Udało się. W ostatniej chwili wskoczył do tramwaju. Zdążył. Jednak musi popracować nad kondycją. Jest wystarczająco młody, by zacząć nowe życie, ale i wystarczająco stary, by szanować własne zdrowie. Rozejrzał się dookoła. Wokół posępne, senne, zmęczone twarze, takie jakie powinno oglądać się ponurym, mglistym, zimowym rankiem. Wypatrzył kawałek wolnej przestrzeni, tuż obok drzwi przy pierwszym siedzeniu. Pasażerowie stali ściśnięci, ocierali się o siebie. Wyglądali jak wielokolorowa martwa breja. Nikt nic nie mówił, nikt się nie ruszał. Martwa cisza. Jedynie turkot maszyny dawał wrażenie żywotności. Skórzaną ciężką teczką torował drogę do wolności. Wyrwał się jeziora martwych, cuchnących potem ciał i milczących umysłów. Może oddychać bez przeszkód. Może pozostawić po sobie ślad - oddech na zabrudzonej szybie. Nie wiedział tylko co zrobić z teczką. Nie postawi jej przecież na mokrej, zabłoconej podłodze. Gdy myśli krążyły wokół teczki, coś przyciągnęło uwagę. Spojrzał na delikatne kobiece dłonie. Nie były wypielęgnowane, a mimo to ładne. Paznokcie zostały ukryte pod plastrami nasiąkniętymi krwią. Wzrokiem powędrował wyżej. Obojętnie obejrzał sfatygowany brązowy płaszcz i zmechacony fioletowy szalik. Na dłuzej zatrzymał się na idealnie symetrycznej twarzy. Potem znów zerknął na dłonie. Uśmiechnął się do nich. Dłonie odwzajemniły uśmiech. Zakochał się. Dłonie odwzajemniły uczucie. Pielęgnował je, troszczył się o okaleczone palce, okazywał im miłość. Gdy dłonie zostały wyleczone, jego miłość wygasła. Stał się obcy i obojętny na ich bezimienne piękno. Nie zachwycał się nimi, nie dotykał, nie szeptał czułych słów. Kochające dłonie, spragnione jego oddechu, cierpiały. Zakrwawione miejsca, na których od niedawna osadzone były paznokcie, płakały strumieniem krwi. Ale były szczęśliwe. Wzbudziły ten sam żar miłości, co dawniej. Znów były pieszczone, otoczone troską i tym samym czułym spojrzeniem. Kolejny raz szczęście nie trwało długo. Gdy płytki przyjęły właściwy kształt, odpowiednią długość i perłowy blask, namiętność połączona ze szczerą miłością straciła nadludzką siłę. Dłonie stały się szarymi, zwykłymi dłońmi pozbawionymi odrębności. Ot, dłonie przeciętne, jedne z wielu. Mimo że tęskniły za spojrzeniem ukochanego mężczyzny z tramwaju, nie płakały karmazynowym, gęstym płynem. Wiedziały, że ukochane ciemne oczy nie wrócą i nie ma dla kogo znosić udręki. Pewnego wieczoru, w kinie, dłonie napotkały spojrzenie. Spojrzenie napotkało dłonie. Krwawiły, więc zostały poddane troskliwej opiece. Jednak szybko wyzdrowiały. Tak samo szybko jak wyraźny błysk ciemnych oczu przerodził się w matowy ledwie dostrzegalny poblask ciemnych niedostępnych oczu. Dłonie zdecydowały się podjąć ostatnią próbę. Ostatni akt rozpaczy zabarwiony czerwienią. Tym razem nie odzyskały ani spojrzenia, ani paznokci. Zostały oszpecone w imię szczerej miłości.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Enigma · dnia 06.01.2010 09:11 · Czytań: 379 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: