Żył raz sobie śliczny chłopak, co na chrzcie imiona Julian Kazimierz mu nadano.
Nie dość, że męskich wdzięków miał sporo, oj nie dość. Julian i umysł posiadał wielce wspaniały. Ścisłe przedmioty w paluszku trzymał jednym. A języków wyuczył się dwunastu (a może i więcej, bo dialektów z dorzecza Amazonki, tudzież pustyni Gobi trudno jest zliczyć), a więc angielski, niemiecki, francuski, rosyjski, hiszpański, włoski, mandaryński, japoński, arabski, ukraiński i jeszcze dwa, co ich nazwy narratorowi z głowy wyleciały (uzupełni jak sobie przypomni).
Kiedy Julian wkroczył w świat dojrzały, to i na tym polu zaliczał sukces za sukcesem, innymi słowy panią za panią. Gdy wyzwań mu brakło przerzucił się na panów.
Tak, moje czytelniczki, ideał cnót męskich stał się homoseksualistą i jeszcze dodatkowo transseksualistą. Chodzi o to, że przebierał się za kobiety.
Tak świetnie mu szło, że nawet zgłębił największą z tajemnic kobiecości. A mianowicie kobiecą przemoc, czyli wyrafinowaną umiejętność zadawania bólu psychicznego.
Kobiety z racji słabości fizycznej przez wieki wykształciły ten okrutny sposób walki. Zranić w czułe miejsce, ale żeby nikt trzeci nie widział. I jeszcze, żeby nie ponieść za to konsekwencji.
Że też w cudne dłonie tegoż męskiego nad męskimi, Juliana przewspaniałego, musiała wpaść ta technika? Dlaczego? Pytam dlaczego i łez wyciskam tysiące?
Można by w tym miejscu wołać o pomstę do nieba. Można by się oburzać, że przecież z racji płci miał już i siłę fizyczną i umysł lepszy. Ale kto lamentów chce słuchać? Wszak o estetykę trzeba się troszczyć najpierwej.
Pewnego dnia zmarł ulubiony kochanek Juliana. Julian płakał i męki cierpiał okrutne. Na zewnątrz twarz przybrał kamienną. A gdy rodzice pytali „czemuż smutku tyle w twych oczach?”, to Julian cicho wzdychał „to po przyjacielu”.
Julian w rozpaczy żałobie stwierdził, że taka miłość, najwspanialsza na świecie miłość mężczyzny do mężczyzny, nigdy więcej się nie powtórzy w jego życiu.
Jako, że żył w kraju, gdzie pedalstwo jest zbrodnią gorszą niż wielokrotne morderstwo z zimną krwią, postanowił się ożenić. Dodatkowo liczył na bonusy w postaci pysznych obiadków, wysprzątanego mieszkania i koszul wypranych oraz wyprasowanych. Poza tym obmyślał psychiczne tortury, które zada swojej wybrance.
„Świat mnie skrzywdził, bowiem odszedł mój ulubiony kochanek” – szlochał Julian – „i za karę ja światu pokaże, i przyszłej żonie, i wszystkim”.
„A pedalstwo też będę zwalczać. Skoro ja nie jestem szczęśliwy, to niech geje nie będą mieć lepiej” – myślał sobie w bolesnym rozżaleniu.
Julian przystąpił do operacji „szukam żony”.
Z założeń wstępnych wybranka powinna być wierna, żeby nie ośmieszyła zdradami Juliana oraz ażeby chorubskiem go nie zaraziła.
Po drugie powinna być ładna, bowiem jak wygląd samochodu i marka obuwia, podkreśla Juliana status, a także i gust.
Po trzecie powinna być w miarę inteligenta, żeby móc jej zadawać ból psychiczny.
Gdyby Julian stosował przemoc fizyczną – otoczenie by potępiło jego występki. W myśl zasady, jak czegoś nie widać, to tego nie ma; a jak widać to znaczy, że jest. Siniaki widać, a duszy nie. Dlatego właśnie, by rozkoszować się ciosami psychicznymi, wymogiem koniecznym stała się inteligencja. Żeby bezkarnie dręczyć, straszyć i dogryzać, żeby walić w samo epicentrum kompleksów przyszłej oblubienicy.
Do ważnym cech zaliczała się także robotność. Jednak Julian zdawał sobie sprawę, iż przy odpowiednim dopingu – każdy inteligentny człowiek, czyli kobieta również, jest w stanie opanować technikę smażenia kotletów, tudzież szorowania klopa.
Po dokonaniu analizy strategicznej, Julian przystąpił do realizacji planu. Jako urodzony perfekcjonista niemiłosiernie grymasił, ponieważ chciał znaleźć swój ideał. Niestety go nie znalazł, albo znalazł ich setki i dlatego nie mógł się zdecydować. Zasadniczo skrajności często prowadzą do podobnych skutków.
Z jednej strony możnaby litować się nad Julianem, gdyż bardzo cierpiał po stracie ukochanego przyjaciela. Z drugiej strony godny był potępienia, gdyż gardził kobietami, które poznawał.
Ci co człowieka mierzą miarą preferencji seksualnych, zapytać by pewnie chcieli, czy Julian był gejem? Myślę, że raczej biseksualistą.
Czy kocha się człowieka? Czy kocha się jego wnętrze? To jakim ktoś jest? Czy też trywialnie miłość sprowadza się do kopulacji? Kopulacji z celem reprodukcyjnym?
W trakcie swoich poszukiwań Julian natknął się, między innymi, na Konstancję.
Konstancja powiedziała mu tak:
„Jesteś niemiłym, niedobrym człowiekiem, ale dysponujesz świetnym materiałem genetycznym. Przetrwanie moich genów, a przy tym nieśmiertelność jest moim celem piorytetowym. Jak każdy człowiek boję się cierpienia. Nie lubię się bać. Lecz jednak poddam się każdej próbie i każdej torturze, w imię zwycięstwa moich genów. Zrobię cokolwiek zechcesz. Chcesz, żebym była wierna, to będę. Chcesz, żebym była szczupła, to schudnę. Chcesz, żebym cię kochała, to będę kochała. Chcesz żebym... Łapiesz? Uważasz, że jestem wyrachowana? Spójrz na siebie. Czy świadomość sensu ziemskiej egzystencji jest wadą? Jeśli tak, to mogę wysilić się na radosną spontaniczność, a także głupotę. Muszę jednak wiedzieć, czego się ode mnie wymaga. Jasno i zrozumiale. W zamian za to odczuję każdy zadany psychiczny cios. Będziesz mieć tę dziką satysfakcję. Łapię nawet najsubtelniejsze złośliwości i przytyki”.
Julian pomyślał chwilkę i podsumował wewnętrzne rozważania w te słowa:
- Jesteś dziwką i lesbijką.
Konstancja pomyślała chwilkę: „Zasadniczo zarzuty wzajemnie się wykluczają. Ciężko będzie, ale w imię mojego przyszłego, cudownego potomstwa,... hmm... dam radę”, a głośno powiedziała:
- Masz rację Julianie jestem dziwką i lesbijką. Zaraz ci to udowodnię. Posłuchaj, opowiem ci moje przygody.
Konstancja po kilku miesiącach spytała:
- Czy już wystarczy? Bo ja też przecież mam swój cel?
- Nie, jeszcze nie – odpowiedział Juliusz. – Jesteś wredną suką.
- Ok – zgodziła się Konstancja. – Podkręcamy opowieści.
Przy okazji Julian rzucał wielce przykrymi uwagami, lecz podanymi w zawoalowany sposób. Tak, aby postronni zawsze w nim widzieli postać pozytywną, szlachetną, po prostu idealną.
Konstancja mogłaby wysilić się na większą subtelność, ale sądziła, że dosadność skróci czas jej oczekiwania. A opinie ludzi, co osądzają po pozorach, w lekkiej miała cenie.
Julian w którymś momencie stwierdził, że nie chce się ożenić z dziwką i lesbijką.
- A co z moim dzieckiem? – spytała Konstancja.
- Mogę je mieć, ale tylko z żoną.
„A niech cię piernik, dziadzie jeden, aleś mnie urządził. Ciężko będzie, ale teraz trzeba się wybielić”, a głośno powiedziała:
- Jestem sierotą, mam depresję i zawsze bałam się mężczyzn. Dlatego mimo prawidłowych preferencji, nigdy nie miałam faceta.
Julian powolutku wychodził z żałoby po ukochanym.
Ożenił się z Konstancją, ponieważ świetnie się bawił w jej psychiczne dręczenie.
Po dziewięciu latach małżeństwa Konstancja trafiła do szpitala. Stwierdzono, że jej dni są policzone. Nowotwór trzustki.
Wtedy, na łożu śmierci swojej żony, Julian rzekł:
- Wiesz, Kostko, ja nie mogłem mieć dzieci.
- Czyli moje cierpienie z góry skazane było na porażkę?
- No, tak. Ale ogólnie jestem zadowolony z naszego małżeństwa.
- A niech cię szlag – powiedziała Konstancja i wyzionęła ducha.
Przy okazji śmierci żony, Julian poznał szalenie interesującego właściciela zakładu pogrzebowego. Zakochali się w sobie bez pamięci i zamieszkali razem.
***
I tak to właśnie jest, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Nie można tracić nadziei na szczęście, nawet gdy się posiada homoseksualne preferencje.
Jedyną troską w życiu Juliana stały się koszmary. W czasie snu nawiedzał go ociekający krwią upiór zmarłej żony.