Zabójczy kwiat (cz.5) - Ivan_potulny
Proza » Historie z dreszczykiem » Zabójczy kwiat (cz.5)
A A A
Korzystałem z życia. Wtorek, środa, czwartek, nie pojawiłem się na uczelni za to odwiedzałem wiele sklepów. Postanowiłem wymienić większą część garderoby. Lekką ręką wydawałem pieniądze, które przyszły mi tak łatwo. Teraz mogłem sobie pozwolić na wiele rzeczy, o których wcześniej tylko marzyłem. Jedyne, co mnie przez te trzy dni smuciło to brak kontaktu z Karoliną. Zniknęła, nie odbierała moich telefonów, nie odpisywała na smsy. Zaczynałem się bać. Może się rozmyśliła, może zrezygnowała z wyjazdu? Nie, tej myśli nie dopuszczałem do głosu. Gdy zwiedzałem galerię w czwartkowe popołudnie, podeszła do mnie dziewczyna. Po trzech sekundach rozpoznałem w niej Ankę. W tym momencie wróciło wspomnienie koszmaru, który przyśnił mi się kilka dni temu.
- Cześć, coś ci jest? – Przywitała się i zapytała widząc moją minę. Wyraźnie wspomnienie snu odbiło się echem na mimice twarzy.
- Witaj, miło cię widzieć – odwzajemniłem uprzejmość – nie, u mnie wszystko w porządku – standardowo odpowiedziałem na jej pytanie.
- Dobrze, że się spotykamy, zależy mi na tym, by z tobą porozmawiać – mówiąc to miała nadzwyczaj poważny wyraz twarzy.
- Ok. chodź, zapraszam cię na kawę – zaproponowałem. Usiedliśmy przy stoliku w najbliższej kawiarence znajdującej się w galerii.
- Nie zrozum mnie źle – zaczęła po chwili – po prostu się martwię. Polubiłam cię i nie chcę, żeby spotkało cię coś złego.
- O czym mówisz? – Spytałem zdziwiony.
- Obiecaj mi, że ta rozmowa zostanie między nami.
- No, dobrze – odparłem bez namysłu, – ale, o co chodzi?
- O Karolinę – odrzekła krótko.
- Nadal nie rozumiem, możesz uściślić?
- To zła dziewczyna.
- Hm, dlaczego tak sądzisz? Dla mnie jest bardzo miła.
- Mam powody, żeby tak uważać – odpowiedziała, ciągle jednak nie podając konkretnych argumentów.
- Dobrze skoro, więc jest taka okropna, dlaczego jesteś jej przyjaciółką?
- To bardzo skomplikowane, nie wiem czy byłbyś w stanie to zrozumieć. Widziałeś wisiorek w kształcie litery A, który nosi na szyi? – Zapytała.
- Tak – odpowiedziałem lakonicznie. Karolina miała go praktycznie zawsze.
- Wiesz skąd go ma? – Dziewczyna kontynuowała.
- Nie, nie mówiła mi – skłamałem.
-Dostała go kiedyś od swojego chłopaka Adama. Wymienili się wisiorkami on dał jej ten a ona jemu drugi tylko z literką K. Romantyczne nieprawdaż?
- Nie mówiła mi, że ma chłopaka.
- Już nie ma. Wiesz, co się stało z Adamem? – Zadała kolejne pytanie.
- Nie mam pojęcia, zapewne się rozstali skoro powiedziałaś, że Karolina nie ma chłopaka – odpowiedziałem.
- Karolina go zostawiła – uściśliła Anka. Nie dziwiło mnie to, nie wydawało mi się, aby jakikolwiek facet mógł ją rzucić, więc było pewne, że to ona zerwała. Ania mówiła dalej: - Najpierw go w sobie rozkochała, a potem wywaliła jak zepsutą zabawkę. Wszystko wyglądało identycznie jak teraz, zupełnie tak jak zachowuje się w stosunku do ciebie. Jesteś zaślepiony, zauroczyła cię, jesteś taki sam jak Adam i boje się, że to się tak samo skończy.
- Tak samo, czyli jak? – Teraz naprawdę mnie zaintrygowała.
- Adam popełnił samobójstwo, skoczył z dachu kamienicy wprost na ulicę, zginął na miejscu – odpowiedziała. Coś w tym momencie zaczęło mi się przypominać. Tak, to była głośna historia, pisały o tym gazety. Jakiś rok temu chłopak spadł z dachu i roztrzaskał się na bruku. Istniało przypuszczenie, że popełnił samobójstwo, w końcu jednak uznano to za nieszczęśliwy wypadek, ofiara była pod wpływem narkotyków.
- Pamiętam, to straszna historia, ale ten chłopak był naćpany, możliwe, że po prostu spadł i nie była to zaplanowana śmierć.
- To było samobójstwo! – Powiedziała stanowczo – zabił się z miłości do niej. Ona jest jak modliszka, wykorzystuje ludzi, a kiedy nie są jej już potrzebni doprowadza ich do tragedii.
- Nie wiem, czemu, ale wydaje mi się, że jesteś do niej uprzedzona. Nie rozumiem tego. Sama powiedziałaś kiedyś, że wiele jej zawdzięczasz, jesteście przecież przyjaciółkami.
- Tak, jesteśmy. Tego nie da się wytłumaczyć, ale na mnie ona również oddziałuje, jak zresztą na każdego w swoim otoczeniu, nikt nie potrafi się oprzeć jej urokowi.
- To wszystko, co mi powiedziałaś jest strasznie dziwne, mam wrażenie jakbym był w ukrytej kamerze. Przecież to jakaś paranoja - oznajmiłem jej, co myślę o tych rewelacjach.
- To prawda, uwierz mi! – W jej oczach dostrzegałem coś bardzo dziwnego. Wydawało mi się, że mówiąc o Adamie odczuwała wewnętrzny ból.
- Chyba mocno przeżyłaś śmierć tego chłopaka? – Zapytałem.
- Bardzo mocno, trudno było mi się po tym pozbierać, w przeciwieństwie do Karoliny, której samobójstwo Adama w ogóle nie obeszło. Ona po prostu nic do niego nie czuła, był dla niej tylko rozrywką.
- A ty go kochałaś – wtrąciłem. Nie trudno było wyczytać to z jej oczu. Najwyraźniej trafiłem w samo sedno, bo Ania zamilkła.
- Tak, kochałam – odparła po chwili. Nie wiedziałem, co mam jej teraz powiedzieć. Informacje, które mi przekazała stawiały Karolinę w innym świetle. Nie przestraszyłem się, wręcz przeciwnie, teraz fascynowała mnie jeszcze bardziej. Ona jest jak piękna syrena, która przecudnym swym śpiewem sprowadza nieświadomych żeglarzy na skały. Miałem jednak nadzieję, iż zdołam niczym Odys upoić się jej głosem i jednocześnie ocaleć. Po tym wyznaniu Anka zrobiła się milcząca. Nie chciałem męczyć jej kolejnymi pytaniami. Dopiliśmy w ciszy zamówioną kawę, praktycznie na siebie nie spoglądając.
- Ale nie powiesz nikomu o tej rozmowie? – Chciała się upewnić.
- Nie powiem – uspokoiłem ją.
- Proszę trzymaj się od niej z daleka, nie chcę, żeby coś ci się stało.
- Wybacz, ale tego obiecać ci nie mogę – przyznałem szczerze.
- Proszę… - błagalnym głosem ponowiła prośbę.
- Myślę, że muszę już iść – chciałem skończyć rozmowę.
- Dobrze, ale przemyśl przynajmniej to, co ci powiedziałam.
- Przemyślę, pa – pożegnałem się i odszedłem od stolika.
Po powrocie do domu, spełniłem prośbę Ani. Zacząłem poważnie zastanawiać się nad wydarzeniami, które miały miejsce w ostatnich dniach. Nadal nie dopuszczałem do siebie myśli, że Karolina jest, zła, mimo, iż wszystko wskazywało na to, że nie jest aniołem. Starałem się spojrzeć obiektywnie na wyznania Anki. Ona patrzyła na tę sprawę przez pryzmat zakochania. Była to miłość nieszczęśliwa, nieodwzajemniona. Adam wolał Karolinę. Nie powinno mnie, więc dziwić jej nastawienie do przyjaciółki, w końcu odebrała jej chłopaka. Teraz jeszcze kwestia tego samobójstwa. Tylko Anka utrzymuje, że chłopak świadomie się zabił, policja uznała to za wypadek. Był narkomanem, a takiemu wszystko może przyjść do głowy, może będąc na haju wydawało mu się, że jest supermanem? Te wszystkie myśli zaprzątały moją głowę. Wyobrażałem sobie chłopaka skaczącego z dachu kamienicy. Martwiło mnie też to, że Karolina się nie odzywa, dzwoniłem, pisałem smsy, kilka razy byłem u niej w mieszkaniu i nic, zero kontaktu. Czy weekendowy wyjazd jest nadal aktualny? A może coś jej się stało. Snułem różne hipotezy. Za oknem już dawno zrobiło się ciemno. Dni były bardzo krótkie, czuło się oddech zimy. Tej nocy powrócił koszmar. We śnie znowu znalazłem się w owym lesie, znów usłyszałem krzyk i tak samo jak ostatnio ujrzałem rozkładające się ciało Anki. Czy ten koszmar będzie mnie częściej nawiedzał? Może istnieje jakaś jego przyczyna, może w trakcie snu mój mózg chce mi przekazać ukryte myśli, które nie były w stanie przedostać się przez barierę umysłu za dnia.
Piątkowy poranek spędziłem nad interpretowaniem mojego koszmaru, nie mniej nie doszedłem do żadnych wniosków. Około południa wreszcie odezwała się Karolina. Szybko odebrałem telefon. Nie mówiła wiele, potwierdziła tylko jutrzejszy wyjazd. Umówiliśmy się, że przyjadę do niej po obiedzie i razem pojedziemy do Zakopanego, gdzie jej ojciec miał domek. Nie odpowiedziała, gdy zapytałem, dlaczego nie dawała znaku życia i co robiła przez ten czas. Była bardziej lakoniczna niż zwykle. Gdy tylko przekazała mi niezbędne informacje od razu zakończyła rozmowę nie zważając na moje protesty. Cieszyłem się, że plany są nadal aktualne. Po kilku dniach, kiedy nie miałem z nią żadnego kontaktu, jej głos w słuchawce zdawał się brzmieć niczym chór anielski. W jednym momencie zniknęły wszelkie wątpliwości. Do wieczoru myślałem tylko o dniu jutrzejszym, z którym wiązałem tak wielkie nadzieje.


Dom ojca Karoliny znajdował się na całkowitym odludziu, niemniej okolica była przepiękna. Gęste lasy, widok na Tatry, świeże górskie powietrze. Idealnie. Był to tradycyjny drewniany domek z dachem pokrytym gontem. Z prostotą naturalnych materiałów użytych do jego budowy kontrastowało wyszukane ogrodzenie z wielką kutą bramą. Nie łatwo było tutaj dojechać. Droga dojazdowa nie była wylana asfaltem, rzadko uczęszczana, miejscami zarosła trawą. Nisko zawieszony sportowy wóz nie był najlepszym środkiem transportu. Gdy podjechaliśmy pod bramę, ta otworzyła się automatycznie. Karolina zaparkowała na podjeździe. Na powitanie wyszedł nam siwawy mężczyzna około pięćdziesiątki. Był ubrany na luzie. Miał na sobie zwykłe dżinsy i wyjątkowo grubą flanelową koszulę. Było zimno. Gdy wysiadaliśmy wokół naszych twarzy tworzyły się obłoki pary. Mężczyzna podszedł do nas. Najpierw czule uścisnął Karolinę, a następnie podszedł do mnie i podał dłoń.
- Cieszę się, że mnie odwiedziliście, zwłaszcza, że na krótko przyjechałem do kraju – zwrócił się do nas obojga.
- Cześć tato, stęskniłam się za tobą – powiedziała Karolina.
- Stefan Mauer, miło mi pana poznać – ojciec Karoliny przedstawił mi się.
- Marek Radowicz, jest mi również miło.
- Nie będziemy chyba tak tutaj stać, wejdźcie proszę do domu – zaproponował pan Mauer. Wnętrze domu było bardzo przytulne. Gdy znaleźliśmy się w salonie, moją uwagę przykuł kominek, w którym teraz palił się ogień. Był zbudowany z pięknego naturalnego kamienia, ozdobiony motywami liści, kutymi ze stali. Na kominku, w ramkach znajdowało się kilka fotografii, zrobiłem dwa kroki, aby móc z bliższa się im przyjrzeć. Na pierwszym zdjęciu znajdowała się szczęśliwa rodzina, matka ojciec i małe dziecko, które najwyraźniej dopiero, co zaczęło chodzić. Następne fotografię przedstawiały już tylko coraz starsze dziecko, dziewczynkę, samą lub z ojcem. W końcu aktualne zdjęcie Karoliny. Była słodkim dzieckiem – pomyślałem. W tym momencie do salonu weszła kobieta. Wyglądała na dość młodą, mogła mieć góra trzydzieści lat. Wysoka, szczupła o kasztanowych włosach, jednym słowem bardzo atrakcyjna. Miała na sobie powabną, czerwoną sukienkę na ramiączkach. Uśmiechnęła się do nas i podeszła do ojca Karoliny.
- Pozwólcie, że wam przedstawię, to jest Marta moja narzeczona. Wiem, że nic ci córeczko wcześniej nie mówiłem, ale planujemy z Martą się pobrać – oznajmił pan Mauer. Na Karolinie ta informacja nie zrobiła szczególnego wrażenia.
- Marto to jest moja córka, Karolina a to Marek jej przyjaciel – kontynuował przedstawianie nas sobie.
- Bardzo miło panią poznać – zwróciłem się do narzeczonej pana Mauera. W zamian obdarowała mnie uśmiechem.
- To ja zejdę do piwniczki i przyniosę wino – zaproponował pan Mauer i wyszedł. Zapadła nieprzyjemna cisza. Marta najpierw uśmiechała się do nas, ale widząc brak reakcji ze strony córki swego narzeczonego, opuściła głowę. Po Karolinie można było poznać, że niezbyt odpowiada jej ta sytuacja. Chciałem zainicjować rozmowę, jednak nie miałem pojęcia jak zacząć. Całe szczęście po chwili wrócił pan Mauer niosąc w ręku butelkę czerwonego wina.
- Skoczę po szkło – zaproponowała Marta. Czuła się najwyraźniej jak u siebie w domu.
- Weź jeszcze korkociąg – przypomniał jej pan Mauer. Mimo, iż Marta była od niego o dobre dwadzieścia lat młodsza to pasowali do siebie. Karolina, sadząc po wyrazie jej twarzy, uważała inaczej. Poczułem się trochę nieswojo, pomyślałem, że pewnie teraz chcieliby porozmawiać ze sobą na osobności, a ja im przeszkadzam. Nie miałem pretekstu, żeby wyjść.
- Marta jest świetną kucharką, zobaczycie, jaką wyborną przygotowała na dziś kolację - pan Mauer pochwalił swą wybrankę, gdy ta opuściła na chwilę salon. – A wy? Karolina nic nie mówiła, że ma kogoś. Długo jesteście już razem – teraz zadał pytanie.
- Miesiąc – odpowiedziała szybko Karolina. Spojrzałem na nią, ale przytaknąłem.
- Cieszę się – powiedział ojciec Karoliny – Córeczko proszę bądź dla Marty miła, to naprawdę fantastyczna kobieta, zresztą sama się o tym przekonasz – kontynuował wypowiedź zwracając się do córki.
- Postaram się – Karolina odparła chłodno, odwracając głowę w stronę kominka. Zauważyłem jak płomienie odbijają się w jej pełnych oczach.
- Dlaczego jest tutaj to zdjęcie? – Zwróciła się do ojca z wyrzutem.
- Kwiatuszku wiem, co się stało, ale mimo wszystko to jest twoja matka – odparł łagodnie Mauer.
- Nie znam tej kobiety – Karolina mówiła głośniej – wyrzuć to zdjęcie – rozkazała.
- Ale córeczko…
- Zabierzesz je stąd, albo zaraz je spalę – nie pozwoliła mu dokończyć.
- Dobrze – odparł Mauer z westchnieniem. Podszedł do kominka, wyciągnął niewielką fotografię z ramki i schował do kieszeni. – pomówimy o tym, kiedy indziej – dodał.
- Nie, nie będziemy o tym nigdy rozmawiać, ten temat nie istnieje – Karolina zaoponowała stanowczo. Ojciec dał za wygraną, choć było widać, że posmutniał. W tym momencie naszych uszu dobiegł odgłos tłuczonego szkła.
- Wszystko w porządku kochanie? – Zapytał głośno pan Mauer.
- Tak, tylko lekko się skaleczyłam – odpowiedział mu głos z kuchni.
- Poczekaj już do ciebie idę – to mówiąc opuścił nas. Na chwilę zostaliśmy sami w pomieszczeniu.
- Fantastyczna kucharka, a nie potrafi przynieść kieliszków – zasyczała pod nosem Karolina.
- Myślę, że nie potrzebnie źle się do niej nastawiasz. Wydaje się sympatyczna, a twój ojciec jest jak widać z nią szczęśliwy. Może powinnaś dać jej szansę.
- Chyba oszalałeś, to coś miałoby być moją macochą?!
- Ale, o co ci chodzi? – Zapytałem.
- Po pierwsze jest od niego dużo młodsza, a po drugie na pewno leci tylko na jego forsę. Znam ten typ, ojciec miał już kilka takich lafirynd.
- Myślę, że nie musisz mieć racji, twój tata to przystojny facet w sile wieku, na pewno podoba się kobietom.
- Nie rozmawiajmy o tym, żałuję, że tutaj przyjechałam – tym zakończyła temat. Rana Marty okazała się poważniejsza, rozcięcie było na tyle głębokie, że pan Mauer postanowił zawieźć ją na pogotowie.
- Mam nadzieję, że wrócimy przed kolacją, jeżeli by się nam nie udało, wszystko jest w lodówce, odgrzejcie sobie – powiedział pan Mauer zakładając płaszcz na ramiona Marty. Wyszli, a my zostaliśmy sami. Pomyślałem, że to świetna okazja, żeby poważnie porozmawiać.
- Więc to była prawda? –Zacząłem pytaniem-stwierdzeniem.
- Nie rozumiem. – nie wiedziała, o co mi chodzi
- To, kiedy wspominałaś o małej dziewczynce, którą matka zostawiła samą z ojcem – wyjaśniłem jej.
- Tak, ale nie chcę teraz o tym rozmawiać.
- Dobrze, a może opowiesz mi o Adamie?
- Skąd o nim wiesz? – Zapytała nagle ożywiona.
- Wspomniałaś o nim, gdy zapytałem cię o twój wisiorek.
- I tak cię to zaintrygowało?
- Dowiedziałem się jeszcze od kogoś kilku rzeczy na jego temat – oznajmiłem.
- Od kogo? – Zapytała
- Wybacz, ale obiecałem tej osobie, że nie zdradzę jej imienia.
- Nie musisz – uśmiechnęła się – wiem, że to ta szajbuska Anka. Ciekawi mnie tylko, co ci naopowiadała. Myśli, że nie wiem, iż kochała się w Adamie. Naiwna myślała, że jak raz się z nią przespał to od razu mnie dla niej zostawi.
- Spali ze sobą? – Zapytałem zdumiony.
- Adasia dręczyły wyrzuty sumienia i o wszystkim mi opowiedział.
- I co wtedy zrobiłaś?
- Zerwałam z nim. Naprawdę go kochałam, byłam mu bezgranicznie oddana, a on mnie zdradził z przyjaciółką, bardzo mnie to bolało, jednak chciałam mu wybaczyć, pragnęłam żebyśmy znowu byli razem, lecz było już za późno.
- Adam się zabił – wtrąciłem.
- Było mi bardzo ciężko po jego śmierci.
- Anka powiedziała mi, że zbytnio się tym nie przejęłaś.
- Ona nic nie wie! – Krzyknęła. – Skąd może wiedzieć, co ja wtedy czułam?
- To, dlaczego nadal jesteście przyjaciółkami, skoro wiesz, że spała z twoim chłopakiem?
- Ania jest głupią, naiwną dziewczyną, to nie była jej wina, że się zakochała. Wcześniej bardzo się lubiłyśmy i mimo tamtych wydarzeń nadal ją lubię. Jest dla mnie odskocznią od reszty moich znajomych. Taką samą odskocznią jesteś dla mnie ty.
- Nie lubisz swoich znajomych? – Zapytałem
- Lubię ich, ale czasami mam tego wszystkiego po prostu dosyć, dosyć tego całego przepychu. Czasem muszę zwyczajnie odpocząć, dotąd w takich momentach miałam tylko Ankę, teraz jesteś jeszcze ty.
- Czy ja jestem lepszy od reszty twoich znajomych? – Postawiłem jej kolejne pytanie. W końcu zaczęła mi się zwierzać i chciałem tę okazję wykorzystać.
- Jesteś inny. Tak, pod wieloma względami jesteś od nich lepszy – odparła po chwili.
- Opowiedz mi coś o sobie - poprosiłem.
- Co mam ci opowiedzieć?
- Na przykład o twoim dzieciństwie – zaproponowałem.
- Opowieść o moim dzieciństwie nie będzie ciekawą historią – odrzekła.
- Chcę po prostu czegoś się o tobie dowiedzieć
- Dobrze, jak chcesz – odparła po krótkim namyśle. - Zacznę od tego jak w wieku trzech lat moja matka odeszła od ojca bez słowa nie wiadomo gdzie. Nie interesowało ją, co się stanie z jej dzieckiem. Już nigdy się nie odezwała, przepadła jak kamień w wodę. Ojciec próbował jej szukać, ale na darmo. Myślał, że coś jej się stało, że może miała wypadek, albo została porwana, jednak zorientował się, iż przed opuszczeniem domu zdążyła wyczyścić kilka kont, uznał, że od niego uciekła. Wtedy byłam zbyt mała, żeby zdawać sobie sprawę z tego, co się stało. Ojciec nigdy nie chciał mi o tym dokładnie opowiedzieć, mówił, że mama musiała odejść i utrzymywał, że była wspaniałą kobietą i że gdziekolwiek teraz jest na pewno mnie kocha. Prawdę powiedziała mi babcia, kiedy miałam czternaście lat. To głównie ona mnie wychowywała razem z dziadkiem. Ojciec prowadził interesy, dbał o to, żebym miała wszystko, czego zapragnę, a mnie najbardziej brakowało jego i matki, której praktycznie nie znałam. – Gdy to mówiła w kącikach jej cudnych oczu pojawiły się łzy.
- Jest mi bardzo przykro – próbowałem ją jakoś pocieszyć, choć wiedziałem, że będzie to trudne.
- Nic się nie stało, ale proszę nie mówmy teraz o tym.
- Dobrze, przepraszam.
- Wybacz muszę iść się przewietrzyć.
- Pójdę z tobą – szybko zaproponowałem.
- Wybacz, ale chcę być przez chwilę sama.
- Zaraz zrobi się ciemno, jeszcze się zgubisz, do tego jest zimno – nie odpuszczałem.
- Spokojnie, wyjdę tylko na chwilę, poza tym znam świetnie okolicę, na pewno się nie zgubię i nie bój się o to, że zmarznę, ubiorę się ciepło, a do tego jak wiesz, mam ogień w sobie – uśmiechnęła się po tym ostatnim stwierdzeniu, ale wydało mi się, że ten uśmiech był jedynie na odczepne. Nie mogłem nic zrobić. Zostałem sam w obcym domu. Gdy po godzinie Karolina nie wracała, zacząłem się martwić. Upłynęło kolejne sześćdziesiąt minut, a moje zmartwienie przeradzało się w coraz większy lęk. Chciałem wyjść i jej poszukać, jednak nie miałem pojęcia, gdzie mogła pójść. Wyrzucałem sobie, jaki byłem głupi, że tak po prostu pozwoliłem jej wyjść. Po co w ogóle zaczynałem rozmowę na ten temat? Widać zabolały ją wspomnienia. A mogło być tak miło. Znowu wszystko zepsułem.
Usłyszałem w tym momencie podjeżdżający pod dom samochód. Podszedłem do okna by zobaczyć jak ze srebrnego Range Rovera wysiada pan Mauer. Obszedł wóz i otworzył drzwi pasażera, następnie pomógł wysiąść swojej wybrance. Co ja mu powiem, gdy zapyta, gdzie jest jego córka? Sytuacja stawała się coraz bardziej stresująca. Postanowiłem nie czekać na pytanie i od razu, kiedy tylko drzwi się otworzyły, jeszcze w progu opowiedziałem ojcu Karoliny o wszystkim, co się wydarzyło pod jego nieobecność.
- Nie przejmuj się synu – uspokajał mnie. Widać zniknięcie córki nie zrobiło na nim wrażenia.
- Ale przecież jest już ciemno, zimno, wokół nie ma żywego ducha a jej…
- Naprawdę nie potrzebnie się martwisz. Mojej córce nic nie będzie. Wiem, gdzie poszła, wierz mi jest bezpieczna.
- Kochanie wybacz, ale pójdę chyba się położyć, słabo się czuję – Marta zwróciła się do pana Mauera. Rzeczywiście wyglądała na zmęczoną, na ręce miała założony opatrunek.
- Dobrze kotku, odprowadzę cię na górę, a potem chciałbym z tobą chwilę porozmawiać z Markiem – to mówiąc ujął kobietę w talii i poprowadził w stronę schodów. Wyglądało to trochę komicznie, przecież tak naprawdę nic wielkiego jej się nie stało. Mauer wrócił po chwili, wcześniej zahaczając o kuchnię. Trzymał teraz w rękach butelkę ze złotawą cieczą i dwa kieliszki. Gestem ręki wskazał mi miejsce na fotelu za niewielkim okrągłym stolikiem stojącym w niedalekiej odległości od kominka, w którym teraz dogasały ostatnie płomyki. Nie pomyślałem, aby pod nieobecność domowników dorzucić drew. Usiadłem. Mauer zajął fotel naprzeciw mojego, na stoliku postawił kieliszki i nalał do nich jak się okazało wybornego koniaku.
- Dziękuję, ale czy jest pan pewny, że Karolinie nic nie grozi? – Zapytałem.
- Widzę, że zależy ci na mojej córce, że się o nią troszczysz.
- Tak – odparłem – Karolina jest dla mnie bardzo ważna – dodałem. Umówiliśmy się, że będę udawał jej chłopaka, ale to, co teraz powiedziałem było całkowicie szczere.
- Bardzo mnie to cieszy. Widzisz Marku ona bardzo dużo wycierpiała, zdecydowanie za dużo jak na tak młodą dziewczynę. Wychowywała się jak już wiesz bez matki, ale też niestety praktycznie i bez ojca. Wiem, że popełniłem wiele błędów – wziął łyk koniaku, po chwili kontynuował. – Ona jest bardzo dojrzała jak na swój wiek, czasem wydaje mi się, że dużo dojrzalsza ode mnie. Niestety też często popełnia błędy, lubi wiązać się z niewłaściwymi ludźmi, to chyba u nas rodzinne – uśmiechnął się, robiąc przerwę. Nie wtrącałem się, czekałem, aż zacznie mówić dalej. – Jej ostatni chłopak, to było kompletne zero, dobrze, że z nim zerwała. Wcześniej jeszcze ten cały Adam…
- Tak, Karolina coś mi o nim wspominała – teraz mu przerwałem.
- Nie ma, o czym mówić. Chory narkoman, który całkiem omotał moją córkę, bardzo dobrze, że się zabił, tacy jak on nie powinni się rodzić. – W jego głosie mieszały się nienawiść z pogardą, było to bardzo dziwne, gdyż jawił mi się od początku, jako ostoja spokoju.
- Skąd pan wie, że się zabił? – Zapytałem – znam tę historię i wiem, że nie udowodniono samobójstwa.
- A czy to ważne? – Mauer odpowiedział pytaniem – grunt, że ten gnojek nie żyje, to przez niego moja córka zaczęła brać narkotyki. – Udałem, że nie wiem, o co chodzi.
- Całe szczęście, już z tym skończyła – dodał. Przed moimi oczami pojawiły się obrazy z imprezy i marihuana, którą znalazłem w schowku jej samochodu, postanowiłem jednak nie uświadamiać go o tym.
- Naprawdę cieszę się, że poznała ciebie, wyglądasz na porządnego człowieka, mam nadzieje, że będzie się wam układać.
- Też bardzo tego pragnę – odpowiedziałem. Długo rozmawialiśmy tego wieczoru. Pan Mauer był bardzo miły, poczułem w pewnym momencie, że łączy mnie z tym człowiekiem jakaś szczególna więź. Prawdą jest, że alkohol zbliża ludzi. Gdy opróżniliśmy butelkę obaj byliśmy pod lekkim rauszem. Świetnie mi się z tym człowiekiem rozmawiało, zwłaszcza, że szybko zmieniliśmy temat i gadaliśmy o rzeczach trywialnych, o sporcie, samochodach, doszło do tego, że pan Mauer zaczął mi się zwierzać ze swoich uczuć względem Marty. Pod wpływem alkoholu ludzie robią się wylewni i szczerzy, on naprawdę bardzo ją kochał. W głębi duszy życzyłem im jak najlepiej. Nim się spostrzegłem zegar wiszący na ścianie wskazał godzinę dwudziestą trzecią. Poczułem senność. Mój gospodarz to zauważył. Poinstruował mnie gdzie jest łazienka, a następnie jak dojść do pokoju, w którym czekało na mnie przygotowane wcześniej posłanie. Wychodząc po drewnianych schodach, usłyszałem dźwięk włączanego w salonie telewizora. Odświeżyłem się w łazience i udałem się do pokoju. Urządzony był skromnie, jednak materiały użyte do jego wykończenia były najlepszej jakości, wszystko wpisywało się w konwencję całego domu. Położyłem się na dużym wygodnym łóżku, a do mojej głowy kolejno zaczynały napływać przeróżne myśli. Nie zdziwiłem się, gdy pierwszą z nich okazała się myśl o Karolinie. Gdzie ona się teraz podziewa? Kiedy wróci? Te pytania bardzo mnie nurtowały. Uświadomiłem sobie, że to wszystko wygląda zupełnie nie tak jak sobie wyobrażałem. Choć wcześniej byłem senny teraz jakoś nagle Morfeusz się mnie wyparł i nie chciał przyjąć w swe objęcia. Światło stojącej na szafce obok łóżka, lampki nocnej w niewielkim stopniu oświetlało białą tarczę ściennego zegara, po której wskazówki bardzo powoli przesuwały się jednostajnym ruchem w prawą stronę. Chwilę po tym, gdy obie zatrzymały się na liczbie dwanaście, usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Zdziwiłem się. Może pan Mauer zapomniał o czymś i chce mi coś jeszcze powiedzieć, a może Karolina wróciła? Ta druga myśl wywołała u mnie ekscytację. Wstałem szybko i podszedłem do drzwi. Nie zabrałem piżamy, której nie cierpię, w swoim stylu byłem w slipach i podkoszulku. Zamurowało mnie, kiedy otworzywszy drzwi zobaczyłem Martę.
- Witaj Marku – przywitała się, dziwnym głosem, a ja nadal nie wiedziałem, co się dzieje.
- Mogę pani w czymś pomóc? – Spytałem nie mogąc wykrztusić nic innego z gardła.
- Myślę, że tak, ale nie będziemy chyba stać w progu? – Nie czekając na odpowiedź wepchnęła mnie do środka, weszła i zamknęła drzwi. Już wcześniej zauważyłem, że jest wyjątkowo piękna kobietą, ale teraz wyglądała oszałamiająco. Miała na sobie jedynie powabną, różową i mocno prześwitującą nocną koszulkę, pod którą nie było bielizny. Mowa jej ciała była bardzo wyraźna i trzeba było być idiotom, żeby nie zrozumieć, w jakim celu tutaj przyszła. Nim się spostrzegłem leżałem już na łóżku, a ona siedział w zmysłowej pozie na jego końcu. Nawet nie zauważyłem, kiedy przemieściliśmy się o te kilka metrów, jakby ktoś wyciął z mojej pamięci dobrą minutę, zresztą nie pierwszy raz miałem to uczucie. Marta wiła się wokół mnie niczym jadowita kobra, moje ciało bardzo dobrze wiedziało, co ma robić jednak umysł mocno protestował.
- A pan Mauer? – Zapytałem
- Stefan, biedaczek zasnął przed telewizorem, koniak zrobił swoje, śpi jak suseł.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł – zaoponowałem.
- To wyśmienity pomysł – odpowiedziała oblizując języczkiem wargi. Jednocześnie chwyciła moją rękę i podniosła ją do swojej piersi. Nie potrafiłem się oprzeć pokusie, po chwili obie moje dłonie błądziły po jej biuście. Przez cienką warstwę jedwabiu czułem jak jej sutki twardnieją. Całując ją w szyję, rozkoszowałem się zapachem jej rozpuszczonych ognistych włosów. Sprawiałem jej przyjemność, a ona mnie, coś jednak we mnie protestowało z coraz większą mocą.
- A Stefan, to znaczy pan Mauer? – Powtórzyłem. Zadając to pytanie oderwałem ręce od jej piersi, co wymagało wielkiej siły, bo zdawały się je przyciągać niczym olbrzymie magnesy.
- Nie przejmuj się staruszkiem, o niczym się nie dowie.
- Nie o to chodzi. On cię kocha – mówiąc to zwiększyłem nieco dystans między nami.
- Wiem o tym. Widzisz kochanie, miłość to nie wszystko, a natury oszukać się nie da. My kobiety mamy swoje potrzeby, a biedny Stefanek niestety nie jest w stanie zaspokoić moich. Co innego taki młody przystojny mężczyzna jak ty. Przecież wiem, że tego chcesz, daj mi rozkosz! – Znów była przy mnie. Złapała mnie za przedramię i pod wpływem lekkiego nacisku moja dłoń zaczęła zsuwać się po delikatnym jedwabiu zatrzymując się na udzie. Przylgnęła do mnie jeszcze bardziej, podwijając koszulkę. Moja ręka powędrowała nieco wyżej natrafiając na ciepłe wilgotne miejsce. W tym momencie Marta cicho jęknęła. Slipy, które miałem na sobie były teraz o kilka numerów za małe. Zauważyła to i się zaśmiała. Obróciła się tak, że teraz jej twarz znajdowała się nieco poniżej wysokości mojego pępka. Zębami pochwyciła gumkę od moich majtek i odciągnęła ją do góry. Wiedziałem, że robię bardzo źle, że to jest chora sytuacja, że należy to przerwać, ale tak bardzo tego chciałem. W moim umyśle toczyła się walka Dawida z Goliatem i to natura górowała wzrostem. To był ostatni moment, w którym mogłem jeszcze się powstrzymać, za chwilę przekroczymy cienką linię, za którą nie będzie już odwrotu.
- Nie! – Zaprotestowałem stanowczo, zrzucając ją z siebie.
- Ale dlaczego? Nie podobam ci się? – Zapytała, nie odpuszczając.
- To nie tak, jesteś fantastyczną kobietą. Nigdy wcześniej nie byłem z kimś takim jak ty, ale to, co robimy jest niepoważne i bardzo nie w porządku. Myślę, że powinnaś pójść do siebie. Zatrzymam to w tajemnicy.
- Jak chcesz, ale będziesz tego żałował – powiedziała to z wyraźnie wyczuwalnym jadem, była na mnie wściekła. Szybko wyszła, widziałem, że ma ochotę trzasnąć drzwiami, ale powstrzymała się nie chcąc zbudzić Mauera. Gdy zostałem sam, pomyślałem, jakim jestem debilem, możliwe, że już nigdy nie będę miał okazji spędzić nocy z taką kobietą, ale wiedziałem też, że zrobiłem dobrze. To patologia, pomyślałem, Karolina miała rację oceniając tę kobietę. Zrobiło mi się żal pana Mauera, bo to naprawdę porządny człowiek, który swoje w życiu przeszedł. Nie zamierzałem jednak nikomu mówić o tym zajściu, tak jak obiecałem to Marcie. Dziwnie się teraz czułem. Zgasiłem nocną lampkę, jednak sen ciągle omijał mnie szerokim łukiem, mimo, iż byłem bardzo zmęczony. Pragnąłem wyciszyć umysł, nie myśleć o niczym, było to jednak zbyt trudne. Godziny się dłużyły, nie mogłem doczekać się ranka.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Ivan_potulny · dnia 24.01.2010 09:20 · Czytań: 689 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 4
Komentarze
przyroda dnia 24.01.2010 15:26 Ocena: Dobre
Witaj...to znowu ja...hehe...tym razem rzuciło mi się na oczy sporo błędów...:smilewinkgrin:nie jestem dobra w wyliczance...ale...


Cytat:
Dom ojca Karoliny znajdował się na całkowitym odludziu, niemniej okolica była przepiękna. Gęste lasy, widok na Tatry, świeże górskie powietrze. Idealnie. Był to tradycyjny drewniany domek z dachem pokrytym gontem. Z prostotą naturalnych materiałów użytych do jego budowy kontrastowało wyszukane ogrodzenie z wielką kutą bramą. Nie łatwo było tutaj dojechać. Droga dojazdowa nie była wylana asfaltem, rzadko uczęszczana, miejscami zarosła trawą. Nisko zawieszony sportowy wóz nie był najlepszym środkiem transportu. Gdy podjechaliśmy pod bramę, ta otworzyła się automatycznie. Karolina zaparkowała na podjeździe. Na powitanie wyszedł nam siwawy mężczyzna około pięćdziesiątki. Był ubrany na luzie. Miał na sobie zwykłe dżinsy i wyjątkowo grubą flanelową koszulę. Było zimno.


Było...w tym akapicie...sporo

poza tym...zaimkoza zbiera plon...za dużo... jej...gdy bohater myśli o Karolinie...
proponuję wyczyścić tekst ze zbędnych zaimków...zrobi się przejrzyście....

Sama treść...
Jak dla mnie...zarys...tajemniczej śmierci Adama...mógłbyś bardziej drążyć...chyba, że to drążenie będzie w następnej części...
Karolina...coraz bardziej tajemnicza...w zasadzie...myślałam, że pobyt u ojca...rozjaśni powody...i Marek zgłębi co nieco...a tu pierwszy dzień...taki jakiś dziwny?...i jeszcze tak laska "tatusia" ni z gruchy ni z pietruchy pcha się chłopaczynie do wyra...:confused:...nie zauważyłam w tekście wcześniejszych przesłanek...co do późniejszych wydarzeń nocnych...a może powinny być?....
do przemyślenia...ta część...ale nadal podtrzymuję...swoją chęć dalszego czytania....
Pozdrawiam:)
gresud dnia 26.01.2010 12:43 Ocena: Świetne!
Mnie się podobało wszystko, pomysł, akcja, styl. A interpunkcję zostawmy korektorom - oni też muszą z czegoś żyć.
Jaca dnia 26.01.2010 17:20 Ocena: Bardzo dobre
Podpisiuję się pod słowami Gresuda! Polonisci tylko o błędach i gramatyce mowic potrafią, a estetycznych wrazen wyciągnąc nie mogą!
Ivan_potulny dnia 26.01.2010 19:30
Dzięki za komentarze. Głupia sprawa ale sam jestem studentem filologii polskiej :/ Na usprawiedliwienie mam tylko tyle że sesja się zaczyna, mam dużo pracy, a chciałem zapisać pomysły zeby potem nie uciekły. Gdy skończe wszystko, to będę poprawiał całość, coś się wytnie coś zmieni coś doda, dlatego zalezy mi na waszych opiniach i sugestiach
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty