Podchodzi do mnie, kpiący wzrok.
-Pożegnaj się - milczę. -Twarda jesteś.
Nienawidzę. Nienawidzę tych słów. Wrze we mnie, krzyczę, błagam... Nie, nie naprawdę. Patrzę bez słów, jak wychodzi. Dopiero wtedy walę w ścianę.
Na twarzy łzy. Dlaczego?
Nie boję się śmierci.
Boję się czasu. Tego, który straciłam bezpowrotnie, bojąc się żyć, nie wiedząc, jak. Teraz poważniejszy dylemat: umieram, nie wiedząc, jak. Jak mogę wiedzieć? Ja nawet nie zdążyłam nauczyć się, jak żyć. Żyłam, pytając, na oślep, nie wierząc. Nie umiejąc.
Boję się ich rąk.
Pod ścianą kartka. Ołówek. Zostawiam ostatni już po mnie ślad. Nie zapomnijcie.
Strzał. Rozlewające się ciepło krwi. Krztuszę się. Płuca błagają o powietrze, ale ból nie pozwala oddychać. Leżę cicho, a chciałabym móc krzyczeć, przeklinać, wykrzyczeć cierpienie za tych, dla których żyłam... Podziękować.
Ale już jest za późno. Za późno, by przepraszać. Za późno, by podziękować. Za późno, by podbiec i pocałować.
Za późno nawet, żeby prosić o litość.
Czerwone łzy na podłodze. Kto płacze? Nad kim? Nade mną? Nie jestem tego warta.
Żegnajcie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 04.12.2007 15:22 · Czytań: 927 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora: