Rekin Woronina - Andre
Proza » Historie z dreszczykiem » Rekin Woronina
A A A
Woronin był przedstawicielem rosyjskiej mafii na Polskę. Rekin to sześciometrowy rekin polarny, niemal całkowicie ślepy. Pies natomiast był pięknym, rasowym mastifem angielskim ważącym ponad sto kilogramów, a dziewczynka miała pięć lat i była córką Woronina. Dobrze jest już na początku przedstawić wszystkie postacie dramatu.

***


To była połowa lat dziewięćdziesiątych. Latałem wtedy trochę po mieście dla tych i dla tamtych. Bez fajerwerków, ale zawsze parę groszy w kieszeni zostawało. Byłem kolesiem od załatwiania spraw. Ale nie, nie, nic z tych rzeczy. To takie załatwianie bez pukawki. Często wystarczało użycie dostatecznie grubego pliku banknotów. Dopiero gdy facet nie chciał brać, to zwoływaliśmy kolegium i rozważało się dalsze posunięcia. Zazwyczaj po prostu dawaliśmy jeszcze więcej pieniędzy i w końcu większość się łamała. Wtedy prawie każdy miał swoją cenę. Tak sobie teraz myślę, że wyprzedziliśmy epokę. Byliśmy kimś w rodzaju dzisiejszych concierge. Teraz ma ich każdy szanujący się bank, a nawet dobry hotel. Concierge też załatwiają różne sprawy pieniędzmi swoich klientów, tylko w bardziej cywilizowany sposób.

Raz moja jarecka powiedziała, że chciałaby pojechać do Rosji. Ale do takiej prawdziwej, a najlepiej to na Krym. – Mamuśka – mówię – Krym to nie Rosja, zresztą tam tylko kurwy i złodzieje. Jak chcesz zobaczyć prawdziwą Rosję, to pojedziemy dalej, gdzieś na wschód od Moskwy, na Syberię. Tam, wiesz, na Kazań, Irkuck, a może i do Władywostoku. Ale się uparła na ten Krym. Pewnie zobaczyła reklamę w jakiejś gazecie z programem telewizyjnym i już nie chciała odpuścić. Machnąłem ręką i pojechaliśmy.

Któregoś dnia, już w Sewastopolu, podczas śniadania w hotelowej restauracji usłyszałem rozmowę dwóch facetów. Jeden z nich, jak się później okazało - Woronin, był zły na tego drugiego – Jakolewa, że ten nie jest w stanie dostarczyć tego, o co ten pierwszy prosił. Mówili półsłówkami, ciężko było załapać o co naprawdę chodzi, a mój rosyjski nie jest znowu taki perfekt, ale Krym to cholernie nudne miejsce. Jedyną rozrywką jest zwiedzanie muzeum Floty Czarnomorskiej. Gdyby nie to, pewnie nigdy nie wtrąciłbym się wtedy do ich rozmowy.

- Priwiet – powiedziałem podchodząc do sąsiedniego stolika. Obaj przerwali dyskusję i spojrzeli na mnie z dołu. Dosiadłem się do nich jak do siebie, zapaliłem papierosa i mówię, że przypadkiem usłyszałem o trapiących ich problemach z zaopatrzeniem i jeśli dostanę swobodę w zrządzaniu środkami finansowymi, to jestem w stanie załatwić im nawet pomalowany na różowo atomowy okręt podwodny klasy Typhoon. Myślę, że gdyby wtedy mieli broń, to po prostu by mnie zastrzelili. Ale jakoś nie mieli. Jakolew od razu kazał mi spierdalać, ale ten drugi pokręcił przecząco głową, podniósł rękę, wycelował we mnie palcami i powiedział:

- Chcę pistolet. Jeśli o 19.00 przyniesiesz mi rewolwer, dostaniesz 10 000 rubli.

To wychodziło jakoś około tysiąca dzisiejszych złotych, ale były lata dziewięćdziesiąte, więc te pieniądze miały trochę większą wartość niż teraz. Broń można było kupić już za 200-300zł, dodatkowe 200zł za informację i zostawało mi na czysto 500zł. Liczę po naszemu, ale płaciłem wtedy dolarami. Każdy Ruski głupiał na widok dolarów, bo wiedział, że ma do czynienia z poważnym klientem. Ruble nie robiły takiego wrażenia.

Kupiłem więc od razu trochę zielonych w hotelowej recepcji, bo wtedy nikt jeszcze nie korzystał z kantorów. Handel walutą odbywał się półoficjalnie, po kryjomu. Niby każdy oficjel wiedział, ale nikt niczego z tym nie robił. I poszedłem z tymi dolarami w kieszeni na pierwsze skrzyżowanie szukać mienta. Tak mówią na ukraińskich i rosyjskich policjantów z drogówki. Po naszemu to będzie zwykła „menda”. Władza od zawsze utrzymuje ich płace na najniższym dopuszczalnym poziomie, bo wie, że oni i tak sobie poradzą. A cała ludzkość wie, że na wschodzie najłatwiej jest kupić właśnie mienta. Podszedłem więc do pierwszego, którego spotkałem. To było spasione bydle koło pięćdziesiątki. Tacy są najlepsi, całe życie siedzą w tych swoich ładach i czekają na okazję. Są zbyt leniwi żeby zatrzymywać za wykroczenia i żądać łapówek. Oni po prostu czekają aż ktoś będzie od nich czegoś chciał. Podszedłem więc i daję mu 50$, a on zdejmuje czapkę, patrzy na mnie dłuższą chwilę i mówi, że kolega to chyba uranu potrzebuje, bo z takim pieniądzem to czego innego można szukać. I to nie był wcale sarkazm. 50$ to była wtedy pewnie trzymiesięczna pensja tego grubasa. Popatrzył na mnie jeszcze chwilę, otworzył tylne drzwi od łady i skinął ręką żebym wsiadał. Wgramoliłem się do tyłu i jeszcze raz podałem mu te 50 dolców. Tym razem nawet na mnie nie spojrzał, tylko wziął banknoty, zwinął je i schował do kieszonki na przepoconej koszuli.

- Szukasz dziewczynki przyjacielu, malutkiej? – zapytał.
- Parabellum druhu, szukam parabellum – odpowiedziałem.

Chyba spadł mu kamień z serca, bo bez słowa zapiął mundur, zamknął swoje drzwi, włączył sygnał i pojechaliśmy gdzieś na przedmieścia. Podróż zajęła może 15 minut. Na miejscu zaparkował samochód po prostu na ulicy przed budynkiem, który nas interesował. 100 metrów dalej był parking, ale on wolał stanąć na środku ulicy. Kazał mi czekać, a sam wylazł jakimś cudem nie wyrywając kierownicy i wszedł do kamieniczki. Musiałem wtedy trochę głupio wyglądać siedząc samemu na tylnym siedzeniu radiowozu stojącego na środku drogi, ale co miałem zrobić. To nie był mój pomysł. Po kilku minutach grubas wrócił i powiedział, że jak dam mu jeszcze 50$, to vse budet horosho. No to mu dałem. A on znowu zniknął, żeby po kilku minutach wrócić z pakunkiem zawiniętym w ręcznik. Wrzucił mi go przez uchylone okno, a sam wsiadł za kierownicę. Odwinąłem ręcznik, przeładowałem, wyglądało w porządku. Numery były jeszcze z czasów ZSRR, ale częściowo przebite, więc nie do namierzenia. Spaślak zapytał czy może być. – Może – odpowiedziałem i wtedy dał mi garść nabojów. Schowałem je w wewnętrzną kieszeń marynarki, parabelkę w drugą i zapaliłem papierosa. Grubas też zapalił i odwiózł mnie do hotelu. Do 19.00 zostało jeszcze parę godzin, więc poszedłem do pokoju jareckiej pooglądać telewizję, a później zasnąłem.

O dziewiętnastej zszedłem do restauracji. Woronin siedział przy jednym z rozstawionych już na kolację stolików. Usiadłem obok niego i zapytałem czy tutaj. Kiwną przecząco głową, wstał i szedł w kierunku wyjścia. Poszedłem za nim. Na zewnątrz stała czarna es sześćsetka, v-ósemka, ponad czterysta koni. Silnik pracował, a jego odgłos robił wrażenie. Jakolew wylazł zza kółka i otworzył tylne drzwi. Wsiadłem pierwszy, później Woronin. W środku wyciągnąłem z kieszeni to żelastwo, co je dostałem od grubego mienta i podałem Woroninowi. Próbował ukryć zdziwienie, ale i tak widziałem, że był pod wrażeniem. Dał mi 20 000 rubli, czyli więcej niż się umawialiśmy. Później podałem mu polski numer telefonu. Komórek jeszcze nie było. A może już były, tylko ja nie miałem. Nie pamiętam. W każdym razie, oczy mu się zaświeciły jak się zorientował, że jestem Polak. Zapisał moje nazwisko, adres, numer i wtedy się pożegnaliśmy. Wróciłem do hotelu, a tydzień później byłem już w Warszawie.

***


Wtedy w Polsce każdy próbował kręcić jakiś biznes. Legalnie, półlegalnie, nielegalnie - nikogo to nie obchodziło. Liczył się cashflow. A pieniądze płynęły głównie na wschód, bo wszystko za mordę trzymała ruska mafia. Nasza dopiero się tworzyła. Wołomin napadał na kobiety, Pruszków okradał sklepy. To była kompletna amatorka. Dlatego rynkiem zainteresowali się zagraniczni gracze. Jakoś tak się na początku porobiło, że Włosi dostarczali nam narkotyki z zachodu, a Rosjanie prostytutki ze wschodu. Takim to byliśmy wtedy wielokulturowym krajem. Później ruscy zaczęli wysyłać do nas hurtowo swoją gorzałę i heroinę z Afganistanu, bo była tańsza niż ta z ameryki łacińskiej sprowadzana przez Włochów. Makaroniarzy wtedy rozbijali w USA, ciężko im się powodziło, więc nie w głowie mieli wojny z ruskimi i powoli zaczęli się wycofywać z naszego rynku. Nie chcieli powodować konfliktów. Rosyjska mafia była wtedy zresztą nie do zdarcia. Miała swoje delegatury na całym świecie. Zajmowali się przemytem, prostytucją, narkotykami, haraczami, zabójstwami i dużymi skokami. Nigdy jednak nie wchodzili w politykę i pewnie to im pozwoliło przetrwać do dzisiaj. Tak czy inaczej, ruscy mieli swoich przedstawicieli, którzy opiekowali się krajem, w którym organizacja operowała. Taki delegat był drugi po bossie wszystkich bossów, czyli Japończyku. Przedstawicielem na Polskę był Woronin. I to dlatego tak się wtedy w tym Sewastopolu ucieszył. Myślał pewnie, że jak w obcym kraju, w ciągu paru godzin, potrafię mu załatwić giwerę, to na swoim terenie będę jeszcze bardziej kreatywny. I miał rację.

Przez dwa lata załatwiałem dla Woronina sprawy nie do załatwienia. Nigdy nie poniosłem porażki, nigdy nie przekroczyłem terminu. Często za to zdarzało mi się przekroczyć budżet. Jak wtedy, gdy poprosił mnie o dostarczenie do basenu przy jego willi pod Sankt Petersburgiem żywego rekina. Najpierw myślałem, że to żart. Ale on przy każdym spotkaniu pytał mnie o postępy. Zbywałem go zawsze, że przygotowania, że badam teren, szukam kontaktów, sprawdzam możliwości i takie bajki. A później dostałem 800 tysięcy dolarów na przeprowadzenie tej transakcji i już wiedziałem, że to nie jest żart.

Woronin był cholernie bogaty. Dla obrotnych ludzi Polska była wtedy rajem zarobkowym. I on trafił tu w idealnym momencie. Jednak na początku 2000 roku mafijny interes, z wielu przyczyn, musiał zostać zamknięty. Woronin chciał wrócić do siebie i ten rekin miał być ostatnią przysługą, którą mu wyświadczę. Jak w XXI wieku kupuje się żywe rekiny, przemyca je przez granicę i co wspólnego z tym wszystkim może mieć pięcioletnia dziewczynka oraz mastif angielski z rodowodem? Może kiedyś o tym opowiem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Andre · dnia 26.01.2010 09:43 · Czytań: 1464 · Średnia ocena: 4,33 · Komentarzy: 13
Komentarze
gresud dnia 26.01.2010 11:30 Ocena: Bardzo dobre
No, no - czyta się całkiem, całkiem.
Berserkerka dnia 26.01.2010 12:50 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo dobre
przyroda dnia 26.01.2010 13:05 Ocena: Świetne!
Witaj...ja to u Ciebie...konkretnie, prawdziwie, rzeczowo...czyta się na wdechu...po raz kolejny nie rozczarowałeś czytelnika:D

Ostatni akapit...mi się widzi...że użyłeś trzy razy..był, była, być...można by coś z tym zrobić;)

Pozdrawiam i czekam na wieści o rekinku...hehe
julanda dnia 26.01.2010 14:51 Ocena: Bardzo dobre
Czytam, bo postanowiłam Cię Andre czytywać, chociaż to tematyka, której unikam. Może w takim razie dobrze, że postanowiłam zaglądać do Twoich tektów, bo mnie zainteresowałeś. Ile w tym fikcji, ile historii prawdziwej, tego nie ocenię, ale jeśli wiesz, co było dalej, to napisz o tym proszę i tak we wszystko uwierzę;) Miałam na podyplomowych przedmiocik "Służby specjalne", no, na zliczenie, co prawda:D Ciekawe, czekam na dalszy ciąg. Pozdrawiam!
czupurek dnia 26.01.2010 18:37 Ocena: Świetne!
Jako ogromny niegdyś miłośnik książek Roberta Ludluma muszę stwierdzić, że wyrasta nam być może tutaj nowy mistrz sensacji. Kto wie?:p
Kurcze, no znowu bardzo ciekawy tekst - to już staje się nudne. Napisz jakąś "porażkę" w końcu.:upset:
Elwira dnia 26.01.2010 19:51 Ocena: Bardzo dobre
Bardzo dobry tekst. Czyta się dobrze, fabuła wciąga od początku do końca, napisane sprawnie i w miarę poprawnie. A niech Ci będzie - nie czepiam się, bo mam dobry humor.

Pozdrawiam. ;)
Bardzki dnia 26.01.2010 20:11 Ocena: Świetne!
Łatwo, szybko i przyjemnie . Pierwsze wrażenia z czytania.
Jack the Nipper dnia 26.01.2010 20:46 Ocena: Świetne!
Cytat:
trochę po mieście dla tych i dla tamtych. Bez fajerwerków, ale zawsze trochę


2 x trochę

Cytat:
dzisiejszych concierge.


concierge - dałbym kursywą

Cytat:
dostaniesz 10 000 rubli. To wychodziło


zapis:
dostaniesz 10 000 rubli.
To wychodziło

Cytat:
Na początku 2000 roku z wielu jednak


szyk: Jednak na początku 2000 roku mafijny interes, z wielu przyczyn, musiał

Znakomite. Wciagające od samego początku do ostatniej literki. Super ten chwyt z mastifem i dzewczynką - pojawia się, ale historia jest tak interesująca, ze wcale o tym nie pamiętam, dopiero jak na koniec przypominasz... Super ;)
Andre dnia 26.01.2010 21:52
Baaardzo dziękuję za wszystkie komentarze, poprawki już naniosłem - jak zwykle macie rację ;) Cieszy mnie, że historia się podoba ;)
Polter13 dnia 27.01.2010 18:26 Ocena: Bardzo dobre
Ciekawie piszesz. Porządny sensacyjny kawałek, wciągnął mnie. Opowiedziany lekko.
lynch dnia 27.01.2010 23:57 Ocena: Bardzo dobre
bardzo dobre. powiedziałbym: profesjonalne, szczególnie jeśli chodzi prowadzenie narracji. z zainteresowaniem czekam na następną część
Nova dnia 08.02.2010 17:13 Ocena: Bardzo dobre
Andre, sama z siebie nigdy nie wpadłabym na pomysł czytania "czegoś takiego", zmusiłeś mnie i tu komplement pod Twoim adresem:yes:
andro dnia 28.02.2010 21:31 Ocena: Bardzo dobre
Chłopie. Albo masz wyobraźnię, albo robiłeś dla tego Woronina...
Warsztat pierwsza klasa, tak trochę na pałę miejscami - Jack coś tam wyłowił - ale za to tekst płynie. Nie ma czasu na szukanie potknięć - trzeba by jeszcze raz przewałkować... ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty