Fantastic Bombastic - Alicja Przybysz
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Fantastic Bombastic
A A A
1.
Stał przed lustrem, prężąc muskuły i robiąc serię głupawych min z serii: jestem piękny niczym Adonis, inteligentny jak nikt na świecie i zbudowany jak amant filmowy. Tak, Parker Unit miał powody do samozadowolenia. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że będzie najmłodszym dyrektorem "Faktów i Wydarzeń" w blisko pięćdziesięcioletniej historii gazety. Niebawem przeniesie się do wspaniałej rezydencji, a do pracy będzie dojeżdżał luksusową limuzyną. Rozmarzył się. Widział siebie, trzydziestopięciolatka, ubranego w garnitur od Raimna, w otoczeniu najpiękniejszych kobiet świata. Będą o nim pisać w każdym z brukowców. Będzie na okładkach najważniejszych czasopism, a jego decyzje uczynią z "Faktów i Wydarzeń" najlepsze piśmidło, które ukazywać się będzie nie tylko w całej Europie, ale także w Ameryce i Australii. Nie tylko na ziemi, ale również we wszystkich ziemskich koloniach, w całym wszechświecie.

Umył zęby, nie bardzo wiedząc co robi, bo właśnie udzielał wywiadu "The Times". Wypłukał starannie usta Platexem. Uśmiechnął się. Dentysta wykonał kawał dobrej roboty. Jego zęby były piękne i wyglądały na stuprocentowo naturalne. Mógł sobie na nie pozwolić, gdy w końcu dochrapał się stołka szefa działu gospodarczego. I kto by pomyślał, że on, zwyczajny chłopak, ze zwyczajnej rodziny, syn nauczycieli, były goniec w "Ludziach i Wydarzeniach", "Pulsie Biznesu", "Wiedzy i Pieniądzach", "Pulsarze" i "Wszystko o Podatkach" będzie, dziesięć lat później, głównym dyrektorem jednej z największych gazet na rynku. A do wszystkiego doszedł sam. Bez protekcji, znajomości i łatwizny. Ciężko harował przez całe życie. Wypruwał flaki, chowając dumę do kieszeni.

Nie uśmiechał się już. Przeczesał brązowe włosy, gęste i bez śladu siwizny. (To zasługa doskonałej farby i świetna praca Maxa – najlepszego fryzjera w tej części wszechświata). Powrócił ciężki zapach spelun, w których mieszkał w czasie studiów. Rodzice nie byli w stanie pomóc mu finansowo, radził więc sobie sam, a co najważniejsze, nie dał się zgnoić i zeszmacić.

Wyprężył dumnie pierś. Spojrzał jeszcze raz na swoje doskonale utrzymane ciało. Zgasił światło. Był zmęczony, ale zbyt podniecony by zasnąć. Przygotował się na taką ewentualność. Na nocnym stoliku stała szklanka ze sprawdzonym specyfikiem. Zawsze działało, teraz również. Poczuł, jak rozluźniające ciepło dociera do każdego mięśnia, powoli zapadał się w siebie. Wyciągnął rękę by zgasić lampkę, ale już bez udziału świadomości. Jego mózg orbitował właśnie gdzieś we wszechświecie.

2.
Monotonny pomruk budzika wyrwał go z głębokiego snu. Usiadł na łóżku. Czuł nieprzyjemny posmak w ustach. Zawsze tak było, kiedy zażywał „rozluźniacza”, a zażywał go tylko w n a d z w y c z a j n y c h okolicznościach. Pognał do łazienki i wziął szybki prysznic, czując się tak, jakby za chwilę miał eksplodować. Wypił kawę i ubrał najlepszy z garniturów. Był zdenerwowany i podniecony. 30 grudzień 2570 roku – to mógł być najważniejszy dzień w jego życiu.

Wypadł z apartamentu punkt 7.30. Przez chwilę zmagał się z kluczem. Nie mógł trafić w zamek, bo ręce trzęsły mu się, jak w ataku histerii. W końcu zatrzasnął je tylko. Dzisiaj nie mógł się spóźnić. Punktualnie o godzinie 8.00 rozpocznie się zebranie, a o 9.00 rozpocznie nowe życie.

Zjechał do garażu. Otworzył drzwi auta. Musiał się uspokoić. Zaprogramował trasę, nacisnął start i …nic. Samochód stał cichy i spokojny. Wklepał jeszcze raz automatyczną nawigację i nacisnął zielony guzik; z tym samym rezultatem.

- Kurwa – zaklął.

Po czwartej próbie był spocony, jak przysłowiowa mysz. Zerknął na zegarek. 7.40. Spóźni się. Przełączył na ręczne sterowanie, ale nie miał pojęcia, jak uruchomić silnik. W głowie miał kompletną pustkę.

-Kurwa, kurwa, kurwa! – wrzeszczał, waląc dłonią w kierownicę, jakby mogło mu to w czymkolwiek pomóc, tracąc przy tym cenne minuty.

Wyskoczył z auta i pognał do windy. Wjechał na parter. Portier próbował go zatrzymać, ale zręcznie wyminął staruszka.

Wypadł na ulicę i o mało nie udławił się śniegiem. Wiatr wcisnął mu śnieżną kulę prosto w gardło. Skulił się, wypluwając śnieg. Dochodziła 7.45. Spóźni się. Taksówkarze ignorowali go. To była gorąca godzina. Polowali na grube ryby, których jeden napiwek zapewniał przyzwoite życie przez okrągły miesiąc. Parker Unit do biednych nie należał, ale nie był też finansowym potentatem. Przynajmniej na razie. O godzinie 8.00 wszystko mogło ulec zmianie.

Nie miał innego wyjścia. Wybiegł na ulicę. Taksówkarz w ostatniej chwili wyhamował.

- Pojebało cię! – wrzasnął, kiedy Parker wgramolił się do środka.

- Jeszcze nie, ale pewnie tak się stanie, – wcisnął taksówkarzowi zwitek banknotów –jeżeli w ciągu dziesięciu minut nie dojedziemy do siedziby "Faktów i Wydarzeń".

Taksówkarz, młody i przystojny, pochował dyskretnie pieniądze do kieszeni i złamał taksometr.

- Trzymaj się koleś – powiedział, majstrując coś przy konsoli i nagle Parkera wcisnęło w tylną kanapę. Poczuł dziwny ucisk w uszach i miał wrażenie, że czaszka eksploduje mu jak bańka mydlana. Chciał krzyczeć, żeby zwolnił, ale nie mógł wydusić słowa.
Niespodziewanie wleciał pomiędzy przednie fotele. Meta była zdecydowanie boleśniejsza od startu.

- Jesteśmy. – Taksówkarz odwrócił się, prezentując swoją brązową twarz. – Podobało się? To usługa ekspresowa, ale policzę, jak za zwykłą. Stówka się należy.

Parker pogrzebał w kieszeni, podał banknot i z trudem wygramolił się z auta.

Śnieżyca uderzyła w niego i przez chwilę miał wrażenie, że zaraz upadnie, a wiatr będzie nim targał na wszystkie strony, aż zmieni się w wielką, śnieżną kulę. Zerknął na zegarek. 7.55. To go otrzeźwiło. Zgięty w pół dotarł do drzwi. Otworzył je z trudem. Stał w holu, a wokół jego stóp zaczęła formować się pokaźna kałuża. Nie miał jednak czasu na gruntowne suszenie. Nie zważając na protesty ochrony, zresztą dość mizerne, pobiegł do wind i już po chwili stał w jednej z nich, zalewając podłogę błotnistą breją.

- No, w końcu. – Przywitała go niezadowolona mina Dolores, której dość często wydawało się, że jest dyrektorem, a nie asystentką.– Najważniejszy dzień w pańskiej karierze, a pan wygląda, jakby uprawiał zapasy w błocie.
Pomogła mu zdjąć mokry płaszcz.

- Niech pan wytrze buty. - Podała mu ścierkę, równocześnie przyczesując jego mokre włosy. - No, teraz wygląda pan jak człowiek. – Kopnęła go delikatnie. – To na szczęście. – Uśmiechnęła się, przymrużając oczy. – Może wkrótce nasza życiowa stopa ulegnie zasadniczej zmianie.

Nie zdążył odpowiedzieć, bo kop może i był delikatny, ale pchnięcie silne. Wyleciał jak kula karabinowa i wpadł prosto w ramiona samego prezesa zarządu - Hektora Donalda - tłustego, obleśnego faceta, który w swojej białej, pulchnej dłoni trzymał jego przyszłość.

-Witaj Parker – powiedział prezes, uśmiechając się i ukazując żółte zęby nałogowego palacza. – Widzę, że jesteś pełen energii. To bardzo dobrze.

-Dzień dobry. – Parker odruchowo ukłonił się i, gdyby trzeba było, pocałowałby te tłuste, białe łapska.

Weszli do sali konferencyjnej. Wszyscy już tam byli. Dziewięć osób. Szefowie wszystkich działów i potencjalni rywale, a każdy z nich miał nadzieję, że fotel, stojący samotnie u szczytu stołu, będzie właśnie jego, ale Parker miał nad nimi wszystkimi przewagę. Tylko on pracował tutaj tak długo. Dziesięć lat nienagannej służby. Zaczynał od gońca, później awansował na asystenta, później został etatowym dziennikarzem w dziale gospodarczym, a kiedy, świętej pamięci Remik, trzy lata temu kopnął w kalendarz, został szefem działu gospodarczego. Nikt z osób siedzących w tej sali, nie mógł pochwalić się tak długim stażem.

Wpatrywał się w białą, tłustą twarz Hektora Donalda i czekał niecierpliwie na mającą nastąpić chwilę chwały.

- Witam wszystkich. – Hektor był flegmatykiem. Otaksował zebranych uważnym spojrzeniem i uśmiechnął się. – Czytałem ostatnie raporty i muszę wam pogratulować. Tak dobrych notowań nie mieliśmy od lat.

Parker z trudem powstrzymywał się przed wstaniem i wywrzeszczeniem temu tłustemu durniowi, żeby w końcu przestał pieprzyć i powiedział co ma powiedzieć.

- Zwłaszcza dział gospodarczy ma wysokie notowania. – Hektor spojrzał na Parkera, a jego małe świńskie oczka uśmiechały się.
Parker odpowiedział nerwowym skrzywieniem warg.

-Robimy, co do nas należy – wybąkał. – „Dalej ty stary, leniwy sklerotyku” – dodał w myślach.

-Nasze notowania na rynku prasowym, w ciągu ostatniego roku znacznie skoczyły. Firma dobrze sobie radzi na giełdzie i zamyka ten rok na znacznym plusie.

Znowu przerwał. Siedział w fotelu, a jego tłusty zad rozlewał się na lewo i prawo. Uśmiechał się tym swoim popierdolonym uśmiechem i udawał Świętego Mikołaja lub Dziadka Mroza, jak kto woli. Parker był na granicy załamania nerwowego. Jeszcze chwila i będą musieli wezwać pogotowie.

- Mam nadzieję, że nowy dyrektor utrzyma ten wysoki poziom. Na posiedzeniu zarządu jednomyślne zadecydowaliśmy, że nowym dyrektorem naczelnym powinien zostać ktoś młody i świeży.

Nacisnął przycisk interkomu.

- Czy już jest?

- Tak, panie prezesie, właśnie przyszła. – Głos sekretarki był dziwnie odległy.
Parker czuł się tak, jakby ktoś na głowę nałożył mu szklany słoik.

Drzwi otworzyły się i do sali weszła wysoka, chuda, kuso ubrana blondynka. Ostry makijaż, wyzywający sposób poruszania się i skąpy ubiór sprawiły, że w pierwszej chwili pomyślał, że to jakaś pomyłka. Przypadkowo zabłąkała się tutaj panienka lekkiego prowadzenia. Ale ona zdecydowanie podeszła do prezesa, który z trudem dźwignął swoje wielkie cielsko, i podała mu dłoń.

-Oto Barbara Nick – powiedział, zaglądając blondynce w pokaźny dekolt. – Wasz nowy dyrektor naczelny.

Parker miał wrażenie, że ktoś właśnie wcisnął mu słoik głębiej na głowę, a następnie stłukł, uderzając gumową pałką. Nie wierzył jeszcze w to wszystko. To pewnie był sen. To nie działo się. To nie mogło się dziać.

Barbara Nick roześmiała się perliście, wdzięcznie wypinając, opięty zieloną spódnicą, tyłek.

-Ależ Hektorku – powiedziała, układając uszminkowane usta w ciup. – Jaka tam dyrektor? Mówcie mi Barbi. Będzie nam się zajebiście pracowało. – Zachichotała.

-Mam nadzieję, że docenicie nowatorskie pomysły nowej pani dyrektor i nie zapomnijcie o jutrzejszym balu.

Wszyscy wstali. Parker także, chociaż właściwie wstało tylko jego ciało, bo ego tarzało się właśnie po podłodze, wyjąc rozpaczliwie.

Powlókł się do swojego gabinetu, nie reagując na zaczepki i nie wdając w komentarze, a uwalane w błocie i kurzu ego szlochało rozpaczliwie.

-I? – Dolores patrzyła na niego wyczekująco, ale nie był w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Dowlókł się do biurka i zwalił ciężko w fotelu. Ego wpełzło mu na kolana i cichutko pochlipywało.

-Co się stało? – Dolores pracowała z tabunami dyrektorów. Byli i gorsi, i lepsi, ale do Prakera miała słabość. Może dlatego, że przypominał jej syna, którego nie widziała już od dobrych dziesięciu lat.

-To już koniec. – Parker z trudem powstrzymywał łzy.

- Ale, co się stało?

- Mamy nowego dyrektora.

-To wiem. – Cedziła słowa powoli, jakby rozmawiała z opóźnionym umysłowo. – Nie wiem tylko, kto nim został. Rozumiem, że nie ty, to chyba nie ta mała zdzira Abigeil.

-Gorzej. – Zanurzył palce we włosy i systematycznie targał je, robiąc przy okazji wielki kołtun.

-Gorzej? – Dolores usiadła. – To kto? Edi?

-Nie. Barbara Nick.

-Kto?

-Barbara Nick.

-Nick? Nie słyszałam o niej.

-No właśnie. Nick nikt.

-To chyba jakieś nieporozumienie…- nie dokończyła.
Dźwięk dzwonka rozbrzęczał się i był natarczywy jak nigdy przedtem. Podniosła słuchawkę.

- Gabinet Parkera Unita – powiedziała.

Słuchała przez chwilę, po czym nacisnęła przycisk zestawu głośnomówiącego.

- Posłuchaj – szepnęła do Parkera. – Przepraszam, czy mogłaby pani powtórzyć? – powiedziała głośno.

- Głucha jesteś? – Głos niewątpliwie należał do nowej pani dyrektor. – Ile raz mam gadać? Dawaj Parkera ano chyżo.

Dolores stłumiła chichot, ale Parkerowi nie było do śmiechu.

- Domyślam się, że to pani jest nowym dyrektorem naczelnym, a ja jestem p a n i Dolores Nuts – podkreśliła słowo pani – i tak należy zwracać się do osób, których się nie zna.
Przez chwilę słychać było szelest przewracanych kartek.

- Dolores Nuts, a mam, jesteś sekretarką Parkera i masz…– przez chwilę zapanowała cisza – jakieś czterdzieści lat.

- Nie. - Dolores nadal była rozbawiona. – Mam pięćdziesiąt jeden lat. Od daty obecnej należy odjąć datę urodzenia i wyjdzie wiek.

- Co ty nie powiesz? Rycząca pięćdziesiątka. To jesteś za stara. Tutaj są potrzebni młodzi, a nie zramolałe, stare dziady. Pakuj się i wypad stąd.
Dolores już się nie uśmiechała.

- Jedynie pan Unit może mnie zwolnić – powiedziała.

- Mylisz się.

Usłyszeli jeszcze trzask odkładanej słuchawki i nastała cisza. Dolores wyraźnie pobladła.

- I co, jak ci się podoba nowa dyrektor? – zapytał.

Nie zdążyła odpowiedzieć, bo do pokoju wpadło blond cudo we własnej osobie.

- To ty jesteś Dolores? - Wymierzyła w kobietę długi pazur pomalowany na czerwono. – Co tu jeszcze robisz? Mam wezwać ochronę?

- Hola, hola. – Paker wstał. Nie mógł pozwolić, żeby ta idiotka wlazła mu na głowę.

- Nie ma żadnego hola. Ty spadasz, ty siadasz.

- Proszę posłuchać. – Starał się ze wszystkich sił opanować. – Dolores Nuts jest moją długoletnią asystentką. Cenię ją za doświadczenie i fachowość, a poza tym nie można nikogo zwolnić z dnia nadzień. Tutaj są związki zawodowe.

- W dupie mam związki i do twojej wiadomości już ich nie ma. I bez dyskusji. To jest twoje? – Rzuciła na stół projekt wiadomości gospodarczych na jutrzejsze wydanie.

- Tak, a co? – zapytał.

- To nie nadaje się nawet do podtarcia tyłka. – Wydęła pogardliwie usta. – To są jakieś nudy. Kto to czyta?

- Osoby, które prowadzą firmy,
rozliczają się z podatków, spłacają kredyty…

- Pierdu, pierdu. Koleś, nikt tego nie czyta i albo to poprawisz, albo wylatujesz.

Parker miał ochotę wytargać ją za włosy i spuścić łomot, ale policzył do dziesięciu i udało mu się zapanować nad atakiem agresji.

- Jakieś sugestie? – zapytał.

- Sugestie? Co ty do mnie jakąś grypserą nawijasz? Wiadomości gospodarcze to powinno być coś takiego, jak to szef jakiegoś banku zdradza żonę i ma nieślubne bachory. Coś w tym stylu. To ludzie czytają.

- To nie jest brukowiec.

- Ja tu jestem dyrektorem i wiem lepiej. Albo zmienisz, albo cię wyleję.
Odwróciła się na obcasie, zarzuciła włosami i wyszła kręcąc tyłkiem.

Dolores i Parker patrzyli na siebie i nie odzywali się. Nie musieli.

Dolores wyszła do siebie, spakowała swój skromny dobytek do niewielkiego pudełka.

- Powodzenia Parker – powiedziała, zaglądając do gabinetu.

Nie czekała na odpowiedź. Trzasnęła drzwiami i tyle. Zniknęła z życia Parkera Unita, a on nie zrobił nic, aby ją zatrzymać. Siedział, gapiąc się w drobno zapisane strony i był pewien, że dzisiejszy dzień zakończy w pokoju wyłożonym gąbką i pozbawionym klamek.

- Parker.– Konspiracyjny szept Albina dobiegał gdzieś z bardzo daleka.
Spojrzał na okrągłą, księżycową twarz szefa działu sportowego. Lubił Albina. Często wpadali razem do knajpki dla singli. Albin najczęściej sam przychodził i sam z niej wychodził, mimo to nie tracił nadziei, że spotka wreszcie druga połowę i się z nią ożeni. Nie zawrze kontraktu na pięć lat, ale ożeni się! Jak dotąd nie znalazł nawet ćwiartki, nie mówiąc o połówce. I nic dziwnego. W tych czasach małżeństwo to był archaiczny przeżytek. Dobry dla siedemdziesięciolatków, a nie dla młodych, ambitnych ludzi, robiących karierę. Wikłać się na całe życie? Nie, to było dobre dla totalnych dupków.

- Była u ciebie? – Albin niespokojnie rozglądał się – U mnie była. Kazała mi wszystko poprawić.
Dopiero teraz zauważył projekt wydania. Spojrzał na Parkera.

- Otrząśniesz się – powiedział z troską w głosie. Parker wyglądał tak, jakby był właśnie na etapie przechodzenia w strefę mroku.

Albin z wewnętrznej kieszeni marynarki wyciągnął piersiówkę i nalał do nakrętki.

- Napij się. – Podsunął Parkerowi pod nos. Zaleciało ostrym zapachem wódki. – Czterdziestoprocentowa. Pomaga natychmiast.
Parker bez słowa wziął i wychylił do dna. Otrząsnął się, krzywiąc nielitościwie. Albin usiadł.

- I, co zamierzasz zrobić? – zapytał.

- Nie wiem. A ty?
Wzruszył ramionami.

- Zażądała, żebym wstawił jakieś pikantne szczegóły, a nie podawał wyniki spotkań i drukował jakieś tabele, bo kogo to obchodzi. Nieopatrznie zapytałem, co ma na myśli, a ona nagle hyc i otwiera drzwi, a do pokoju włazi jakaś panienka. W pierwszej chwili pomyślałem, że to prostytutka, ale nie. To jej koleżanka. Będzie moją asystentką. Zaczęły trajkotać, a ja uciekłem. I wiesz, co? – Spojrzał na Parkera – Boję się tam wrócić.

- Zwolnisz się?

- Wiesz, że nie mogę. Mam kredyt do spłacenia. Jak tak dalej pójdzie, to premia grudniowa będzie naszą ostatnią.

- Ale ja nie mogę wypisywać bzdur o szefach firm, bankowcach, czy prawnikach, bo mnie zamkną. To są szefowie korporacji, a nie jacyś biegacze, czy piłkarze.

- To może jej to wytłumacz. – Albin miewał przebłyski geniuszu. Że też sam na to nie wpadł.

- Nalej jeszcze jednego i idę. – Parker wypił i skrzywił się. – Dobre. Skąd ty to bierzesz? To produkt poszukiwany, acz zakazany.

- Mam swoje dojścia. Składasz u mnie zamówienie, a jutro masz dostawę.
- Może skorzystam, gdy ten cały syf wróci do normy. Dobra. Czas na mnie. Trzymaj za mnie kciuki. Faktycznie, ktoś powinien wziąć sprawy w swoje ręce. W końcu najdłużej tutaj pracuję i mam obowiązek powstrzymać tę idiotkę od narobienia głupstw. Jako kochanka Hectorka miała pewnie inne zainteresowania.

- Miejmy nadzieję, że uda ci się do niej dotrzeć. Uratujesz nasze tyłki. A gdzie Dolores? – zapytał Albin, nalewając sobie kolejkę.

- Zwolniła ją.
O mało się nie udławił. Oczy zaszły mu łzami, a jego twarz była teraz niemal purpurowa. Parker klepnął go w plecy.

- Żyjesz?

Szef działu sportowego zamachał rozpaczliwie rękoma. Dostał ataku kaszlu, ale jego twarz odzyskiwała zwyczajowy, księżycowy wygląd.

- Jak to zwolniła? – wyszeptał.

- Normalnie. Przed chwilą ją wywaliła. Dolores spakowała się i sobie poszła.

- Ale przecież ona była tu od zawsze.

- Była, ale już jej nie ma. I wiesz co? – Parker spojrzał na kolegę z wysokości swojego 1,90 metra. – Wszystkich nas to czeka.

Wyszedł, kierując się w stronę gabinetu dyrektora. Gabinetu, do którego powinien był właśnie się przeprowadzać.

Zapukał i wszedł do środka. Za biurkiem oczywiście nie było już Neli. Nowa dyrekcja szybko wymieniła starą ekipę. Obecna sekretarka była podobna do pani dyrektor, ale w wydaniu rudawym. Właśnie zrobiła ogromnego balona z gumy do żucia, który pękł, oblepiając jej usta, policzki i nos. Palcem zebrała resztki gumy i wpakowała do ust.

- Czego? – zapytała.

- Ja do pani dyrektor.

- Po co?

- Bo muszę porozmawiać na temat jutrzejszego wydania.

- Ja pitolę. Zawracanie dupy. Barbi! – krzyknęła w stronę zamkniętych drzwi. Nie skorzystała z interkomu. Był pewien, że nie miała pojęcia o istnieniu takiego urządzenia.

- Co! – Barbi również nie uważała za stosowne używać jakiś diabelskich wynalazków techniki.

- Ktoś do ciebie!

- To dawaj go!

Wszedł. Miał wrażenie, że oto umarł i znalazł się w piekielnym wydaniu "Faktów i Wydarzeń", a głównym szefem jest sam Belzebub.

Barbi siedziała, z nogami opartymi na biurku i czyściła sobie paznokcie. Musiał przyznać, że miała kształtne uda.

- Ta? – zapytała, zerkając na niego, jakby był śmierdzącym gównem, ośmielającym się zakłócać jej spokój w świątyni dumania. – Co tam?

- Musimy porozmawiać. Mogę usiąść?

- Klapnij se.

Usiadł. A może to praca w "Faktach" była tylko snem? W rzeczywistości haruje w wydawnictwie jakiegoś szmatławca, nie mieszka w przytulnym apartamencie w strzeżonej dzielnicy, tylko w budzie ze sklejki, a łóżko dzieli z grubą konkubiną.

- No i co? – zapytała pani dyrektor. Widział wysokie obcasy, jej czerwonych pantofli, wymierzone w jego nos.

- Chodzi o jutrzejsze wydanie.

- Taa

- Zamieszczanie pikantnych szczegółów, zgodnie z pani sugestiami, nie wchodzi w grę. Za szefami banków i firm stoją korporacje. Podawanie szczegółów ich życia intymnego, zwłaszcza nieprawdziwych, jest równoznaczne z ciągnącymi się w nieskończoność procesami sądowymi. Chyba nie przypuszcza pani, że ludzie pozwolą się obrażać i szargać swoją reputację zupełnie bezkarnie.
Barbi patrzyła na niego, jakby był kosmitą. Podejrzewał, że nie zrozumiała ani słowa.

- Mam nadzieję, że mnie pani rozumie – powiedział, bo przecież nie mogła być aż tak tępa.
Wydęła wargi.

- Słuchaj koleś, od rozumienia jestem ja i nie myśl sobie, że jestem idiotką. Skończyłam kurs wieczorowy i wiem, co robię, a ty przyłazisz do mnie i pieprzysz jakieś bzdety. U ciebie powinna być już Dolly. Pomoże ci. Słyszałam, że jesteś cienki w uszach, ale nie sądziłam, że aż tak.

- Dolly także skończyła kurs wieczorowy? - Parker czuł, że zaczyna odpływać.

- A, co cwaniaku, myślisz, że jak ktoś skończy kurs to jest głupi?

- Nie. – Nie poznawał samego siebie. – Nie jest głupi. Kursy wieczorowe są przeznaczone dla osób, które mają trudności ze skończeniem zwykłego systemu oświatowego i których iloraz inteligencji jest poniżej 70 IQ, a to nazywa się debilizmem.
Wstał. Nachylił się nad wytapetowaną twarzą pani dyrektor.

– Myślę, że oto nadszedł dzień schyłku naszej cywilizacji. Światem zaczną rządzić debilki po kursach wieczorowych.

- Wynoś się! – Barbi również wstała. – Ale już!

Jej ogromny biust falował niespokojnie.

- Bo co? Wylejesz mnie? A kto ci wypełni dokumenty? Ta kretynka, która siedzi i nie ma pojęcia, jak obsługiwać interkom?

- Sam jesteś kretyn! – Barbi piszczała i tupała kształtną nóżką. – Wynoś się, ale już.
Zamachnęła się, zahaczając paznokciami o jego policzek. Poczuł piekący ból. Dotknął zadrapania. Spojrzał na palce. Były czerwone

- Ty zdziro – warknął. – Całe życie harowałem jak wół. Poświęciłem wszystko tej gazecie. Patrzyłem, jak się rozwija, jak z dnia na dzień musimy dodrukowywać coraz więcej egzemplarzy i wiesz co? Nie robiłem tego dla pieniędzy. Robiłem to z miłości. Kocham te gazetę i nie pozwolę, aby taka zdzirowata idiotka zszargała jej dobre imię.

Nie wiedział, kiedy jego palce zacisnęły się na wiotkiej szyi pani dyrektor. Broniła się, ale ruchy były niezborne, jak jej fale mózgowe. W końcu przestała walczyć. Jej ogromne, niebieskie oczy były nieruchome, a język opuchnięty. Zwolnił uścisk. Bezwładnie upadła na podłogę. Przez chwilę patrzył na jej ciało, rozrzucone malowniczo na zielonej wykładzinie. Wtedy usłyszał niespokojny terkot dzwonka telefonu. Dzwonił i dzwonił, a on nie mógł się ruszyć.

3.
Usiadł na łóżku. Był zlany potem. Wyłączył budzik. Była 7.00, dzień 30 grudnia 2570 roku. Odetchnął. A więc to był tylko koszmarny sen.

Powlókł się do łazienki. Musiał wziąć letni prysznic, żeby dojść do siebie. Wypił kawę i ubrał się w najnowszy garnitur. Zerknął w lustro. Miał cholerne worki pod oczami. Wyglądał tak, jakby przez całą noc balował. Wklepał szybko fluid maskujący. No, teraz lepiej. Za oknem szalała śnieżyca. Nałożył płaszcz i wyszedł. Nawet nie starał się zamykać drzwi na klucz. Zatrzasnął je tylko.

Zjechał do podziemnego garażu. Wsiadł do auta i zaprogramował trasę. Nie mógł pozbyć się widoku Barbary Nick, leżącej na podłodze i gapiącej się na niego. Wcisnął zielony guzik i…nic. Samochód nie odpalił. Kropelki potu pojawiły się na jego gładkim czole. Drżącymi palcami wystukał jeszcze raz trasę i nacisnął start. Odpowiedziała mu cisza. Zerknął na zegarek. Była 7.40.

- Kurwa – przeklął.

Wysiadł z auta. Jakiś niezrozumiały niepokój nie odstępował go na krok. Wjechał na parter i wyszedł w objęcia śnieżycy. Musiał zgiąć się w pół, bo siła wiatru była powalająca. Niemal wpadł pod taksówkę. Z trudem dobrnął do drzwiczek i wsiadł do środka. Była 7.45.

- Pojebało cię! - wrzasnął taksówkarz.

Parker z trudem utrzymał nerwy na wodzy. Chciał krzyknąć, że tak, że jest pojebany jak lato z radiem, że właśnie oszalał i prosi, żeby zawieźć go do najbliższego szpitala psychiatrycznego, bo przecież już jechał tą taksówką. Wczoraj rano.

- Jeszcze nie – wydusił tylko, wyciągając z kieszeni zwitek banknotów i wciskając w rękę taksówkarzowi. – W ciągu dziesięciu minut muszę być w wydawnictwie Faktów i Wydarzeń.
Taksówkarz pochował banknoty do kieszeni i złamał taksometr.

- Trzymaj się koleś – powiedział i Parker poczuł znajome przeciążenie. Jego ciało wbiło się głęboko w kanapę, a w mózgu zapaliła się czerwona lampka ostrzegawcza. Uwaga, oto kres Parkera Unita. Nie jest w stanie rozróżnić snu od jawy i wpadł w wir powtarzającego się dnia. Bo to nie był sen. Zabił Barbarę Nick i teraz musi odpokutować. Jak w horrorach, w których duchy przez wieczność odgrywały tę samą scenę.

- Jesteśmy. - Taksówkarz odwrócił się. – Podobało się? To usługa ekspresowa, ale policzę jak za zwykłą. Stówka się należy.
Wiedział o tym wcześniej. Wcisnął taksówkarzowi banknot i wysiadł. Była 7.55. Zgięty w pół dotarł do budynku i wszedł do środka. Ruszył do windy.

- No, w końcu. – Przywitała go Dolores. Pomogła zdjąć płaszcz. – Najważniejszy dzień w pańskiej karierze, a pan wygląda, jakby uprawiał zapasy w błocie. Niech pan wytrze buty. - Podała mu ścierkę i zajęła się jego włosami.

Nie reagował. Serce waliło jak szalone.

- No, teraz wygląda pan jak człowiek. – Kopnęła go delikatnie. – To na szczęście. – Uśmiechnęła się i wypchnęła go za drzwi prosto w tłuste ramiona Hectora Donalda.

-Witaj Parker – powiedział prezes.– Widzę, że jesteś pełen energii. To bardzo dobrze.

- Dziedobry – Parker wybąkał na jednym wydechu i czuł, że za chwilę zemdleje.

Weszli do sali konferencyjnej. Usiadł na swoim miejscu, czując tępy ból, gdzieś za lewym okiem.

-Witam wszystkich. – Hektor Donald uśmiechnął się. – Czytałem ostatnie raporty i muszę wam pogratulować. Tak dobrych notowań nie mieliśmy od lat. Zwłaszcza dział gospodarczy ma wysokie notowania. – Spojrzał na Parkera, który odpowiedział mu nerwowym uśmiechem, czując, że coś niedobrego zaczyna się dziać z jego sercem. Bolało, jak jasna cholera. - Nasze notowania – kontynuował prezes - na rynku prasowym, w ciągu ostatniego roku znacznie skoczyły. Firma dobrze sobie radzi na giełdzie i zamyka ten rok na znacznym plusie. Mam nadzieję, że nowy dyrektor utrzyma ten wysoki poziom.

Przerwał. Parker miał dziwne duszności. Nie mógł złapać oddechu. Hektor uśmiechał się.

- Na posiedzeniu zarządu jednomyślne zdecydowaliśmy, że nowym dyrektorem naczelnym powinien zostać ktoś młody i doświadczony.

- Doświadczony – szepnął Parker. – Najlepiej po kursach wieczorowych.
Nikt go nie słyszał. Czuł się dziwnie. Miał wrażenie, że zaczyna lewitować.
Prezes nacisnął przycisk interkomu.

- Czy już jest?

- Tak, panie prezesie, właśnie przyszła. – Głos sekretarki dobiegał, jakby z innego świata.

Drzwi otworzyły się i do sali weszła ona. Spojrzała na Parkera.

- Oto Barbara Nick. – Hektor ucałował wypielęgnowaną dłoń blondynki.

Parker niczego już nie słyszał i niczego nie widział. Głowa opadła mu do tyłu. Nikt nie zwracał na niego uwagi, czekając na ogłoszenie werdyktu.

- Oto odpowiednie dokumenty i upoważnienia. – Wziął od kobiety aktówkę. Otworzył ją i wyciągnął tabliczkę, uśmiechając się tajemniczo.

- Mam nadzieję, że podzielacie naszą opinię, że jedynym, właściwym kandydatem na stanowisko dyrektora naczelnego jest Parker Unit.

Po sali rozszedł się szmer. Ktoś szturchnął Parkera. Jego ciało spadło z krzesła, a nienaturalnie rozszerzone źrenice wpatrywały się w sufit. W tym czasie dusza Parkera Unita lewitowała gdzieś we wszechświecie, nie mogąc pojąć, dlaczego tak przejmował się jakimś szmatławym piśmidłem. Co go w końcu mogło obchodzić, kto zostanie dyrektorem naczelnym jakiegoś badziewia, skoro oto stał twarzą w twarz z wiecznością.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Alicja Przybysz · dnia 28.02.2010 09:41 · Czytań: 788 · Średnia ocena: 4,6 · Komentarzy: 5
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Berserkerka dnia 28.02.2010 12:18 Ocena: Świetne!
Genialne
Sceptymucha dnia 28.02.2010 12:31 Ocena: Świetne!
Coś z trzecią częścią mi nie pasowało- ale być może inaczej się nie dało tego napisać. Ogólnie świetne.
Jack the Nipper dnia 28.02.2010 16:59 Ocena: Bardzo dobre
Cytat:
Umył zęby, nie bardzo wiedząc co robi, bo właśnie udzielał wywiadu "The Times".


O co tu chodzi?

Cytat:
30 grudzień 2570 roku


30 grudnia

Cytat:
się z kluczem. Nie mógł trafić w zamek, bo ręce trzęsły mu się, jak w ataku histerii. W końcu zatrzasnął je tylko. Dzisiaj nie mógł się spóźnić. Punktualnie o godzinie 8.00 rozpocznie się


4 x się

Cytat:
krzywiąc nielitościwie


raczej: niemiłosiernie

Dwie pierwsze części genialne, ostatniej czegoś brakuje. Nie umiem powiedzieć czego, może zbyt długie powtarzanie tego co juz było mi przeszkadzało. Sam nie wiem, ale satysfakcji pełnej nie mam.

Kolejny Twój bardzo dobry tekst, czekam na więcej.
przyroda dnia 28.02.2010 19:40 Ocena: Bardzo dobre
Dla mnie też bardzo dobre...tak...ta trzecia wstawka...zbyt wydłużona...tym powtarzaniem...i już jak facetowi robiło się "różnie"...to zakończenie do przewidzenia...jakoś tak...brakuje cosik...

Pozdrawiam
Bardzki dnia 01.03.2010 13:40 Ocena: Świetne!
Bardzo dobre opowiadanie. Pomysłowe. Dobrze się czytało. Ostatnie linijki zaskoczyły mnie, ale pozytywnie. Czytało się przyjemnie i lekko. Fabuła interesująca. Tyko jednego nie rozumiem. Dlaczego akcja został umieszczona , aż w tak odległej przyszłości. Czyżby inwazja korporacyjnych idiotów nie zdarzała się w naszych czasach?;)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty