początek bardzo mi się podoba, ale od
gdy nagle wiersz się posypał (wg. mnie oczywiście) jakoś tak przedobrzone...
może lepiej bez
krucha bo jeśli się rozpada to wiadomo, że krucha, a poza tym przecież miałaś pewność, że to jest no powiedzmy monolit, pewny grunt (dzięki jego zapewnieniom) wierzyłaś mu przecież. więc może tak:
ziemia obsuwa się pod nami
aż dosięga ramion
itd itp dalej bez
gonienia i w ogóle trza pokombinować
sorki, że się wtryniam, moje propozycje to tylko moje widzimisię
niepoparte wiedzą czy doświadczeniem. generalnie druga część wiersza jest dla mnie zrozumiała, czuć w niej samotność i tylko nie wiem czy podmiot czuje się oszukany zdradzony a może był inny powód rozstania no i za dużo słów które wprowadzają zamęt
pozdro