Mydlana trawa (cz.3, ostatnia) - wyrrostek
Proza » Obyczajowe » Mydlana trawa (cz.3, ostatnia)
A A A
"Mydlaną trawę", inspirowaną konkursem "Zielona wyspa", dołączyłem do zbioru opowiadań "Blaga, Chała, Odlot".

Nazwiska i imiona występujących osób zostały wymyślone.

Mydlana trawa (cz.3, ostatnia)


Po dwóch tygodniach zjawiła się Marysia ze swoją córeczką i skromnym bagażem.
Na początku było nawet fajnie. Spotkania towarzyskie przybrały na intensywności, z wpisaną w ten obrzęd ilością wypijanych drinków.

Moja działalność w tym okresie skupiona była na nowo kupionym samochodzie campingowym. Pieniądze na ten cel pożyczyli rodzice, po długich negocjacjach, na które istotny wpływ miała Krysia, moja siostra, wrażliwa jeszcze na familijne związki.
Bryka, bo tak natychmiast ochrzciłem nasz nowy pojazd, nie nadawała się do eksploatacji. Dieslowski silnik pracował nawet nieźle, ale podwozie przedstawiało obraz nędzy i rozpaczy. Potworna korozja dotknęła każdą część. Musiałem, z czym liczyłem się przy kupnie, dokonać generalnego remontu. Do jego przeprowadzenia dysponowałem jedynie ograniczoną przestrzenią asfaltu przed garażem. Owo miejsce wykorzystywaliśmy zazwyczaj do celów rekreacyjnych. Częste grillowania i cały proceder z nimi związany powtarzały się regularnie.
Wielotygodniowe unieruchomienie bryki umieszczonej na podnośnikach, zakłóciło spokój terenu wypoczynkowego. Ograniczony został plac, na którym Marysia ze swoją córeczką rozkładały koce i leżanki. W trakcie opalania dokuczał im hałas i zapach, a spawarki ze szlifierkę używałem praktycznie bez przerwy. Kolejnym problemem stał się sam wjazd do garażu. Marysia stwierdziła, że dysponuje za małą przestrzenią do manewrowania. Na szczęście miałem niezłe stosunki z dozorczynią, dzięki czemu potrafiłem, nie chcąc psuć wzajemnych relacji, znaleźć rozwiązanie. Wynająłem na jeden miesiąc, znajdujący się w pobliżu, drugi garaż. Dzięki temu konflikt częściowo został rozładowany.

Z upływem dni Marysia zaczęła przejmować kontrolę nad wszystkim, a Rafał posłusznie spełniał każdą jej zachciankę. W niedługim czasie poprosił, abym zwracał się do jego wybranki Mary. Na moje pytanie: "Czy jej córeczka zostanie również przechrzczona?", nie potrafił jeszcze znaleźć odpowiedzi.

Sytuacja była beznadziejna, postanowiłem działać, zostawiając na boku swoje partykularne interesy. Widziałem, co się dzieje. Sztucznie zaaranżowałem spotkanie. Na twarzy Rafała nadal malowało się anielskie zadowolenie.

- Chłopie, odbiło ci! Wiesz, w co się pakujesz?
- Chyba nie jesteś zazdrosny?
- Rafał, zrobiła z ciebie pajaca.
- I z tym jest mi dobrze.
- Tobie jest dobrze, jak masz dupę na okrągło.
- No i w porządku.
- Na razie. W twoim wieku...
- Co w moim wieku?! Życie faceta zaczyna się po pięćdziesiątce.
- A ona ile liczy wiosen?
- Im młodsza tym lepsza.
- Na jednorazowe wyskoki. Takich już miałeś dosyć.
- Dopiero teraz mam jazdę.
- Nie pojedziesz długo. Dzieli was trzydzieści lat.
- Przestań mi zazdrościć!
- Jej zależy jedynie na zostaniu w Niemczech.
- Mylisz się. Nie jest taka!

Rozmowa nie przyniosła efektów, wprost przeciwnie. Mary otrzymała pełną relację z jej przebiegu, dzięki czemu stanąłem na przegranej pozycji. Oliwy do ognia dolała Alina.
W dobrej wierze, widząc biegającą przed domem, tylko w majteczkach, córkę Mary, dyskretnie zwróciła uwagę Rafałowi: "Powiedz jej coś albo kup dziecku jakiś strój kąpielowy". Przy najbliższym spotkaniu usłyszałem głośny, jakbym stał w odległości dziesięciu metrów, zarzut: "Ta twoja, nie będzie mi mówić jak mam córkę ubierać!".

"Niby nic, a tak to się zaczęło". Mary, choć nie stała na balkonie, niemniej w niedługim czasie wyszła za mąż, a na ślub nas nie zaproszono.
Niewzruszony sytuacją "podwórkową", nadal przygotowałem brykę do urlopu w Hiszpanii. Duże profile stalowe, elementy podwozia, musiałem zamówić w warsztacie ślusarskim, natomiast blachy, różnego rodzaju i grubości, dostarczał Rafał.
Nie miał problemu z wynoszeniem ze swojego zakładu różnego rodzaju resztek czy odpadów produkcyjnych. Robił to bezinteresownie, za przysłowiową butelkę piwa, którą musiał komuś postawić. Mary oczywiście doszła do wniosku, że jej małżonek jest bezprzykładnie wykorzystywany, więc zaopatrzenie ustało, podobnie zresztą jak kumpelska zażyłość.

Gdy pierwszy raz zobaczyłem Mary, sprawiała niezłe wrażenie. W trakcie wizyty odważna mini spódniczka, a raczej jej zawartość, przyciągała wzrok. Inne części ciała postawnej i energicznej dziewczyny, również były w porządku. Jedynie uroda, zbliżona do typu męskiego, wyrażała nadmierną agresywność.
Posiadała "mocną" głowę, nie tylko w odniesieniu do możliwości alkoholowych. Dobrze grała w szachy, parę razy dostałem mata. Na początku znajomości próbowała, kobiecymi sposobami, przeciągnąć mnie na swoją stronę. Gdy okazało się, że wyżej cenię lojalność wobec Rafała, postanowiła działać na innej płaszczyźnie.

Z oblicza Mary po wyjściu za mąż znikły ostatnie oznaki sympatii. Jej gwałtownie zmieniające się zachowanie dotyczyło nie tylko mojej osoby. Regularnie zaczęły wybuchać awantury małżeńskie. Gwałtownie wzrastała ich intensywność.
Błogi wyraz zadowolenia znikał z twarzy Rafała. Coraz częściej przesiadywał przed garażem z butelką piwa, w towarzystwie nowego sąsiada, Macedończyka, również "szczęśliwego" ze swojego nowego związku małżeńskiego.
Boszko słabo znał język niemiecki, dostatecznie wystarczająco jednak na potrzeby podwórkowej konwersacji.
Jeszcze przed zakończeniem remontu bryki, libacje przybrały całodzienny charakter.
Gdy wróciliśmy z urlopu, nie poznałem przestrzeni przed garażami. Do scenerii stołów turystycznych i krzeseł, grilli i parasoli, baseników i leżanek dołączono, przeciągnięte z budynku mieszkalnego, elektryczne zasilanie. Plac sprawiał wrażenie miejsca, na którym odbywał się nieustanny piknik.
Począwszy od tego dnia, nie miałem szczęścia spotkać Rafała trzeźwego. To samo dotyczyło Mary. Pili do nieprzytomności, wszczynając zawsze karczemne burdy.
Przed wieloma laty, na parometrowym terenie pomiędzy garażem a ogrodzeniem, wybudowałem z betonu mini basenik-sadzawkę. Stworzyłem dzieciom bajeczny świat wody z łódeczkami. Po mostkach poruszały się samochodziki, a przez kładki z lego przechodziły playmobilowe postacie i zwierzęta.
Pewnego ranka zauważyłem rozwalone ogrodzenie. Wiedziałem, kto mógł być sprawcą dewastacji.

- Co wam przeszkadzał ten płotek z furteczką? – krzyknąłem, w stronę wesołego już towarzystwa.
- Rafał uderzył się w głowę i przeciął sobie skórę. – Agresywnie zaatakowała Mary.
- Po co tam wchodził!?
- Gówno ciebie to obchodzi.

Faktycznie, pytanie było idiotyczne. Od dawna wiedziałem, że wszyscy tam sikali. Dzięki temu, dzieci już dawno zrezygnowały z zabawy przy garażach.

Równo w tydzień po zniszczeniu ogrodzenia, spokój wieczoru zakłóciło migające, niebieskie światło pogotowia ratunkowego. Alina, nie mogąc poskromić ciekawości, wyskoczyła z domu. Wróciła po wielu minutach. Trzęsła się ze zdenerwowania.

- Maryśce już całkiem odbija!
- O co chodzi? Zacznij od początku.
- Rafał się zalał i poszedł za garaż, a ona wykrzykuje, że to nasza wina!
- Zawsze tak nadaje.
- Rozwalił sobie głowę... stracił przytomność.
- Może nareszcie przestanie pić.
- Zabrali go, ale przyjechała policja i spisują... Boję się, bo ona na nas nadaje.
- A co my mamy z tym wspólnego!
- Ty wybetonowałeś basenik.
- Mógł gdzie indziej sikać.

Rafał po wyjściu ze szpitala został natychmiast wezwany na policję. Jego kartoteka od dawna nie była czysta. Mary, już po wszystkim, żaliła się znajomym, że strasznie długo go przesłuchiwali. Nam dano spokój.

W nocy słyszałem łomot, dochodzący gdzieś z daleka. Rano, pełen podejrzeń, poszedłem w stronę garaży. Zaniemówiłem, widząc rozmiar zniszczeń. W pierwszej chwili nie odczuwałem wściekłości, tylko osłupiałem ze zdziwienia.
Konstrukcję baseniku, z całą infrastrukturą, wykonałem bardzo solidnie, z zastosowaniem stali zbrojeniowej i w oparciu o wieloletnie doświadczenie budowlane. Nie denerwował mnie bezsens dewastacji, ale zadziwiała energia, jakiej użyto. Nie wyobrażałem sobie, aby ktoś mógł dokonać takiego zniszczenia w przeciągu paru godzin, bez użycia młotów pneumatycznych. Pamięć przywołała wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to ojciec ostrzegał: "Uważaj na wariatów, oni potrafią mieć niesamowitą siłę". Faktycznie, tylko w szale nienawiści można było dokonać czegoś podobnego.

Zaskoczenie minęło po długiej chwili, wziąłem głęboki oddech i myśląc o ludzkiej słabości, postanowiłem: "Nigdy nie odezwę się do nich!".
W milczeniu przechodziłem obok koła wzajemnej, trunkowej adoracji, traktując ich jak powietrze. Nie obchodziło mnie już gdzie sikają i ile flaszek piwa katula się przed garażami.
Moje lekceważenie doprowadzało wszystkich do wściekłości. Przy każdym spotkaniu rosło napięcie. Po słownych docinkach przyszły wulgaryzmy, a następnie przystąpiono do "widocznych" złośliwostek. Pojawiły się napisy. Podejrzewałem Rafała, gdyż tylko on znał na tyle dobrze język niemiecki. "Arschloch" oraz podobne, miłe sformułowania, pokryły asfalt i bramę garażu. Nadal nie reagowałem i z miną pokerzysty ignorowałem podwórkowe graffiti.
Następne posunięcie towarzystwa coraz bardziej uzależnionego od alkoholu, dotyczyło bryki. Wtedy już skończyły się żarty - zawiadomiłem policję.
Nie wierzyłem, aby tego dokonać mógł Rafał; za bardzo kochał samochody. Boszko również wykluczałem, nie angażował się jakoś szczególnie w konflikt, zależało mu jedynie na kompanii do picia. Pozostała Mary, a biorąc pod uwagę jadowitość czynu, nabrałem pewności.
Jakimś ostrym przedmiotem, prawdopodobnie kluczem, uszkodziła lakier i plastikowe okna bryki. Ilość zygzaków, których nie dało się już nigdy usunąć ze ścian auta i ich intensywność, dowodziła wariackiej furii.

O pełnym "temperamencie" Mary, jeżącym włosy na głowie, dowiedziałem się stosunkowo późno, już po ich wyprowadzce. Dwupokojowe, komfortowe mieszkanie przestało żonie Rafała wystarczać.
Boszko, będąc na urlopie w byłej Jugosławii, dostał zawału serca, później udaru mózgu. Po powrocie, częściowo sparaliżowany, zaczął ponownie przesiadywać przed garażem. Pewnego dnia nie wytrzymał mojego milczenia. Przełamał dumę, wyciągnął rękę. Przyznał się z pewnym zażenowaniem do udziału w rozwalaniu baseniku i wyraził coś w rodzaju skruchy-przeprosin. Wiele opowiadał o minionym okresie alkoholowych libacji. Większość z nich kończyła się awanturą, a jedna z ostatnich mogła doprowadzić do dramatu. W trakcie jej trwania, Rafał, choć wykazywał już problemy z zachowaniem równowagi, nieustannie zarzucał żonie, używając w zasadzie jednego słowa, że pieprzy się z jego kolegą. Mary, po którejś "kurwie", wpadła w szał. Gdy jej sierpowy nie wywarł na małżonku odpowiedniego wrażenia, złapała za siekierę leżącą w garażu. Do wymierzonego już ciosu nie doszło dzięki refleksowi Boszka, powalającego, w ostatniej chwili, desperatkę na ziemię.

Mary namówiła małżonka do przeprowadzki, motywując konieczność zmiany brakiem oddzielnego pomieszczenia dla jej córki, mającej pójść do pierwszej klasy. Rafał, już całkowicie uzależniony od alkoholu, chcąc nie chcąc urealnił kolejną zachciankę swojej żony. Od dnia, w którym zakochana para zniknęła z naszego pola widzenia, pójście do garażu po samochód stało się monotonne, a nawet zwyczajne.

Później, sporadycznie, w trakcie zakupów lub na ulicy, spotykaliśmy ich, zawsze wywołujących sensację głośną sprzeczką. Nasi znajomi, mieszkający w ich pobliżu, donieśli po pewnym czasie, że Mary poznała jakiegoś bauera, a Rafał nadal pije na umór i chce się rozwieść.
Kolejne spotkanie dawnego Casanovy było już rzeczą żenującą. Różnił się od menela z pod dworca jedynie tym, że nie cuchnął.

Po dwóch latach będąc na zakupach w Aldi'ku usłyszałem za plecami niepewny głos:

- Cześć! Jak leci? – Nie rozpoznawałem pulchnej kobiety, o smutnej twarzy z podkrążonymi oczami.
- Dzień dobry – odpowiedziałem, nadal nie kojarząc z kim mam do czynienia.
- Tak się zmieniłam? – Wyciągnęła rękę w geście powitania, a drugą dyskretnie wytarła spływającą po policzku łzę.

Alina, widząc mnie rozmawiającego z obcą osobą, szybko podeszła.

- Witaj, Ewo. – Cholera, moja żona nigdy nie miała problemu z rozpoznaniem twarzy.
- Ale ten czas leci - kolokwialnie zdołałem wydusić z siebie.

Po wymienieniu paru uprzejmych uśmiechów udałem zainteresowanie jakąś techniczną nowinką i pożegnałem się.

Spoza oddalonego regału ukradkiem obserwowałem kobiety podekscytowane spotkaniem.
Nie potrafiłem uspokoić dziwnych emocji. Po krótkiej chwili doszedłem do wniosku, że Ewy nie widziałem co najmniej dziesięć lat i odżyły dawne, miłe wspomnienia.

- Wiesz, ona znowu przyjechała do Rafała – szeptem zaczęła opowiadać Alina, stojąc w kolejce przed kasą.
- Długo nie pobędzie – odpowiedziałem sceptycznie.
- Nie! Jest już pół roku, mówi, że cudem wyciągnęła go z delirium, ale sama jest wykończona.

Nie mogłem uwierzyć. Prawdę powiedziawszy byłem przygotowany, że w niedługim czasie przeczytam klepsydrę informującą: "Zginął śmiercią tragiczną" – czyli wybudzanie pacjenta z alkoholowego zatrucia nie zostało zakończone powodzeniem.

Czy ogarnęła mnie radość? Nie... gdyż myślałem o Ewie. Takie niesamowite poświęcenie! Tyle razy ją wykiwał. Wyjeżdżała płacząc, wciąż czekając na kolejne wezwanie. Całe życie cierpiąc, wierzyła. Niepojęty ogrom uczucia i... beznadziejność.
Zmusiłem umysł do pozytywnego myślenia. Może tym razem, ostatnim prawdopodobnie, zostanie.

***

Tłok przed VMarktem, wyzwolony świątecznym szaleństwem, utrudniał popychanie wózka wypełnionego zakupami w stronę samochodu.

- Wykupicie cały towar! Innym zabraknie... – Usłyszałem radosną zaczepkę.

Rozpoznałem głos Rafała, gdy jednak odwróciłem głowę, zatkało mnie. Ubrany był w świeżutki dżinsowy garniturek, a kiedyś bujną czuprynę przykrywała fantazyjnie założona baseballówka.

- Cześć. Masz fajną fryzurę i zmieniłeś kolor włosów – zauważyła Alina.
- Muszę dostosować się do nowej sytuacji – odpowiedział wesoło, z odcieniem bufonady.
- A gdzie Ewę zgubiłeś?
- Ewa? Nie, teraz mam Niemkę. Fajna babka, młoda wdówka. Mieszkamy niedaleko. Trzeba zorganizować jakieś spotkanie...


Znowu się zmienił – westchnęła Alina, gdy po krótkiej wymianie zdań ruszyliśmy w stronę samochodu, żegnani jak przed laty, pełnym optymizmu uśmiechem Rafała.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
wyrrostek · dnia 04.03.2010 08:40 · Czytań: 1265 · Średnia ocena: 5 · Komentarzy: 2
Komentarze
Usunięty dnia 05.03.2010 21:55 Ocena: Świetne!
I już się cieszę, że jest wreszcie coś bardzo normalnego i z ciepłem pisane.
wyrrostek dnia 06.03.2010 15:10
I też cieszę się, że znowu jesteś przy moim tekście z pozytywnym odczuciem.
Pozdrawiam.:)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
27/03/2024 22:12
Serdeczne dzięki, Pliszko! Czasem pisząc, nie musiałem… »
pliszka
27/03/2024 20:55
Kaz, w niektórych Twoich tekstach widziałam więcej turpizmu… »
Noescritura
25/03/2024 21:21
@valeria, dziękuję, miły komentarz :) »
Zdzislaw
24/03/2024 21:51
Drystian Szpil - to i mnie fajnie... ups! (zbyt… »
Drystian Szpil
24/03/2024 21:40
Cudny kawałek poezji, ciekawie mieszasz elokwentną formę… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:18
@Optymilian - tak. »
Optymilian
24/03/2024 21:15
@Zdzisławie, dopytam dla pewności, czy ten fragment jest… »
Zdzislaw
24/03/2024 21:00
Optymilian - nie musisz wierzyć, ale to są moje wspomnienia… »
Optymilian
24/03/2024 13:46
Wiem, że nie powinienem się odnosić do komentarzy, tylko do… »
Kazjuno
24/03/2024 12:38
Tu masz Zdzisław świętą rację. Szczególnie zgadzam się z… »
Zdzislaw
24/03/2024 11:03
Kazjuno, Darcon - jak widać, każdy z nas ma swoje… »
Kazjuno
24/03/2024 08:46
Tylko raz miałem do czynienia z duchem. Opisałem tę przygodę… »
Zbigniew Szczypek
23/03/2024 20:57
Roninie Świetne opowiadanie, chociaż nie od początku. Bo… »
Marek Adam Grabowski
23/03/2024 17:48
Opowiadanie bardzo ciekawe i dobrze napisane.… »
Darcon
23/03/2024 17:10
To dobry wynik, Zdzisławie, gratuluję. :) Wiele… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
  • Slavek
  • 22/03/2024 19:46
  • Cześć. Chciałbym dodać zdjęcie tylko nie wiem co wpisać w "Nazwa"(nick czy nazwę fotografii?) i "Album" tu mam wątpliwości bo wyskakują mi nazwy albumów, które mam wrażenie, że mają swoich właścicieli
  • TakaJedna
  • 13/03/2024 23:41
  • To ja dziękuję Darconowi też za dobre słowo
  • Darcon
  • 12/03/2024 19:15
  • Dzisiaj wpadło w prozie kilka nowych tytułów. Wszystkie na górną półkę. Można mieć różne gusta i lubić inne gatunki, ale nie sposób nie docenić ich dobrego poziomu literackiego. Zachęcam do lektury.
  • Zbigniew Szczypek
  • 06/03/2024 00:06
  • OK! Ważne, że zaczęłaś i tej "krwi" nie zmyjesz już z rąk, nie da Ci spać - ja to wiem, jak Lady M.
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty