów.
- Wybacz, ale nie pamiętam nawet jak masz na imię – w końcu zapytałem.
- Nie możesz pamiętać, bo ci go nie powiedziałam.
- No to może najwyższy czas. Ty moje znasz.
- A skąd pewność, że podam ci prawdziwe, mogę skłamać – zaczęła się ze mną przekomarzać.
- To w sumie nie ważne, ale chciałbym wiedzieć jak mam się do ciebie zwracać.
- Karolina. – Odparła beznamiętnie.
- Hm, to dziwne, wczoraj miałaś na szyi wisiorek w kształcie litery A, wywnioskowałem, że jest to pierwsza litera twojego imienia - powiedziałem to patrząc jej w oczy, żeby móc z nich odczytać czy mówi prawdę czy też kłamie.
- To pierwsza litera imienia mojego byłego chłopaka, Adama. Wymieniliśmy się takimi wisiorkami, ja dostałam ten, a on taki sam z literą K.
Wydawało mi się, że mówi prawdę, chyba, że jest świetną aktorką.
- Dlaczego już z nim nie jesteś? – Podchwyciłem temat.
- A co to rozmowy w toku? To nie ważne. A na pewno nie będę o tym rozmawiać teraz – odpowiedziała szybko, wyraźnie zdenerwowana, jakby ją zabolało wspomnienie byłego. Na tym rozmowa się ucięła.
Po chwili pod ratusz podjechało nowe Audi A8 na rzeszowskich tablicach rejestracyjnych. Wysiadł z niego mężczyzna. Miał jakieś metr osiemdziesiąt, czyli był mojego wzrostu, ciemne włosy, krępy, na oko koło czterdziestki w ręku niósł neseser.
- To będzie on – powiedziała Karolina – idealny cel, musi mieć kupę kasy
- A co jak nie jest żonaty?
- My kobiety zawsze zwracamy uwagę na szczegóły, a zwłaszcza na obrączki – powiedziała z przekornym uśmiechem.
- Dobrze, a co będzie, jeżeli nie ulegnie? – Dalej gdybałem.
- Nie ma takiej opcji – odparła zdecydowanie.
- No, ale hipotetycznie?
- To wtedy znajdę alternatywny cel. Obserwuj wyjście, zresztą wcześniej wyśle ci sms.
- Ok, spróbuj jeszcze wyciągnąć od niego adres, albo, chociaż dowiedz się gdzie pracuje. Rzeszów to spore miasto.
- Skąd wiesz, że jest z Rzeszowa?
- Widzisz my faceci też zwracamy uwagę na szczegóły tylko na trochę inne na przykład takie jak tablice rejestracyjne – mrugnąłem do niej z satysfakcją.
Odczekaliśmy jeszcze dziesięć minut, a następnie Karolina weszła do budynku ratuszowego uśmiechając się do gościa w drzwiach, widać to był ten jej znajomy. Ja zostałem przy fontannie i czekałem na rozwój wypadków. Czułem się jak głupek. W pewnym momencie miałem ochotę to popieprzyć i wrócić do domu zapominając o wszystkim, coś jednak szybko zabiło we mnie tę myśl. Czas wlekł się niemiłosiernie. Czy nie wyglądam trochę podejrzanie? Pomyślałem tak, bo od dwóch godzin stoję jak dureń przy tej fontannie. Ale z drugiej strony, kto zwróciłby uwagę na kogoś takiego jak ja? Minuty mijały wolno jedna po drugiej. Wreszcie telefon zawibrował w mojej kieszeni. Wiadomość była lakoniczna do bólu. Przygotuj się – mówił do mnie wyświetlacz czytelnymi literami. Po około kwadransie z budynku wyszedł właściciel Audi a za nim Karolina. Wydawało mi się, że zauważyłem jak puściła oczko w moja stronę. Włączyłem aparat. Udawałem, że fotografuje zabytkowy ratusz. Podeszli szybko do samochodu. Otworzył jej drzwi, a ona przylgnęła do niego i pogłaskała po twarzy, następnie przesunęła dłonią po marynarce jednocześnie muskając wargami ucho. Udało mi się wszystko uchwycić obiektywem. Nie było mi łatwo i bynajmniej nie z powodu trudności technicznych, po prostu coś mnie ukłuło widząc tę scenę. Wsiadła do samochodu, on jak przystało na dżentelmena obszedł wóz od tyłu. Po chwili granatowa limuzyna odjechała. Pobiegłem szybko do swojego auta. Spojrzałem z politowaniem na staruszka, mając w głowie widok wartego jakieś trzysta tysięcy Audi. Przez chwilę się rozmarzyłem. Widziałem siebie za kierownicą takiego wozu, a obok na fotelu pasażera wiadomo, kto. Do rzeczywistości przywrócił mnie klekot starego Diesla. Mimo wieku silnik nadal pracował jak szwajcarski zegarek. O wpół do drugiej nie było zbytniego ruchu na drogach, szał zacznie się za dwie godziny. Nie miałem problemów ze sprawnym przemieszczeniem się pod blok na ulicy Bitwy o Wał Pomorski. Szybko wbiegłem po schodach. Przy otwieraniu drzwi do mieszkania Karoliny ręka mi lekko zadrżała. Nie jestem przesądny, ale uznałem to za zły znak. Zamknąłem się od środka. Zasunąłem zasłony w oknie balkonowym zostawiając, niewielką przestrzeń, przez, którą będę mógł obserwować sytuacje wewnątrz pokoju. Balkonik był bardzo mały, dzięki zabudowanej balustradzie nie było mnie widać z dołu, gdy kucnąłem. Teraz pozostało mi już tylko czekać. Mówiłem sobie po cichu, że niedługo będzie po wszystkim. Cholera, co ja wygaduje, potem będzie najtrudniejszy etap, będę musiał złożyć gościowi wizytę. Nie wiedziałem jeszcze jak to rozwiążemy. Byłem podekscytowany. W chwili, gdy przez szparę między zasłonami zauważyłem, jak do pokoju wchodzą dwie osoby, poczułem nagłe uderzenie adrenaliny. Wiedziałem, co mam robić. Podniosłem aparat i zacząłem pstrykać. Karolina była bardzo dobra w tym, co robiła, aż za dobra. Od razu pchnęła mężczyznę na łóżko i zdarła z niego górną część garderoby. Tuliła się do jego nagiego torsu. Facet mógł mieć jakieś czterdzieści lat, miał lekką nadwagę, ale wyglądał całkiem nieźle. Dziewczyna stawała się coraz ostrzejsza. To już nie były zwykłe pieszczoty. By to szlag, miała się z nim trochę pomiziać i spławić, a teraz jej zachowanie wskazywało na to, że dopiero się rozkręca. Zdjęła z siebie bluzkę, a zaraz za nią stanik, odsłaniając wspaniałe, jędrne piersi. Były idealne w kształcie, mężczyzna zaczął lizać ich sutki. Coś mnie trafiało, gdy na to patrzyłem. Nie przestawałem robić zdjęć. Miałem ich już ponad dwadzieścia zapisanych na karcie pamięci. Karolina ku mej rozpaczy nie wyglądała na zmuszającą się do coraz bardziej wyuzdanych pieszczot, wyraźnie sprawiały jej przyjemność. Facet ściągnął spodnie. Poczułem obrzydzenie na widok jego sterczącego penisa. Jedyne, czego teraz chciałem, to wejść tam i skuć mu mordę. Nie wiem jak udało mi się powstrzymać. Gniew, złość i zazdrość narastały we mnie proporcjonalnie do zmniejszającej się odległości między jego fiutem, a jej ustami. Miałem dość, czułem się fatalnie, nie potrafiłem na to dalej patrzeć. Usiadłem na balkonie, tak, aby nikt mnie nie zobaczył, plecami opierając się o ścianę. Próbowałem nie myśleć o tym, co dzieje się kilka metrów ode mnie, ale było to dla mnie zbyt trudne. Dobrze, że plastikowe okna tłumiły wszystkie dźwięki i nie musiałem przynajmniej słuchać ryczenia tego skurwiela. Mógłbym w tej chwili być wszędzie byle nie na tym cholernym balkonie. Przemknęła mi myśl, żeby spróbować zjechać po piorunochronie i uciec jak najdalej. Szybko uznałem to za fatalny pomysł. Balkon znajdował się na trzecim piętrze, a poza tym nie mógłbym tego zrobić niezauważony. Nie miałem wyjścia musiałem czekać na koniec wypadków.
Po około trzech kwadransach, otworzyły się drzwi balkonowe.
- I co zrobiłeś te fotki? – Zapytała jakby chodziło o zdjęcia z imienin babci.
- Co to miało być?! – Zaatakowałem ją, nie odpowiadając na jej pytanie.
- O co ci chodzi? – Zapytała jakby przed chwilą nic się nie stało.
- Nie tak się umawialiśmy, miałaś zrobić kilka poz i go spławić.
- Przepraszam trochę mnie poniosło, zresztą nie wiedziałam jak go zbyć.
- Nie pieprz tylko przyznaj, że nie chciałaś – kontynuowałem wyrzuty.
- No dobra niech ci będzie, a teraz muszę wziąć prysznic, masz w końcu te zdjęcia?
- Jasne – odbąknąłem rzucając aparat na łóżko. Skierowałem się w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz? – Próbowała mnie zatrzymać.
- Jadę do domu, miłej kąpieli, pa – odrzuciłem trzaskając drzwiami.
Po cholerę mi to było? Dlaczego ją poznałem? Tyle rzeczy musiało się wydarzyć, aby to się stało. Gdybyśmy wtedy poszli z chłopakami do innego lokalu, gdyby jej tam nie było, gdyby Ziemba nie szedł do wojska, gdybym się z nią nie umówił, gdybym nie wspomniał o tym przeklętym Jarosławiu i tej całej akcji, ale to wszystko się wydarzyło, a teraz zaczynam za to płacić. Nie! Muszę to skończyć, zapomnieć o niej. Marzyłem o szklance wody z mitologicznej rzeki Lete, dzięki, której mógłbym zresetować pamięć. Odpaliłem wóz, jednak nie pojechałem do domu. Nie miałem najmniejszej ochoty oglądać ani matki ani brata ani nikogo, kogo znam. Cholera, czemu mnie to, aż tak obeszło? Ot zwykłe porno tylko na żywo, a odbierałem to tak jakby obcy facet bzykał moją żonę, z którą jestem od piętnastu lat w udanym związku. Przecież jej nie kocham. Nie to niemożliwe. Byłem już raz w życiu zakochany i wiem jak to jest, to na pewno nie jest to. Nie wiedziałem gdzie jechać. Przemieszczałem się po ulicach miasta bez celu chyba z godzinę, a teraz stałem w korku, gdyż było dwadzieścia minut po trzeciej, czyli godziny szczytu, kiedy ludzie wracają z pracy. Poczułem ssanie w żołądku, które przypomniało mi, że od lekkiego śniadania nie miałem nic w ustach. Po tym, co dziś przeżyłem nie potrafiłbym jednak nic zjeść. W tym momencie zadzwoniła komórka. To była ona. Zawahałem się na chwile, po czym powiedziałem sobie w myślach – wal się – i odrzuciłem połączenie. Nie minęła minuta jak telefon zadzwonił ponownie – spierdalaj – syknąłem i tym razem wyłączyłem komórkę. W listopadzie dni są krótkie, do tego niebo było zachmurzone, więc na ulicach robiło się ciemno. Pasowało w końcu coś z sobą zrobić. Może wpadnę do Artka? To świetny kumpel, znamy się od pierwszej klasy liceum. Pod pewnymi względami jest bardzo podobny do mnie. Obaj byliśmy idealistami, mieliśmy jakieś zasady i zawsze wywieszaliśmy flagi z okazji świąt narodowych. To był dobry pomysł. W sumie powinienem wcześniej do niego zadzwonić, ale nie miałem ochoty włączać telefonu. Zatrzymałem się pod monopolowym, kupiłem flaszkę wódki i colę do popicia, zapakowałem wszystko do samochodu i obrałem kierunek na dom kolegi. Artek to szczęściarz, jest jedynakiem, jego ojciec pracuje zagranicą, a matka jest lekarką i trzy czwarte swego czasu spędza w szpitalu. Na dziewięćdziesiąt procent będzie miał pustą chatę, dzięki czemu będziemy mogli spokojnie się napić. Po około trzech kwadransach podjeżdżałem już pod dom kolegi. Zdziwił się tą niezapowiedzianą wizytą i jednocześnie ucieszył, gdy zobaczył, co wyjmuje z samochodu. Nie żebyśmy byli alkoholikami, osobiście nawet nie lubię wódki, ale od dawna nie mieliśmy okazji żeby się napić i pogadać jak facet z facetem o samochodach, najnowszych grach, o sporcie i o dziewczynach, chociaż na ten ostatni temat jakoś nie miałem dziś ochoty.
- Siema byku – przywitał mnie
- Co jest mistrzu? – Odpowiedziałem retorycznym pytaniem w naszym prywatnym slangu.
- Fajnie, że wpadłeś, szkoda tylko, że nie uprzedziłeś wcześniej, posprzątałbym trochę.
- Nie szkodzi, do wysprzątanie mamy dziś coś innego – odpowiedziałem unosząc do góry butelkę Wyborowej.
- To rozumiem, pakuj się, akurat jestem sam w domu.
Wszedłem do środka i uzmysłowiłem sobie jak dawno nie byłem u Artka, chyba ze trzy miesiące. Kiedy byliśmy w liceum odwiedzaliśmy się regularnie kilka razy w tygodniu.
- Jak tam na studiach? – Zapytał
- A dzięki, nie najgorzej – uświadomiłem sobie, że od trzech dni nie byłem na uczelni.
- Słuchaj, w sobotę wybieramy się z chłopakami na paintball, mamy zarezerwowaną hale, może się wybierzesz? Dawno nie strzelaliśmy. – Ta propozycja wydała mi się bardzo interesująca. Nie miałem planów na weekend, a ostatnio rzadko się z kumplami widywałem, do tego paintball pozwoli mi trochę odreagować.
- Ok, z przyjemnością, ale będziesz tego żałował jak skopie ci dupę. – Obaj się zaśmialiśmy. To był świetny pomysł, żeby tu przyjechać. Gadaliśmy do jedenastej, w międzyczasie opróżniając butelkę i kilka puszek piwa, które Artek przyniósł z lodówki. – Cholera!- Uświadomiłem sobie teraz dopiero, że przyjechałem samochodem, a w takim stanie nie będę prowadził. Kolega zaproponował mi nocleg, na co oczywiście przystałem nie mając innego wyjścia. Dobrze, że ojciec wyjechał na tydzień do sanatorium i nikt nie będzie się czepiał o samochód. Rano chciałem pojechać na uczelnie i sprawdzić czy przez te trzy dni o mnie nie zapomnieli. Artek jutro miał wolny dzień, zresztą jak każdy od kilku miesięcy, wiec będzie się pewnie byczył do dziesiątej. Uprzedziłem go, że rano nie będę go budził i włączyłem komórkę, aby ustawić sobie budzik. Gdy tylko telefon złapał zasięg, dostałem wiadomość od operatora o ośmiu nieodebranych połączeniach. Wszystkie były od niej tak jak sms, w którym prosiła, abym się odezwał. By to szlag a już od tylu godzin udawało mi się o niej nie myśleć. Tak bardzo chciałem usłyszeć jej głos, a jednocześnie nie miałem ochoty z nią rozmawiać. Teraz na pewno do niej nie zadzwonię. Może jutro zmienię zdanie. Na wszelki wypadek wyciszyłem dzwonek. Byłem pijany, wiec szybko usnąłem.


Rano pojawiłem się na uczelni z lekkim kacem. Przez trzy dni nic się nie zmieniło, uczelniane budynki jak stały tak stoją, nikt nie wpadł też na pomysł żeby przemalować ściany. Żeby, chociaż jakaś lekka zieleń, ale nie, wszędzie biel, nudna do bólu i bijąca po oczach, jednakże nie tak jak twarz, którą zobaczyłem przy drzwiach do sali, w której za dziesięć minut miały zacząć się ćwiczenia. No tak nie zadzwoniłem do niej, więc teraz czekała na mnie tutaj. Wyglądała jak zwykle olśniewająco, mimo, że ubrana była zwyczajnie w jeansy i czarny sweterek. Skupiała na sobie spojrzenia wszystkich facetów w promieniu kilku metrów. Dziewczyny również nie mogły oderwać od niej wzroku, choć w ich przypadku nie były to spojrzenia, pełne pożądania, lecz zazdrości. Oto na horyzoncie pojawiła się samica, z którą żadna inna nie mogła się równać i przy, której żaden samiec na inną nie spojrzy. Stanąłem naprzeciwko niej w odległości dwóch metrów ciekaw tego, co powie.
- Cześć – zaczęła, po czym zamilkła, czekając zapewne na moją odpowiedź. Nie doczekała się jej, jednak nie potrafiłem oderwać od niej wzroku.
- Przepraszam za wczoraj – kontynuowała po chwili – głupio wyszło, musiałeś się nie najlepiej czuć.
- Tak, za to ty czułaś się znakomicie. Wiesz, co, nie o to chodzi, po prostu nie tak się umawialiśmy, zaskoczyłaś mnie.
- Jeszcze raz bardzo cię za to przepraszam, obiecuje, że to się nigdy nie powtórzy.
- Nie powtórzy? Co masz na myśli? – Nie czekałem na odpowiedź – Wiem, że się nie powtórzy, bo nie będzie ku temu okazji.
- Chcesz skończyć naszą znajomość? Wydawało mi się, że ci na mnie zależy – cholera jasna, wyglądała, jak niewinny króliczek idący na rzeź. Nie potrafiłem jej powiedzieć czegoś nie miłego, chociaż jeszcze przed chwilą chciałem jej wygarnąć, co o niej myślę. Pod wpływem jej spojrzenia zaczynałem mięknąć.
- Jeżeli chcesz ze mną porozmawiać to chodźmy stąd. Za dużo osób nas tutaj słucha – powiedziałem to wyraźnie tak, aby usłyszały to koleżanki siedzące na ławce pięć metrów od nas wytężając słuch, żeby podsłuchać. Zrozumiały insynuacje i trochę się zmieszały. Karolina skinęła głową a na jej boskiej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Nie będzie cię na zajęciach? – Spytała jedna z koleżanek.
- Nie – odparłem chłodno i chwytając Karolinę za rękę ruszyłem w stronę schodów. Wyszliśmy na dziedziniec, było wyjątkowo zimno. Jeszcze kilka dni temu mieliśmy piękną złotą jesień, a dziś czuć było chłód nadchodzącej zimy.
- Zimno – stwierdziła – może pójdziemy gdzieś, gdzie będzie cieplej – dodała po chwili.
- Mnie się podoba, poza tym nie ma jeszcze dziesiątej i wszystkie lokale na rynku są pozamykane.
- Moglibyśmy pojechać do mnie, przed uczelnią mam zaparkowany samochód – zaproponowała.
- Jak, chcesz – przystałem na jej propozycje bez entuzjazmu.
Ruszyliśmy w kierunku parkingu. Karolina wyciągnęła z małej torebki kluczyki i nacisnęła przycisk na pilocie.
- To jest twoje auto? – Zatkało mnie, gdy odpowiedział jej cichy dźwięk otwieranych zamków w drzwiach zaparkowanej obok Mazdy RX8.
- Najwyraźniej tak, jak widzisz – odparła beznamiętnie, tak jakby w Polsce każda dwudziestoletnia dziewczyna jeździła sportowym wozem za pięćdziesiąt średnich krajowych.
- Czegoś nie rozumiem – odezwałem się po chwili, siedząc już na fotelu pasażera – masz ładne mieszkanie, jeździsz super wozem…
- Mam po prostu bogatego tatusia. – Przerwała mi.
- Ok. nie wnikam w sytuacje finansową twojej rodziny, ale skoro nie brakuje ci jak widać pieniędzy to, dlaczego chciałaś to zrobić?
- Chodzi ci o tę nasza akcje? Dobrze, że mi przypomniałeś. Teraz pora na drugi etap. Muszę przyznać, że masz talent, zdjęcia wyszły świetnie.
- I co, myślisz, że będzie drugi etap? – Zapytałem, sugerując równocześnie odpowiedź.
- Tak, dlaczego niby miałoby go nie być? Myślałam, że jesteś profesjonalistą, prawdziwy mężczyzna zawsze kończy to, co zaczyna.
- A może ja nie jestem prawdziwym mężczyzną?
- Jesteś, wierz mi, że jesteś – uśmiechnęła się nie odrywając wzroku od jezdni. Prowadziła szybko, a nawet brawurowo, chciałem jej rozkazać by zwolniła, ale uznałem, że nie będę z siebie robił jeszcze większego mięczaka. Szybko dotarliśmy do celu. W mieszkaniu panował idealny porządek, łóżko było zaścielane jedwabną kapą idealnie, tak, że nie było na niej ani jednej fałdki.
- Napijesz się kawy?
- Dzięki, chętnie – marzyłem o mocnej kawie. Karolina bez słowa udała się w kierunku kuchni. Po chwili ruszyłem za nią. Nasypała kawy, wlała wodę i włączyła ekspres, a ja nie mogłem się nadziwić, z jaką gracją wykonuje te proste czynności.
- Usiądź zaraz ci pokarze – usiadłem przy stole, podczas gdy Karolina wróciła do pokoju, by za chwilę przyjść z laptopem. Włączyła komputer i po kilku minutach pokazała mi zrobione przeze mnie zdjęcia. Gdy je przeglądałem położyła na stole coś jeszcze.
- Co to? Ukradłaś mu dowód? – Przytaknęła. Wziąłem do ręki kartę. Jan Doliński, urodzony 4 marca 1967 roku w Gliwicach. Super teraz mieliśmy dokładny adres, co ułatwiało sprawę. – Kurde – pomyślałem. Jaką sprawę? Przecież nie zdecydowałem, że pociągnę to dalej.
- Szlag by to trafił, dobra zróbmy to i miejmy za sobą. Nie odpowiedziałaś jednak na moje pytanie.
- Jakie? – Udała zdziwioną.
- Wygląda na to, że kasy ci nie brakuje, zresztą sama powiedziałaś, że masz bogatego ojca, więc, po co to robisz?
- Może mam w życiu zbyt mało wrażeń, może jestem bardzo złą dziewczynką, której nie miał, kto wychować, bo matka ją zostawiła jak miała trzy latka, a ojciec nigdy nie miał dla niej czasu.
- A jesteś nią?
- Może tak, może nie – odrzekła, a ja uzmysłowiłem sobie, że nic o niej nie wiem.
- To może opowiesz mi coś o sobie? – Zaproponowałem
- Na razie nie, mamy ważniejsze rzeczy do omówienia. Kiedy chcesz złożyć wizytę Jankowi?
- To jesteście na „ty”?
- Przestań, tak tylko powiedziałam.
- A muszę to robić osobiście? – Trochę się bałem – nie możemy tego załatwić pocztą? Wyślemy mu zdjęcia z żądaniem i numer konta, tak będzie bezpiecznie.
- Wymiękasz?
- Nie, ale…
- Ale co? – Przerwała mi.
- Nie, nic pojadę do niego. Najlepiej jutro, chcę mieć to jak najszybciej za sobą.
- List byłby ryzykowny, mogłaby go przechwycić jego żona i byłoby po wszystkiemu. – Miała rację, istniało takie prawdopodobieństwo.
- Ok., ale jesteś pewna, że jest żonaty? – Zapytałem, aby się upewnić.
- Tak, powiedział mi to, nawet miał biedaczek wyrzuty sumienia – uśmiechnęła się prowokacyjnie.
- Pewnie, było to po nim widać – odpowiedziałem sarkazmem, – Ale przejdźmy do konkretów.
- Na to czekam – wtrąciła
- Ile sobie zażyczymy za milczenie?
- Klient jest dziany, myślę, że dwadzieścia tysięcy nie będzie zbyt dużą sumą.
- O cholera, nie przesadzasz trochę? Myślałem o dziesięciu.
- To dyrektor oddziału Banku, dwadzieścia tysięcy to dla niego jedna wypłata, albo nawet pół, nie będzie ryzykował dla takich groszy.
- Grosze, super ja tyle nie zarobiłem przez rok.
- No widzisz, a teraz zarobisz w tydzień.
- Połowę z tego – uściśliłem – dzielimy się pół na pół.
- Oczywiście. Zgrałam zdjęcia na płytę i wydrukowałam kilka – w tym momencie sięgnęła, do torebki i wyjęła z niej małą karteczkę – tutaj masz zapisany numer konta, na, które karzesz mu wpłacić pieniądze.
- A skąd mam mieć pewność, że mnie nie oszukasz, możesz wziąć wszystko dla siebie i uciec – przerwałem jej. Na moje słowa zareagowała wybuchem śmiechu. Wyglądała tak pięknie, gdy się śmiała pokazując śnieżnobiałe zęby, takiego uśmiechu mogłyby jej pozazdrościć wszystkie znane aktorki.
- Nie wierzysz mi? – Zapytała robiąc zawadiacką minę.
- Powiedzmy, że nie, przecież cię nie znam – powiedziałem to poważnie.
- No, cóż w takim razie musisz mi zaufać.
- Albo się wycofać – przedstawiłem jej alternatywę.
- Tego nie zrobisz, wiem to. – Była bardzo pewna siebie, ale musiałem przyznać jej racje, teraz nie chciałem się już wycofywać.
- Fakt, chcę to dokończyć, jutro do niego pojadę – pomyślałem, że za dużo już przez to przeżyłem, aby nie doprowadzić tej sprawy do końca. Pieniądze się przydadzą, zwłaszcza, że oszczędności, które miałem kończyły się znacznie szybciej niż planowałem. Nie to jednak było decydującym argumentem. Chciałem być z nią. Była jak narkotyk, wiedziałem, że robię źle, że ten narkotyk mnie wykończy, jednak nie potrafiłem przezwyciężyć nałogu, w który tak szybko popadłem.
- Czyli chcesz to załatwić jutro?
- Tak, pojadę z samego rana, zatrzymam się pod jego domem i wyczekam dogodny moment, w którym będzie sam, najwyżej trochę go pośledzę.
- A jak odjedzie swoją limuzyną, która ma pewnie z 300 koni to ruszysz za nim swoim gratem? – Ironia w jej głosie była, aż nazbyt wyraźna.
- 355 koni jak już i widzę, że nadal nie doceniasz mojego wozu. Kiedy to piękne Audi wyląduje na złomie…
- Tak, tak wiem – przerwała mi – to twój staruszek będzie wygrywał Paryż – Dakar, ale na wszelki wypadek może weźmiesz mój samochód?
- Mazdę?
- Nie, Porsche, mam ich cały garaż – zauważyłem, że coraz częściej posługiwała się sarkazmem i robiła to w taki sposób, iż nie była w stanie mnie tym urazić, raczej wywoływała u mnie uśmiech.
- Nie boisz się, że rozbije twój piękny wóz?
- Najwyżej twój udział pójdzie na naprawę – zaśmiała się. Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku, kiedy to robiła, zresztą w innych sytuacja też było mi ciężko.
Rozmawialiśmy jeszcze przez godzinę, ale mimo starań nie udało mi się dowiedzieć o niej czegoś konkretnego. Utrzymywała, że jest zwykłą dziewczyną, jednak ja nie potrafiłem w to uwierzyć. Zwykłe dziewczyny nigdy tak na mnie nie działały, zresztą żadnej innej nie mogłem do niej porównać. Była zjawiskowa, była istotą z innego świata, gorszego, ale jakże ciekawego.
W pewnym momencie odebrała telefon. Po krótkiej rozmowie, oznajmiła mi, że musi gdzieś pojechać i nie może mnie odwieźć pod uczelnię. Naturalnie nie powiedziała, o co chodzi. Była jak zawsze tajemnicza. No cóż musiałem opuścić jej mieszkanie, choć miałem nadzieje pobyć z nią trochę dłużej. Na uczelnie miałem jakieś pięć kilometrów, postanowiłem pójść pieszo i po drodze sobie wszystko poukładać. Na uczelnianym parkingu czekał na mnie wysłużony Mercedes, zapuściłem silnik i pojechałem do domu. Miałem jeszcze dwa zajęcia i totalny brak chęci by na nie pójść. Gdy tylko przekroczyłem próg matka od razu zasypała mnie gradem pytań. Gdzie byłeś? Co robiłeś? Czemu nie zadzwoniłeś? Boże czy ja mam 16 lat? Powiedziałem w sumie prawdę, że byłem po zajęciach u kolegi, wypiliśmy kilka piw i zostałem u niego na noc. Nie moja wina, że matka jest nad troskliwa i nie rozumie, że mając dwadzieścia jeden lat mogę czasem nie wrócić na noc do domu. Poszedłem do swojego pokoju. Nie miałem nic do roboty, więc postanowiłem przeczytać w końcu książkę pożyczoną miesiąc temu od miłej koleżanki z roku, która od tamtego czasu leżała na półce nietknięta. Nie przepadam za romansidłami, ale powieść Stephenie Mayer mnie zaintrygowała, czytałem z zaciekawieniem o losach amerykańskiej nastolatki zakochanej bez pamięci w wampirze. Ja też znałem takiego wampira, a raczej wampirzyce tylko, że w moim przypadku to nie była miłość. Mimo to przyciągała mnie do siebie i nie byłem w stanie wytłumaczyć sobie, na jakiej zasadzie to działa, a co gorsza nie potrafiłem w żaden sposób się temu przeciwstawić. Lektura mnie wciągnęła, przez co na chwile zapomniałem o przedsięwzięciu, którego się podjąłem i o tym, co będę musiał jutro zrobić. Do rzeczywistości przywrócił mnie głośnym burczeniem mój brzuch. Uzmysłowiłem sobie, że przez ostatnie kilka dni praktycznie przestałem jeść, ograniczałem się do jednego tylko posiłku dziennie i zazwyczaj było to byle co zjedzone w biegu. Zszedłem do kuchni, aby zrobić sobie kanapkę z czymkolwiek, co będzie w lodówce. Spojrzałem na zegar, była prawie ósma za oknem już dawno zrobiło się ciemno. Trochę za późno na kolacje, ale przez ostatnie dni i tak pewnie schudłem kilo albo dwa.
- Cholera mogłabyś nie palić przynajmniej w kuchni przy jedzeniu – odezwałem się do matki, która siedziała przy stole z papierosem w ręku.
Nie przepadałem za zapachem dymu tytoniowego, można powiedzieć, że jestem wrogiem numer jeden tego zgubnego nałogu. Zawsze zwracam matce uwagę, co ją irytuje, mimo, iż wie, że mam racje.
- Marek, ostatnio zrobiłeś się strasznie nerwowy, rzadko bywasz w domu a jak już to zupełnie cię wtedy nie poznaje, masz jakieś problemy na studiach?
- Nie, żadnych, wszystko w porządku, jestem po prostu głodny a Polak jak głodny to zły. Zrobię sobie kanapkę i idę się uczyć – oznajmiłem.
- Dobrze jak uważasz, ale jakby coś było nie tak to powiedz.
- Na pewno tak zrobię – odpowiedziałem, kładąc plasterek szynki na posmarowaną masłem kromkę. – Pewnie – pomyślałem – jeszcze tego brakuje żebym się jej zwierzał. – W ogóle jestem osobą zamkniętą w sobie, nigdy nikomu nie mówiłem o żadnym ze swoich problemów, no może nie licząc czasem Artka, ale to tylko po pijaku, więc nie można tego traktować serio. Szybko zakończyłem rozmowę z matką i wróciłem do siebie. O nauce naturalnie kłamałem, żeby tylko dała mi spokój. Zauważyłem migającą niebieską diodę na telefonie. Dostałem smsa od Karoliny, jak zwykle treść do bólu lakoniczna. Pisała tylko żebym był u niej jutro rano o ósmej. – Ok. będę, a co u Ciebie słychać? Jak się miewasz? – Odpisałem, jednak na moją wiadomość nie otrzymałem już odpowiedzi.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Ivan_potulny · dnia 05.01.2010 09:11 · Czytań: 612 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 2
Komentarze
przyroda dnia 06.01.2010 15:57 Ocena: Dobre
czytałam część I...tam za dużo moim zdaniem niepotrzebnych opisów...wplotłeś...ale ogólnie całkiem, całkiem...
no cóż...ta część dobra...domyślam się, że to fragment, bo zakończenia nie ma...zaciekawiłeś...w dalszej części pewnie dowiedziałabym się...dlaczego na pierwszym spotkaniu facet z miejsca opowiada nieznajomej...taką historię z tym podglądaniem...która de facto...stała się przyczyną dalszych wydarzeń...jak dla mnie to trochę... dziwne?...
Pisz dalej...ogranicz tylko niepotrzebne opisy, które generalnie nic nie wnoszą...a nudzą

Pozdrawiam:)
Ivan_potulny dnia 07.01.2010 19:50
Dziękuje za szczery i motywujący komentarz :)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty