Czy wiosną przyjeżdżał czy latem?
Nie pamiętam, więc opowiem co zostało gdzieś w pamięci.
Zatem, gdy się w mieście święci, on pojawiał się ukradkiem
bez obłudy i kozery krzyczał po trzy i po cztery.
Smutki, smutki dziś sprzedaje
nie te liche i nie nowe, ale za to wyborowe!
Po złotówkach i za skórki
mogę oddać moje córki.
Smutki, smutki i nieszczęścia
noszę, wożę pacholęcia.
Niech ktoś kupi lub zamieni!
Wszystko wezmę prócz kamieni,
zgniłych jajek i tych kociąt
których nie da się już pociąć.
Makabryczny mój sprzedawca,
chadzał, krzyczał na pół miasta,
że coś kupi i zamieni
i że nikt się z nim nie żeni.
Kwestie swoje w krąg powtarzał
a najgłośniej do cmentarza
w Wielkiej Nocy bramy bronił
i zaklinał, kijem machał,
krzyczał, jęczał, wciąż się kłaniał.
Niech mi tutaj nikt nie wchodzi!
Jeśli smutek mu zagrozi
do mnie przyjdźcie, do mnie śmiało
ja ich w worku mam nie mało.
Nie zakłócać im radości wśród chryzantem,
nagich kości. Nie zapalać świeczek nocą,
ich nie straszą już ciemności.
Po co płakać nad mogiłą i dobijać się do nieba.
Smutków trzeba? Ja posłużę, umiem smucić się na murze
i pod mostem no i w pracy. Wyzasmucam was na cacy.
Tylko błagam, tylko proszę już nie chodźcie.
Oni żyją. Jest im dobrze.
Smutki, smutki ja sprzedaję
Skąd je biorę? Nie poznaję, nie znajduję,
ale rodzę na bolesnej życia drodze.
Wiersz za wierszem biedę klepię i pracuję
w moim sklepie. Włócząc się po wsiach, zagonach
licząc, piszcząc, urągając, za złe rzeczy rozgrzeszając
Kupcie, kupcie chociaż zwrotkę.
Wrócę za rok na piechotkę.
Wracał co rok, dusz sprzedawczyk.
Długo wracał i wciąż sapał, aż wyprzedał cały zapas.
Smutków z serca i kieszeni gubiąc gdzieś na strychu,
w sieni zapomniany wierszyk mały.
Nic nie znaczył kupiec cały.
I Wielkanoc i dusz mara,
nie sprawiły że na świecie
Słowa, wiersze, jego dzieci
gdzieś w pamięci pozostały
w wiosce gdzie się jadło święci.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Konstanty · dnia 04.02.2010 21:16 · Czytań: 972 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 2
Inne artykuły tego autora: