Dominika i Ireneusz – zgodnie z obowiązującą nomenklaturą – byli singlami. I nic w tym nie byłoby dziwnego (napięcie rośnie, a dramaturgia wzrasta), ale jeszcze, możnaby rzec: na domiar złego (ale to nie pasuje) byli kochankami (to też nie jest szczególnie zaskakujące, bowiem w dzisiejszych czasach już nic nie jest zaskakujące). Spotykali się w celach przygodowo-seksualnych raz na czas, powiedzmy raz na trzy tygodnie i w zupełności im wystarczało. (Z seksem na co dzień tabloidy celowo przesadzają, ponieważ nie ma nic zabawniejszego niż, gdy dziennikarz z kompleksami wpędza czytelników w kompleksy).
I wszystko byłoby cudownie, gdyby Irek nie stracił pracy (a w szczególności, gdyby nie wyrzucono go z pracy pod zarzutami mobbingu starszych koleżanek oraz molestowania młodszych kolegów). Oczywiście Irek do końca konsekwentnie wypierał się wszystkiego, ale widać nawet ta stara i sprawdzona strategia pada w obecnej, pozbawionej wszelkich wartości rzeczywistości (smutne, ale wieszać się nie będziemy z tego powodu... jeszcze). Na odchodne szef, bo to był ludzki człowiek, poradził Irkowi, by w następnej pracy raczej molestował starsze koleżanki, a mobbingował młodszych kolegów, gdyż takie podejście przynosi więcej korzyści. Nie wiedzieć czemu Irek lekko się wzdrygnął. (Kto wie? Może komar go dziabnął, albo inne latające robactwo? Tego nie wiemy i musimy z tym żyć.)
Irek obrażony na cały świat począł szukać nowej roboty. Mimo wszystko nie jest to proste i łatwe zadanie.
Po dwóch tygodniach wypadł termin spotkania z kochanką.
Dominika wykazała zrozumienie i empatię właściwą:
- A to świnie przebrzydłe! Durnie takie i owakie. Moczymordy! Złodzieje! Pijaki! Malwersanci! Oszuści! I jeszcze raz, pijaki! Jak oni mogli!? Tak skrzywdzić kochanego, mojego cudownego Ireczka?
- Właśnie – Irek przyznał rację partnerce. - Może się napijmy? – zaproponował, a właściwie to napełnił szklanki.
- I sernik też zjedzmy. Najlepszy na smutki - dodała.
Po konsumpcji trunków, deserów oraz ciał, Irkowi zaświtało rozwiązanie.
- Domisiaku, może byś mnie wkręciła do twojej firmy?
Na Dominikę padł blady strach, dlatego zjadła dwa kawałki (tym razem) makowca i rzekła:
- Ireczku, kochanie, nie ma sprawy, ale... W mojej firmie w ramach badań lekarskich przed zatrudnieniem, wykonuje się skanowanie mózgu za pomocą magnetycznego rezonansu jądrowego.
- Jestem zdrowy, jak tur.
Dominika zawahała się, czy nie powiedzieć, że tur wyginął. Jednak postanowiła nie psuć intymnego nastroju. Poza tym istniało pewne prawdopodobieństwo, że Irek mógłby odpowiedzieć, że przecież tury żyją. Wtedy ona by stwierdziła, że to są tylko imitacje, sztucznie odtworzone, że więcej tam zwykłej krowy niż tura. I awantura gotowa.
Dominika nigdy by w tak haniebny sposób nie potraktowała swojego kochanka. Przecież od jego samopoczucia, pewności siebie, odwagi, a wręcz animuszu, jakże wiele zależy.
Jednak perspektywa wspólnej pracy, również jej się nie uśmiechała. To byłaby śmierć ich kochankowstwa (chociaż takiego słowa nie ma w SJP tudzież SPJ; narrator ostatnio poznał znaczenie tego tajemniczego skrótu i dlatego pragnie, aby również czytelnik podręczył się nad jego odszyfrowaniem).
Dominika musiała opanować sytuację i to w warunkach podwyższonego ryzyka.
- Iruś, w czasie tego badania czyta się czyjeś myśli.
- Eeee, tam – wzruszył ramionami.
- Naprawdę – powiedziała, żeby uwiarygodnić znaczenie swoich słów. – Myśli to aktywność neuronów. Pobudzone komórki nerwowe jakby iskrzą tworząc pewien kod, który komputer przetwarza na słowa. Mało tego. Kiedy ktoś kłamie uaktywnia się więcej komórek. Zużywa się więcej energii. W każdym razie pracodawca będzie wiedział, co myślisz i kiedy kłamiesz.
- Zużywa się więcej energii? – zdziwił się Ireneusz.
- A czym wytłumaczysz, że jesteś taki szczupły, chociaż na równi ze mną objadasz się sernikiem? – Ugryzła się w język. „Przeholowałam” – pomyślała.
- Jakbyś tyle nie jadła, to zapewniam, że byłabyś piękna jak modelka.
- Ufff – westchnęła Dominika. - „Kolejny raz mi się upiekło” – pomyślała. – Tak masz rację, kochanie. Ale twoje ciasta są takie pyszne, że nie można im się oprzeć.
- Wiem. Wszędzie muszę się opędzać przed babami, bo wszystkie chcą jeść mój sernik – poskarżył się Irek.
- Biedaczku. – Dominika czułe ucałowała kochanka.
- Kiedy załatwisz mi pracę?
- Daj spokój! – Dominika krzyknęła z irytacją. – Czy ty nie rozumiesz, że wszystkie twoje łgarstwa wyjdą na jaw? - Spodziewała się, że teraz jej kochanek spasuje, zrezygnuje z marzeń o posadzie w SZAMBOTEX-ie.
- Eeee tam – żachnął się Ireneusz. - Nic takiego nie zrobiłem, czego statystyczny człowiek nie robi. Mogę iść na ten rezonans. A stare myśli też czyta?
- Nie wiem dokładnie. Podobnież zawsze zostaje jakiś ślad pamięciowy. No, nie wiem, a nie chcę kłamać.
Dominika nie bardzo wiedziała, jak powinna dalej postąpić, dlatego wybrała opcję „delikatne zniechęcanie”.
- Praca w SZAMBOTEX-ie jest bardzo nudna, a przy tym brudna i śmierdząca. – W celu zwiększenia wiarygodności mówiąc imitowała mimikę przedwymiotną. - Nie tylko siedzi się za biurkiem, ale często trzeba jeździć szambowozem, pobierać próbki szamba, rozmawiać z szambonurkami. Jesteś zbyt wspaniały, żeby pakować się w takie gówno.
***
Po kolejnych trzech tygodniach, Irek nadal nie miał pracy.
W trakcie pomiędzyseksualnym zaczął dosadniej naciskać Dominikę, żeby załatwiła mu stanowisko w SZAMBOTEX-ie.
Zdesperowana i przyciśnięta kobieta wrzasnęła:
- Iruś, Bóg mi świadkiem, że tego nie chciałam! Jesteś świetnym kochankiem, ale...
- Ale co?
- Nie możemy razem pracować. Podważysz moją pozycję w firmie. Te twoje obleśno-spoufałe słownictwo o dupach, cyckach, dziwkach i pedałach. Ja kochanków traktuję z pobłażaniem. Wszystko puszczam tak zwaną żabą, czyli płazem. Natomiast współpracowników traktuję z dystansem i żądam od nich należnego mi szacunku. Każdy może zostać kolegą z pracy, byle nie kochanek. Przycisnąłeś mnie do muru. Wybacz brutalną szczerość. Nie pomogę ci w załatwieniu pracy w SZAMBOTEX-ie, a wręcz zrobię wszystko żeby ciebie tam nie zatrudnili.
- Ty, suko! – zdenerwował się bezrobotny Ireneusz.
- No widzisz, sam sobie wystawiasz świadectwo – skwitowała Dominika.
***
Mimo nielojalności kochanki (zdrady w sensie nie dosłownym) Ireneusz złożył podanie o pracę do SZAMBOTEX-u, przeszedł obowiązkowe badania lekarskie, w tym magnetyczny rezonans jądrowy i został przyjęty na stanowisko... zastępcy dyrektora.
W siedzibie głównej SZAMBOTEX-u, na korytarzu, Ireneusz zobaczył Dominikę obładowaną kanistrem wypełnionym ściekami.
- I co teraz powiesz? Nie wstyd ci? Bez żadnych koneksji zostałem przyjęty – pochwalił się.
- Słyszałam, na stanowisko dyrektora. – Co, jak co, ale jeszcze nie wymyślono szybszej metody przekazywania informacji niż plotka. - Możesz mi powiedzieć, jak to możliwe?
- Wieczorem. Teraz nie mam czasu.
***
Wieczorem po odbyciu przygód, czyli po konsumpcji trunków, serników oraz ciał, Irek wyznał:
- Badanie myśli, to świetny pomysł. Sam naczelny gratulował mi pomysłów, do których pewnie bym się krępował przyznać. Okazało się, że z naczelnym nadajemy na tych samych falach. I jakbyś chciała wiedzieć, te „dupy, suki i cycki” mu się bardzo podobały. Nawet nie wiesz, jak mi gratulował. Tak się ze mną spoufalił, jak z najlepszym kumplem. Pokazał mi nawet swoje rezonansowe odczyty.
- I co było w jego skanach mózgu? – spytała siląc się, by nie zdradzić brzmieniem głosu, jak szalenie jest zainteresowana.
- Tajemnica firmowa.
- Przestań się zgrywać.- Dominika upomniała kochanka o zaspokojenie rozbudzonej potrzeby ciekawości.
- Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, że jestem twoim szefem.
- Żeby taki burak, jak ty został wice szefem SZAMBOTEX-u? Żeby naczelny okazał się podobny do ciebie? Czyli drugi burak? To mi się w głowie nie mieści.
- Jak tylko mi doniosą, że w firmie wspominasz coś o buractwie, to zostaniesz zwolniona. Z resztą już jesteś zagrożona.
- A niby dlaczego? – zirytowała się.
- Naczelnemu spodobał się mój pomysł, aby wszystkie panie po trzydziestce zastąpić młodszymi. W końcu praca w SZAMBOTEX-ie nie wymaga wielkiej filozofii, a wszystkim będzie przyjemniej. Drugim moim genialnym pomysłem jest czasowa sterylizacja pracownic. Czasowa w sensie do czasu póki będą pracować w naszej firmie, czyli do trzydziestki.
- Niesamowite – powiedziała poruszona w głębi serca.
- A jakie ten pomysł przyniesie korzyści – kontynuował Ireneusz. - Dlaczego firma ma tracić na urlopach macierzyńskich, na zwolnieniach lekarskich z powodu ciąży, na chorobach dzieci? No po co, pytam? A dziewczyny, czyli koleżanki z pracy, też niech trochę swobodniej pożyją dopóki są młode i ładne. Po trzydziestce zostaną zwolnione i wtedy mogą się rozmnażać ile wlezie, albo szukać zatrudnienia u frajerów.
- I takie pomysły wyszły z twoich skanów? Iruś, nie spodziewałam się tego po tobie – stwierdziła Dominika ze łzami w oczach.
- Podałem tylko przykłady. Naczelnemu podoba się także wiele innych – uśmiechnął się z dumą.
- Nie opowiadaj mi nawet. – Po zjedzeniu czterech kawałków sernika dodała: - Właściwie dlaczego ze mną się spotykasz?
- W tym momencie dokładnie o tym samym pomyślałem. Umiesz czytać w myślach.