-Au dessus des vieux volcans, glissant des ailes sous les tapis du vent, voyage voyage, eternellement... - Marian wsłuchiwał się w dzwonek swojej komórki, zanim w końcu leniwie odebrał. Był zmęczony po całonocnej akcji i jedyne, na co miał ochotę, to spać i spać. Kiedy jednak usłyszał w słuchawce głos siostry, natychmiast otrzeźwiał.
-Marian, proszę, pomóż mi, on mnie zabije... - bezładne słowa, przerywane szybkim oddechem, poderwały go na równe nogi.
-Netka, co się dzieje, gdzie jesteś?! - wrzasnął do słuchawki, zdając sobie sprawę, że jego panika zdecydowanie jej nie pomoże.
-Nad Wisłą dw... - połączenie zostało zerwane i zapadła głucha cisza.
Marian kilka długich sekund stał nieruchomo. Potem, wcale o tym nie myśląc, wykręcił numer biura. Służbowy głos Bartka był jak uosobienie spokoju.
-Marian, to ty?
-Sprawdź ostatnie połączenie na mój telefon, adres, mieszkańcy, wszystko. Jest tam gdzieś Anka?
Ania Mazur, jego partnerka, zawsze była straszną służbistką i wiedział, że niemal na pewno ślęczy już w komendzie.
-Wyszła na chwilę, zaraz wróci. Podesłać po ciebie wóz?
-Sam przyjadę. Powiedz jej, żeby na mnie czekała. I umów mnie ze Starym.
-Coś się stało? - odważył się w końcu zapytać Bartek. Marian znieruchomiał. Co tak właściwie się stało?
-Jeszcze nie wiem - rzucił i wyłączył telefon.
Kiedy podjechał pod komendę, Ania stała oparta o mur i popijała kawę z automatu. W czarnej bluzie była jeszcze bledsza niż zwykle.
-Marian, co się stało?
-Nie wiem. Dzwoniła do mnie Aneta, mówiła, że ktoś chce ją zabić, że muszę jej pomóc...
-Skąd? - Anka stanęła na wysokości zadania i nie dopytywała o resztę, już gotowa do działania.
-Nie wiem dokładnie, Bartek mi to sprawdzi. Jedziesz ze mną?
-Tak, ale najpierw pogadaj ze Starym. On cię za to nie ozłoci, chciał nas przydzielić do sprawy Jurkowskiego.
-Trudno - Marian już pędził schodami do biura przełożonego.
-Jesteś pewien, że to nie żaden głupi żart? - Stary, alias Krzysztof Godejski, zakręcił pióro i sięgnął po telefon.
-Jak możesz?
-Dzieciakom różne myśli chodzą po głowie. Ale oczywiście musimy to sprawdzić tak czy inaczej. Skąd dzwoniła?
-Ulica Nad Wisłą dwadzieścia siedem. Dom Chrzanowskich, małżeństwo, dwoje dzieci. Stary uznany adwokat, matka obecnie nie pracuje. Córka, siedemnaście lat, uczennica liceum. Syn, lat dwadzieścia, niby coś tam studiuje, ale na uczelni nie są z niego zadowoleni. Co jest?
Stary wyraźnie pobladł. Było to o tyle dziwniejsze, że zazwyczaj doskonale nad sobą panował. Co go mogło tak przestraszyć?
-Marian, lepiej tam nie jedź.
-O co chodzi?
-Sławomir Chrzanowski i jego syn, Patryk, mają powiązania z grupą Mocnego i jakąś podmiejską mafią. Ten Patryk podobno też diluje, ale zamknąć go nie mogliśmy. Jeżeli Aneta naprawdę tam była i, nie daj Boże coś odkryła, już jej nie...
-Przestań! - krzyknął naderwanym głosem Marian. -Nie mów mi tego. Muszę tam jechać.
-Okay. Od Kaśki weź nakaz przeszukania... i powodzenia.
Marian wyleciał z gabinetu jak z procy, żeby tylko szef nie zobaczył jego twarzy. Anka wyszła za nim cicho jak duch, nie patrząc wcale na partnera.
-Chodź, jedziemy.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 23.12.2007 20:54 · Czytań: 1015 · Średnia ocena: 3 · Komentarzy: 11
Inne artykuły tego autora: