Po kilku chwilach otrząsnął sie jak po wyjściu z zimnej wody.
Będziemy musieli zadzwonić w kika miejsc.-
Wyciągnął z kieszeni spodni telefon, wybrał właściwy kontakt i nacisnął przycisk z zieloną słuchawką. Po dłuższej chwili w słuchawce odezwał sie damski głos.-
-Witamy w firmie Stampex! Pieczątki, wizytówki, kale..-
-Dobrze, dobrze niech sie pani nie wysila -Przerwał jej- Mam pilną wiadomość dla D jeśli jeszcze go nie ma niech do mnie pilnie zadzwoni jak tylko przyjdzie do biura.-
- Rozumiem że w tej chwili nie skorzysta pan z naszej oferty. Gdyby jednak po zastanowieniu zmieniłby pan zdanie prosimy o kontakt. Życzę miłego dnia.-
- Wzajemnie-
Sekretarka jego kumpla zawsze odstawiała ten sam teatrzyk. Zastanawiał się ile zamówień na pieczątki przyjęła w ciągu ostatniego roku. Była to tak teatralna przykrywka że niemal wiarygodna.
Z braku innych perspektyw postanowił w ramach oczekiwania posprzątać kuchnię. Zatarł bojowo dłonie i nucąc stary rockowy szlagier ruszył do boju. Jego zapał wystygł kilka kroków za progiem gdy poczuł jak skarpetka przykleja mu się do czegoś lepkiego i niepokojąca ciepłego.
Cichy wewnętrzny głos podpowiedział mu iż od kilku dni obiecywał sobie uprzątnąć kocią kuwetę.
- Zapowiada się cudowny dzień- mruknął.
*
Gdyby miasto w którym mieszkał R żyło z turystyki, walcowaty wysoki budynek w samym jego centrum byłby doskonałym punktem orientacyjnym dla zwiedzających. Nie była to bynajmniej budowla szczególnej urody architektonicznej. Wręcz przeciwnie wielu mieszkańców miasta uważało iż jest obrzydliwa i powinno sie ją zburzyć. Faktycznie szara betonowa elewacja upstrzona małymi okienkami( większość z nich była okratowana) stanowiła przytłaczający widok. Przechodnie mijając go zastanawiali się czy może moloch zyskuje wewnątrz, jednak niewielu miało okazję wejść do środka i się o tym przekonać. Ponieważ budynek stanowił siedzibę Rady i zwykli obywatele ( poza personelem administracyjnym) nie mieli do niego wstępu- chyba że zostali wezwani. Jednak wówczas ich umysły wypełniały zbyt poważne obawy by poświęcali jeszcze czas na skupianie się na wystroju wnętrza.
D należał do nielicznych szczęśliwców którzy pracowali w molochu. Nawet najmniej ważne stanowisko zajmowane w Budynku Rady, skutkowało absurdalną w wymiarze nobilitacją towarzyską. Jak co dzień taksówka powiozła go pod samo wejście. Wbiegł po schodkach, okazał legitymację ochroniarzom, wstukał na klawiaturze prze drzwiach swój personalny kod i wszedł do środka. Olbrzymi hol był praktycznie pusty. Jedynie na samym środku znajdowało sie stanowisko portiera. Ze względu na kształt pracownicy budynku nazwali je "Obwarzankiem" Poza nazwą nie kryło sie w tym miejscu nic zabawnego- blat zintegrowany był z ciekłokrystalicznym wyświetlaczem w kształcie pierścienia. Dzięki któremu pełniący dyżur w "Obwarzanku" mógł widzieć każde pomieszczenie w budynku. Dlatego kto tylko mógł starał sie zbudować dobrą relację z "Cerberem" by choć przez kwadrans w ciągu dnia mieć pewność iż nie jest obserwowany i może sobie pozwolić na nieróbstwo.
- cześć M! Jak Twoje plecy?-
- Witaj D! Niezmiennie bolą - Starszy mężczyzna siedzący na skórzanym fotelu w centrum "Obwarzanka" wyglądał nieszkodliwie. Sprawiał wrażenie iż gdyby dokleić mu siwą brodę mógłby zabawiać dzieci podczas świątecznego weekendu w jakimś markecie. Jednak było to złudne i niebezpieczne wrażenie. Niejeden niedoświadczony pracownik przekonał sie co to znaczy trafić na dywanik po jego raporcie. M sięgnął do przeźroczystego pudełka i podał D żółty kawałek plastiku wyglądem przypominający kartę kredytową.
- Twój klucz. Jak zawsze punktualnie- Wklepał coś na dotykowej klawiaturze stanowiącej element blatu.- Wiesz co mógłbyś się kiedyś spóźnić bo robisz się nudny-
Jego zadowolony chichot ścigał D aż do samych drzwi jednej z wielu wind . Znajdowały się na całym obwodzie holu. Każda z nich jechała na konkretne piętro i do określonego działu. Nie zatrzymywały się na żadnych innych piętrach ani nie wolno było do nich zapraszać nieautoryzowanych osób. Niepisaną acz powszechnie znaną zasadą obowiązującą w Budynku Rady był zakaz jakichkolwiek form socjalizowania sie pracowników. Naruszenia były bezzwłocznie karane. Drzwi windy zdążyły się prawie zamknąć gdy D dobiegły słowa
- Czeka cię niespodzianka-
Nie był pewien czy się nie przesłyszał. Jakakolwiek niewiadoma w tym miejscu nie mogła oznaczać niczego dobrego. Na takie tematy się nie żartowało.
Ze ściśniętym żołądkiem wcisnął duży żółty przycisk.
Winda ruszyła.
*
- Myślisz że możemy na nim polegać? -
- Prawdopodobnie tak-
- A jeżeli się zorientuje?-
- To uruchomimy standardowe procedury-
- Uspokajające-
Lakoniczna rozmowa odbywała się kilkadziesiąt pięter nad głową D. Prowadziło ją dwóch nienagannie ubranych mężczyzn w bliżej nieokreślonym wieku. Przez olbrzymie okno spoglądali na rozciągającą się w dole panoramę Miasta.Na krótki moment w ich wzroku rozbłysł ten sam rodzaj wyrozumiałej czułości co u właściciela niesfornego szczeniaka, który właśnie obsikał nową kanapę.
W naturze tych dwóch ludzi jednak leżało raczej usypianie nieposłusznych psów niż drapanie ich za uchem.
Niższy odstawił filiżankę trzymaną w dłoni na błyszczący blat biurka obok którego stał. Przeciągnął się aż chrupnęło w stawach.
- Pora zacząć dzień. Wracam do siebie Kiedy kota nie ma...-
- Myszy harcują- Dokończył za niego gospodarz uśmiechając się kpiąco- Zastanawiam się skąd u ciebie takie zamiłowanie do ludowych mądrości. Kiedy cię słucham zastanawiam się czy między wszystkimi bon motami, cytatami którymi tak obficie okraszasz swoje wypowiedzi, kryją sie jeszcze twoje własne myśli. Dlatego coraz mocniej męczy mnie podejrzenie czy czasem się nie wypaliłeś?-
Gość zaśmiał się jowialnie
- Oj uważaj z wypowiadaniem życzeń na głos bo się nie spełnią. Pamiętaj co ma wisieć nie utonie. Także porzuć wszelkie obawy, przez następne lata wcale nie mam zamiaru ułatwiać ci życia-
-Na to liczę-
-To dobrze. Jesteśmy sobie potrzebni więc nie wywiń mi teraz jakiegoś głupiego numeru.-
Ich śmiech odbił sie echem od ścian gabinetu. Pożegnali sie mocnym uściskiem dłoni.
Jak tylko za gościem zamknęły sie drzwi wyraz rozbawienia zniknął z twarzy gospodarza. Nie potrafił znaleźć w sobie silniejszego uczucia niż nienawiść do tego podstępnego kurdupla. Ale żeby grać o najwyższe stawki musiał podtrzymywać grę pozorów.
- Wkrótce to się zmieni- Syknął wściekle do swojego odbicia w lustrze-
c.d.n.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
keefree · dnia 04.12.2007 19:23 · Czytań: 580 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: