Kolejny dzień budzi się ze snu. Swoim krzykiem wybija wszystko i wszystkich z nurtu zapomnienia, wtrącając wprost w codzienność. Boże! Jak ja nienawidzę tego momentu. W takich chwilach człowiek pragnie, żeby ostanie tchnienie snu pozostało w nas jak najdłużej. Pozostaje jedynie nadzieja, lecz za chwilę nie będzie nawet jej. Otwieram, więc oczy, im szybciej dobierze się do nich światło wyrzucając wspomnienie nocy, tym lepiej. Nie chcę pamiętać nic z tego, co wydarzyło się wieczorem w moim śnie. Wstaję szybko z łóżka uważając by nie obudzić nikogo i kieruję się w stronę łazienki, żeby zmyć z siebie ostatnie ślady snu. Po drodze kątem oka spoglądam w lustro mieszczące się w przedpokoju, jedyne, co tam widzę to twarz człowieka zniesmaczonego światłem dnia. Światłem nie dającym nadziei, ale i nie odbierającym jej. Myję twarz, myśląc jak zabić codzienną monotonię, jak wyrwać się z szarości dnia powszedniego. Nic nie przychodzi mi do głowy, więc pozostawiam to kwestii chwili. Wcześnie jeszcze, będzie przed dziesiątą- nikogo pewnie nie spotkam tak wcześnie, ale nie usiedzę też w domu, ta cisza mnie dobija. Ubieram się, więc w pośpiechu, im szybciej się stąd wydostanę, tym lepiej. Wychodząc z klatki mijam sąsiada, który patrzy na świat przez różowe okulary alkoholu, zastanawiam się skąd on bierze na to pieniądze i co ważniejsze zdrowie. Pewnie gdyby nie niektóre osoby w moim życiu sam bym tak skończył- dwudziestoletni, co tu ukrywać menel. Myśląc o tym, wydostaję się z klatki. Z odrętwienia wyrywa mnie oślepiający blask słońca. Przyroda o tej porze roku tworzy doskonałą oprawę dla szarości bloków. Kieruję się powoli w kierunku bliżej nie określonym, tak jak zawsze zresztą, gdy wybieram się na samotny spacer, rozmyślając o tym, co było i o tym, co może się stać. Jedyne, na co mam teraz ochotę to wsiąść do jakiegoś pociągu, autobusu i pojechać gdzieś gdzie jeszcze w życiu nie byłem, ale nie zrobię tego, dlatego, że na końcu drogi nie będziesz na mnie czekała. Moje przemyślenia przerywa dźwięk telefonu, o dziwo ktoś sobie o mnie przypomniał. Znajomy chce się spotkać, wyjść na piwo, pogadać, o życiu-pewnie nie dzieje się zbyt ciekawie u niego, zawsze jak mówi, że chce pogadać to nie jest zbyt dobrze. No to jestem ustawiony za dwadzieścia minut pod Tesco, ruszam więc szybszym krokiem, bo jednak mam do przejścia kawałek. Że też zawsze złe rzeczy muszą się dziać dobrym ludziom, od kiedy go znam, od kiedy pamiętam był człowiekiem, na którym zawsze można było polegać, chyba jedyny człowiek jakiego znam, dla którego dane słowo coś znaczyło. Najbardziej w boli mnie gdy przyjacielowi w życiu się wali. Jestem już prawie na miejscu, widzę go już z daleka, stoi nerwowo paląc papierosa-pewnie znowu jakieś problemy z dziewczyną. Zauważył mnie, uśmiechając się kieruję się w moją stronę...........Czułem tylko ból, nie mogłem się ruszyć. Zewsząd dochodziły do mnie krzyki ludzi-O, Boże!. Po twarzy spływała mi jakaś ciecz koloru czerwieni, przez którą nie mogłem nic zobaczyć. Ogromne ciepło wdzierało się do mojego brzucha, nie przywiązywałem do tego większej wagi. Wszystko stawało się dla mnie obojętne i obce, nic już dla mnie się nie liczyło. Ktoś mówił żebym nie zasypiał, lecz wtórował mu głos, szept innej osoby bym, zamknął oczy, że nadszedł już mój czas......Następnego dnia w gazecie ukazał się artykuł: Młody chłopak został potrącony przez pijanego kierowcę. Gdy dotarła do niego pomoc, było już za późno. Lekarze mówią, że nawet gdyby dotarli na miejsce wcześniej, to i tak nie mogliby nic zrobić-Rany były zbyt poważne-jak mówi lekarz, który stwierdził zgon-jego wnętrzności dosłownie pokryły całą maskę samochodu......
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
webciak · dnia 19.08.2006 15:13 · Czytań: 754 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 4
Inne artykuły tego autora: