Rantha - przywódczyni rebeliantów - prowadzona była zamienną ulicą. Zakuta w kajdany miał wkrótce zostać przekazana samemu władcy - Królowi Mroku Deimosowi. Czarnowłosą dziewczynę o figurze, jakiej pozazdrościłaby jej niejedna kobieta, ciągnęło za sobą dwóch orków. Mieszkańcy miasta patrzyli na nią przerażeni. Jeszcze do niedawna przeciwstawiała się królowi, lecz teraz schwytano ją podczas samotnego polowania. Spojrzenie dwóch weteranów zdawało się mówić: „Jej koniec będzie straszny. Wszyscy zobaczą, w jaki sposób kończą wrogowie naszego pana”.
Po niecałym kwadransie niewielka karawana dotarła do zamku. Ranthę zaprowadzono do lochów i wezwano króla. Ubrany w czarne szaty mężczyzna wkrótce zszedł ze swojej wieży do podziemi. Jego postawa, spojrzenie jego oczu. Te rzeczy sprawiały, że człowieka przechodził dreszcz. Nawet orkowie patrzyli na swojego władcę ze strachem w oczach. Mając za sobą władcę, który napawał ich przerażeniem, nie bali się już niczego więcej. Tak właśnie, ramię w ramię z innymi stworami mroku, przejęli władzę w niezliczonych królestwach piętnastu światów.
Trójka mistrzów tortur przyjęła Deimosa w swojej pracowni. Wojowniczkę przykuli już nago do ściany. Czekali tylko na jego instrukcje. Gdy tylko wkroczył do ciemnego pomieszczenia, skłonili się najniżej jak potrafili.
- A więc to ona... - powiedział głosem pozbawionym emocji.
Ork - weteran, który ją tu przyprowadził, wyprężył się salutując.
- Tak jest, Panie! - zawołał.
- Mów ciszej, to nie pole bitwy - skarcił go Deimos. - Ma całkiem niezłe ciało, jak na wojowniczkę.
- Zapewniam pana, że o pomyłce nie ma mowy - dodał cicho ork.
Mężczyzna w czerni oparł ręce o biodra. Uśmiechając się lekko przesuwał wzrokiem po jej nagim ciele. Po chwili zwrócił się do mistrzów tortur - goblina i wampira.
- Metody tortur na kobietach od 1 do 8. Omińcie piątkę. Gdy ją złamiecie i powie już wszystko, zrobię sobie z niej nałożnicę. Oto lista pytań.
Podał wampirowi małą kartkę papieru. Dwadzieścia pytań czerniało na niej atramentem. Mistrzowie ukłonili się jeszcze raz, gdy król i dwóch orków opuszczało pomieszczenie. Uśmiechnęli się do siebie. Zaczynała się zabawa a ich władca wiedział co dobre.
Deimos wracał do swojej wieży najdłuższą drogą. Zamierzał bowiem odwiedzić swojego najbardziej zaufanego doradcę. Dziwnym trafem Lagopus nagle wybiegł zza rogu.
- Witaj przyjacielu - powitał go król. - Co robisz przy wejściu do lochów?
- Już ją dostarczyli? - spytał magik.
- Tak. Zaraz zaczną się tortury. Dlaczego pytasz?
Magik w srebrno - czarnym stroju poprawił białą maskę zasłaniającą oczy i wierzch nosa wraz z czołem.
- Chcę posłuchać jej jęków - odpowiedział rozbawionym tonem.
- Jesteś bardziej okrutny niż wszyscy w moim królestwie razem wzięci - odpowiedział Deimos z podziwem. - Jakoś jednak nie wierzę, by to był jedyny powód.
- Tak. Chcę zadać jej kilka własnych pytań. Raczej nie odpowie na nie wymęczona torturami.
- Fakt.
Deimos uśmiechnął się. Ziemski magik nie mógł być w zamku bez przerwy - prowadził własne życie w ojczyźnie. Władca mroku nawet nie zamierzał próbować atakować Ziemi - potężna magia, jaka tam panowała, była ponad siły jego armii. Lagopus był jedynym, kto sprzeciwił się mu przy zdobywaniu tego świata - najbliższego Ziemi. Gdy prawie cała Mania padła bez walki, a jej młoda księżniczka dobrowolnie stała się niewolnicą nowego króla, ten dziwny młodzieniec stanął pod bramą warownego obozu sił ciemności. Wyrysował na wrotach dziwny krąg i wypowiedział słowa, które do dziś Deimosa napawały strachem:
„Wzywam dziś moce z miasta utrapienia
z czarnej ojczyzny wiekuistej męki
gdzie droga kończy się do zatracenia
w imieniu wielkiej, sprawiedliwej ręki.
Z otchłani wyzwalam potęgę wszechwładną
nienawiść najwyższą, prawdę pierworodną
od której starsze moce nie istnieją
tylko wieczyste, ona niepożyta.
‘Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją’
na odrzwiach bramy ten się napis czyta
którą otwieram wzywając tu piekło!”
Zgodnie z jego słowami po chwili prawdziwe piekło rozpętało się wewnątrz. Deimos, wraz ze swoją gwardią przyboczną, zdołał uciec. Ci którzy nie zdołali, obrócili się w proch drobniejszy niż mąka. Król mroku, gdy schwytał tego maga, przekonał go do zostania jego nadwornym magiem i jednocześnie najwyższym doradcą. W ten sposób jego barbarzyńskie orki, trolle, gobliny i inne istoty poznały technologię i mądrość Ziemian. Choć na razie zatrzymali się na ich średniowieczu, Deimos miał nadzieję rozwinąć swój kraj naprawdę mocno. Jednocześnie zyskał wiernego przyjaciela i świetnego doradcę w osobie potężnego maga. Nadał mu najwyższe przywileje. Właściwie to wszystkie inteligentniejsze istoty w królestwie wiedziały, że właściwie naprawdę to rządzi Lagopus. Wiedziały też jednak, że w nagłym wypadku to Deimos podejmuje decyzje.
- Czy mam cię pytać o pozwolenie na to? - spytał magik jak za dawnych lat.
- Wiesz dobrze, że nie. Lepiej się pośpiesz, zaraz zaczynają - odpowiedział król.
Lagopus wkroczył do środka z hukiem magicznie otwieranych drzwi. Goblin ostatni raz uderzył Ranthę długim rzemieniem. On i wampir spojrzeli na swojego gościa.
- Zatrzymać tortury - powiedział Lagopus. - Muszę jej zadać kilka pytań. Wyjdźcie z gabinetu i zostawcie to mnie. Jak was przyłapię na podsłuchiwaniu czeka was kara gorsza od śmierci.
Skinęli ponuro głowami. Wiedzieli, że on nie rzuca słów na wiatr. Opuścili pomieszczenie i skierowali się do pobliskiej celi. Tam zamierzali poczekać. Tymczasem Lagopus zamknął za nimi drzwi i został sam na sam z Ranthą.
- A więc i ciebie w końcu złapali - stwierdził odwracając się do niej. - Zawsze byłaś piękna, aczkolwiek nie miałem dotąd okazji przyjrzeć ci się dokładnie.
Nie odpowiadała. Wpatrywała się w niego wzrokiem pełnym nienawiści.
- Nigdy nie odpowiadałaś na moje pytania. Tym razem odpowiesz na wszystkie. Pogadamy sobie, jak dawniej.
Zapadła cisza. Tym razem to ona ją przerwała.
- Nie przypominam sobie, bym kiedyś cię spotkała.
- Ach tak... - zaśmiał się.
Jego śmiech rozbrzmiewał w pomieszczeniu pełnym narzędzi do tortur.
- Możesz mnie nie pamiętać - stwierdził sięgając za głowę.
Miał tam zapięcie paska, dzięki któremu maska mniej zsuwała się z twarzy. Szybko rozpiął je i odłożył na stolik. Spojrzał na nią szarymi oczami.
- Czy teraz mnie poznajesz? - spytał.
- Ziemianin! - wykrzyknęła zdumiona - Co ty tu robisz?
- Nieoficjalnie rządzę, walczę z rebeliantami i ratuję ich jednocześnie.
- Ale jak? Ty?
Usiadł na stole, obok swojej maski. Na chwilę przymknął oczy.
- Ja wciąż to pamiętam. Byłem po waszej stronie. Prosiłem waszych przywódców, by się nie poddawali. By stanęli do walki. Mogliście rozbić armię Deimosa w proch. Zdecydowaliście się poddać bez walki. Daliście mi złudną nadzieję twierdząc, ze być może wystawicie jakieś wojsko. Gdy przybyłem pomóc, zobaczyłem jak księżniczka oddaje koronę Deimosowi. Wtedy postanowiłem, że sam zniszczę wroga.
- Coś o tym słyszałam, ale to brzmi jak bajka. TY nie mogłeś tego zrobić. Byłeś wtedy słabszym magiem niż nasi szeregowcy.
Roześmiał się znowu.
- Uważaliście, że Ziemska magia to przeszłość. Że ziemianie są beznadziejnymi amatorami. Na szczęście ja nie podzielałem waszego zdania. Przyjaciółka z Japonii pożyczyła kryształ wzmacniający magię. Angielski i niemiecki magik pomogli znaleźć odpowiednie zaklęcie. Jego wzór przygotował znajomy z Afryki. Wielu innych pomogło mi na różne sposoby. Nie byłem sam, jako wysłannik ziemskich magów otrzymałem od nich pomoc materialną i wiedzę. To dzięki nim dokonałem tego, co uważałaś za niemożliwe. Po moim zaklęciu wystarczyłby zryw rebeliantów i Deimos nie miałby szans. Jednak wy nic nie zrobiliście - głos Lagopusa nabrał gniewnego tonu. - Dopiero po kilku miesiącach, gdy Deimos umocnił się na tronie, powstaliście wy. Rebelianci.
Westchnął. Podszedł do Ranthy. Zaklęciem otworzył jej kajdany.
- Znam położenie waszej kryjówki - stwierdził. - Mógłbym w dowolnej chwili przekazać te informacje władcy. Nawet, gdybyście znaleźli kolejne miejsce, znalazłbym was w ciągu kilku godzin. Jesteście głupcami i tchórzami. Wy już przegraliście wojnę. Wasze królestwo jest trupem, nie wróci do życia.
Objął zdezorientowaną dziewczynę przytulając ją mocno do siebie.
- Mimo to, wybaczam wam. Zwłaszcza tobie. Dzięki waszej przegranej ja zwyciężyłem.
Odsunął się od niej. Poczuł, że Goblin i wampir zbliżają się do drzwi.
- Twoi przyjaciele przybędą za godzinę - wyszeptał. - Postaraj się głośno krzyczeć. Nie chcę, by zgubili się w tym zamku. Jest tu parę paskudnych miejsc.
Drzwi otworzyły się.
- Czy wielki mag raczył już skończyć? - spytał prawie szeptem Goblin.
Lagopus szybko założył maskę. Nie mógł się nie roześmiać na widok dwóch mistrzów tortur kulących się na progu z przerażenia. Obawiali się jego gniewu bardziej niż kary króla.
- Tak - zagrzmiał przerywając śmiech. - Zakujcie ją z powrotem. Jest niezła. Mam nadzieję, że król się nią ze mną podzieli.
Uśmiechnął się do Ranthy po czym skinął pachołkom i wyszedł. Po chwili usłyszał przeraźliwy krzyk.
- A więc przeszli od razu do metody szóstej - mruknął uśmiechając się. - Trzeba będzie dopilnować, by nikt nie zauważył jej przyjaciół... - nagle do głowy przyszła mu zabawna myśl - ...chyba że król każe mi na nich zapolować!
Rantha zwijała się z bólu. Nigdy nie czuła takiego bólu. Wampir uśmiechał się radośnie kontynuując swoją zabawę. Nie musiała się nawet starać - krzyczała głośniej niż potrafiła. Cierpienie, zmieszane z niepewnością i strachem, rozsadzało jej czaszkę. Nie wiedziała po czyjej stronie jest Lagopus i czy jej przyjaciele są bezpieczni.
Jej krzyk słychać było w całym zamku. Wielki mag przysłuchiwał mu się w swojej pracowni.
Uśmiechał się spokojnie.