Autor: Elias Lönnrot
Tytuł oryginalny: Kalevala
Kategoria: Literatura piękna
Gatunek: legenda, mit
Forma: poemat epicki, epos
Trochę na fali konkursu recenzenckiego postanowiłem odkurzyć stary tekst na temat Kalevali, czyli fińskiego eposu narodowego. do konkursu się nie łapie, bo był już kiedyś publikowany (jakkolwiek strona na której wisiał już nie istnieje, a sam tekst został teraz znacząco zmieniony i rozszerzony) - może i tak kogos zainteresuje. Enjoy.
Wstęp, czyli co i dlaczego.
Najpierw, tytułem wstępu, muszę zaznaczyć, że nie jest to recenzja w ścisłym rozumieniu tego słowa, gdyż książek tak klasycznych i legendarnych jak Kalevala zrecenzować się nie da. Ale że temat chodzi za mną już od jakiegoś czasu, postanowiłem napisać coś w rodzaju omówienia czy prezentacji. Dość ogólnikowej i pobieżnej, co i tak wydaje się zadaniem karkołomnym.
Wstęp vol. 2, czyli trochę historii i innej teorii.
Czym jest Kalevala? Przez głowę przemykają pewnie luźne skojarzenia - to fiński epos narodowy, jedno z głównych źródeł inspiracji Tolkiena, może jeszcze że śpiewał o tym Amorphis. Zacznijmy więc od początku, czyli od Finów.
Finowie to dziwny naród, trochę inny od innych mieszkańców Europy. Choćby przez to, że jako jedna z czterech spośród wszystkich zamieszkujących nasz kontynent nacji nie nalezą do grupy indoeuropejskiej (trzy pozostałe to Estończycy, Węgrzy i Baskowie). Mówią dziwnym, zupełnie niepodobnym do innych językiem, spokrewnionym tylko z węgierskim, estońskim i... językami syberyjskimi, z którymi tworzy grupę uralo-ałtajską.
Szczególnie układała się też fińska historia. Mimo, że Finowie zasiedlili swoje ziemie już na przełomie starożytności i średniowiecza, własnego, suwerennego państwa doczekali się dopiero po pierwszej wojnie światowej, wcześniej byli nieustannie podbijani i podporządkowywani, a to Szwecji, a to Rosji (Karelia, skąd pochodzi większość zawartych w Kalevali mitów do dzisiaj należy do Rosji). Fińska kultura była przy tym cały czas marginalizowana i spychana do roli podrzędnej - do tego stopnia, że o ukształtowaniu się fińskiego języka literackiego możemy mówić dopiero w czasach Romantyzmu.
Autor przechodzi do rzeczy, czyli wreszcie coś o Kalevali.
Jak już wspomniałem, Kalevala uznawana jest za fiński epos narodowy, wywodzący się z tradycji średniowiecznej i starszej. Można ją więc teoretycznie zaliczyć do tej samej grupy eposów co Beowulfa, Eddę czy Pieśń o Nibelungach. Ale tylko pozornie, bo Kalevala to tekst, by tak rzec, wtórnie odtworzony. Ale po kolei.
W czasach Romantyzmu przez całą Europę przewaliła się fala zainteresowania ludowością i folklorem, rozbudziła się świadomość narodowa i historyczna, a wielu uczonych i literatów dostrzegło lokalną tradycję kulturową i mitologiczną – dość powiedzieć, że właśnie u progu tej epoki działali w Niemczech bracia Grimm. Wtedy też odżyły język i kultura fińska, pojawiło się wielu zapaleńców, zafascynowanych rodzimym folklorem. Jednym z nich był lekarz i przyrodnik Elias Lonnrot (1802-1884). W jego przypadku rzecz nie skończyła się jednak na zwykłej fascynacji. Lonnrot przez kilkanaście lat podróżował po całej Finlandii, samotnie, na piechotę, tylko z kijem i torbą włóczył się po odludnych lasach i bagnach całego kraju, od mroźnej Laponii po Estonię. Szukał legend i opowieści, wędrował w poszukiwaniu ostatnich ludowych pieśniarzy, którzy jakimś cudem przetrwali z dala od cywilizacji. Zebrał tych pieśni kilka tysięcy. I to mógłby być koniec. Ale nie był - Lonnrot zagłębił się w temat bardzo głęboko, tak głęboko jak tylko się dało. Na tyle, by dostrzec przewijające się przez zgromadzone opowieści elementy wspólne - postaci, przedmioty, wydarzenia i ich dalekie echa. To wszystko, cały ten ogromny materiał, łączyło się ze sobą i przeplatało. Nasz badacz zaczął więc kombinować - i tu dochodzimy do punktu zwrotnego w całej tej historii. Otóż Lonnrot stwierdził, że tak wiele punktów stycznych nie może być przypadkiem, zaś wszystkie rozproszone opowieści, jakie zebrał po fińskich lasach i tundrach to okruchy czegoś znacznie większego, starszego i ważniejszego, jakiejś jednej, ogromnej opowieści. To, czy miał rację pozostaje kwestią sporną. Niemniej faktem bezspornym jest, że w mniejszym lub większym stopniu naginając zdobyty materiał i dość swobodnie go filtrując, doktor Elias stworzył (czy też odtworzył) Kalevalę. Jednak mimo to raczej nie wymienia się go jako autora - a jedynie kompilatora oryginalnych pieśni – a sam poemat na półce z europejskimi „eposami narodowymi” stoi gdzieś pomiędzy tymi autentycznie średniowiecznymi, jak wspomniane już Beowulf czy Pieśń o Nibelungach, a regularną twórczością romantyczną – tu niech przykładem będzie nasz własny „Pan Tadeusz”.
Lonnrot publikował swoje dzieło w dwóch rzutach- najpierw, w roku 1835 ukazała się tzw. Mała Kalevala, niepełna i jeszcze nie do końca jednolita, licząca ok 5 000 wersów. To był jednak tylko początek - po latach zbierania dalszych materiałów i żmudnej edycji, w roku 1848 światło dzienne ujrzała Kalevala w wersji ostatecznej, zbiór 50 pieśni zwanych runami (w mianowniku l. poj. „runo”), zawierających jednorodną historię od stworzenia świata aż do przyjęcia przez Finów chrześcijaństwa.
Krótka dygresja na temat szamanizmu, czyli magia i nie tylko.
Aby lepiej poznać świat przedstawiony północnego eposu i jego głównego bohatera, pieśniarza-herosa Vainamoinena, trzeba przynajmniej spróbować zrozumieć rządzące nim reguły. Dawni Finowie byli ludem prostym, walczącym z surową, północną przyrodą, żyjący z rolnictwa i zbieractwa - właściwie nigdy nie zajmowali się zakrojoną na szeroką skalę grabieżą, jak sąsiadujący z nimi Szwedzi i Norwegowie. Nie znali pisma, organizacji państwowej, nie budowali miast ani skomplikowanych maszyn - słowem pozostawali daleko w tyle nawet za średniowieczną Europą. Najważniejszą - lub przynajmniej jedną z najważniejszych postaci był dla nich szaman. Szaman znał się na pieśniach, potrafił rozmawiać ze zmarłymi i duchami przyrody, kontaktował się z bogami i przepowiadał przyszłość. Mówiąc krótko, szaman zajmował się wszystkim, co tajemnicze, straszne i nieokiełznane.
Właśnie, pieśni. Kalevala powstała z pieśni i Vainamoinen jest pieśniarzem. Pieśń ma w Kalevali znaczenie szczególne, jest równoznaczna z zaklęciem, nadprzyrodzonym oddziaływaniem śpiewającego na naturę. Do tego stopnia, że w języku starofińskim “śpiewać” i “czarować” to jedno słowo, ten sam czasownik.
Ale o co chodzi, czyli coś o formie i fabule.
Długą i skomplikowaną fabułę Kalevali można podzielić na kilka równorzędnych wątków, które nawzajem się przeplatają i uzupełniają. Najpierw, jak w każdej szanującej się mitologii, mamy kosmogonię, opis stworzenia świata - dość oryginalny i niespotykany, by nie powiedzieć - dziwaczny. W każdym bądź razie niedługo po świecie rodzi się największy bohater Karelii i centralna postać Kalevali - pieśniarz, czarownik, mędrzec i przywódca - Vainamoinen. To właśnie jego losy, oraz historia zmagań jego ludu ze złą Panią Pohjoli dominują w treści poematu.
Ale Vainamoinen nie jest jedynym herosem, jakiego tu spotkamy. Towarzyszy mu często Ilmarinen, boski kowal, twórca sklepienia niebieskiego, a także, co może nawet ważniejsze, cudownego młynka Sampo, skandynawskiego odpowiednika rogu obfitości. Poznajemy więc czyny obydwu panów, ich rozmaite dzieła, wyprawy, oraz rozliczne problemy osobiste, jako że obydwaj panowie nie mają zbytniego powodzenia w miłości. A jak już się wydaje, że mają, przynajmniej Ilmarinen, to i tak wynikają z tego same kłopoty.
Jest też trzeci bohater, Lemminkainen, zwany też dźwięcznie Kaukomieli. Z nim jednak sprawy mają się nieco inaczej - o ile Vainamoinen i Ilmarinen to niestrudzeni dobrodzieje swojego ludu, zawsze gotowi do pracy bądź mądrej rady- o tyle Lemminkainen wciąż wdaje się w jakieś awantury, zaś jego największym życiowym osiągnięciem wydaje się być uwiedzenie tysiąca kobiet mieszkających na pewnej wyspie (na której, nawiasem mówiąc schronił się uciekając przed ludźmi, którym już zalazł za skórę). Ma jednak szczęście, gdyż z wszelkich opresji (łącznie ze śmiercią i to już po fakcie) ratuje go niezawodna matka.
Główną oś fabularną tworzy historia konfliktu naszych bohaterów z Louhi, złą królową północnej krainy Pohjola. Spór toczy się głównie o cudowny młynek Sampo, produkujący w magiczny sposób nieograniczone ilości mąki, soli i pieniędzy. W końcu dochodzi do punktu kulminacyjnego utworu, w którym wszyscy trzej bohaterowie podejmują wyprawę, by odzyskać młynek. Swoją drogą warto zauważyć ciekawą tendencję tej narracji: fabuły eposów dotyczących czasów mitycznych można zasadniczo podzielić na dwie grupy – te obejmujące bardzo długi czas, przez które przewija się wiele pokoleń bohaterów, i tylko bogowie są stali (Edda Poetycka, a niechby i, wychodząc poza formę poetycką, Stary Testament), i te dotyczące tylko jakiejś konkretnej historii, ograniczonej czasem ludzkiego życia (znowu Beowulf i Nibelungi). Kalevala i tu sytuuje się gdzieś pomiędzy. Vainamoinnen, Ilmarinen i Lemminkainen nie są ani bogami (najwyższy bóg, Ukko, jest tu zupełnie nieobecny, do tego stopnia, ze niezmiernie rzadko się go wspomina, używając terminologii Eliadego to klasyczne „bóstwo oddalone”), ani też – dwaj pierwsi – ludźmi, to istoty pośrednie, ale w obrębie eposu wyraźnie ewoluują. O ile z początku rzeczywiście mają wyraźne cechy boskie, angażują się w tworzenie świata, to potem życie zdecydowanie ich uczłowiecza, wikłając w jak najbardziej ludzkie i doczesne problemy i przygody.
Ale jakby nie było, to nie fabuła decyduje o wyjątkowości Kalevali. W czasie lektury raz po raz napotykamy na rozmaite przysłowia, porady i ludowe mądrości wyjaśniające świat i pomagające w nim żyć. Co prawda wszystkie te dodatki bardzo spowalniają akcję, ale nie można nie ulec ich urokowi.
A co z formą, jak ta Kalevala w ogóle wygląda? Otóż jest to klasyczny poemat epicki, spisany dość nieregularnym, ale niezwykle nośnym i melodyjnym wierszem. Ta melodyjność ani trochę nie ginie w przekładzie, przy czytaniu nieraz łapałem się na mimowolnym nuceniu co smakowitszych fragmentów.
Całość podzielona jest na 50 run i zajmuje całkiem pokaźny tom (oczywiście zależy to od wydania, ale chyba nigdy mniej niż 500 stron).
Coś na zakończenie, czyli dlaczego warto przeczytać Kalevalę.
Na koniec wypadałoby przejść wreszcie do części recenzenckiej. Tak więc: czy warto przeczytać Kalevalę? Oczywiście, że tak. I absolutnie nie należy bać się skomplikowanego i starożytnego rodowodu dzieła. Kolejne runy czyta się bardzo łatwo i szybko, nie ma tu mowy o mozolnym przebijaniu się przez tekst, jak np. w eposach Homera. Język Kalevali jest bowiem językiem ludowej klechdy- barwnym, żywym i urzekającym, ale pozbawionym wyrafinowanych środków artystycznych, długich dygresji czy inwokacji. Pozostaje czytać i rozkoszować się opowieścią.
Warto też dodać, że Kalevala to mus dla prawdziwych miłośników fantasy- bo jest to jedno z głównych źródeł tego gatunku. Zwłaszcza dla Tolkiena, a co za tym idzie rzeszy jego epigonów. Z resztą sam Tolkien przyznawał, że inspirację do Silmarilionu czerpał między innymi z dzieła Eliasa Lonnrota. Od rzeczy bardzo ogólnych, aż po niemal dosłowne przenoszenie poszczególnych historii, jak stało się to z Kullervo, synem Kallervy, który zamienił się w słynnego Turima Turambara.