Biały Rycerz - fragment 1 - Lancan
Proza » Historie z dreszczykiem » Biały Rycerz - fragment 1
A A A
Hester przeglądała krytycznym okiem kolejny artykuł. Do zamknięcia wydania brakowało jeszcze półtorej godziny. Wprawdzie czytała już pobieżnie tekst, a od redagowania miała podwładnych, ale wyznawała prostą i starą zasadę, że jeśli chcesz, aby coś było zrobione dobrze, musisz zrobić to sam. Autorką obecnie czytanego artykułu była młoda i zdolna dziewczyna. Wolny strzelec, pisujący do różnych czasopism i marzący – jak niegdyś ona sama – o stałej posadzie w poważnej gazecie. Hester sądziła, że dziewczynie się uda.
Kiedy zabzyczał telefon, sfrustrowana fuknęła jak kotka. Nie cierpiała, gdy zawracano jej głowę. Nie przerywając czytania, odszukała w torebce komórkę. Rzuciła okiem na wyświetlacz i natychmiast się uśmiechnęła. Ericsson informował właśnie, że dzwoni „Biały Rycerz”.

Poznali się podczas pewnego przyjęcia połączonego z wernisażem. Przyjęcia dla grubych ryb. Nigdy nie znalazłaby się na liście gości, gdyby nie jej przyjaciółka Monika. Monika Oriedo była malarką i jako członkini stowarzyszenia artystów otrzymała dwa zaproszenia, a ponieważ w ubiegłym tygodniu chłopak puścił ją kantem, uprosiła Hester, żeby jej towarzyszyła.
Od dobrej godziny bawiły już na bankiecie, zanim pojawił się Wiktor Lagrave. Przyszedł z Dianą Kelly – epizodyczną aktorką, przeciętną piosenkarką, a obecnie gospodarzem telewizyjnego show, do którego zapraszano znanych ludzi, najczęściej z kręgu popkultury, i dyskutowano z nimi o plotkach oraz innych banałach. Zresztą nie było istotne, o czym Diana mówiła czy wcześniej śpiewała; kamera i tak bez przerwy koncentrowała się na jej okrągłościach, którym Playboy poświęcił w lipcu aż cztery strony. Dziś miała na sobie srebrzysto-czarną suknię, mieniącą się gwiazdami przy każdym ruchu. Śmiałe rozcięcie wzdłuż nogi i tak nie mogło konkurować z dekoltem, w którym można by zacumować liniowiec, gdyby ten tylko zdołał wcisnąć się pomiędzy upięte ciasno, sterczące piersi.
Hester uważała Dianę za głupią gęś, może po części dlatego, że sama piękna nie była i tabun facetów nie spijał każdego słowa z jej ust, ciesząc się przy tym jak pies do kiełbasy. Sącząc szampana, przyglądała się kobiecie i jej partnerowi z właściwą dla szarych mas mieszaniną pogardy, fascynacji i ciekawości. Towarzysz Diany witał się właśnie z ambasadorem Francji i jakimś Japończykiem, którego wartość garnituru przekraczała roczne dochody Hester. A właściwie to oni kłaniali się jemu. Mężczyzna porozmawiał chwilę i przedstawił wiszącą mu na ramieniu kobietę; ta sprawiała wrażenie, jakby właśnie oświadczył się jej szach perski i okazywała to, tocząc wokoło dumnym i wyzywającym spojrzeniem. Po chwili para ruszyła dalej witać się z kolejnymi przedstawicielami śmietanki towarzyskiej stolicy Meksyku. Hester zauważyła, że niektórzy wskazują ich sobie i szeptem wymieniają uwagi. Sądziła, że reakcja ta jest wywołana wszech-pożądaną blond seksbombą, po chwili zrozumiała swoją omyłkę – to za jej partnerem wędrowały spojrzenia zebranych.
– Kto to? – spytała Monikę, przyciskając do ust kieliszek. Przyjaciółka również śledziła przybyłą parę.
– Lagrave – odparła, puściwszy do niej oko.
– Czym się zajmuje? – Hester dopiła szampana.
– Jeezu… – Monika przewróciła oczami. – Nie wiesz, kim jest Lagrave? Przecież jesteś dziennikarką! To szef White Tiger Corporation – dodała, nie czekając na odpowiedź. – Mafia – cmoknęła.
Teraz Hester sobie przypomniała. Oczywiście, niejedno czytała i słyszała o tym człowieku i organizacji, którą prowadził, a której działalność wykraczała ponoć daleko poza linię prawa.
– Moniko! – usłyszała naglący głos i zobaczyła zbliżającą się niską, pulchną kobietę w dużych okularach oraz oznakami podekscytowania na twarzy. – Pan Saratoga jest zainteresowany obrazem Fridy! Pani Kruz prosi, żebyś natychmiast zajęła się naszym gościem!
– Już idę – obiecała Monika. – Dasz sobie radę sama? – zwróciła się do Hester.
– Postaram się nie chować sztućców do torebki.
– Jak wyglądam? Myślisz, że polubiłabym Japonię?
– Jedzą tam surowe ryby. A co do wyglądu, to ruszaj śmiało. Przy tym bohomazie nawet ja wypadłabym atrakcyjnie.
– Uff… Jak matkę kocham, nie masz pojęcia o sztuce!
Hester została sama. Nałożyła sobie na talerz sałatkę z krewetek i dobrała do nich dwie ostrygi. Nigdy dotąd nie jadła ostryg. Podobno były świetnym afrodyzjakami. Jeśli to prawda, to czeka ją upojna noc z wibratorem. Zabrała z tacy kolejny, trzeci już kieliszek szampana. Postawiła zdobycz na cokole jakiejś obnażającej się rzeźby, której autorem niewątpliwie był facet. W artystycznej wizji wyimaginował sobie, że chcąca ukryć nagość niewiasta, przyciśnie oburącz materiał pomiędzy piersiami. Tkanina, ledwie musnąwszy krągłości biustu, subtelnie spływała wzdłuż tali posągu, pamiętając jednakże, by na wysokości bioder zboczyć na prawo i odsłonić łono. Dzięki temu „Cnotliwa” – taki tytuł widniał na postumencie – ukazywała więcej, niż prostytutki na bulwarze w Acapulco. Cholerny kicz. Wart pewnie fortunę, jak wszystko tutaj.
Przełknęła krewetkę i uznała, że jak na jeden wieczór wystarczy kontemplacji sztuki. Zainteresowała się barwnym tłumem. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Zupełnie, jakby na czole miała wypalony znak: „Uwaga! Nie ta klasa społeczna”.
Wiktor Lagrave brylował wśród gości, jak gdyby był główną atrakcją bankietu. Wszędzie witały go uprzejme, ugrzecznione twarze. Ludzie wyraźnie zabiegali o jego poznanie. Ci, którzy go znali, przedstawiali innym, chełpiąc się ową znajomością. Idiotyzm – wzruszyła ramionami. Ten świat był zdrowo popieprzony. Gangster pławił się w nim jak ryba w wodzie. Musiała jednak przyznać, że otaczała go jakaś niezwykła aura. Gdziekolwiek się pojawił, z kimkolwiek rozmawiał, wszędzie zdawał się być na pierwszym miejscu. Wszystko inne schodziło na dalszy plan, stawało się tłem. Nawet Diana Kelly. Tak, jakby wyimaginowane światła jupiterów i obiektywy kamer podążały wszędzie w ślad za nim. Był wysoki i przystojny, z jakimś wiecznie błąkającym się uśmiechem na ustach. Zapewne był też dowcipny, bo jego rozmówcy, zwłaszcza kobiety, co raz wybuchały śmiechem, robiąc przy tym maślane oczy. Te, torpedowała wzrokiem Diana. Wiktor poruszał się pewnym krokiem i takim też wodził spojrzeniem. Jego zachowanie kojarzyło się Hester z drapieżnym kotem, krążącym wśród stada roślinożerców. Przystojny, niebezpieczny, potężny i bogaty. Skurczybyk przyciągał kobiety jak magnes.
Hester skończyła swoją porcję. Ostrygi smakowały jej, więc postanowiła dać dzisiaj zaszaleć wibratorowi i poszła po dokładkę. Po drodze nie zapomniała uraczyć się szampanem. Stół był zastawiony wszystkim, o czym tylko można było pomarzyć. Wiele z podanych potraw i specjałów widziała po raz pierwszy w życiu. Nałożyła sobie płat wędzonego łososia, kawałek pleśniowego sera z truflami, odrobinę pasztetu z gęsi i dobrała kolejne dwie ostrygi. Ślimaka sobie odpuściła.
– Radzę spróbować irańskiego kawioru, jest wyborny – usłyszała po angielsku i zaskoczona rozpoznała w stojącym obok mężczyźnie atrakcję dzisiejszego wieczoru. Całe szczęście, że dzięki studiom, a wcześniej uporowi matki, biegle władała tym językiem.
Ciemny garnitur, który miał na sobie, z pewnością nie został kupiony u miejscowego sklepikarza. Hester zauważyła, że spinka do krawatu ma kształt karabinu. Prychnęła, bo to poczucie humoru właściciela wydało się jej tyleż zabawne, co bezczelne. Poza tym była wstawiona.
– Powiedziałem coś śmiesznego? – spytał uprzejmie.
– Podoba mi się pański dobór garderoby.
– Taki już jestem wystrzałowy.
– To kiepska reklama – odparła, jednocześnie dziwiąc się, że pozwoliła sobie na taką odpowiedź. Na co dzień była cicha i spokojna, przebojowa tylko na papierze. Tak, za dużo wypiła…
Wiktor jednak roześmiał się szczerze.
– Istotnie. Punkt dla pani. Chyba nie zostaliśmy sobie przedstawieni? Nazywam się Wiktor Lagrave.
– Wywnioskowałam z otaczających mnie szeptów. – A niech tam, przecież mnie nie ugryzie. – Hester Collin. – Podała mężczyźnie rękę.
– Nie sądziłem, że jest aż tak źle. – Przyjął dłoń i ukłonił się lekko. Odebrał od kelnera dwa kieliszki szampana i podał jej jeden. – Czym się zajmujesz, Hester?
Ten facet na nią działał… Cholerne ostrygi! Podobały się jej również ukradkowe spojrzenia, które rzucali „wielcy tego świata”. Poprzednio nikt nie zwracał na nią uwagi. Teraz wokoło czuła pytanie: „Kto to? Z kim rozmawia Lagrave?”.
– Jestem tylko zwykłą szarą myszką, która zakradła się na przyjęcie – odparła, nadając swojemu głosowi ton, za który zwymyślałaby siebie na trzeźwo. Nie była jednak na tyle pijana, żeby nie wiedzieć, że przy Dianie Kelly wygląda ja Dany DeVito przy Georg’u Clooney’u.
– Szara myszko – nałożył jej kawioru – intrygująca z ciebie osoba. Jesteś malarką?
– Dziennikarką. Pracuję dla „La Playa” – zastanawiała się, czy Wiktor w ogóle słyszał o tym niskonakładowym, kolorowym magazynie, w którym właśnie zaczynała pracę. Prawdopodobnie nie słyszał, ale nie dał tego po sobie poznać.
– Tu jesteś – usłyszała z tyłu. Diana podeszła i oparła się, jak miała w zwyczaju, na ramieniu Wiktora. Zamrugała rzęsami żywcem wyjętymi z reklamy. – Kim jest twoja znajoma?
– To Hester Collin, dziennikarka. A to Diana Kelly, słynna prezenterka.
– Miło mi ciebie poznać, Hester – powiedziała z uśmiechem, który łatwo mógł zakończyć się splunięciem. – Wspaniała suknia! Wiosenna kolekcja Prady?
Hester poczuła, że się rumieni. Suknię kupiła, jak większość swojej garderoby, w sklepie na rogu, nieopodal mieszkania. Orkiestra zagrała delikatną melodię i kilka par wystąpiło na środek sali, by złączyć się w tańcu.
– Wybacz nam, moja droga, ale Wiktor i ja uwielbiamy tańczyć. Na pewno będziemy miały jeszcze wiele okazji do rozmów.
O tak, z pewnością. Hester nie wytrzymała ciężaru spojrzenia kpiących, lodowato niebieskich oczu. Diana była zbyt idealna. Przy niej czuła się tym, kim była w istocie: ubogą prostaczką z prowincji.
– Przykro mi, lecz pierwszy taniec obiecałem już Hester. – Wiktor delikatnie, ale stanowczo uwolnił się spod złożonych na ramieniu dłoni.
Śliczność wydała z siebie monosylabowy dźwięk. „Chyba kpisz?” – mówił wyraz jej twarzy.
– Może zjemy później? – Wiktor zwrócił się do Hester. Była zbyt zaskoczona, by zdobyć się na cokolwiek. Wyjął z jej dłoni talerzyk i odłożył na stół. Następnie poprowadził kobietę na parkiet.
– Nie umiem tego tańczyć – wysyczała.
– Co za różnica? I tak wszyscy będą się na nas gapić.
Nie przesadzał. Diana przez chwile stała tam, gdzie ją zostawili. Nie mogła uwierzyć w wyrządzony jej afront i to z powodu takiego „nic”, w dodatku na oczach tych wszystkich ludzi. W końcu zmieszana, siląc się na uśmiech, opuściła salę.
Wiktor prowadził w tańcu na tyle zgrabnie, że Hester nabrała pewności i przestała koncentrować się na uniknięciu nadeptania mu na stopę.
– Dziękuję – bąknęła.
– Za co? To ja powinienem ci podziękować, że uwolniłaś mnie od towarzystwa tej nudziary.
– Ale straciłeś bardzo biustowne widoki na noc. – Przekrzywiła przekornie głowę.
– Do nocy jest mnóstwo czasu. – Uśmiechnął się łobuzersko. Wykonali obrót i popłynęli w drugi koniec sali.
– Mam znajomego w Novedades. Mógłbym go spytać, czy nie miałby czegoś dla ciebie – zaproponował.
– Dziękuję, ale nie. – Na jego twarzy odbiło się zdumienie. Uznała, że zasłużył na kilka słów wyjaśnienia, a w każdym bądź razie ich oczekiwał. – Chcę sobie coś udowodnić, osiągnąć sama. – Hester wydało się, że w oczach Wiktora ujrzała szczyptę szacunku. A może tylko chciała, by był to szacunek?
Wśród gości zobaczyła Monikę. Artystka na ułamek sekundy odsłoniła w uśmiechu zęby i robiąc przerażoną minę, uniosła w górę oba kciuki.
Później Hester i Wiktor jeszcze chwilę porozmawiali i dokończyli kolację. Nie, nie wylądowali razem w łóżku, jak na typowym filmie akcji. Wiktor opuścił bankiet w towarzystwie Jacklin de Vrigen – właścicielki sieci sklepów jubilerskich noszących jej nazwisko. Kobiety znacznie starszej od Diany, ale również niezwykle urodziwej, o delikatnym uśmiechu, arystokratycznych rysach i takiej też aparycji. Podczas pożegnania Wiktor wręczył Hester wizytówkę. „Jakbyś czegoś potrzebowała”. Dziwne, ale zawsze wiedziała, że kiedyś skorzysta z tego numeru.
Jej życie zmienił jeden artykuł. Pracowała już wtedy dla Visión i była młodą, ambitną, naiwną, nieźle zapowiadającą się dziennikarką. Dwutygodnik cieszył się dużą poczytnością i ukazywał także w Argentynie, Kolumbii i Chile. Tematyka obejmowała szeroko pojęte problemy Ameryki Łacińskiej. Hester sądziła, że znalazła dla siebie odpowiedni temat. Szef był zachwycony artykułem. Odwaliła kawał dobrej roboty, pisząc o gangu specjalizującym się w przemycie ludzi do Stanów Zjednoczonych. Przemytnicy byli niezwykle bezwzględni, zresztą tak samo, jak ich współpracownicy po drugiej stronie granicy. Obiecywali ludziom raj, a w rzeczywistości sprzedawali ich jak niewolników do szemranych fabryczek – współczesnych obozów pracy. Odbierali niemal cały zarobek, dopóki nieszczęśnicy nie wykupili się z astronomicznych kwot. Opornych bito, grożono ich rodzinom. Trzy tygodnie wcześniej amerykańska straż graniczna udaremniła przemytnikom kolejną akcję. Gangsterom udało się zbiec. Za sobą pozostawili dwadzieścia cztery ciała ludzi, marzących o „amerykańskim śnie”. Kilkorgu osobom łatwiej było się wymknąć, niż całej karawanie, a chętnych do wyemigrowania nigdy nie brakowało. Meksykańska policja oczywiście robiła w tej sprawie, co tylko mogła. To znaczy, ograniczyła się do napisania zdawkowego raportu. Przemytnicy wrócili do pracy. Hester powiedziała: dość. Opisała gang Grzechotników. Ich metody, realia, domniemane kontakty, sposoby werbunku. Dzień po ukazaniu się gazety, jej życie uległo zmianie.
Po powrocie do domu znalazła swoją suczkę Suzi martwą; ktoś przybił nieszczęsne zwierzę do drzwi rzeźnickim nożem. Na nożu była też kartka. Krótka wiadomość w niewybrednych słowach kazała się jej odwalić lub kopać grób. Hester przepłakała noc, ale o świcie wróciła do pracy. Napisała kolejny artykuł. Sprawa nabrała rozgłosu. Kilka mniejszych, przygranicznych wydawnictw w Stanach zamieściło jej artykuł. Opinia publiczna ożywiła się. Zaczęto domagać się wyników od prokuratury i policji.
W Ameryce Łacińskiej egzystuje pewne powiedzenie: „dla dziennikarza złoto bądź ołów”. Dziennikarza kupuje się lub zabija. Hester nie była nikim ważnym, a ołów jest tańszy od złota. Dostała wyrok śmierci.
Nikt nie przysłał już ostrzeżenia, nie było oficjalnego wypowiedzenia wojny. Ktoś podpalił jej mieszkanie, wrzucając przez okno koktajl mołotowa i granat. Szczęśliwie tej nocy pracowała w biurze. Z mieszkania została kupka popiołu, spłonęło też pół kamienicy.
Dwa dni później szczęście znowu się do niej uśmiechnęło. Kiedy wracała do domu, ostrzelano jej samochód. W pierwszej chwili nie wiedziała, co się dzieje. Przednia szyba eksplodowała w tysiące migających kryształów. Skręciła gwałtownie i wpadła w poślizg, taranem sunęła po poboczu, roztrzaskując kosze z tanią odzieżą przed sklepem, uderzyła w słup, odbiła się i wpadła do środka warzywniaka. Złamała nos, podbiła oko i skręciła rękę, lecz mimo to miała szczęście. Syreny przypadkowego wozu patrolowego spłoszyły zabójców nim dokończyli zadanie.
Policja zaangażowała się w sprawę z typową dla siebie przedsiębiorczością: nie miała podejrzanych, domysłów, a świadków również zabrakło. Obserwatorzy zdarzenia doznali bowiem silnego ataku amnezji. W końcu jeden łysawy gliniarz powiedział jej wprost, że sama jest sobie winna. Po cholerę wypisywała te bzdury?
Nie odniosła poważnych obrażeń, więc po spędzeniu nocy w szpitalu, zwolniono ją do domu. Domu, którego już nie miała. Wynajęła pokój w hotelu. Bała się opuścić budynek, lecz potrzebowała ubrań na zmianę i kilku podstawowych przedmiotów. Wszystko zamówiła telefonicznie. Spędzić całego życia wśród czterech ścian także nie mogła. Irytowała ją cisza i samotność, brak zajęć potęgował przygnębienie i mnożył rozterki. Zebrała się w sobie, odświeżyła, przebrała, zmusiła do przełknięcia kilku kęsów tortilli i wezwała taksówkę. Podała kierowcy adres komisariatu.
Przyjazd okazał się niepotrzebny. Policjanci nie mieli więcej pytań ani żadnych nowych informacji. Uczciwie obojętni, nawet nie silili się na stwarzanie pozorów, że pracują nad sprawą. Raport został zamknięty i wylądował na półce. Koniec, kropka. Jedno, co mundurowi zrobili dla Hester, to podwieźli ją do redakcji. Chętnie, byle się jej już pozbyć.
Wysiadła na chodnik przed dużym, szarym budynkiem, w którym pracowała. Drzwiczki trzasnęły i radiowóz oddalił się. Przetoczył przez parking, zjechał z podjazdu i zniknął wśród rzeki pojazdów płynącej nieprzerwanym ciągiem ulicami największego miasta świata. Miasta, w środku którego stała ona, zupełnie sama. Kolorowy tłum przesuwał się przed nią, zajęty własnymi sprawami. Jakiś starzec, siedząc na zydelku, przyglądał się obojętnie pędzącym samochodom. Kilkoro dzieciaków z tornistrami na plecach kopało wśród okrzyków na wpół zgniecioną puszkę Coca Coli. To wszystko nie dotyczyło jej. Jej świat się zmienił, wypluł ją z wnętrzności unifikacyjnego molocha, naznaczył i pozostawił widoczną, niczym kaczkę na strzelnicy. Przed oczami wciąż widziała kryształki szkła rozbijanej pociskami szyby, zaciśnięte usta dwojga mężczyzn w żółtej furgonetce nadjeżdżającej z przeciwka i krótki karabin, wyglądający zza bocznego okna. Słyszała własny krzyk, pisk hamulców i rumor taranowanych sprzętów. Skąd następnym razem padnie strzał?
Nieopodal brązowy Chevrolet zwolnił raptownie i wtoczył się na chodnik. Czarnoskóry kierowca przeszył ją wzrokiem. Sięgnął po coś znajdującego się na siedzeniu pasażera. Hester oblała się lodowatym potem. Zawołałaby o ratunek, ale stalowe kleszcze przerażenia ścisnęły ją za gardło. Zachwiała się, wrosła w ziemię, rozpaczliwie szukała wzrokiem pomocy. Mężczyzna podniósł do ust kanapkę, drugą ręką pogmerał na gałce radia. Kobiecie zebrało się na mdłości. Z największym trudem zmusiła nogi, by zaniosły ją w kierunku drzwi. Gdy przekroczyła próg budynku, jej ciałem wstrząsnął szloch.
W redakcji Visión wszyscy bardzo współczuli Hester, lecz po skończonej pracy trzymali się od niej z daleka, zwłaszcza opuszczając budynek. Szef, Luis Acosta, jako jedyny istotnie usiłował pomóc. Dzwonił do prokuratury, domagał się działań od policji, groził prasą, szukał sposobów, ale i on napotykał wszędzie barierę nie do przejścia. Zbywany, mamiony słowami: „robimy, co w naszej mocy”, przegrywał. I nie umiał tego ukryć.
Minione trzy dni sprawiły, że stała się innym człowiekiem. Nie potrafiła opędzić się od dręczących myśli. Czuła w sobie pustkę i bliżej nieokreślony żal. Oczekiwanie na cios, obojętność i bezsilność prawa – stawały się nie do wytrzymania.
W pracy wpatrywała się pustym wzrokiem w pulsujący ekran monitora. Przed chwilą rozmawiała z Juanem – mężem siostry. Oboje mieszkali w niewielkim domku w Toluce. Juan był policjantem i niegdyś pracował w stolicy. Wciąż miał tu przyjaciół. Obiecał się z nimi skontaktować. Oddzwonił już po godzinie. Dowiedział się, że Grzechotnikami kieruje ktoś potężny i wpływowy. Zdaniem szwagra, Hester musiała jak najszybciej opuścić kraj. Inaczej czekała ją śmierć.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Lancan · dnia 06.02.2010 10:45 · Czytań: 1316 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 14
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Usunięty dnia 06.02.2010 11:50 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
jakimś Japończykiem, którego wartość garnituru przekraczała roczne dochody Hester.

dla mnie lepiej by brzmiało: jakimś Japończykiem w garniturze, którego wartość przekraczała roczne dochody Hester.

Cytat:
pulchną kobietę z dużymi okularami oraz oznakami podekscytowania na twarzy.

a gdzie ona miała te duże okulary?

Cytat:
Chce sobie coś udowodnić, osiągnąć samemu.

po pierwsze: chcę, po drugie: samej

Cytat:
Jej życie zmienił jeden artykuł.

zmieniasz temat tak ni z gruszki ni z pietruszki, inna sprawa, że nie dajesz jasno do zrozumienia, czy te wydarzenia miały miejsce przed czy po bankiecie

Hmmm... Jak na taki fragment, to krótkie to rozbieranie, ale zdecydowanie mogę stwierdzić, że nie będziecie z Burym konkurować. Siedzicie w zupełnie innych szufladkach.

Co do tekstu: tematyka zupełnie nie moja, mimo to mnie wciągnęło. Gdybym jednak trafiła na całą książkę, to od razu bym odpuściła. Po prostu nie mój gust. Za to napisane bardzo bardzo :) Dużo informacji, a jednak wszystkie grają i mają sens. Świetne opisy. W kilku słowach: bardzo udany debiut na PP :)
Lancan dnia 06.02.2010 13:43
Hej, Oke :) Działasz jak błyskawica.

"pulchną kobietę z dużymi okularami oraz oznakami podekscytowania na twarzy.
a gdzie ona miała te duże okulary?"

Oke, a gdzie ona Twoim zdaniem miała mieć te okulary, w etui? Czy gdybym napisał, ze nosiła czerwoną bluzkę to musiałbym zaznaczyć, że owa zasłaniała ją od pasa po szyję?

"zmieniasz temat tak ni z gruszki ni z pietruszki, inna sprawa, że nie dajesz jasno do zrozumienia, czy te wydarzenia miały miejsce przed czy po bankiecie"

Cała opowieść jest retrospekcją, co chyba jest oczywiste. Pamiętaj też, że jest to jeden z rozdziałów, który zasadniczo miał wprowadzić kolejną postać, jak również ukazać głównego bohatera, Wiktora niejako od kuchni.

"Hmmm... Jak na taki fragment, to krótkie to rozbieranie, ale zdecydowanie mogę stwierdzić, że nie będziecie z Burym konkurować. Siedzicie w zupełnie innych szufladkach."

Nigdy nie twierdziłem, że siedzimy w jednej szufladzie (wilki lubią przestrzeń), ani że zamierzam z Burym konkurować. Zresztą pewnie nikt by nie mógł ;)

Dzięki za przeczytanie, poprawki, komentarz i notę :) Zapraszam na drugą i ostatnią część, pomimo że tematyka nie Twoja.

Pozdrawiam wilczo! :)
Usunięty dnia 06.02.2010 14:00 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
Oke, a gdzie ona Twoim zdaniem miała mieć te okulary, w etui?


No własnie nie wiem, gdzie je miała. Mogła je mieć w ręku, w kieszeni... Ja zazwyczaj słyszę, ze ktoś jest w okularach, a nie z okularami.

Co do tej retrospekcji, to oczywiste nie jest. Wiem, że to tylko fragment, ale i tak to przejście-nie przejście mi nie pasuje i nie byłam w stanie się domyślić, co jest wątkiem głównym i jaka jest kolejność wydarzeń.
Izolda dnia 06.02.2010 22:42 Ocena: Bardzo dobre
Nie mam zastrzeżeń do stylu, bardzo płynny i nie nuży. Jednak mam nadzieję, że piszesz coś jeszcze oprócz thrillerów, bo prawdę mówiąc końcówkę przetańcowałam wzrokiem jak najszybszym tempem, żeby się już uwolnić.
Dialog podrywacza z szarą myszką mnie delikatnie rozczarował. Wyszło na to, że była tylko zapchaj dziurą do uwolnienia od nudnej bomby, bo ostatecznie sama też nie zaprezentowała się błyskotliwie, a atmosferę wokół tego zbudowałeś jakby go jednak czymś ujęła? Więc czym skoro jej nie dałeś poszaleć językowo? No chyba, że myślisz, że dałeś.
Za pióro w płynie masz bd.
Lancan dnia 07.02.2010 11:26
Dzięki, Izolda :)

Oryginał sobie już poprawiłem, a na portalu naniosę poprawki, jak tylko uporam się z panelem.
Czym Sz M ujęła Wiktora? Chyba normalnością, a może po prostu spędził z nią chwilę z przekory względem nadzianej bufonerii? Któż to wie ;)
bury_wilk dnia 09.02.2010 14:24 Ocena: Bardzo dobre
Spoko, całkiem ciekawe, fajne, bo sceneria trochę nietypowa dla naszych pisaków. Język chwilami wydaje mi się trochę za suchy, ale to raczej kwestia indywidualnego stylu piszącego i upodobań czytającego.
Co na minus, to że w pewnej chwili ilość nazwisk i właściwie zbędnych informacji przywoływała mi na myśl jakąś mydlaną operę.

Nie wiem, co tam będzie dalej, mam nadzieję, że:
1 nie zrobisz z tego nagle harlequina
2 nie polecisz w banał, tu rozwiązań jest sporo, ale straszliwie się nasuwają związki kolesia z bankietu z półświatkiem
3 związane z 2, że nawet, jeśli ten bązo okaże się szefem tych grzechoczących, albo przeciwnie ich zadeklarowanym wrogiem (konkurencja?), albo inne coś takie, to że jednak mnie zaskoczysz; lubię zaskakujące rozwiązania :)
Pozdrawiam
Usunięty dnia 09.02.2010 14:39 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
nie zrobisz z tego nagle harlequina

Powiedział Bury :lol:
bury_wilk dnia 09.02.2010 14:45 Ocena: Bardzo dobre
:D
Lancan dnia 09.02.2010 16:10
Bury, dzięki za odwiedziny :)

Nie wiem, czy uznasz część drugą za harlequina, ani czy okaże się ona dla Ciebie zaskakująca, czy wreszcie banalna - zabij mnie, nie wiem! To w dużej mierze zależy od upodobań i preferencji czytającego, więc sam będziesz musiał ocenić ;)
Ja jednak nie silę się na wymyślanie czegoś, co jeszcze "nie było", tylko piszę to, na co mam akurat ochotę. To jedna (jedyna?) z zalet pisania nie za pieniądze. Umberto Eco (jemu wprawdzie płacą) powiedział kiedyś, że nie starał się dopasować do gustu rzeszy czytelników, liczył, że znajdą się ludzie, którym spodoba się to, co tworzy. Zgadzam się z nim i będę pisał swoje (bo trudno pisać cudze :lol: ), niezależnie czy tłum będzie milczał, szydził, czy klaskał.
Ale się rozgadałem... Widać taka pogoda ;)

Jeszcze raz dzięki za poświęcenie czasu.

Ps. Nagromadzenie nazwisk może być odchyłką po "Pieśnie lodu i ognia" Martina, ale w porównaniu z tą sagą... ;)
bury_wilk dnia 10.02.2010 09:53 Ocena: Bardzo dobre
Co do nagromadzenia tłumów, to cóż, rzucam kamienie, a nie jestem lepszy :) Może nei wszędzie, ale mam takie dzieła, że nazwisk jest masa, z czego 9/10 drugo i trzeciorzędnych :)

A co do pisania "swojego", to cóż, jak najbardziej jestem "za". Mam tylko nadzieję (znowu :D ) że Twoje "swoje" będzie odpowiadało mojemu "czyjeś dla mnie" :) Ja też pisżę to, co mi się podoba i jak taka Oke marudzi, że zakończenie jest do bani, to mogę jej śmiało powiedzieć, że się nie zna :D
Lancan dnia 10.02.2010 15:57
Chyba będziemy się dobrze rozumieć :D

Druga część pojawi się na początku marca, ponieważ niebawem znikam, a nie chciałbym, żeby się ukazało pod moją nieobecność. Dziewczyny przyniosą kamienie, a tu nie będzie "tfurcy"... Dżentelmenowi tak postępować nie wypada ;)
Izolda dnia 11.02.2010 20:59 Ocena: Bardzo dobre
Otoczaków prosto z rzeki już naniosłyśmy i czekamy.:D
Miladora dnia 21.03.2010 20:48 Ocena: Bardzo dobre
Ja też przyniosłam trochę... :D Teraz...

- Wprawdzie czytała już poprzednio pobieżnie tekst, - poprzednio pobieżnie brzmi niezręcznie, usuń "poprzednio", sens "pobieżnie" jest jasny

- pisujący do różnych gazet i marzący – jak niegdyś ona sama – o stałej posadzie w poważnej gazecie. - powt.

- a że w ubiegłym tygodniu chłopak puścił ją kantem, uprosiła Hester, żeby jej - wpada na siebie, daj "ponieważ" za "a że"

- pomiędzy upięte ciasno, sterczące piersi. - dość niezręczne to upinanie piersi. Chodzi Ci o ciasno upchane w staniku piersi? ;)

- ciesząc się przy tym jak pies do kiełbasy. - mówi się "szczerząc się przy tym jak pies do kiełbasy".

- kłaniali się z jemu. - usuń "z"

- ta sprawiała wrażenie(,) jakby właśnie oświadczył - przec.

- śmietanki towarzyskiej stolicy Meksyku - tę informację wrzucasz tu jakby na siłę. Lepiej byłoby napomknąć o miejscu akcji gdzieś powyżej, na początku wernisażu.

- wszech pożądaną blond - wszech-pożądaną

- Jezus… – Monika przewróciła oczami. - lepiej brzmi:
- Jeezu… – Monika przewróciła oczami.

- Oczywiście, nie jedno czytała - niejedno

- w dużych okularach oraz oznakami podekscytowania na twarzy. - sugeruję:
- w dużych okularach na podekscytowania na twarzy.

- Już idę – zapewniła małą nerwuskę. - sugeruję:
- Już idę – zareagowała Monika. (nie myli się wtedy z Hester, a mała nerwuska jest niepotrzebna)

- dobrała do nich dwie ostrygi. Nigdy (dotąd) nie jadła ostryg.

- Postawiła zdobycz na kontuarze jakiejś obnażającej się rzeźby - kontuar to lada sklepowa, daj - na cokole albo postumencie, choć postument masz już poniżej

- widniał u stóp postumentu - na postumencie

- ukazywała więcej(,) niż prostytutki na bulwarze

- uznała/skierowała - rym

- Zupełnie(,) jakby na czole miała

- Zupełnie jakby/jak gdyby - wpada na siebie

- Zupełnie(,) jakby wyimaginowane - nie powtarzaj zwrotów

- Był wysoki i przystojny/Zapewne był też dowcipny, - powt.

- co raz wybuchały śmiechem, robiąc przy tym maślane oczy. - "maślane oczy" to nie ta konwencja narracji

- Te(,) torpedowała wzrokiem Diana.

- Ostrygi posmakowały jej, - posmakować znaczy spróbować smaku, tu daj "smakowały" po prostu.

- o czym tylko można było pomarzyć. - płynniej brzmi "marzyć"

- Wiele z wyłożonych potraw i specjałów - podanych

- Nałożyła sobie płat wędzonego łososia, kawałek pleśniowego sera z truflami, odrobinę pasztetu z gęsi i dobrała kolejne dwie ostrygi. Ślimaka sobie odpuściła. - skoro wiele z tych potraw widziała po raz pierwszy, to skąd wiedziała, że to był łosoś, trufle i pasztet akurat z gęsi? Nie miała prawa poznać trufli chociażby.

- jest wyborny – usłyszała po angielsku - Hester to imię angielskie, byłam przekonana, że ona jest Amerykanką, zresztą brzmi to niezręcznie, sugeruję - "usłyszała angielskie słowa"

- wcześniej upartości matki, - uporowi matki

- to poczucie humoru właściciela, czarnego humoru, - usuń, to zbędne dopowiedzenie

- jednocześnie dziwiąc się, że zdobyła się

- Wiktor jednak szczerze się roześmiał. - sugeruję szyk:
- Wiktor jednak roześmiał się szczerze. (płynniej)

- z wszech otaczających mnie szeptów - drugi raz używasz "z wszech" - usuń.

- A niech tam, pomyślała. Przecież mnie nie ugryzie. - raczej:
- A niech tam - pomyślała. - Przecież mnie nie ugryzie.

- szarą myszka, - myszką

- Dany Devito przy Georgu Clooneyu. - Dany DeVito przy George'u Clooney'u

- Pracuje dla „La Playa” - Pracuję

- Hester – powiedziała (Diana) z uśmiechem, który łatwo

- Śliczność wydała - dałabym jednak "Ślicznotka"

- Wyciągnął z jej dłoni talerzyk - wyjął

- Nie umiem tego tańczyć – wysyczała. - nieadekwatna do sytuacji reakcja - wysyczeć kojarzy się ze złością, sugeruję "szepnęła"

- Nie mogła uwierzyć w spotkały ją afront - niezręczne, w wyrządzony jej afront, raczej

- Hester poczuła się pewniej i przestała koncentrować na nie nadepnięciu mu na stopę. - "nabrała pewności i przestała koncentrować się na uniknięciu nadeptania mu na stopę"

- bardzo biustowne widoki na noc - niezręczne i dość nachalne, jak na szarą myszkę (bardzo obiecujące widoki na noc)

–zaproponował. - spację dodaj po myślniku

- Chcę sobie coś udowodnić, osiągnąć samej. - raczej:
- Chcę sobie coś udowodnić, osiągnąć sama. albo - sama osiągnąć

- Później Hester i Wiktor jeszcze chwilę porozmawiali i dokończyli kolację. Nie, nie wylądowali razem w łóżku, jak na typowym filmie akcji. - tu przeskoczyłeś z płynnej narracji w skrót, który nie bardzo pasuje - ujmij to jakoś zgrabniej, nie tak kawę na ławę

- ciała ludzi(,) marzących

- było się wymknąć(,) niż całej karawanie,

- To znaczy(,) ograniczyła się do napisania

- Opisała gang Grzechotników. Ich metody, realia, domniemane kontakty, sposoby werbunku. - tak szybko, łatwo i z głowy? Daj uzupełnienie, że po starannym zebraniu materiałów, że to wiązało się z trudnościami ich zdobycia - wtedy będzie bardziej wiarygodne, bo na razie poleciałeś po łebkach

- Przynajmniej podwieźli ją do redakcji. - wróciła do pracy tak z miejsca? Ze złamanym nosem, skręconą ręką i prawdopodobnie lekkim wstrząśnieniem mózgu? Mało wiarygodne, poza tym przecież jechała do domu po pracy.

- stała ona(,) zupełnie sama.

- pozostawił widoczną(,) niczym kaczkę na strzelnicy.

- rozbijanej pociskami szyby/zza bocznej szyby. - powt.

- Nie potrafiła opędzić się dręczącym myślom - od dręczących myśli

Styl dobry, Lancanku. Opowieść prowadzona jest sprawnie i płynnie.
Tyle, że treść, jak dotąd, nie odbiega od amerykańskiej normy w tym zakresie. Co z tego zrobisz, żeby nie wyszła sztampa - to Twój problem.
Mam nadzieję, że tak rozwiniesz akcję, żeby wszystko znalazło swe uzasadnienie, a jednocześnie nie zrobiło się banalne dość czytadło. ;)
Ostro jadę? :D
Jasne. ;)
Ponieważ nie czytałam jeszcze drugiej części i opisuję swoje wrażenia po pierwszej. Tak prawdę mówiąc, to widzę Jennifer Lopez w tej roli. ;)
Styl bdb z minusem za zgrzytki, treść trochę przeciętna, ale ujdzie, w sumie dam bdb na szynach, bo ciekawa jestem, co z tego zrobisz. ;)

Pasuje? :D
A teraz szlifuj te otoczaki. ;)
Miladora dnia 21.03.2010 20:51 Ocena: Bardzo dobre
O Chryste! Kamieniołom się zrobił! :lol:

PS. Dlaczego dałeś angielskie imię bohaterce? To trochę myli. ;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:42
Najnowszy:pica-pioa