Zabójczy kwiat (cz.4) - Ivan_potulny
Proza » Historie z dreszczykiem » Zabójczy kwiat (cz.4)
A A A
Gdy zadzwoniłem rano do Artura, nie ukrywał, że sprawiłem mu zawód oznajmiając, iż nie będzie mógł dziś postrzelać do mnie kulkami z farbą. Osobiście też żałowałem, ale jak często mówiłem, są rzeczy ważne i ważniejsze, a widok Karoliny był wart wszelkich poświęceń. Najpierw jej głos usłyszany w głośniku domofonu, zaledwie dwa słowa, lakoniczne – poczekaj chwilkę, – które podziałały jak balsam na moje wnętrzności, a po chwili obraz jej uśmiechniętej twarzy. Nie zaprosiła mnie do mieszkania. Poprosiła, abym jej dał kluczyki i zajął miejsce na fotelu pasażera.
- Gdzie jedziemy? – Zapytałem
- Zobaczysz – odparła, po czym dodała – to niespodzianka.
- Nie lubię takich niespodzianek, powiesz mi?
- Jest sobota, trzeba się zabawić. Jeden z moich znajomych urządza imprezę poza miastem, chciałam, żebyś poznał część moich przyjaciół.
- Cieszę się, ale mogłaś mi o tym wcześniej powiedzieć.
- Tak, chciałam ci jednak zrobić niespodziankę.
- Powiedzmy, że ci się udało. - Odwróciła na chwilę głowę w moja stronę i obdarowała mnie pięknym uśmiechem.
- Musisz mi wyjaśnić jeszcze jedną sprawę – wcześniej zamierzałem nie poruszać tego tematu, jednak nie mogłem dłużej wytrzymać.
- Tak? – Wyglądała jakby naprawdę się zdziwiła. Otwarłem schowek i wyciągnąłem woreczek z trawką.
- Możesz mi wyjaśnić, co to jest?
- Grzebałeś w moich rzeczach! – Odrzekła z wyrzutem.
- Nie chciałem, ale zatrzymał mnie radiowóz i musiałem poszukać dokumentów, więc?
- Przecież to nic takiego – odpowiedziała bagatelizując sprawę. - Nie mów, że nigdy w życiu nie miałeś z tym kontaktu?
- Może i miałem, ale nie pochwalam tego. Dziewczyno wiesz, że za taką ilość grozi więzienie?!
- Bez ryzyka nie ma zabawy, a ja lubię adrenalinę.
- Ale mogłaś mnie uprzedzić. Wiesz jak się wystraszyłem, kiedy to znalazłem mając nad sobą gliniarza?
- Ha, ha – zaśmiała się – musiałeś mieć niezłą minę.
- Tak, bardzo śmieszne, tylko, że wtedy nie było mi do śmiechu. - Strzeliłem focha i odwróciłem się w stronę drzwi. Nie podobał mi się jej styl jazdy, prowadziła brawurowo. Kiedy zaparkowała pod wielkim domem w ekskluzywnej dzielnicy na obrzeżach miasta, w której każda chata warta była przynajmniej milion złotych, oznajmiła, że jesteśmy na miejscu. Wokół stało sporo innych aut, przy kilku Mazda Karoliny prezentowała się blado. Główna brama była otwarta, więc podeszliśmy do drzwi wejściowych. Było zimno wszak mieliśmy pierwszy dzień grudnia, dziwiłem się, że jeszcze nie spadł śnieg. Na dźwięk dzwonka otworzył nam sporej postury chłopak, trochę może starszy ode mnie.
- Cześć, fajnie, że już jesteście – przywitał się z nami, sprawiał miłe wrażenie.
- Poznajcie się, to jest Marek mój nowy przyjaciel, a to Chudy mój stary przyjaciel – przedstawiła nas sobie uśmiechając się to do mnie to do niego. Ekstra awansowałem do rangi przyjaciela. Wymieniliśmy z Chudym uścisk dłoni. Nie zła ksywka dla gościa, który na oko miał jakieś trzydzieści kilogramów nadwagi.
- Pakujcie się – mój nowy znajomy zaprosił nas do środka.
- Przepraszam, zaraz wrócę, czegoś zapomniałam. – To mówiąc Karolina pobiegła do samochodu. Domyśliłem się, po co.
- Chodź, zaraz przyjdzie – Weszliśmy z Chudym do środka. We wnętrzu panował przepych. Właściwie dwa przepychy, przepych pieniędzy, które wpompowano w jego urządzenie i przepych ludzi, którzy się tam znajdowali. Wszystko wyglądało dokładnie tak jak słynne prywatki z amerykańskich filmów. Rodzice wyjeżdżają, a dzieci pod ich nieobecność urządzają balangę. W ogromnym salonie znajdowało się jakieś dwadzieścia kilka osób i bynajmniej nie było im ciasno. Każdy świetnie się bawił. Ludzie rozmawiali, pili piwo, a na środku dziewczyny obściskując się tańczyły w rytm muzyki R'n'B sączącej się z ustawionych w kątach głośników. Zazwyczaj słucham innych piosenek, ale tutaj ta muzyka idealnie pasowała do klimatu.
- Rozgość się, weź sobie piwo, nie będę cię każdemu przedstawiał, myślę, że dasz sobie radę i sam zaraz wszystkich poznasz – rzekł do mnie Chudy i w jednej chwili się zdematerializował. Karolina jeszcze nie wróciła, a prócz niej i Chudego nie znałem nikogo z obecnych, poczułem się, więc trochę zagubiony. Posłuchałem nowego kolegi, wziąłem puszkę piwa z leżącej na stole zgrzewki. Usiadłem na jednej z trzech skórzanych kanap, które znajdowały się pod ścianami, na których wisiało kilka obrazów. Nie jestem znawcą sztuki, ale jeden wydał mi się znany, choć nie byłem w stanie przypomnieć sobie tytułu ani nazwiska malarza. Po chwili dosiadła się do mnie jakaś dziewczyna.
- Cześć, ty jesteś Marek tak? – Zagadała do mnie.
- Tak, zgadza się – odpowiedziałem. Była nie wysoką szatynką o zielonych oczach. Nie była brzydka, ale w konkursie Miss Polonia nie miałaby większych szans. Ubrana była dość skromnie w porównaniu z resztą towarzystwa. Wyglądała na zwykłą dziewczynę, niepasującą trochę do reszty obecnych tu ludzi, podobnie zresztą jak ja.
- Anka, jestem przyjaciółką Karoliny – przedstawiła się. – Karolina sporo mi o tobie mówiła.
- Doprawdy? – Zdziwiłem się. Odnosiłem wrażenie, że moja bogini mnie marginalizuje, mimo, iż jest świadoma tego, jaką wywołuje we mnie fascynacje. Nie spodziewałem się, że rozmawia o mnie ze swoimi koleżankami.
- Fajny z ciebie chłopak, od razu widać, że jesteś inny nie wszyscy kolesie tutaj – tym komplementem kontynuowała rozmowę.
- Dzięki, na pewno jestem inny, nie jeżdżę samochodem za dwieście tysięcy i nie noszę ciuchów od najlepszych projektantów, których nazwisk nawet nie znam.
- No właśnie. Oni wszyscy myślą, że są świetni, bo mają pieniądze od starszych, ale bez rodziców byliby niczym. Chudy, gdyby nie ojciec nie byłby w stanie zarobić na opłacenie kawalerki, a tak tatuś kupił mu piękny domek.
- To jego chata? – Spytałem
- Tak, to był prezent na osiemnaste urodziny. Wydaje mi się, że starzy chcieli się go po prostu pozbyć i kupili mu chatę, jesteś pełnoletni no to out.
- Ja od swoich na osiemnastkę dostałem sto złotych.
Na chwilę nasza rozmowa się urwała. Popatrzyłem na nią, była bardzo naturalna, na twarzy miała lekki makijaż kontrastujący z tapetami, które nosiły pozostałe dziewczyny.
- Długo znasz się z Karoliną? – Zapytałem.
- Od liceum. Ona była w szkole gwiazdą, ja zwykłą szarą myszką, na którą nikt nie zwracał uwagi. Ona miała zawsze to, czego chciała, na wszystko dawał jej ojciec, ja nie miałam praktycznie nic. Jedynie w nauce byłam od niej lepsza, ale wśród młodzieży to nie był żaden atut. Kiedyś Karolina ni stąd ni zowąd poprosiła mnie, żebym pomogła jej z zadaniem domowym, z którym nie potrafiła sobie poradzić. Ucieszyłam się, że ktoś taki jak ona się do mnie odezwał. Pomogłam jej raz potem drugi, ona w rewanżu zabrała mnie na jakąś imprezę i tak powoli zaprzyjaźniłyśmy się, mimo, że byłyśmy zupełnie inne. W pewien sposób się uzupełniamy. To ona wprowadziła mnie do tego towarzystwa, wcześniej nie sądziłam nawet, że można tak żyć, całkowicie beztrosko. To wszystko jest piękne, ale uważam, że tutaj nie pasuje. Podchodzę do tego z dystansem, którego oni nie mają – wskazała na bawiący się tłumek. – To jest inny świat, a ja jestem tu tylko gościem i nie wiem jak długo nim będę.
- A chcesz nim być? – Zapytałem.
- Kto by nie chciał? – Odpowiedziała retorycznym pytaniem. – Każdy marzy o takim życiu. Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają. Nie jest to do końca prawdą. Wszystko zależy od człowieka. Widzisz, ci wszyscy tutaj są bardzo szczęśliwi, nie dzięki miłości, czy jakimś innym wyższym uczuciom tylko dzięki pieniądzom.
- Ty też jeździsz drogim samochodem i mieszkasz w wielkim domu z basenem? – Zapytałem. Zaśmiała się przyjaźnie.
- Nie, nie jestem taka jak oni. Nie narzekam, mam dobrą pracę. Ojciec Karoliny ma sieć biur podróży, pracuję w jednym z nich. Ona załatwiła mi tę praca, normalnie mogłabym tam, co najwyżej sprzątać. Podoba mi się to, dlatego studiuje teraz zaocznie turystykę.
- To na pewno ciekawy kierunek – wtrąciłem.
- Tak, nawet bardzo.
Dobrze mi się z nią rozmawiało. Nie trzeba było jej ciągnąć za język i podtrzymywać konwersacji na siłę. Z każdą chwilą potwierdzało się dobre wrażenie, które wywarła na mnie na samym początku, do tego z rozmowy z nią dowiedziałem się o Karolinie dużo więcej niż sama mi dotychczas o sobie powiedziała. Cieszyłem się, że Anka dotrzymywała mi towarzystwa i byłem trochę zły na Karolinę, że przyprowadziła mnie tutaj, a teraz całkowicie mnie olała. W pewnym momencie zauważyłem ją w sąsiednim pomieszczeniu. Był przy niej Chudy i jakiś inny koleś. Przyglądnąłem im się uważnie przez chwilę. Skręcali na stole blanty z towaru, który przywiozła Karolina. Nie wiedziałem, czemu mi to nie przeszkadza. Zawsze byłem wrogiem tego typu zabaw, ale teraz sam poczułem chęć, aby spróbować nowych doświadczeń. Karolina wraz z chłopakami zaczęła częstować skrętami wszystkich zgromadzonych w salonie. Po chwili podeszła do naszej kanapy.
- O widzę, że się poznaliście – rzekła, gdy zobaczyła nas razem. – Dzięki Aniu, że zaopiekowałaś się moją zgubą – uśmiechnęła się przy tym przekornie.
- Nie ma, za co Marek jest bardzo miły – odpowiedziała Ania.
- Chcecie? – Zapytała Karolina trzymając w ręce skręta. Zawahałem się na chwilę, ale Anka nie miała oporów i dziękując wzięła od niej blanta, po czym spojrzała na mnie chcąc zauważyć moją reakcję. Byłem trochę zakłopotany. Nigdy wcześniej nie paliłem trawki. Kiedyś musi być ten pierwszy raz – pomyślałem.
- Bawcie się dobrze, ja muszę jeszcze znaleźć kilka osób – to mówiąc Karolina się ulotniła. Znowu zostałem sam z Anką. Uśmiechnęła się do mnie wyciągając z torebki zapalniczkę. Odpaliła skręta, po czym wciągnęła dwa buchy i przekazała dżointa mnie. Coś w głębi mówiło mi, – co ty robisz debilu? – Mimo to nie protestowałem. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, nie palę nawet papierosów, nie wiedziałem, więc czy będę potrafił. Pociągnąłem raz trochę się krztusząc, przy drugim razie nie miałem już problemów. Po chwili substancje psychoaktywne zawarte w dymie, otworzyły w mojej głowie wrota do Narni. Muzyka i głosy ludzi zlewały się ze sobą, byłem odprężony, czułem się wyjątkowo dobrze, zaraz potem całkowicie odpłynąłem.


Obudziłem się skacowany. Nie wiem w sumie czy to był kac, bo głowa mnie nie bolała, nie było mi też nie dobrze, tylko strasznie chciało mi się pić, a co gorsza nie bardzo pamiętałem gdzie jestem i jak się tutaj znalazłem.
- Widzę, że śpiący królewicz się obudził – odezwał się czyjś głos. Odwróciłem się w jego stronę. Leżałem na dużej kanapie w obcym mi pokoju. Poznałem osobę, która do mnie mówiła, to był Chudy. Powoli wracały wspomnienia poprzedniej nocy, ale tylko do pewnego momentu.
- Nieźle wczoraj zabalowałeś, byłeś królem wieczoru – śmiał się chłopak.
- Tak? – Zapytałem. Mój głos miał dziwną barwę.
- Pewnie, a ten twój striptiz na stole był naprawdę świetny. Ale dziewczyny piszczały.
- O cholera - syknąłem i zakryłem głowę poduszką.
- Dobra, żartowałem, ale naprawdę było super. Serio nic nie pamiętasz? – Zapytał podając mi butelkę wody.
- Dzięki, marzyłem o mineralce.
- Normalne, po przepaleniu zawsze chce się pić – stwierdził Chudy niczym wybitny znawca tematu.
- Pamiętam wszystko mniej więcej do północy, potem urwał mi się film. – Odpowiedziałem po chwili na wcześniej zadane pytanie.
- Tak to jest jak się pierwszy raz pali blanta – oznajmił.
- Fakt, wcześniej nigdy nie paliłem – przyznałem.
- Ta Anka wyraźnie na ciebie leci – zaczął z innej beczki.
- Nie wiem, może – odparłem
- Nie może tylko na pewno, stary wierz mi wiem, co mówię.
- Jest raczej nie w moim typie – odpowiedziałem. – Która godzina? – Spytałem chcąc zmienić temat.
- Dziesięć minut temu minęło południe, pora do kościółka, trzeba odpokutować grzeszki sobotniej nocy – zaśmiał się.
- Dzięki, że mnie przenocowałeś.
- Nie ma, za co, pomożesz mi sprzątać – nadal się śmiał.
- Jasne - odparłem.
- Ale najpierw coś zjemy i pojedziemy do kościoła.
- Ty serio z tym kościołem? – Zapytałem. Dawno nie odwiedzałem tej instytucji.
- No pewnie, jesteś chyba katolikiem.
- W sumie tak – odrzekłem.
- No to nie chcesz się chyba smażyć w piekle? – Uznałem to pytanie za retoryczne. W międzyczasie wypiłem prawie całą butelkę wody mineralnej.
- Ok. idę zrobić coś do żarcia – odparł Chudy. Wskazał mi też gdzie jest łazienka. Zimna woda podziałała kojąco na moje zaspane oczy. Chudy nie żartował, godzinę później staliśmy w przedsionku katedry słuchając mszy. Co, jak co ale nie spodziewałem się po nim, że jest taki pobożny. Większość z moich znajomych i ja sam jesteśmy katolikami tylko na papierze.
- Dlaczego nie wejdziemy do środka tylko stoimy w przedsionku? – Zapytałem.
- Bo nie jesteśmy godni by z bliska oglądać oblicze Pana – odpowiedział mi, a ja zastanowiłem się czy nadal nie jest pod wpływem narkotyku. Byłem tego prawie pewny, gdy dał na tacę dwieście złotych, chociaż po chwili uświadomiłem sobie, że dla niego to pewnie tyle ile dla mnie dwadzieścia groszy.
- Dobra teraz cię odwiozę do domu – oznajmił mi, gdy wychodziliśmy z przybytku bożego.
- Miałem ci pomóc w sprzątaniu – przypomniałem mu.
- Coś ty żartowałem z tym, od tego jest firma sprzątająca. Powiedz mi lepiej gdzie mieszkasz? – Zapytał, a ja w odpowiedzi podałem mu adres.
Wydawało mi się, że wszyscy sąsiedzi stoją w oknach i gapią się na mnie jak wysiadam z najnowszego BMW serii 5. Najpierw przyjechałem Mazdą teraz wysiadam z limuzyny, już się domyślam, jakie plotki muszą chodzić po wsi. Byłem nadal niewyspany, zignorowałem matkę i udałem się do swojego pokoju, po czym padłem na łóżko i usnąłem. Nie spałem długo, obudziłem się po czterech godzinach. Wiedziałem, że po przespanym dniu czeka mnie bezsenna noc. Miałem czas na przemyślenia. Jutro będzie poniedziałek, trzeci dzień, minie ultimatum. Byłem strasznie ciekaw czy Doliński przeleje pieniądze, a może się nie ugnie? Co wtedy? Spełnić groźbę i wysłać zdjęcia jego żonie? Gość będzie pogrążony, ale niechybnie zawiadomi policję, że był przez nas szantażowany. To wszystko było jak partia pokera, licytowaliśmy bardzo wysoko mając kiepskie karty w nadziei, że przeciwnik się wystraszy i spasuje. Pula była pokaźna, mogliśmy sporo wygrać i jeszcze więcej stracić. Dziwiłem się Karolinie, że się bawi w tę grę. Wiedziałem, iż robi to jedynie dla adrenaliny, po prostu to było coś, czego jeszcze nie próbowała, pieniądze nie były dla niej ważne. Ja natomiast łapałem się na tym, że coraz bardziej zależy mi na tej kasie. W sobotę zasmakowałem luksusowego życia, które niebezpiecznie mi się spodobało. Chciałem być taki jak oni, mieć na wszystko, o nic się nie martwić, jeździć wypasioną furą, imprezować i śmiać się z uczciwie pracujących za żebraczą pensje ludzi. Podobało mi się towarzystwo bogatych gości i pięknych dziewczyn, ale to nie było głównym argumentem. Była nim ona. Tak naprawdę robiłem to dla niej, bojąc się, że jeśli nie dam jej tego, czego chce to nasza krótka znajomość szybko się zakończy. Wiedziałem, że nie mógłbym tego znieść. Długo tak rozmyślałem leżąc na łóżku, moim myślom akompaniowało jedynie regularne tykanie ściennego zegara, które w pewnym momencie wydało mi się głośniejsze niż uderzenia młota pneumatycznego. Myśli zaczynały się rozmazywać, w moim umyśle zaczęły pojawiać się inne dźwięki, po chwili przestałem słyszeć zegar, czułem jak zapadam w sen. Nagle szybko się obudziłem. Byłem w lesie, zewsząd otaczały mnie ciemne jak smoła kształty drzew. Wyjątkowo mroczna noc nie pozwalała, by do moich oczu dotarło jakiekolwiek światło. Stałem tak kilka minut. Wszystkie moje zmysły zamarły, jedynie nozdrza wychwytywały przyjemny zapach sosnowej żywicy. Idealna cisza zadawała ból moim uszom. Dopiero po chwili wzrok przyzwyczaił się do ciemności. Usłyszałem krzyk. Kobiecy głos zdawał się odbijać echem od drzew i dobiegać z każdej strony. Przeraziłem się. Chciałem pomóc kobiecie, ale nie byłem w stanie zlokalizować miejsca, z, którego woła. Wiedziałem, że znajduje się w wielkim niebezpieczeństwie. Na chybił trafił wybrałem kierunek i zacząłem biec. Pełen przerażenia krzyk dobiegał z coraz bliższej odległości. Chciałem przyspieszyć, jednak las zdawał się czynić wszystko mi naprzeciw, rzucał pod nogi coraz większe korzenie, odstające gałęzie drzew haratały moją twarz. Mimo ogromnego wysiłku biegłem coraz wolniej, a głos stawał się z każda sekundą cichszy, oddalała się ode mnie, traciłem ją. Potknąłem się o wystający korzeń i upadłem twarzą na ziemię. Leżałem tak przez chwilę. Przegrałem, nie potrafiłem jej pomóc, targały mną wyrzuty sumienia. Poprzecinana przez gałęzie twarz okropnie piekła, jednak pragnąłem zadać sobie jeszcze większy ból. Poniosłem porażkę i zasłużyłem na karę. Wstałem i zrozpaczony uzmysłowiłem sobie, że biegnąc w amoku nie zapamiętałem drogi. Czerń gęstego lasu mnie przytłaczała. Nieogarnięta ilość antymaterii pragnącej wciągnąć mnie niczym czarna dziura. Bałem się potwornie. Nie wiedziałem, co robić, nie miałem pojęcia którędy wrócić. Nie czułem już zapachu sosnowej żywicy. Wokoło rosły teraz inne drzewa, dęby może klony, w ciemności nie potrafiłem ich rozróżnić. Nagle pod jednym z drzew zauważyłem postać. Jasna głowa odbijała się na tle bezkresnej czerni niczym świecąca w nocy latarnia na wyspie otoczonej zewsząd bezkresnym oceanem, który próbuje ją zniszczyć uderzając wysokimi falami. Ona jednak nie ugina się przed potęgą Posejdona, dzielnie stoi na posterunku, by wskazywać drogę żeglarzom. To była dziewczyna, miała podkurczone nogi, a głowę trzymała między kolanami. Zorientowałem się, że jest równie bardzo jak ja przerażona. Widząc ją mój strach powoli zaczął odpływać w nicość. Rozpoznałem dziewczynę. Tych blond włosów nie można było pomylić z żadnymi innymi. – Karolina – powiedziałem cicho z miłością, pochylając się nad nią. Podniosła głowę. Przerażenie wróciło. To nie była ona. Miała tylko jej włosy, twarz należała do Anki, dziewczyny, którą poznałem na imprezie u Chudego. Wtedy była całkiem ładna, pamiętałem jej miły uśmiech, nie tak czarujący jak Karoliny, ale za to taki ciepły. Teraz jej twarz była mocno zdeformowana, wyglądała jakby ktoś oblał ją kwasem.
- Zabłądziłeś, jak teraz wrócimy do domu? – Spytała mnie rozpaczliwie. Mówiła bardzo niewyraźnie, z trudem zrozumiałem jej słowa. Nie wiedziałem, co jej odpowiedzieć
- Zawiodłeś, Marku – usłyszałem kolejny wyrzut. Uklęknąłem, aby móc ją przytulić i pocieszyć, zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Objąłem jej szyję ramieniem, żeby z odrazą zauważyć, iż jej ciało się rozkłada, jednocześnie poczułem okropną, nie do opisania woń. Tego było już dla mnie za wiele. Obudziłem się cały zlany potem. Sen był tak realistyczny. Przez chwilę jeszcze nie wiedziałem, co się dzieje. Byłem pewien, że te straszliwe wydarzenia naprawdę miały miejsce, ale bardzo dawno temu jakby w innym wcieleniu. Dobrze, że nie wierzę w sny. Zapaliłem światło chcąc sprawdzić, która jest godzina. Za oknem było ciemno, jednakże nie wiele dni pozostawało do zimowego przesilenie, więc słońce wstawało późno. Mogła być trzecia, ale też równie dobrze siódma. Gdy żarówka rozświetliła pokój, na ściennym zegarze odczytałem godzinę szóstą czterdzieści pięć. Odetchnąłem z ulgą wiedząc, że za chwilę zacznie się ranek, a ta dziwna noc się skończy i razem z nią odejdą w zapomnienie jej koszmary.


Poniedziałek, zaczynał się nowy tydzień i to zaczynał się fatalnie od wykładu Dniepra. Jakież fascynujące są alternacje zachodzące w morfemach i ich przyczyny. Równo tydzień temu wszystko się zaczęło i jeżeli poszło dobrze to dziś miało się skończyć. Z tego powodu nie byłem w stanie skupić swojej uwagi na chłonięciu wiedzy, która zapewne i tak do niczego mi się nie przyda. Czułem się jakbym wrócił do domu z egzotycznych wczasów, którymi były ostatnie dni. Nie podobało mi się, pragnąłem wyjechać ponownie.
- Co się z tobą dzieje? – Zapytała mnie koleżanka z roku, gdy wychodziliśmy z sali po skończonym wykładzie.
- A co ma być? – Odrzekłem chłodno i beznamiętnie.
- Przez ostatni tydzień nie było cię na uczelni. Przepraszam, pojawiłeś się w czwartek, ale gdy tylko zobaczyłeś tę dziewczynę od razu się razem z nią ulotniłeś.
- Iwona, nie twoja sprawa – odpowiedziałem niegrzecznie.
- Niby tak, ale…
- Skoro tak to się nie wtrącaj z łaski swojej – przerwałem jej. Po tych słowach odeszła, najwyraźniej nie miała ochoty dłużej ze mną rozmawiać, co mnie nie dziwiło i cieszyło zarazem, bo ja również nie miałem chęci na konwersacje. Ta wspaniale udawana troska, za którą, kryła się jedynie ciekawość. Pamiętam, jakie wszyscy mieli miny, gdy pojawiła się Karolina i gdy z nią odszedłem. Teraz pewnie dziewczyny zachodzą w głowę, jakie nas łączą stosunki, ot zwyczajne plotkary. Czas wlekł się niemiłosiernie, minuta po minucie. Prowadzący chcą dziś chyba pobić rekordy nudy na swoich zajęciach. Po trzech wykładach, z których nic nie zrozumiałem z równie wielkim entuzjazmem siedziałem na zajęciach z gramatyki opisowej. W pewnym momencie zadzwonił telefon w moim plecaku. Zapomniałem go wyłączyć. Wszyscy razem z prowadzącym spojrzeli na mnie, a ja miałem to gdzieś. Wyciągnąłem telefon. Otworzyłem klapkę, dzwoniła Karolina, wreszcie coś się zacznie dziać. Rzuciłem szybkie – przepraszam – i wyszedłem z sali, aby odebrać.
- Słucham – powiedziałem po naciśnięciu zielonej słuchawki.
- Cześć jak samopoczucie? – Zapytała.
- Dzięki, fantastycznie – odpowiedziałem z przekąsem.
- To dobrze, musimy się spotkać, chcę ci coś pokazać. Jesteś może na uczelni?
- Tak, a co chcesz mi pokazać? – Zaintrygowała mnie, nie pierwszy zresztą raz.
- Zobaczysz, wyjdź przed wejście główne zaraz tam podjadę, do zobaczenia – jak to miała w zwyczaju od razu się rozłączyła nie czekając na moją odpowiedź. Wróciłem do sali, ale tylko po to by wziąć plecak i oświadczyć, że w wyniku nagłego wypadku muszę opuścić dalszą część zajęć. Prowadzący uświadomił mnie jeszcze, iż skreśli mnie z dzisiejszej listy obecności, ale puściłem jego ostrzeżenie mimo uszu. Karolina była rozpromieniona, cała tryskała energią. Podjechała pod wejście do uczelni, opuściła szybę i krzyknęła, abym wsiadł do samochodu. Posłuchałem.
- Powiesz mi teraz, o co chodzi? – Zapytałem.
- Ale jesteś niecierpliwy – skwitowała, a po chwili zapytała jak mi się podobało na imprezie.
- Było miło, naprawdę dobrze się bawiłem – uśmiechnąłem się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech. Jechaliśmy może dwie minuty, po czym zatrzymała wóz na poboczu jednej z ulic.
- Dlaczego się zatrzymałaś?
- Bo, to tutaj.
- Tutaj? – Zdziwiłem się. Rozejrzałem się, dookoła, ale nie zauważyłem nic szczególnego, nie raz przechodziłem tą ulicą, była całkiem zwyczajna.
- Wysiadaj – rozkazała. Zaprowadziła mnie pod jeden z budynków. Otworzyła torebkę i wyjęła kartę kredytową, pomachała nią przed moimi oczami i chwytając mnie za rękę pociągnęła w stronę bankomatu umieszczonego na ścianie budynku. Włożyła kartę, wstukała pin i po chwili powiedziała:
- Patrz. – Spojrzałem na ekran. Suma środków na koncie: trzydzieści tysięcy złotych.
- O cholera – tylko tyle byłem w stanie z siebie wydobyć.
- Udało się – stwierdziła Karolina. Wyjęła kartę z bankomatu.
- Należy do ciebie – oświadczyła podając mi ją.
- A twoja część? – Zapytałem.
- Przecież wiesz, że nie robie tego dla pieniędzy. Przyznam, że zaimponowałeś mi zwiększeniem żądania. Zasłużyłeś na te pieniądze.
- Ale nie tak się umawialiśmy, mieliśmy się podzielić pół na pół.
- Mnie one naprawdę, nie są potrzebne. Weź je, pożyczę ci drugie tyle i kupisz sobie wreszcie przyzwoity samochód.
- Tak, ciekawe, z czego ci oddam – zażartowałem nie biorąc jej propozycji na serio.
- Z kolejnej akcji – wyjaśniła z powagą.
- To będzie kolejna?
- A dlaczego miałoby nie być? Udało nam się, teraz mamy już doświadczenie. Nie mów, że ci się nie podobało?
- Bardzo mi się podobało – odrzekłem - tak bardzo jak ty mi się podobasz – wyznałem jej.
- Wiem, - odpowiedziała z zawadiackim uśmiechem, którego nie sposób było w żaden sposób zinterpretować – a teraz weź tę kartę i zabierz mnie na dobry obiad, jestem potwornie głodna.
- Z przyjemnością – odpowiedziałem. Perspektywa zjedzenia z nią obiadu cieszyła mnie bardziej, niż suma na koncie, do którego posiadłem kartę. Udaliśmy się do najlepszej restauracji w mieście. Nigdy wcześniej nie byłem w tym lokalu. Jedzenie tutaj było okropnie drogie. Zajęliśmy stolik, a po chwili przeszedł kelner. Złożyliśmy zamówienie i zaczęliśmy rozmawiać. Mówiliśmy o wszystkim, nie pomijając wydarzeń minionego tygodnia. Było mi cudownie.
- Miałabym do ciebie prośbę – odezwała się Karolina. Przytaknąłem, a ona kontynuowała. – Zagrałbyś mojego chłopaka? – Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Nie musiałem grać, mogłem nim być naprawdę. Nie odpowiedziałem jej. Widząc moje zdziwienie, zaczęła wyjaśniać: • - Widzisz, ojciec zaprosił mnie na weekend do Zakopanego. Chce mi przedstawić swoją nową kobietę. Zapytałam go czy przy tej okazji mogę go poznać z moim chłopakiem. Mój poprzedni wybranek nie przypał mu do gustu, delikatnie mówiąc. Ojciec nie wierzy, że z nim zerwałam, jest na mnie zły za tamten związek, więc pomyślałam, że jeśli przedstawię mu ciebie, jako mojego nowego mężczyznę to wreszcie mi uwierzy.
- W ten weekend? – Zapytałem.
- Tak.
- A jesteś pewna, że chcesz abym to był ja?
- Jesteś najnormalniejszy z wszystkich moich znajomych, ojciec na pewno cię polubi. Wyglądasz na porządnego chłopaka.
- Skoro tak uważasz, nie mam nic przeciwko. – Moje ciało zachowywało powagę, podczas gdy dusza skakała z radości. To była fantastyczna okazja. Cały weekend z nią w górskiej scenerii. Byłem wniebowzięty na samą myśl.
- Świetnie, wielkie dzięki, będę twoją dłużniczką.
- Raczej ja będę twoim dłużnikiem.
Rozmawialiśmy dalej jedząc powoli obiad. Choć mówiła nadzwyczaj dużo, to tak ważyła słowa, że praktycznie niczego nowego się o niej nie dowiedziałem. Kiedy tylko próbowałem skierować naszą konwersacje na jej temat, gdy tylko zadałem jej jakieś osobiste pytanie, sprytnie wymigiwała się żartami. Kiedy kelner przyniósł rachunek na niebagatelną kwotę, miałem pierwszą okazję, aby użyć nowej karty płatniczej. Mając ją, suma widniejąca na rachunku nie robiła na mnie większego wrażenia. Do domu wracałem cały w skowronkach. Po dzisiejszym obiedzie syty był nie tylko mój brzuch, ale też serce przepełnione nadziejami, które wiązałem z weekendowym wyjazdem. Już nie mogłem się go doczekać. Wiedziałem, że następne pięć dni będzie dla mnie katorgą.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Ivan_potulny · dnia 12.01.2010 08:46 · Czytań: 689 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 1
Komentarze
przyroda dnia 12.01.2010 20:14 Ocena: Bardzo dobre
No witaj...to znowu ja...hehe...cholera! znowu czytam:smilewinkgrin:...jest ok. akcję wciąż posuwasz...hehe do przodu...trochę zaczyna mnie drażnić postać Marka...niby zachowuje dystans do"oblepionych"kasą...ale przez te jego przemyślenia przebija klasyczna nuta zazdrości...chyba zaczyna chłopaczyna pękać...ciągnie go w te rejony zepsutego towarzystwa...a już kompletnie nie pojmuję jego zadurzenia...skoro Karolina nie ma oporów...bzykać się z każdym?...no i ten gest....z kasą
Ps. dobrze jest...ciekawam ciągu dalszego...
Pozdrawiam...wierna czytelniczka:D
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty