Zabójczy kwiat (cz.6) - Ivan_potulny
Proza » Historie z dreszczykiem » Zabójczy kwiat (cz.6)
A A A
Słońce jeszcze nie wzeszło, kiedy postanowiłem wstać z łóżka. Otworzyłem okno, a zimny powiew szybko mnie otrzeźwił. Stojąc tak może przez dwie minuty zdążyłem zmarznąć. Udałem się w stronę łazienki. Nie było jeszcze siódmej, więc zachowywałem się cicho, ażeby nikogo nie obudzić. Modliłem się, żeby czasem na korytarzu nie spotkać mojego nocnego gościa, było to pewnie nieuchronne, ale wolałem tę konfrontację spojrzeń odwlec o kilka godzin. Po porannej toalecie wróciłem do pokoju, nie wiedziałem, co mam z sobą zrobić, czułem się tutaj obco. Karolina nie pierwszy raz, gdzieś mnie zabrała, żeby potem zostawić samemu sobie. Nastawiłem cicho stojące na stoliku radio, wkrótce przez okno wtargnęły wyczekiwane przeze mnie promienie słońca. Nagle moja uwaga skupiła się na przesuwającej się w dół klamce u drzwi, które chwilę potem się otworzyły i pojawiła się w nich znajoma mi twarz.
- Wyspany? – Zapytała anielskim głosem.
- Nie – odpowiedziałem szczerze – Gdzie byłaś? Powiedziałaś, że wychodzisz tylko na chwilę. Martwiłem się o ciebie, ale twój ojciec mnie uspokoił.
- To miłe z twojej strony, ale rzeczywiście martwiłeś się niepotrzebnie. Ojciec nie powiedział ci gdzie jestem?
- Nie, powiedział tylko, że jesteś bezpieczna.
- Byłam u dziadków, którzy mieszkają nie daleko stąd, mój ojciec za nimi nie przepada i nie utrzymuje z nimi kontaktów.
- Dlaczego? –Zapytałem.
- Bo to dziadkowie od strony matki, nie wiem czemu ojciec ma do nich żal, a to przecież nie ich wina, że matka od nas odeszła.
- Mogłaś mnie jednak uprzedzić, gdzie spędzisz noc.
- Wiem, przepraszam za to, ale nasza wczorajsza rozmowa przywołała wspomnienia, bardzo chciałam się spotkać z babcią. Ale nie rozmawiajmy już o tym, chodź na dół, przygotowałam śniadanie.
- Z przyjemnością – odparłem.
Gdy, zeszliśmy po schodach, przy stole siedział już pan Mauer z wybranką swego serca, która teraz się do niego tuliła. Spojrzała na mnie z obawą, a ja szybko odwróciłem wzrok, wolałem unikać jej oczu. W długich spodniach i szerokim luźnym swetrze nie wyglądała już tak ponętnie, jak kiedy składała mi nocna wizytę, niemniej nadal była piękna.
- Dzień dobry – przywitałem się, skupiając wzrok na gospodarzu.
- Witaj Marku, wczoraj chyba przesadziliśmy trochę z koniakiem – odparł z uśmiechem pan Mauer.
- Oj, chyba tak, - przytaknąłem
- Nawet nie zauważyłem, kiedy usnąłem. Muszę wymienić tę kanapę, jest wyjątkowo niewygodna, strasznie mnie teraz bolą plecy.
- Po śniadanku, chętnie ci je rozmasuje – Marta wtrąciła się do rozmowy, jej obłuda i fałsz mnie raziły.
- Tato nie obrazisz się jak wyjedziemy z Markiem zaraz po śniadaniu – Karolina zwróciła się do ojca.
- Miałem nadzieję, że zostaniecie przynajmniej do obiadu.
- Tak, ale wolałabym wrócić wcześniej do Tarnowa.
- Jak chcesz słonko, ale wyrządzasz mi tym przykrość – przyznał ojciec.
- Przepraszam cię, i obiecuję, że ci to wynagrodzę – Karolina obdarzyła ojca swym anielskim uśmiechem, któremu nie sposób było się oprzeć. Ucieszyłem się, że nie chce tutaj dłużej zostawać. Przysunęła się do mnie i położyła rękę na moim kolanie, przeszył mnie dreszcz. Było to bardzo miłe, ale szybko przypomniałem sobie, że mieliśmy tylko grać parę przed jej ojcem. Niemniej maślane bułeczki z dżemem w jej tak bliskim towarzystwie smakowały wybornie.
Była godzina dziewiąta, kiedy, skończyliśmy jeść i zaczynaliśmy się żegnać. Pan Mauer objął córkę, a następnie pożegnał mnie silnym uściskiem dłoni. Marta zachowywała dystans, wychodząc dostrzegłem jednak jej spojrzenie, w którym gniew mieszał się z pożądaniem. Fantastyczna kobieta – pomyślałem, coraz bardziej żałując tego, co mogło, a co się nie wydarzyło.
- Coś wam chyba nie wyszło – stwierdziła Karolina, gdy po chwili znaleźliśmy się na drodze dojazdowej do autostrady.
- Nie wiem, co masz na myśli – odpowiedziałem.
- Widziałam jak ta ladacznica patrzyła na ciebie wczoraj wieczorem, a jak dziś podczas śniadania, do tego mój staruszek spędził noc na kanapie, nie wierze, że nie wykorzystała okazji.
- Zadziwisz mnie – przyznałem jej tym rację.
- Ale nie była dziś w dobrym nastroju, kipiała dziewczyna gniewem, co nie stanął ci? – Zapytała z szyderczym uśmiechem.
- Fakt, przyznaję, że przyszła do mnie w nocy, ale do niczego nie doszło, niepotrzebnie tylko narobiłem jej na początku smaku.
- Chcesz mi powiedzieć, że jej nie przeleciałeś? – Zdziwiła się.
- Powiedziałem ci przecież, że do niczego nie doszło.
- Nie wierze ci, żaden facet by nie odpuścił takiej kobiecie.
- No widzisz, a ja jednak odpuściłem. Może są jeszcze faceci z zasadami? – Zadałem retoryczne pytanie.
- W takim razie jesteś pierwszym, którego miałam okazję poznać.
- Bardzo mi miło z tego powodu.
- Widzisz, że miałam rację twierdząc, że to lafirynda.
- Całkowitą – podsumowałem.
- Dzięki, że przyjechałeś tu ze mną.
- Było miło.
- Nie musisz kłamać przecież wiem, że było fatalnie, pewnie inaczej sobie to wyobrażałeś? – Tutaj trafiła doskonale.
- Rzeczywiście, myślałem, że ten weekend będzie wyglądał trochę inaczej – przyznałem.
- Ja też, ale weekend przecież jeszcze się nie skończył.
- Masz coś na myśli?
- Może się gdzieś zabawimy? – Zaproponowała.
- Z tobą zawsze – odpowiedziałem uśmiechając się do niej. Byłem zmęczony po nieprzespanej nocy, ale dla niej byłbym w stanie wykrzesać z siebie resztki energii nawet po przebiegnięciu ośmiu maratonów z rzędu.
- Odwiozę cię teraz do domu, żebyś mógł trochę odpocząć i przyjadę po ciebie wieczorem.
- Odpowiada mi to – powiedziałem przystając na jej propozycję.
- A teraz korzystając z okazji może pomyślimy nad kolejnym numerem – kontynuowała.
- Masz na myśli następną akcje?
- Tak, to był świetny pomysł, teraz musimy pójść za ciosem. Nie powiesz mi chyba, że ci się nie podobało?
- Powiedzmy, że się podobało, ale mam pewne zastrzeżenia.
- A ja mam na oku następnego klienta – nie zapytała, co mi się nie podobało.
- Kto teraz?
- Biskup – odpowiedziała.
- Chyba oszalałaś?!
- Spokojnie, żartowałam – jej śmiech był jak balsam na me uszy. – Jest pewien bogaty biznesman.
- Jak bogaty?
- Ma tyle kasy, że Doliński mógłby mu czyścić buty – odpowiedziała.
- Z Dolińskim poszło gładko, a jak ten będzie robił problemy?
- Nie będzie.
Jej pewność siebie czasami mnie przerażała. Obiecałem sobie, że to będzie jeden raz i koniec. Teraz mieliśmy zrobić to ponownie i przyznaje, że chcę tego. Spodobało mi się bogate życie, szybkie, łatwe i duże pieniądze przyciągają jak magnes, gdy człowiek ich zakosztuje, trudno mu przestać.
- Kiedy to zrobimy? – Zapytałem.
- Jeszcze nie wiem, będziemy musieli obmyślić dokładny plan, ale nie chcę długo czekać.
Droga szybko uciekała nam spod kół, dłuższą jej część spożytkowaliśmy na układaniu misternego planu nowego przedsięwzięcia. Karolina cały czas zaskakiwała mnie błyskotliwością i pomysłami. W domu cudem udało mi się uniknąć lawiny pytań ze strony matki i ojca, który wczoraj wrócił z sanatorium. Padłem na łóżko niczym nieżywy, marzyłem jedynie o drzemce. Umówiłem się z Karoliną, że przyjedzie około dwudziestej, więc mogłem spokojnie się wyspać.
- Co się dzieje? – Zapytałem matki, która stała nade mną potrząsając moim ciałem, żeby mnie obudzić.
- Przyjechała do ciebie jakaś dziewczyna, powiedziała, że jest twoją koleżanką i że ma do ciebie coś ważnego.
- Dobrze, dzięki idź powiedz jej, że za chwilę do niej zejdę tylko się ubiorę.
Cholera – pomyślałem, jak mogłem tyle przespać? Spojrzałem na zegar, który jednak wskazywał ledwie godzinę siedemnastą. Czyżby Karolina nie uprzedziwszy przyjechała wcześniej? A jeśli nie ona, to kto to mógł być? Moja matka najwyraźniej jej nie zna. Prędko doprowadziłem się do porządku i zbiegłem na dół do drzwi. Mocno się zdziwiłem, kiedy zauważyłem twarz Anki.
- Witaj Marku.
- Cześć Aniu, co tutaj robisz? Skąd wiedziałaś gdzie mieszkam?
- Chudy wytłumaczył mi jak do ciebie dojechać, a jestem tutaj, bo chcę z tobą porozmawiać.
- Wejdź – zaprosiłem ją do środka, ciekawe, o czym chce ze mną pomówić?
- Widzisz… - zaczęła nieśmiało, gdy znaleźliśmy się już w moim pokoju – wiem, że byłeś z Karoliną u jej ojca.
- Skąd to wiesz? – Zapytałem
- Nie ważne, nie możesz się z nią spotykać.
- A to niby, dlaczego?! – naskoczyłem na nią ostro, teraz naprawdę mnie zdenerwowała.
- Już ci mówiłam, że to bardzo zła dziewczyna, nie wiem, co ona knuje, ale na pewno źle się to skończy, źle dla ciebie.
- Powiedz mi, dlaczego to robisz? Nawet, jeśli masz racje to, dlaczego mnie ostrzegasz?
- Nie chcę, żeby ci się coś złego stało. Nie chcę, bo… - tutaj urwała.
- Bo co? – Drążyłem dalej.
- Nie bądź na mnie zły, ja po prostu… to dla mnie trudne, ale ja się w tobie zakochałam.
- Co? – To wyznanie mnie zamurowało.
- Wybacz, stało się, nic na to nie poradzę.
- Może tylko ci się tak wydaje, mówisz o czymś bardzo poważnym, a przecież mnie nie znasz.
- Nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? –Zapytała
- Nie, nie wierze – odrzekłem oschle. Spojrzałem jej w oczy, świeciły się jak iskierki, lecz ich nikły blask zaraz miał się przerodzić w potoki łez. Nagle poczułem, że ta dziewczyna jest mi w pewien sposób bardzo bliska. Była zupełnym przeciwieństwem Karoliny. Delikatna, spokojna i taka dobra, w tej jednej chwili jawiła mi się, jako ideał kobiety. Była przy tym naprawdę nie brzydka, choć jej urodzie daleko było do Karoliny, dziewczyny, która całkowicie zawładnęła mą duszą. Kiedy te myśli przelatywały przez moja głowę, zbliżyłem się do Ani, żeby ją do siebie przytulić. Cała drżała, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy. To bardzo wrażliwa i uczuciowa dziewczyna. W jednej chwili zrozumiałem, że nie mogę odrzucić tej miłości, nie potrafię, nie chcę. Ja jej po prostu potrzebuje, a ona potrzebuje mnie. Bałem się tylko, że wyrządzę jej krzywdę, gdyż nie będę potrafił zrezygnować z Karoliny, z drugiej strony zdawałem sobie sprawę, iż nie mam wielkich szans, na związek z nią. Ania mnie naprawdę kochała, czułem to teraz wszystkimi zmysłami.
- Już dobrze – starałem się ją pocieszyć, bolały mnie jej łzy.
- Nic nie jest dobrze i nigdy nie będzie – wydusiła z siebie szlochając – ty mnie nie kochasz, wolisz ją, a ona cię zniszczy.
- Nikt mnie nie zniszczy. Nauczę się ciebie kochać i obiecuje, że będziesz ze mną szczęśliwa. – To mówiąc pogładziłem ją po policzku, delikatnie ująłem jej głowę, odchylając do tyłu, aby nasze usta mogły spotkać się w namiętnym pocałunku. Trwał długą chwilę, lecz dla nas obojga była ona zdecydowanie zbyt krótka. Gdy tylko oderwałem od niej wargi, zbliżyła się, żeby złożyć na moich ustach kolejny pocałunek. Nic teraz się nie liczyło, czułem, że naprawdę mogę ją pokochać i że będę z nią szczęśliwy. Wcześniej jednak musiałem załatwić pewną sprawę, musiałem z czymś skończyć. Nie ważne jak wiele mnie to będzie kosztować, nie mogłem dalej ciągnąć znajomości z Karoliną. Byliśmy umówieni na dziś wieczór, pomyślałem, że będzie to świetna okazja, aby jej o tym powiedzieć. Siedzieliśmy z Anią, rozmawiając i wymieniając pocałunki jakbyśmy od dawna byli ze sobą, było mi z nią bardzo dobrze, lecz zbliżała się dwudziesta, za moment zobaczę pod oknami mojego domu znany mi sportowy wóz. Nie wiedziałem jak powiedzieć o tym Ani. Postanowiłem nie kłamać.
- Wybacz Aniu, jest bardzo miło, ale niestety musisz już jechać, jestem umówiony.
- Z kim? – Zapytała.
- Z Karoliną – przyznałem. Na dźwięk tego imienia nagle posmutniała.
- Muszę z nią porozmawiać, wyjaśnić pewne sprawy, wiele się zmieniło, proszę zaufaj mi.
- Ufam ci – odrzekła – spotkamy się jutro?
- Tak oczywiście. Zadzwonię do ciebie, a teraz naprawdę powinnaś już iść.
- Dobrze, tylko nie zapomnij.
- Obiecuję.
Odprowadziłem ją pod bramkę, czule się pożegnaliśmy, po czym odjechała swoim małym samochodem. Na dworze było ciemno i zimno, zdążył spaść już pierwszy śnieg, wyjątkowo późno w tym roku. W myślach układałem zdania, które powiem Karolinie. Byłem zdecydowany. Gdy pod dom podjechała Mazda, podszedłem do niej, otworzyłem drzwi i usiadłem na fotelu pasażera. Karolina położyła rękę na dźwigni zmiany biegów chcąc wrzucić wsteczny, ale w tym momencie szybko przekręciłem kluczyk w stacyjce, gasząc silnik.
- O co chodzi? – Zapytała zdumiona.
- Musimy porozmawiać.
- Dobrze, zrobimy to w drodze – sięgnęła ręką do stacyjki, jednak ją powstrzymałem.
- Nie, porozmawiamy teraz – byłem stanowczy.
- Będzie jak chcesz. To, co mi powiesz?
- Była u mnie Anka – przyznałem.
- Wiem, mijałam po drodze tę szajbuskę.
- Nie mów tak o niej! – Naskoczyłem na nią.
- Nie poznaje cię, co ona ci znów naopowiadała?
- Nic, powiedziała mi po prostu, że mnie kocha.
- I co z tego?
- To, że ja ją chyba też.
- Ależ to romantyczne – zaśmiała się.
- Mówię poważnie.
- Wiem, cieszę się, będziecie dobrą parą, a teraz możemy już jechać?
- Nie rozumiesz, teraz jak jestem z nią, nie mogę się ot tak z tobą spotykać.
- Dlaczego? Zabroniła ci? Pewnie wie, że gdybym tylko chciała mogłabym cię jej bez problemów odbić.
Wiedziałem, że zaczyna mną manipulować, jednak mimowolnie włączałem się w jej grę.
- A chcesz? – Zapytałem.
- Może – odpowiedziała, wkładając w to słowo cały swój seksapil. Moja wcześniejsza determinacja ustępowała. Jeszcze przed paroma minutami chciałem dla Ani skończyć tę fatalną znajomość, teraz nie potrafiłem. Gdy była obok, tak blisko, nie sposób było oprzeć się jej urokowi. Ponownie sięgnęła do stacyjki, tym razem nie protestowałem. Zrezygnowany rozsiadłem się w fotelu i zapiąłem pas. Karolina uśmiechając się ruszyła dynamicznie.


Co za palant – myślałem o starym przyjacielu, jadąc prostą drogą, prowadzącą przez las. Moim myślom akompaniował ryk silnika V6 Alfy Brery, na którą, nie dawno zamieniłem starego Mercedesa mojego ojca. Wracałem ze spotkania z Arturem moim, teraz już byłym kolegą. Zarzucił mi, że bardzo się zmieniłem przez ostatnie pół roku, że nie jestem już tą samą osobą. Miał rację, rzeczywiście byłem kimś innym, jednak ja wszystkie zmiany zapisuje na plus. Po mroźnej zimie przyszła piękna wiosna. Środek maja był naprawdę niesamowicie urokliwy. Ciepłe powietrze wpadające przez uchylony szyberdach, targało moje włosy. Od zimy wiele się wydarzyło. Nie mieszkam już z rodzicami. Po jednej z kłótni wyprowadziłem się z domu. Teraz samodzielnie wynajmuję mieszkanie w mieście. Nie martwię się o pieniądze, dzięki spółce z Karoliną. Tak, pod tym względem nic się nie zmieniło. Nadal jest dla mnie tą samą osobą, a nasza zażyłoś cięgnie się na tym samym poziomie. Nie pamiętam dokładnie ile numerów już zrobiliśmy, ilu ludzi szantażowaliśmy, ile pieniędzy żeśmy od nich wyłudzili. Traktowałem to już jak normalną pracę. Popadaliśmy w rutynę i stawaliśmy się coraz śmielsi i jeszcze bardziej bezczelni, nie mieliśmy żadnych skrupułów. Przestało mi już przeszkadzać, że przy każdej akcji Karolina idzie na całość, nawet zaczęło mi się to podobać. Oficjalnie byłem z Anką. Ach, kochana Ania. Fantastyczna dziewczyna, na którą nie zasługiwałem. Nie udało mi się spełnić obietnicy, że kiedyś ją pokocham i już chyba nigdy jej nie spełnię. Biedaczka nie była dla mnie nawet w małym ułamku tym, kim ja byłem dla niej. Wykorzystywałem jej miłość jak ostatni dupek. Prawie zawsze będąc z nią myślałem o Karolinie. To ona była dla mnie najważniejsza, choć zdawałem sobie sprawę, że nie mam u niej szans na coś więcej. W ciągu ostatnich miesięcy tyle razy próbowałem się do niej zbliżyć i nic. Anka była dla mnie jedynie zabawką, marnym substytutem swojej przyjaciółki. Czasem bolało mnie, że tak ją okłamuje, jednak nie wiedzieć, czemu nie potrafiłem zakończyć tego związku. Bywały chwilę, w których myślałem, że ją kocham, że jest dla mnie ważna, jednak potem spotykałem Karolinę i wszystko obracało się o 180 stopni. Trwałem w tej patowej sytuacji, maskując pożądanie kłamstwem i zastanawiałem się jak długo jeszcze wytrzymam. Z moich starych znajomych nie został nikt, dziś właśnie pokłóciłem się z ostatnim, z tym, który był przy mnie zawsze. Mówiłem sobie, że świat się zmienia i ludzie się zmieniają. Miałem teraz grono nowych przyjaciół, młodych, bogatych, pięknych, żyliśmy pełnią życia. Bardzo mi się to podobało. Byłem wolny, niczym nie ograniczony, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie przejąłem się wcale, gdy uczelnia poinformowała mnie o skreśleniu z listy studentów. Przez znajomość z Karoliną, całkowicie zawaliłem studia, nie pochodziłem nawet do egzaminów. Po co mi one? Studia są po to, aby się wykształcić, znaleźć dobrą pracę i mieć godziwe zarobki tyrając jak wół. Czy brakuje mi pieniędzy? Nie. Żyję jak lord, co więcej uzależniłem się od adrenaliny towarzyszącej każdej naszej akcji. Byłem z siebie dumny, w swojej ocenie uważałem się za człowieka sukcesu, nie zwracając uwagi na to, że naszą działalnością wyrządzamy krzywdę innym ludziom.
Na wieczór zaplanowaliśmy z Anką wyjście do kina. Pewnie znowu będzie chciała oglądać jakąś romantyczną szmirę. Wcześniej jednak musiałem spotkać się z Karoliną. Za niedługo mieliśmy to zrobić kolejny raz. Byłem zdziwiony, że się jeszcze nie znudziła. Pieniądze nie były dla niej ważne. To ja przeważnie dostawałem wszystko. Czasem tylko pozwoliła sobie postawić wykwintny obiad, lub kolacje w drogiej restauracji. Niestety na kolacji się kończyło. Pojadę do niej teraz i zobaczymy, co tym razem wymyśliła. To ona zazwyczaj wybierała kolejne ofiary. Ma dziewczyna instynkt.
Z przyjściem wiosny uroda Karoliny rozkwitła, choć nie myślałem wcześniej, że może być jeszcze piękniejsza.
- Przewieź mnie gdzieś, nie chcę siedzieć w domu – poprosiła, gdy tylko pojawiła się w drzwiach swojego mieszkania.
- Gdzie chcesz jechać? – Zapytałem.
- Wykaż się inwencją – odpowiedziała w swoim stylu. Chwyciłem ją za rękę i zbiegliśmy szybko po schodach w dół.
- No tym samochodem można jeździć – podobał się jej mój nowy wóz.
- To, co wymyśliłaś tym razem, kto będzie celem?
- Ha, tutaj mam dla ciebie niespodziankę. Poznałam jednego ciekawego pana. Zaprosił mnie na weekend do swojego domku na mazurach.
- Brzmi ciekawie – przyznałem.
- Byłeś kiedyś na Mazurach?
- Szczerze, nie.
- W takim razie będziesz miał okazje.
- Jak długo będziemy to jeszcze robić? – Zadałem jej pytanie z trochę innej beczki.
- Chcesz zrezygnować? – Odpowiedziała pytaniem.
- Nie, ale chciałbym wiedzieć, na czym stoję. Nie będziemy przecież ciągnąć tego procederu w nieskończoność.
- To może być ostatni raz – oświadczyła.
- A co potem?
- Potem? Nic, zobaczymy, co będzie potem.
- Zerwiesz ze mną kontakt?
- Powiedziałam, że zobaczymy. Ania by się ucieszyła.
- Wiesz, że ona nic dla mnie nie znaczy.
- Anka jest głupia i naiwna. Skupmy się na planie. Do weekendu zostały trzy dni. Dobrze byłoby pojechać tam już jutro i zrobić na miejscu rozpoznanie.
- To dobry pomysł – przyznałem jej rację.
- Tak, więc jutro rano wyjedziemy, to dosyć daleko. A teraz gdzie mnie wieziesz?
- Pomyślałem, ze skoro jedziemy na Mazury dobrze będzie wcześniej przywyknąć do takiego klimatu. Zobaczysz jak dojedziemy.
Chwilę potem byliśmy w jednym z moich ulubionych miejsc. Sceneria stawów otoczonych zewsząd lasem, słonce odbijające się od tafli wody, bardzo romantyczny zakątek. To śmieszne, ale wczoraj dokładnie o tej samej porze byłem tutaj z Anią. Wiedziałem, że z moją dzisiejszą towarzyszką nie mam szans na takie same szaleństwa, jednak wolałem być tu z nią. Było to bardzo nie fair wobec mojej oficjalnej dziewczyny.
- Ładnie tutaj – odezwała się Karolina.
- Tak – odpowiedziałem jakbym był nieobecny, zauważyła to.
- Coś nie tak? – Spytała.
- Powiedziałaś, że to może być ostatni raz. Chcesz skończyć?
- Myślę, że tak.
- Rozumiem.
- Nie martw się, nie zostawię cię na lodzie. Mój ojciec cię lubi, poproszę go to z chęcią da ci jakąś dobrą pracę w swojej firmie.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi.
- A o co?
- Odstawisz mnie na boczny tor – wyznałem swe obawy.
- Obiecuję, że w naszych stosunkach nic się nie zmieni.
- No właśnie – westchnąłem.
- To i tak nie miałoby sensu, nie jestem odpowiednią dla ciebie dziewczyną, zrozum to. Masz Ankę, ciesz się tym.
- Zakończmy tę rozmowę, bo zaczyna wyglądać jak dialog z kiepskiej telenoweli.
- Jak chcesz. Omówmy w takim razie plan na najbliższe dni – zaproponowała.
- Świetny pomysł, skoro ma to być ostatni raz, głupio byłoby na koniec coś spieprzyć.
- Przyjedziesz po mnie jutro rano, powiedzmy o ósmej, pojedziemy na Mazury i zobaczymy, co i jak.
- Wspominałaś, że gość ma jakiś domek nad jeziorem, wiesz dokładnie gdzie?
- Mówił, że nad jeziorem gardyńskim, sprawdziłam je, to nie wielkie jezioro, więc łatwo będzie ten domek znaleźć. Chwalił mi sie nim, pokazywał zdjęcia, bez problemu rozpoznam to miejsce.
- Kiedy cię tam zabiera? – Zapytałem
- W piątek. Powiedział, że skończy wcześniej pracę i wieczorem będziemy na miejscu.
- Bardzo dobrze, jutro mamy środę, chciałbym się tam zatrzymać w jakimś hoteliku i poczekać do piątku.
- Ale ja muszę jutro wrócić – zaoponowała Karolina.
- Wrócisz. Zostanę sam, myślę, że kilka dni samotności na Mazurach dobrze mi zrobi.
- W takim razie, będziemy musieć jechać dwoma samochodami, bo przecież nie będę się tłukła z powrotem pociągiem.
- Dam ci samochód, ja jakoś sobie poradzę.
W tym momencie wystraszył nas żuraw startujący z szuwarów. Karolina podskoczyła, a następnie wpadła w moje ramiona, po chwili oboje zaczęliśmy się głośno śmiać. Spoglądałem w jej oczy, widziałem jak jej włosy lśnią w świetle promieni przebijających się przez korony otaczających nas drzew. Była jak najcudowniejszy klejnot w muzeum. Mogłem na nią patrzeć, pancerne szkoło nie pozwalało mi jej jednak dotknąć. Tak blisko a zarazem tak daleko. Nie wiedziałem czy tych ostatnich słów nie powiedziałem na głos, gdyż Karolina zamilkła i odsunęła się ode mnie. Prysnął czar chwili równie pięknej, co krótkiej.
W międzyczasie, kiedy omawialiśmy plan, zdążyliśmy obejść staw dookoła i teraz byliśmy z powrotem przy samochodzie.
- Wracamy? – Zapytała zwracając wzrok w stronę auta. Przytaknąłem, choć marzyłem, aby samochód się zepsuł i żebyśmy zostali tutaj dłużej. Odwiozłem Karolinę i nie zatrzymując się u niej, pojechałem do siebie. Wjechałem na podwórze kamienicy, w której wynajmowałem mieszkanie i zaparkowałem Alfę. Nie wiedzieć, czemu miałem złe przeczucia odnośnie najbliższych dni. Zanim wysiadłem z wozu pomyślałem, że może odwiedzę Anie, a rozmowa z nią jak zwykle mi pomoże, zmieniłem jednak zdanie, dziś najlepiej zrobi mi zimne piwo i mecz w telewizji, Ance napisze tylko obłudnego smsa, w którym zapewnie ją o swoich uczuciach, którymi wcale jej nie darzę.



Tej nocy ponownie przyśnił mi sie koszmar, który znałem już na pamięć. Znowu znalazłem się w tym przeklętym lesie, znów słyszałem krzyk, a na końcu spotykałem Anie. Od pół roku sen ten nie daje mi spokoju. Nadal nie potrafię go sobie wytłumaczyć, nie jestem w stanie z nim nic zrobić. Przez niego od samego rana byłem rozdrażniony. Droga na Mazury dłużyła się niemiłosiernie, choć pokonywaliśmy ją szybkim sportowym wozem. Znamy się z Karoliną od sześciu miesięcy, a praktycznie nie mamy wspólnych tematów, tak też większą część trasy przebyliśmy w milczeniu, czasami tylko rozmawiając na temat najbliższego przedsięwzięcia.
- Jak teraz znajdziemy ten domek? – Zapytałem.
- Jedź prosto.
- Skąd wiesz? Mówiłaś, że nigdy tutaj nie byłaś.
- Tak, ale na zdjęciach, które mi pokazywał widziałam w tle tamten zamek – wskazała na ruiny znajdujące się jakieś pięćset metrów dalej na niewielkim wzniesieniu. – To powinno być nie daleko za nim – dodała.
Okolica, była niezwykle malownicza, woda, drzewa, polany, świeże czyste powietrze. W okolicy mieszkało nie wielu ludzi, czasem tylko można było dostrzec pojedyncze lub stojące w niewielkich kupkach domki. Czas jakby zatrzymał się dla tego miejsca.
- Skręć tutaj – powiedziała Karolina pokazując wąską gruntową dróżkę po prawej stronie, wiodącą w stronę jeziora. Posłuchałem jej i po chwili próbując ominąć największe koleiny, jechaliśmy żółwim tempem drogą otoczoną z jednej strony łąką a z drugiej młodym brzozowym laskiem.
- Zaraz urwę coś przy zawieszeniu – rzekłem denerwując się fatalnym stanem ścieżki. Było na niej wiele dołów zrobionych przez traktory, którymi ludzie dojeżdżali do pól. Ziemia tutaj musiała być bardzo żyzna i rodzić piękne plony.
- Mogło być gorzej. Dobrze, że nie padało, bo byśmy tędy nie przejechali – odezwała się Karolina.
- Ten twój amant nie mógł chyba wybrać gorszego zadupia. Mam nadzieję, że dobrze jedziemy.
- Spokojnie, zaraz znajdziemy ten domek.
Karolina miała rację, po chwili trafiliśmy na miejsce. Nie wielki drewniany domek, znajdował się około pięćdziesięciu metrów od brzegu jeziora, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Bo bogatym biznesmanie spodziewałem się czegoś znacznie wytworniejszego, domek nie był nawet ogrodzony.
- To tutaj – powiedziała.
- Jesteś pewna? Na wille nie wygląda.
- Ale wygląda dokładnie tak jak na zdjęciach. Teraz, będziesz wiedział jak tu trafić. Jedźmy stąd, lepiej, żeby nas tutaj nikt nie widział, twój samochód za bardzo rzuca się w oczy.
- Przecież nie ma tu żywego ducha, zostańmy chwilkę.
- Musimy jeszcze znaleźć dla ciebie nocleg – dodała Karolina.
- W bagażniku mam namiot, rozbije go w pobliżu tak, abym miał na wszystko dobry widok.
- Ok, może być, tylko nie za blisko.
- Spokojnie, wybiorę takie miejsce, żeby było dobrze.
- No to jedźmy, szukać tego miejsca. – Karolina nalegała, aby jak najszybciej się stąd oddalić. Była zdenerwowana, nie wiedziałem, dlaczego? Robimy to przecież nie pierwszy raz, zawsze była spokojna, co najwyżej trochę podekscytowana, dziś jej nie poznawałem. Odjechaliśmy trzysta metrów dalej, zatrzymałem samochód tak jak mnie prosiła w miejscu, gdzie zasłaniały go gęste zarośla. Wysiedliśmy i zacząłem wypakowywać z bagażnika cały ekwipunek. Przypomniało mi się, jak, kiedy byłem mały wyjeżdżałem z wujkiem na takie wypady. Wujek od lat jest zapalonym wędkarzem, a że nie doczekał się dzieci, zabierał często swego siostrzeńca. Bardzo lubiłem te wyprawy, mój ojciec nigdy nie wędkował, więc mogłem to robić tylko z wujkiem. Teraz też oprócz namiotu i całej reszty sprzętu biwakowego, zabrałem dwie wędki i mini grilla, mając nadzieję na kolację ze świeżej ryby. Karolinie wyjątkowo się spieszyło. Nie poczekała nawet, aż rozbije namiot. Dałem jej kluczyki, pożegnaliśmy się i szybko odjechała. Bałem się trochę o nią i o Alfę, gdyż wiedziałem jak jeździ, pod tym względem była stereotypową blondynką. Rozłożenie namiotu zajęło mi trochę czasu, dawno tego nie robiłem i nie miałem nikogo do pomocy. Kiedy w końcu mi się ta sztuka udała, schowałem do środka wszystkie graty i postanowiłem przejść się kawałek brzegiem jeziora. Miałem stąd idealny widok na domek ofiary, znajdujący się po drugiej stronie zatoczki, przez lornetkę mogłem swobodnie obserwować całe jego otoczenie. Całe szczęście był tutaj zasięg, więc będziemy mieć z Karoliną kontakt telefoniczny, gdy będzie to potrzebne, a o to się obawiałem. Spacerując nie oddalałem się daleko, ponieważ w namiocie zostawiłem sporo wartościowego sprzętu, w tym aparat, który był najważniejszy. Zbliżyłem się do domku. Poczułem dreszcz, na moment wróciły złe przeczucia. Nie zapytałem nawet o nazwisko tego gościa. Postanowiłem nie myśleć o tym teraz. Mam przecież wakacje, póki, co mogę odpoczywać, pracować będę dopiero w piątek. Wróciłem na miejsce mojego biwaku, rozłożyłem wędki, nastawiłem cicho radio na baterie, wyjąłem z lodówki turystycznej piwo, następnie wyciągnąłem się na rozkładanym fotelu i korzystałem ze słońca, którego ciepło wraz z lekkimi podmuchami wiatru, było bardzo przyjemne. To był genialny pomysł, żeby tutaj zostać. Nie myślałem, że tak bardzo mi tego trzeba. Jedynym mankamentem były ryby, które wogóle nie chciały brać przynęty, przez trzy godziny nie udało mi się nic złowić.
W pewnym momencie usłyszałem czyjeś głosy. Zainteresowałem się nimi. Po chwili zauważyłem dwie młode dziewczyny. Szły wzdłuż brzegu, od mojej prawej strony. Wyglądały jak nimfy, które przed momentem wynurzyły się z jeziora, młode, radosne, beztroskie.
- Dzień dobry – przywitały się przechodząc obok mnie.
- Cześć dziewczyny – odwzajemniłem się.
- Sam tutaj jesteś? – Zapytała jedna z nich spoglądając na moje obozowisko.
- Tak, przyjechałem tu na kilka dni trochę powędkować. Jak masz na imię?
- Kasia, a to jest Justyna – odpowiedziała.
- Mam na imię Marek. – Przedstawiłem się. Wyglądały na ten sam wiek, mogły mieć najwyżej osiemnaście lat.
- Jesteście stąd? – Zapytałem.
- Tak, mieszkamy nie daleko – odpowiedziała Kasia.
- Ładna okolica, też chciałbym tu mieszkać.
- A skąd jesteś? – Zadała kolejne pytanie. Jej koleżanka jak na razie milczała, była trochę nieśmiała.
- Mieszkam we Wrocławiu – skłamałem, uznałem, że lepiej będzie jak na wszelki wypadek, nikt stąd nie będzie znał mojego adresu.
- Bardzo ładne miasto, byłam tam kiedyś – Kasia kontynuowała rozmowę.
- Tak, ale nie tak ładne jak wy – użyłem taniego komplementu, chcąc zobaczyć jak zareagują. Kasia się roześmiała natomiast na policzku Justyny zauważyłem rumieniec.
- Może usiądziecie? Nie mam niestety więcej krzeseł, ale mogę rozłożyć wam koc.
- Świetnie, będzie miło. – Kasia przyjęła propozycję w imieniu swoim i koleżanki, która jednak nie wyglądała na zadowoloną z tego pomysłu, lecz nie protestowała. Wyciągając koc z namiotu, przyglądnąłem im się chwilę. Justyna była wyższa od Kasi, miała dłuższe i jaśniejsze włosy, smukłą twarz i poważne spojrzenie. Kasia była małą brunetką o czarnych oczach, bez kompleksową i bardzo otwartą, choć od początku ona prowadziła rozmowę, gdybym miał wybierać między nimi dwiema bez wahania zdecydowałbym się na jej koleżankę. Podświadomie odnajdywałem w niej fragmenty Karoliny.
- Napijecie się czegoś? – Zapytałem.
- A co masz? – Jak zwykle pierwsza odezwała się Kasia.
- Z zimnych napojów tylko piwo i pepsi, jak chcecie mogę wam też zrobić herbatę.
- To ja poproszę piwo – odpowiedziała Kasia.
- Dla ciebie też? – Zapytałem Justyny.
- Nie, ja dziękuję, dopiero za dwa miesiące będę pełnoletnia – wreszcie się odezwała, czystym, wyraźnym głosem, bardzo podobnym do Karoliny.
- Pepsi? – Zaproponowałem. Nie odpowiedziała, tylko przytaknęła z lekkim uśmiechem. Cały czas wyglądała na zakłopotaną.
- Długo tutaj będziesz? –Zapytała Kasia.
- Nie wiem, przynajmniej do piątku, to zależy jak będą ryby brały – odpowiedziałem uśmiechając się. Cały czas rozmawiałem z Kasią, lecz gdy tylko mogłem wzrok automatycznie przenosiłem na Justynę, ta gdy to zauważała od razu się czerwieniła i odwracała. Kasi wyraźnie nie podobało się, że większą część swojej uwagi skupiam na jej koleżance. W rozmowie robiła się trochę nachalna, ilekroć chciałem zapytać o coś Justynę, szybko wchodziła mi w słowo. Szczerze mówiąc zaczęła mnie trochę nudzić. W tym momencie, wreszcie jakaś dobra ryba postanowiła połakomić się na mojego robaka. Przeprosiłem nowopoznane koleżanki i podbiegłem do wędki. Po chwili na trawie trzepotał się dorodny karp.
- Ładna ryba – tym razem powiedziała to Justyna.
- Dzięki, teraz wiem, że nie umrę już z głodu – zażartowałem.
- Chodźmy już – odezwała się po chwili do Kaśki tak jakbym ją czymś uraził. – Nie możemy tak przeszkadzać Markowi.
- Wcale mi nie przeszkadzacie – zaprotestowałem.
- Tak, ale mimo wszystko powinnyśmy już iść. – Mówiąc to zwróciła się w stronę Kaśki.
- Skoro chcesz – odpowiedziała jej koleżanka.
- Może wpadniecie wieczorem na świeżą rybę z grilla? – Zaproponowałem.
- Dzięki, skoro zapraszasz na pewno przyjdziemy – odpowiedziała Kasia. Justyna tym razem milczała, uśmiechnęła się tylko przyjaźnie.
- To na razie – pożegnała się Kasia.
- Cześć dziewczyny.
- Pa – rzekła na dowidzenia Justyna obdarowując mnie kolejnym, subtelnym uśmiechem.
Włożyłem rybę do siatki i patrzyłem jak się oddalają. Ta mała zrobiła na mnie duże wrażenie, patrząc na nią chwilowo całkowicie zapomniałem o prawdziwym celu mojego przyjazdu. Czas odmierzałem kolejnymi puszkami piwa. Godziny mijały wolno, jedna za drugą. Obserwowałem jak słońce przemierza widnokrąg, a jego promienie odbijają się od tafli jeziora pod coraz mniejszym kątem. W końcu jasna kula zaczęła zbliżać się do horyzontu, za niedługo zetknie się z linią lasu porastającego zachodni brzeg akwenu. Pomyślałem, że rozpalę ognisko. Wokół znajdowało się dużo powalonych wyschniętych drzew. Nazbierałem chrustu i zabrałem się do dzieła. Poszło mi sprawnie i po chwili czerwone żółte i pomarańczowe płomienie radośnie wiły się po martwych konarach. Wyjąłem także grilla, aby położyć na nim przygotowane wcześniej kawałki ryby, która rano jeszcze swobodnie pływała w wodzie nie spodziewając się swojego tragicznego losu.
- Cześć – usłyszałem cichy kobiecy głos tuż za moimi plecami. Odwróciłem się, choć nie musiałem tego robić, bo wiedziałem, kim jest jego właścicielka. Zapomniałem całkiem, że zaprosiłem dwie dziewczyny na kolację. Sądziłem, że nie przyjdą. Zdziwiłem się trochę, gdy spostrzegłem, że jest sama.
- Cześć Justyna – przywitałem się. – A gdzie zgubiłaś koleżankę?
- Nie przyjdzie. Pojechała ze swoim chłopakiem na dyskotekę?
- A ty nie chciałaś jechać? – Zapytałem, zaraz jednak uświadomiłem sobie, że to trochę nietaktowne pytanie. – Oczywiście cieszę się, że przyszłaś dotrzymać mi towarzystwa, ale dziwi mnie zarazem, że wolisz siedzieć tutaj z kimś, kogo wogóle nie znasz, niż bawić się z przyjaciółmi.
- Nie lubię dyskotek, nie nazwałabym też Kaśki moja przyjaciółką. Znamy się, bo mieszkamy blisko siebie, ale szczerze mówiąc nie przepadam za nią – odpowiedziała.
- Bardzo się różnicie. Ty jesteś od niej mądrzejsza, bardziej dojrzała – po tych słowach znów zauważyłem na jej policzkach rumieniec.
- Nie bałaś się przyjść sama? – Kontynuowałem rozmowę.
- A czego miałabym się bać?
- Nie wiesz przecież, kim jestem. Wiele się słyszy o mordercach, gwałcicielach i wszelkiego typu zwyrodnialcach, a ty jesteś bardzo ładną dziewczyną.
- Nie przesadzaj – odparła ciągle zawstydzona. – Nie wyglądasz na zwyrodnialca – dodała.
- Po czym tak wnioskujesz?
- Po twoich oczach, to są oczy porządnego, uczciwego człowieka. – Mówiła tak dojrzale jak na osiemnastolatkę, lecz niestety bardzo się myliła. Nie jestem mordercą, brzydzę się gwałcicielami, ale przecież robię okropne rzeczy, wyłudzam pieniądze szantażując innych ludzi.
- Coś się stało? – Zapytała spoglądając na mnie.
- Nic, przepraszam, zamyśliłem się.
- Może ci przeszkadzam? Chciałeś pewnie pobyć sam.
- Tak chciałem, ale nie przeszkadzasz mi, dobrze, że przyszłaś.
- W końcu, obiecałeś mi rybę na kolacje – uśmiechnęła się. Zachowywała się inaczej, niż wcześniej. Teraz była mniej nieśmiała, ale równie subtelna. Nie prowokowała, ani strojem, ani makijażem, którego chyba wogóle nie miała, ani swoim zachowaniem. Naturalna, młoda, piękna dziewczyna, coraz trudniej taką spotkać.
- Ryba zaraz, będzie gotowa. Najlepsze byłoby do niej białe wino, ale z jego braku mogę ci zaproponować herbatę.
- Chętnie – przytaknęła. Zapaliłem palnik, na butli turystycznej i postawiłem na nim garnek z wodą. Dorzuciłem kilka patyków do ognia, a następnie rozłożyłem koc obok ogniska. Spojrzałem na zachód, już tylko mały fragment słońca wystawał znad linii drzew, czuć było wyraźnie, że zrobiło się chłodniej.
- Wieczory w maju bywają jeszcze zimne – rzekłem – chodź usiądziemy przy ognisku – wskazałem na koc. Zaaprobowała skinieniem głowy i uśmiechem. Nadal mało mówiła, ale to też było w niej piękne.
- Nie chcę tylko, żebyś pomyślał, że jestem łatwa i możesz ze mną wszystko zrobić.
- Nie pomyślałem tak nawet przez chwilę. – To była szczera odpowiedź z moich ust.
- Wierzę, nie patrzysz na mnie tak jak wszyscy.
- To znaczy jak? – Zapytałem, znając odpowiedź.
- Jak na obiekt seksualny, który trzeba zaliczyć. Dlatego przyszłam do ciebie.
- Miło mi.
Na chwilę zamilkła.
- Marku?
- Tak? – Widziałem jak znów się czerwieni.
- Masz dziewczynę? – Wykrztusiła w końcu pytanie.
- Chyba nie – odparłem po chwili zastanowienia.
- Chyba?
- Na pewno. Już nie mam. – Uśmiechnęła się w lekkim zakłopotaniu.
- Zobaczę, co z rybą, powinna być gotowa –powiedziałem udając się w kierunku grilla. Zjedliśmy w milczeniu, siedząc przy ognisku, zachowywaliśmy jednak odpowiedni odstęp. Nie mogłem się powstrzymać, aby co chwilę na nią nie spojrzeć.
-Wiesz, lubię cię, mimo, że praktycznie się nie znamy – powiedziała przybliżając się trochę.
- Ja ciebie też – odpowiedziałem – polubiłem cię od samego początku. – To mówiąc zbliżyłem się do niej o kilka centymetrów. Spojrzałem jej w oczy, były takie głębokie, odbijały się w nich płomienie ogniska, a gdy zaczęły się powoli zamykać, wiedziałem, że mogę złożyć na jej ustach pocałunek. Był to jeden z najpiękniejszych pocałunków w moim życiu. Gdy nasze wargi się rozłączyły, odsunęła się szybko, dając mi do zrozumienia, że to wszystko, na co mogę liczyć tego wieczoru. Oboje wiedzieliśmy, że będzie to tylko epizod, tak krótki jak ten pocałunek. Najpóźniej w niedzielę wyjadę. Dzieli nas zbyt wiele kilometrów, poza tym ja mam Anię, a w marzeniach zawsze pozostaje jeszcze Karolina. Bardzo dobrze rozmawiało mi się z Justynką. Chociaż znaliśmy się od kilku godzin, mieliśmy wiele wspólnych tematów. W międzyczasie słońce zaszło całkowicie, a na bezchmurnym niebie migotały miliony gwiazd. Księżyc, który za kilka dni osiągnie pełnie, oświetlał wszystko dookoła. Zrobiło się naprawdę chłodno, dorzuciłem do ogniska ostatnie drwa i objąłem Justynę ramieniem. Czułem jakby była moja starą, dobrą przyjaciółką. Nie spodziewałem się, że będę tutaj tak miło spędzał czas. Siedzieliśmy, patrząc w gwiazdy i w tej chwili cały świat mógłby nie istnieć. Wkrótce ogień zaczął wygasać, było już późno. Godziny spędzone z nią minęły bardzo szybko. Naszedł moment rozstania. Nie myślałem nawet, żeby próbować zatrzymać ją na noc, wystarczyła mi obietnica, że jutro przyjdzie znowu. Kładąc się spać w namiocie, bałem się, że tej nocy znów przyśni mi się mój koszmar, który ostatnio nawiedza mnie coraz częściej, ale jak się rano okazało martwiłem się na wyrost.
Po miło spędzonym wieczorze spałem jak suseł. Z namiotu wypęzłem po dziesiątej. Do jedzenia, miałem tylko konserwy i kilka zupek chińskich, postawiłem, więc wodę na gazie, żeby zalać jedną z nich. Justyna obiecała, że dziś też mnie odwiedzi, ale dopiero popołudniu, ponieważ teraz była w szkole. Czekałem na to spotkanie. Zastanawiałem się, co się ze mną dzieje, przecież nigdy taki nie byłem, zachowuje się jak kobieciarz, nie potrafię ustabilizować uczuć. Jutro miała przyjechać tu Karolina, uświadomiłem sobie, w jakie bagno się wkopałem. Wielkim błędem było zaczynanie znajomości z Justyną. Po co mi to było? Teraz będzie mi przeszkadzać w tym, co planuję zrobić. Nie chciałem nawet myśleć, że przyjdzie tu jutro, kiedy akcja się zacznie. Przed chwilą czekałem na nią, teraz myślałem jak zakończyć tę znajomość tak, żeby nigdy więcej tu nie przyszła, a przynajmniej nie przed moim wyjazdem. Boże, dlaczego jestem taki kochliwy? A miałem spędzić kilka dni jedynie w towarzystwie ryb. Justyna spełniła obietnicę i około godziny piętnastej zjawiła się. Była cała w skowronkach, co zepsuło jeszcze bardziej mój i tak kiepski humor. Co jej powiedzieć? Doszedłem do wniosku, że udam, iż wyjeżdżam jutro z samego rana, tak wcześnie, ażeby nie była w stanie przyjść, żeby mnie pożegnać. Chciałem to zrobić teraz, ale kiedy usłyszałem jej głos, postanowiłem odwlec tę rozmowę na koniec, pragnąłem spędzić z nią jeszcze tych kilka chwil. Była ode mnie sporo młodsza, nic o niej nie wiedziałem, ale w przeciwieństwie do dziewczyn, które znam, z którymi widywałem się na imprezach, była taka naturalna, taka czysta, mogę się założyć, że jest dziewicą.
- Witaj – przywitałem ją w zamian otrzymując cudny uśmiech. Znałem tylko jedną osobę, której uśmiechy tak na mnie działały. Bez słowa podbiegła do mnie i pocałowała mnie w policzek.
- Cześć, jak się dziś masz? – Zapytała, kradnąc mi to pytanie z ust.
- Dziękuję, dobrze – odparłem
- Mam pomysł – powiedziała szybko nie pozwalając mi na odbicie piłeczki.
- Jestem bardzo ciekaw.
- Tam niedaleko – wskazała ręką niewielką zatoczkę – jest mała łódka, może popływamy po jeziorze?
- Łódka? A możemy tak po prostu wziąć sobie czyjąś łódkę? – Wyraziłem wątpliwość.
- Proszę cię – powiedziała robiąc słodkie oczka – praktycznie nikt jej nie używa, a my ją tylko pożyczymy na chwilkę.
- No dobrze, obejrzyjmy tę łódkę, jeśli wzbudzi moje zaufanie to pomyślimy, co dalej.
- Świetnie! – Ucieszyła się. Nie potrafiłem jej odmówić. Ach miała pod tym względem tak wiele wspólnego z Karoliną. Udaliśmy się w stronę zatoczki. Po chwili staliśmy nad małą drewnianą łódką. Była przywiązana liną do rosnącego nad brzegiem jeziora drzewa. Wyglądała solidnie, na pokładzie znajdowały się dwa wiosła. Nie byłem żeglarzem, jednak pomyślałem, że z tak małą jednostką nawodną z pewnością sobie poradzę. Justyna nie czekając mojego zdania wskoczyła szybko na pokład.
- No chodź – nalegała, rozpromieniona dziewczyną.
- Dobrze, tylko odcumuję – to powiedziawszy zabrałem się do rozwiązywania liny. Nie znałem się zbytnio na węzłach, ale ten nie był skomplikowany. Odepchnąłem łódkę od brzegu, a następnie udało mi się sprytnie do niej wskoczyć, nie mocząc spodni.
- Nadal się dziwie, że tak mi ufasz – odparłem po chwili.
- A co w tym dziwnego? Przecież wiem, że nic złego mi nie zrobisz.
Uśmiechnąłem się do niej i pozostawiłem to pytanie bez odpowiedzi. Nie wiem czy wiązała z naszą znajomością jakieś nadzieje. Zauważałem, że jej imponuje. Była w takim wieku, kiedy dziewczyny nie interesują się swoimi rówieśnikami, tylko lokują swoje uczucia w starszych chłopakach. Była młodsza ode mnie o cztery lata, to sporo, do niedawna uważałem, że nie potrafiłbym być z dziewczyną tak młodą, która ma jeszcze całkowicie niepoukładane w głowie, ale ona była przecież taka mądra, nad wyraz dojrzała. Wiedziałem jednak, że ta znajomość nie ma żadnych szans, bałem się, że ona twierdzi inaczej. Zależało mi na niej na tyle, iż nie chciałem jej ranić. Będę musiał to jednak zakończyć. Na razie nie miałem odwagi, zresztą nie chciałem psuć atmosfery naszego rejsu, który bardzo mi się podobał. Postanowiłem wykorzystać okazje i obejrzeć jeszcze raz domek, w którym jutro miała pojawić się Karolina ze swoim kochankiem. Podpłynąłem bliżej brzegu.
- A jak ktoś nas zauważy? – Zapytałem. Nie bałem się tego, chciałem tylko trochę wystraszyć Justynę.
- Prócz nas nikogo tutaj nie ma, nikt tu nie mieszka, nawet wędkarze rzadko przychodzą łowić nad to jezioro – odpowiedziała.
- Rzeczywiście, ryb dużo w tej wodzie nie ma, z trudem udało mi się złowić jedną. A na przykład ten domek – wskazałem ręką w stronę brzegu. Jak nas zauważy jego właściciel? – Specjalnie tak pokierowałem rozmowę, mając nadzieję, że może dowiem się od niej czegoś o mężczyźnie, od którego niebawem miałem wyciągnąć dużą sumę pieniędzy.
- Nikt w nim na stałe nie mieszka. Czasami tylko przyjeżdża tu jakiś pan, zawsze z inną kobietą.
- Widziałaś go?
- Tak, często przychodzę nad to jezioro, lubię spacerować tutaj wieczorami, dlatego, że praktycznie nikogo tutaj nie ma.
- Czasami tylko ja się tutaj plącze – zażartowałem. – A ten mężczyzna często tutaj bywa?
- Chyba, nie widziałam go w sumie trzy razy. Dlaczego tak cię to zainteresowało?
- Nie wiem, tak po prostu wyszło, nie interesuje mnie to – skłamałem.
- Opłyńmy dokoła całe jezioro – zaproponowała.
- Jest bardzo duże, nie wiem czy damy radę.
- Mamy przecież dużo czasu, a jeśli nie zdążymy dziś to dokończymy tę trasę jutro.
- Obawiam się, że może z tym być problem – postanowiłem teraz powiedzieć jej o moim niby wyjeździe, jutro z samego rana.
- Dlaczego? Mogę jutro nie iść do szkoły i będziemy mieć na to cały dzień.
- Obawiam się, że to niemożliwe, przed twoim przyjściem miałem telefon z domu, muszę skrócić swój pobyt tutaj. Chciałem wracać od razu, ale przemyślałem to i postanowiłem przełożyć to na jutro rano, nie ukrywam, że bardzo chciałem się też dziś z Tobą spotkać. – To ostatnie zdanie poprawiło jej trochę nastrój po tym jak szybko posmutniała. Żal mi jej było, widziałem w jej oczach, że coś sobie obiecywała po tej znajomości. Żałowałem też, że nie spotkałem jej w innych okolicznościach, bo to naprawdę miła dziewczyna i tak nieskazitelnie piękna.
- Stało się coś złego? – Zapytała po chwili milczenia. Na jej ślicznej twarzy nadal malował się smutek.
- Tak, ale nie chcę teraz o tym mówić, będę się tym zadręczał jutro po powrocie, a teraz proszę pozwól mi dziś jeszcze o tym nie myśleć.
Przysunęła się do mnie na ławeczce rozpostartej między burtami.
- Ale odezwiesz się do mnie? – Zapytała niepewnie.
- Oczywiście – odpowiedziałem, bo cóż innego mogłem powiedzieć w tej chwili? Wiedziałem jednak, że najprawdopodobniej tej obietnicy nie spełnię.
- Bardzo mi się tutaj podoba – kontynuowałem – pewnie nie raz tu jeszcze przyjadę.
- A może mogłabym cię odwiedzić we Wrocławiu, nigdy tam jeszcze nie byłam – spytała cicho. Nie wiedziałem jak jej odmówić, żeby nie poczuła się urażona. Choćbym nawet chciał, żeby do mnie przyjechała, to przecież z tym Wrocławiem, to był blef.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. To bardzo daleko, nie chciałbym, żebyś sama jechała przez pół Polski, zresztą twoi rodzice też by się nie ucieszyli z tego powodu.
- Moim rodzicom coś bym skłamała, jechać się nie boję, tylko, że ty chyba nie chcesz, żebym do ciebie przyjechała – to mówiąc posmutniała jeszcze bardziej.
- Ależ skąd – szybko zaprzeczyłem. – Masz przecież jeszcze szkołę, a taki wyjazd zajmuję trochę więcej niż weekend. Obiecuję, że przyjadę najpóźniej za miesiąc, a jak zaczną się wakacje, zaproszę cię do siebie i pokaże całe miasto, do tego czasu będziesz już pełnoletnia, więc będziemy mogli napić się wina w jakiejś małej restauracji nad brzegiem Odry.
Justyna uśmiechnęła się, widziałem jak trafia do niej moja obietnica.
- Na pewno? – Zapytała jeszcze niepewnie, oczekując ostatecznego potwierdzenia.
- Tak – odrzekłem, zdając sobie sprawę z tego, że wszystko, co powiedziałem, było kłamstwem. Wiedziałem, już z całą pewnością, że dziewczyna jest mną zauroczona, miałem nadzieję, że tak jak to zwykle bywa w tym wieku, szybko jej przejdzie i zapomni niebawem o moim istnieniu.
Pływaliśmy jeszcze przez godzinę. Justyna szybko się rozchmurzyła, śmialiśmy się, rozmawialiśmy i podziwialiśmy widoki z łódki, a były naprawdę piękne. Ze szczerym żalem żegnałem ją wiedząc, że już jej nie zobaczę. Chciała zostać, ale przekonałem, ją tym, że muszę jeszcze przygotować się do wyjazdu, gdyż rano nie będę miał na to czasu. Na koniec podała mi swój numer telefonu, który zapisałem nie myśląc o tym, że kiedykolwiek do niej zadzwonię. Przy tej okazji uświadomiłem sobie, że Karolina jeszcze się nie odezwała. Gdy odprowadziłem kawałek Justynę, miałem ochotę wybrać numer Karoliny, pomyślałem jednak, że mógłbym jej teraz w czymś przeszkodzić i zaniechałem tego. Przyjdzie czas i sama zadzwoni. Wiedziałem, że ten czas nie jest odległy. Usiadłem nad brzegiem jeziora i wpatrywałem się, w kolejny zachód słońca, na pozór taki sam jak wczorajszy, tylko, że wtedy odwiedził mnie miły gość, dziś już nie przyjdzie i miałem nadzieję, że tym bardziej nie zjawi się tu jutro. Gdy słońce zaszło, wróciłem do namiotu, zapaliłem lampkę i wyciągnąłem z torby niewielką książkę. Zbiór kilku mniejszych dzieł Mickiewicza, w tym „Sonety Krymskie”, które ostatnio z taką chęcią czytałem, któryś już raz z kolei. Nie tak dawno nienawidziłem romantycznych twórców, mój stosunek do nich uległ jednak całkowitej odmianie. Będąc tutaj na odludziu identyfikowałem się z poetą przemierzającym akermańskie stepy. Długo czytałem, aż w końcu dopadł mnie sen. Tym razem Morfeusz znów przeniósł mnie do znienawidzonego lasu, który wydawał się jeszcze ciemniejszy niż zwykle. Znów usłyszałem głos wołający o pomoc, znów zacząłem biec wiedząc jak to się skończy. Postanowiłem jednak, że tym razem się nie obudzę, dotrwam do końca. Gdy dobiegłem do Ani pochwyciłem ją za rękę, odwróciła twarz, a ja się zdumiałem. To nie była ona. Moja dziewczyna pojawiała sie zawsze w tym okropnym śnie, czasem nie mogłem na nią patrzeć za dnia mając w pamięci jej zdeformowane ciało nawiedzające mnie w koszmarach. Tym razem dziewczyna była piękna, bez problemu rozpoznałem jej twarz.
- Justyna? – Zapytałem zdziwiony. Nie odpowiedziała mi. Zaczęła się śmiać, najpierw był to niewinny chichot, który po chwili zamienił się w szyderczy śmiech. Nie poznawałem jej teraz.
- Dlaczego się śmiejesz? – Długo nie odpowiadała, nie mogąc się powstrzymać.
- Z ciebie się śmieje – odrzekła po chwili.
- Ale dlaczego? – Pytałem dalej, lecz nie odpowiadała. Sięgnęła ręką za siebie, zauważyłem, że trzyma w niej teraz nóż, a raczej kawałek starego zardzewiałego ostrza.
- Morderco! – Krzyknęła i pchnęła się nożem w brzuch. Nie byłem w stanie jej powstrzymać.
- Dlaczego to zrobiłaś? – Zapytałem ją, konającą.
- Morderco! – Powtórzyła tylko w odpowiedzi. W tym momencie spojrzałem na swoje ręce, które ociekały krwią, lecz przecież nawet nie dotknąłem jej rany, nie była to też moja krew. Więc czyja? – Zadałem sobie pytanie i w tym momencie obudziłem się.
- Czy to się nigdy nie skończy?! – Zapytałem na głos. Odpowiedziały mi tylko świerszcze. Słońce jeszcze nie wzeszło. Do letniego przesilenia pozostało nie wiele dni, więc wywnioskowałem, że jest najwyżej trochę po czwartej. Otworzyłem klapkę telefonu, żeby się przekonać, że mam rację. Kwadrans po czwartej. Nie spałem długo, lecz wiedziałem, iż teraz już nie zasnę, nie chciałem zasypiać, bojąc się tego, co może przyjść do mnie, gdy zamknę oczy. Wyszedłem z namiotu, było chłodno, ale nie tak jak wczoraj. Otaczała mnie zewsząd cisza, zakłócana jedynie, przez świerszcze. Księżyc oświetlał jeszcze okolicę, wiedząc, że już nie długo będzie mu dane królować na nieboskłonie. Na wschodzie zdawała się pojawiać delikatna łuna światła słonecznego. Podszedłem do brzegu. Ostatnio dni są nadzwyczaj ciepłe toteż woda nagrzana przez promienie słońca była teraz cieplejsza od powietrza. Pomyślałem, że zimna kąpiel dobrze mi zrobi. Rozebrałem się do naga i delikatnie naruszyłem spokojną taflę jeziora. Pod wpływem zimnej wody, szybko cofnąłem stopę, by za chwilę spróbować ponownie, wszedłem najpierw po kolana, potem po pas, aż rzuciłem się w ciemną toń. Nie obawiałem się, że ktoś mnie zobaczy, a choćby nawet, to mnie to w ogóle nie obchodziło.
Rześka woda kojąco podziałała na moje ciało, odżyły wszystkie członki. Gdy wychodziłem na brzeg, słońce zaznaczało już swą obecność na horyzoncie. Zrobiłem sobie kawę, usiadłem przed namiotem i pijąc czarną ciecz zastanawiałem się mimowolnie nad sensem moich snów. Nigdy nie wierzyłem w to, że sny coś znaczą, śmiałem się z ludzi, czytających, co rano senniki. Moje sny nie były jednak zwyczajne, tak realne, ciągle powtarzające się, mary, które odbierałem wszystkimi zmysłami. Dlaczego tej nocy zobaczyłem Justynę? Dlaczego nazwała mnie mordercą? Dlaczego się zabiła? Dlaczego? Bałem się tego. Może chodzi o to, że jestem zabójca jej uczuć, oszukałem ją w podły sposób. Może to tylko wyrzuty sumienia? Tysiące pytań nasuwały mi się do głowy, na żadne nie potrafiłem odpowiedzieć. Było wcześnie, nie miałem pomysłu na zorganizowanie sobie dnia, przynajmniej do czasu, aż dostanę jakąś wiadomość od Karoliny. Mogłaby dać jakiś znak życia. Chyba przyjedzie? Na pewno, w przeciwnym razie napisałaby, chociaż sms, zresztą jak ona coś zaplanowała to zawsze wszystko szło po jej myśli. Przygotowanie śniadania, a później obiadu, z puszek i torebek, w tych polowych warunkach, razem ze zjedzeniem posiłków zajęło mi około godziny. Pozostały czas szwendałem się bez celu i bez sensu po okolicy. Wreszcie około godziny szesnastej zadzwonił telefon. Połączenie, na które tak długo czekałem.
- I jak wakacje? – Zapytała w jej stylu.
- Dzięki, dobrze- odpowiedziałem –gdzie jesteś?
- W restauracji przy szosie, będziemy na miejscu za około trzy godziny.
- A on? Jest przy tobie?
- Gdyby przy mnie był, nie rozmawiałabym z tobą, wyszedłem do toalety. Postaraj się dziś, to może być nasz najlepszy numer, po którym, będziemy mogli z tym skończyć.
- Ok. – nie wiedziałem, co jeszcze mam jej odpowiedzieć – do zobaczenia – rozłączyłem się.
Ostatni raz – pomyślałem – I co będzie dalej? Czy cokolwiek będzie? Nie wiedziałem, co mam teraz myśleć. Dobrze byłoby z to zakończyć, wrócić do normalnego życia, tylko czy ja potrafię jeszcze żyć tak jak dawniej, kiedy jej nie znałem, czy potrafiłbym ze wszystkiego zrezygnować? W tym momencie takie rozmyślania nie mają sensu. Oni za niedługo tu będą, muszę się przygotować.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Ivan_potulny · dnia 03.02.2010 08:45 · Czytań: 665 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty