Święta, święta i po świętach - Theros
Proza » Humoreska » Święta, święta i po świętach
A A A
19 grudnia.

Jaki dźwięk wydaje spadający na chodnik płatek śniegu? Twierdzę, że jest to po prostu ciche pyknięcie, niemal niedosłyszalne. Inni twierdzą, że taki cudowny płatek nie wydaje żadnego dźwięku. Zapewne mrówki, skryte głęboko pod ziemią, słyszą to jako wielkie "trachu". Tutaj we wiosce niedaleko Rovaniemi śnieg zalegał gęsto i każdy jego płatek zdawał się komponować z innym tworząc swoistą rozmowę. Świerki pokryte grubym płaszczem szadzi wynosiły się pojedynczo na ponurych wzgórzach. Niekiedy widać było samotnie stojącą chatkę czy...trupa leżącego w śniegu. Tak. Najczęściej są to trupy ludzi, których oceny z geografii były niższe niż dostateczne. Kiedy informatorka biura turystycznego proponuje Wam wycieczkę do Laponii, warto wiedzieć, że nie warto pakować w walizkę dwóch hawajskich koszul i krótkich spodenek.

*

Święty Mikołaj rozkoszował się tytoniem nafaszerowanym do swojej mahoniowej fajki. Podziwiał zapach, nadto podziwiał smak, lecz nieszczególnie lubił swoje pożółkłe zęby i niezbyt pachnący oddech. Wstał i poprawił portki, które mimo szczerych chęci babci Lesley, zawsze spadały, takie jest życie. A ta w pocie czoła je poprawiała i przymierzała, zaszywała i skracała, rozdrabniała i powiększała. Waga Mikołaja raczej nie jest stała, zależy od wielu czynników. Jednym z nich była ilość zjedzonych przez niego cynamonowych ciasteczek z pobliskiej cukierni. Śnieżyca szalała za starym oknem, które już z lekka skrzypiało. Nasz Święty ułożył krótkie nogi na skórzanej, bordowej pufie i włączył telewizor. Nie dlatego, że chciał coś obejrzeć, lecz z przyzwyczajenia. Tutaj telewizja nigdy nie odbierała ze względu na warunki pogodowe. Klimat przed świętami wydawał się zawsze taki sielankowy - tym razem miało się to zmienić, albowiem drzwi od chatki Mikołaja otworzyły się cichutko a do środka wtargnął Wiatr. Ta antropomorficzna personifikacja rzeczy prostej była chamskim gburem. Zawsze oszukiwał w karty i ogólnie niezbyt miły był z niego typ. Tym razem wpadł bez pukania. A pal to diabli! Czy on kiedykolwiek puka do drzwi? Towarzyszyły mu dwie córki dziadka Mroza. Piękna Vladimira i nieco mniej piękna Vilma. Ich kształty były dość ekscentryczne bo nie były to...cóż...kształty. Było to coś niematerialnego, lecz mimo tej przeciwności Wiatr je obejmował. Odziany był w sztormowy smoking i halny melonik. One zaś ubrały czarne rękawiczki, wykwintne czarne suknie i koturny. Pytacie - "Skąd Mikołaj wiedział, że tam się znajdują skoro nie byli materialni?". Nie ma na to jasnej odpowiedzi. Święci po prostu widzą rzeczy, których my nie widzimy. Ten krótki moment ciszy przerwał szum Wiatru:

- Witaj Mikołaju - zabrzmiał ospały głos gościa. Wszystko w około chwilowo zamilkło.
- Witaj Wiatr - odpowiedział po chwili zadumy nasz święty - co Cię sprowadza do moich skromnych progów? - dokończył
- Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia. Wróć! To wcale nie jest propozycja. Zamierzam użyć na tobie perswazję, której nauczyłem się wczoraj. Reasumując, zamierzam Cie szantażować po prostacku. Chcę żebyś działał wedle mojej woli, a dzięki temu spełnił moje zachcianki. Mianowicie chodzi mi o to... - głos Wiatru przystanął.

Nastąpił trzask. Widać było tylko Mikołaja z rozdziawioną gębą usiłującą utrzymać fajkę, jak i dymek wylatujący z obszaru niedaleko krocza świętego. Colt nigdy nie zawodził. Od jego kul padł stary hochszatpler Bryza i jego dwunastu kompanów, a także Pan Słonko. Kula poleciała wprost między guziki smokingu Wiatru. Mikołaj nie mógł chybić. To nie było możliwe. Na wszelaki wypadek doprawił kulą w niematerialne nogi personifikacji wiatru. Święty przystanął umysłowo w zadumie. Uśmiechnął się demonicznie, zadowolony, że jednego pacana na tym świecie mniej. Tymczasem Wiatr buchnął z garderoby.

- Mikołaju. Naiwnyś. Skleroza dotyka. Pamiętasz jak Cie uczyli, że niematerialność ignoruje kule? Nie? Tylko silny pocisk z bazooki czy wyrzutni granatów jest w stanie mnie zabić. Tak więc dla Ciebie jestem prawie, że niezniszczalny. Szkoda. - zakończył i wydał z siebie dźwięk, który rzucał na myśl głośne pstryknięcie. Vladimira i Vilma jak na zawołanie wyjęły dwa pistolety maszynowe Tommy Gun w wersji M1921. Santa Klaus w pozytywnym odruchu wypluł fajkę z ust i uniósł swoje tłuste ramiona do góry. Wiatr kontynuował szorstko - Składam Ci propozycję. Wróć! Rozkazuję Ci zlikwidować Ducha Świąt - po wychuchaniu tych słów nastąpiła cisza. Aż w uszach dzwoniło - masz na to czas do Bożego Narodzenia - kontynuował - Pomogą Ci w tym moje ślicznotki. Przedstawiam Ci Vladimirę i Vilmę. Natomiast jeśli zadania nie wykonasz to spotka Cie kara. Jaka? Nie chcesz wiedzieć.

Witar zniknął.

*

Tymczasem w lodowym pałacu, nieco przypominającym ten z kreskówki o Tabaludze, siedział rozłożony na tronie Duch Świąt. On z kolei był osobą materialną, aż nazbyt. Był chudy jak tyczka, a zarazem gruby jak słoń. Był inteligenty jak geniusz, lecz był też głupi jak but. Był wahaniem wszystkiego na świecie. Jego głowę zdobiła lodowa korona, a jego futro lśniło pośród lodowego, ponurego klimatu. Wnętrze jego wykwintnego pałacu zdobiły lampy płonące magicznym, niebieskim płomieniem, skrzynie usiane złotem rozmaitem, ściany pozłacane artefaktami, posrebrzane ramami ekscentrycznych obrazów. Cała ta twierdza dzieliła się na kilkadziesiąt mniejszych lub większych pomieszczeń. Były pomieszczenia przeznaczone dla dzieci, były też takie przeznaczone dla dorosłych. Były miejsce strategów, sala obrad, jedenaście jadalń i jedna toaleta. A wszędzie panował przenikliwy chłód, który niekiedy potrafił przyćmić majestat Ducha Świąt. Strateg Joachim i szpieg Baldoży ślęczeli nad mapą wyłożoną na stole przed tronem króla i władcy - Ducha Świąt.

- No i chcą mnie zabić? - zapytał ze znudzeniem Pan - Rozumiem.
- Chodzi o to, że chcą, ale przez niechcenie - oświadczył Szpieg Baldoży.
- Obawiam się, że niezbyt rozumiem - kontynuował dialog Władca - Byłbym wdzięczny gdybyście mi mogli po krótce...
- Tak jest panie, tak jest - rozbrzmiał donośny, szybki głos stratega - Święty Mikołaj może okazać się zamachowcem pod przymusem niejakiego Wiatru. Może okazać się uzbrojony - aż złapał zadyszkę strateg.

Duch Świąt przytaknął i dał się pochłonąć myślom. Przez chwile nie był nic oprócz Teraz. Gdy Szpieg postanowił zagadnąć

- Panie! Zdołaliśmy oszacować, że zostanie Pan brutalnie zamordowany w nocy z dwudziestego trzeciego na dwudziestego czwartego grudnia - wydedukował Joachim
- Rozumiem. Jak mogę się uchronić? - zapytał wyrwany z zadumy Pan i Władca.
- Polecam rozstawić elfich snajperów w punktach strategicznych, które pozwoliłem sobie zaznaczyć na mapie. Tak jest Panie, tak jest! - ponownie rozbrzmiał jak gdyby ktoś dął w róg, głos Joachima - pozwoliłoby to na skuteczną obronę cytadeli a jednocześnie na zniszczenie wroga z dogodnej pozycji.
- Po krótce snajper... - usiłował zapytać Duch wykonując złożoną gestykulację - jakoś mi się zapomniało, wiecie miewam takie chwile...
- Snajper - wykwalifikowana jednostka wojskowa, która w odróżnieniu od strzelca wyborowego ma za zadanie wystrzelać jednostki nieprzyjaciela używając jak najmniejszej liczby kul. Tak jest Panie, tak jest! - wyrecytował z pamięci regułkę strateg Joachim
- Rozumiem, rozumiem. A więc przygotujcie mnie tak, jak uważacie za stosowne. Tymczasem osunę się w głęboki sen. - rzekł Duch i jak powiedział tak zrobił -osunął się w głęboki sen.
- Tak jest panie, tak jest!

*

Zdesperowany Mikołaj patrzył się w bezkres nicości, która jak płachta otoczyła jego myśli. Ogień w kominku powoli dogasał. Vilma i Vladimira ślęczały nad nim i wpatrywały się w niego z niecierpliwością. Los platał niekiedy takie figle naszemu świętemu, ale to już przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Po co ma zabijać Ducha Świąt? To spowoduje, że straci swoją posadę i nikt nie będzie już chciał dostawiać prezentów. Przez chwile wydało mi się to całkiem przychylne, bo lubił leniuchować na swojej skórzanej kanapie, ale zaraz porzucił tą myśl.

- A jednak to nie był sen? Rozumiem. To kara od Losu. Swoją drogą, nigdy nie lubiłem jego twarzy. Jakoś tak się na mnie dziwnie patrzył - spostrzegł dwie dziewczyny nad nim stojące. Vilma stukała palcem w policzek przejawiając swoją niecierpliwość. Chatka była dość przytulna i idealnie wpasowywała się w świąteczny klimat. Wyglądała tak jak sobie wyobrażacie chatkę Świętego Mikołaja. Stały sobie niedaleko, w zagrodzie zresztą, dwa renifery a niedaleko między dwoma świerkami błysnęła toaleta. Tu i tam leżały folie od prezentów a na dywaniku przed wejściem widniał napis "Wesołych Świąt". Wnętrze pachniało cynamonem, spoconym Mikołajem i ciężkimi perfumami córek dziadka Mroza. Przyjemny dla ucha głos Vladimiry zdawał się wypełnić chatę

- Zbieraj się i idziemy. Droga do pałacu Ducha Świąt jest daleka. Zajmie nam... - nagle zamilkła, jakby zastanawiając się nad doborem słów.
- Dojście do pałacu zajmie nam jakiś miesiąc, może dwa jeśli nie znajdziemy transportu... - ciągnęła Vilma. Kiedy nagle ta też zamilkła, a Vladimira ocknęła się z zadumy.
- A jeśli nie znajdziemy transportu, prawdopodobnie wcale tam nie dojdziemy, ponieważ albo zgubimy się w zamieci, albo rozjedzie nas zaprząg reniferów - zakończyła w ten sposób całą to epicką opowieść
Vladimira. Mikołaj pod przymusem bliźniaczych Thomsonów ubrał się skwapliwie. Pyknął parę razy z fajki i pożegnał się z normalnością. Ucałował ukochane kapcie, zatrzymał zegar z kukułką, wychędożył wszystkie kubki i ruszył przed chatę. Pyknął jeszcze parę razy z fajki, wysypał resztkę tytoniu, a tego miał jeszcze trochę za pazuchą. Mahoniowy artefakt w postaci fajki rzucił niedbale to kieszeni swojego kubraku i czekał na dziewczyny. Naszła go myśl ucieczki, jak to oglądał w pewnym filmidle u kuzyna. Lecz lata już nie te a i wagi trochę przybyło - poklepał się po brzuchu i westchnął. Vladimira i Velma wyszyły po chwili. Odziane były w wykwintne futra, rękawiczki, szaliczki i inne niepotrzebne dodatki. Było już dość późne południe, płatki śniegu wówczas spadały z nieba bezustannie, jak zawsze o tej porze roku, a świerki nadal pokryte szadzią, zdawały się jakby przesunąć.

*

W mieście panował wspaniały lecz chaotyczny nastrój. Wszyscy kupowali prezenty przygotowując się do dnia Bożego Narodzenia. Sklep Gotarda Mullera nie był zbytnio zalegany. Bo czy ktoś kiedykolwiek kupuje broń palną pod choinkę w prezencie? Tak - Gotard prowadził sklep z bronią i to nie od dziś. Miał u siebie różne strzelby, pistolety, karabiny snajperskie, wyrzutnie rakiet a i chodzą słuchy, że czołg na zapleczu trzyma. Gruba warstwa śniegu od czasu do czasu spadała z dachu z łoskotem. Znudzony Gotard przejrzał już wszystkie dzisiejsze gazety zaczął się powoli nudzić. Ułożył dolne kończyny na stole, za firaną, tak aby nikt nie zauważył, oparł się wygodnie o krzesło i zapadł w drzemkę. Ta z kolei trwała i trwała. Nikt jej nie zakłócał i było nieziemsko przyjemnie. Muzyka rozbrzmiewała w starym gramofonie, najprawdopodobniej był to Elvis, ale nigdy nic nie wiadomo. W pewnym momencie huk rozległ się niesamowity, w pewnym momencie to środka wtargnął odziany w grubą, skórzaną kurtkę nieznajomy? Co on tu do diabła robi, kiedy wszędzie trwają przygotowania do świąt? Mężczyzna, który wkroczył do małego sklepiku Gotarda nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Ba! Nie wyglądał nawet na kogoś kto ma pokojowe zamiary.
Gotówka poleciała prędko. Rozłożysta górka banknotów pojawiła się na biurku sklepikarza Mullera. A ten wnet zaniemówił z wrażenia. Pokaźna ilość różnokolorwych banknotów przekroczyła jego najśmielsze oczekiwania, patrzył jednak podejrzliwie na nieznajomego i po wymacał kolbę swojej dubeltówki, która leżała pod biurkiem. Ot tak na wszelki wypadek. Pieniądze tak leżały, Gotard tak siedział, przybysz tak stał gdy nagle rozległ się jego głos.

- Potrzebuję jedenastu SWD Dragunow i RPG-7, jeśli to nie problem - głos ten pokrył całe pomieszczenie w którym znajdował się sklep.
Muller zastanowił się chwile wybudziwszy ze zdumienia i odrzekł - Mamy parę RPG-7 po ostatnim zamachu terrorysytcznym Al-Kaidy. Jeśli się nie mylę Dragunowów również nam trochę zostało i również po nieudanym zamachu terrorystycznym na naszego prezydenta. Jednak nie jestem pewien czy mam ich aż jedenaście. Zobaczę co da się zrobić - zakończył sklepikarz i ruszył na zaplecze.

Pozłacany Obrzyn dosyć ładnie prezentował się na wystawie. Korzystając z nieuwagi Gotarda, nieznajomy włożył go za pazuchę i sięgnął również po paczkę naboi leżących niedaleko. Uważał, że może sobie je przywłaszczyć ze względu iż zapłacił i tak za dużo gotówki. A zresztą, po co takiemu sprzedawcy był on potrzebny?
Gotard wrócił niewiele potem. Niósł w rękach wielki wór z ekwipunkiem dla klienta. Zapłatę schował do szuflady i rzekł jeszcze tylko do przybysza

- Jeśli by szanowny Pan mógł, proszę nie chwalić się tym mieszczanom. Niezbyt przyjacielsko reagują na broń palną.

Strateg Joachim w odpowiedzi wydał tylko ponury pomruk. Słońce zaczynało już powoli zachodzić.

*

Śnieg spadał gęsto z nieba i było go tak dużo, że czasami wydawało się, że padał od dołu. Odśnieżarki nie mogły odśnieżać ze względu na zbyt wielką ilość śniegu. Paradoksalne lecz prawdziwe. Bank Simo Umhy cieszył się sporą ilością klientów. Było tu parno, gorąco jak w kotle, a wokół unosił się smród potu. Stał on sobie przy ulicy Baronów, niedaleko domu starego Hayhi. Akurat w tym momencie Gotard Muller, facet który prowadził sklepik z bronią stał w dość sporej kolejce, aby wpłacić pokaźną ilość świeżej gotówki którą dostał za spore zamówienie w którego skład wchodziło kilkanaście Dragunowów i RPG-7. Zadowolony jak nigdy podszedł do bankierki.

- Czterdzieści sześć tysięcy dziewięćset. Głównie w setkach. Proszę przeliczyć i włożyć do mojego depozytu na nazwiska Muller - rzekł emanujący radością sklepikarz.
Kasjerka przytaknęła patrząc na stosik pieniędzy równiutko ułożony na ladzie. Wzięła słuchawkę od telefonu i wypowiedziała parę słów, które nie miały zbytniego znaczenia. W pierwszej chwili Gotard pomyślał, że to nowe procedury. Parę minut później, gdy funkcjonariusz Kyhna rzucił go na ziemię i przyłożył Colta do głowy porzucił tą myśl. Był zamotany, nie wiedział co się dzieje. Tłum wpatrywał się w niego wyłupiastymi oczyma. Parność był jeszcze bardziej parniejsza niż przed chwilą. Coś dziwnego wisiał w powietrzu i wcale nie była ta mucha Garina.

*

- Czy zdaje sobie Pan sprawę z popełnionego przestępstwa, panie Muller? - zapytała sędzina obrzucając Gotarda podejrzliwym okiem.
Pokręcił przecząco głową.
- A więc zostaje Pan skazany na piętnaście lat więzienia na fałszerstwo i wręczanie fałszywych pieniędzy, które w przyszłości miały służyć celom niezgodnym z prawem.

Tymczasem znany nam dobrze Wiatr wpadł na pewien plan i zdecydował się pomóc Mikołajowi w jego zleceniu. Święta były takie...obrzydliwe.

*

Strateg Joachim wracał drogą powrotną do Lodowego Pałacu Ducha Świąt kiedy go zobaczył. Ubrany był w melonik i smoking a do tego wyglądał dziwnie niematerialnie. Ot stał sobie i dotykał pień pojedynczo wyrastającej sosny. Co Wy byście zrobili gdybyście zobaczyli dziwnie podejrzanego faceta, który dotyka pień sosny? Ja najprawdopodobniej bym go zastrzelił. Zawsze byłem ciut za bardzo podejrzliwy. Natomiast on kałasznikowa wyjął błyskawicznie, prawie, że niezauważalnie. Odwrócił się do sługi Ducha Świąt - Joachima i zaczął do niego szyć pociskami. Kule świstały nad uszami, koło biodra. Swoją drogą - ciekawe czy przyjęcie na głowę pocisku od karabinu automatycznego kałasznikowa boli. Jest to po prostu nic czy jest nieznośnym bólem? Wykorzystując prawdopodobny zez zbieżny napastnika, strateg wyjął wyrzutnie rakiet RPG-7. Naładował ciężkim pociskiem i czekał. Czekał na ten moment, to pyknięcie, ten dźwięk oddający brak amunicji. Stuknęła. Joachim jak gdyby w spowolnionym tempie wystrzelił w "zabójce". Pocisk trafił centralnie. Wbrew Waszym oczekiwaniom nie było krwi czy latających w powietrzu kończyn. Leżał na śniegu tylko melonik i smoking.
Jakże nastrojowo wygląda lezący na śniegu melonik. Gdyby tylko ktoś umiał to pięknie namalować, nazajutrz miałbym wille z basenem i Astona DB9.

*

Mikołaj zawodził ciągnięty przez siostry. Nie chciał zabijać Ducha świąt, nie chciał być biedakiem i żebrakiem. Płakał. Gdyby tylko mógł jakoś zmierzyć się z tym hochsztaplerem Wiatrem. Gniew go rozsadzał, a Lodowy Pałac zbliżał się nieubłaganie. Aż kiedy weszli po długiej tułaczce na pewne wzgórze zobaczyli go. Rozciągał się on na całą dolinę i był niewyobrażalnie wielki. Wyobraźcie sobie rzecz, której nie możecie sobie wyobrazić. Dokładnie taki był pałac Ducha Świąt.
Rozpościerał się dalej i dalej, na góry, wzgórza, depresje. Wydawało się, że nawet pod ziemią ma jakąś komnatę.
Zaprząg reniferów, który ciągnął dwie siostry i Mikołaja, który był w nad wyraz patowej sytuacji, zatrzymał się parę kilometrów przed główną bramą. Mikołaja wciąż rozpaczał kiedy Vilma wręczyła mu dwa ciężkie karabiny maszynowe.

- Nie róbmy tego. To samo zło. Was też zaszantażował. Nie idźcie tą drogą... - zaczął Mikołaj. Po chwili, kiedy wydawało się, że dziewczyny się nawrócą, dostał otwartą ręką w policzek. I znów płakał, a łzy zamieniały się w sople lodu.
- Wchodzimy do pałacu, nie powinien być strzeżony o tej porze, ubezpieczamy Cie. Jeśli Ducha nie będzie w jednej z dziesięciu jadalni to znaczy, że śpi w jedenastej. Wpadasz i strzelasz na oślep. Na pewno trafisz. Jeśli się postrzelisz, potkniesz i Duch zadźga Cie nożem to nie martw się. I tak nic nie stracisz. Będziemy Cie ubezpieczać. Skuter śnieżny podstawimy przed oknem od wschodu. Tylko nie zapomnij, aby wziąć jego głowę. Wiatr Ci nie uwierzy, że go zabiłeś bez tego cennego trufeum.
Mikołaj padł twarzą w histerii na żółty śnieg, a jedna z dziewczyn bezlitośnie kontynuowała:

- Masz dwadzieścia minut. Jeśli się nie uwiniesz, to Wiatr się tobą zajmie, żmijo - po wypowiedzeniu tych słów, obie odjechały skuterem pod ogromny, lodowy zamek.

Przyszły zabójca Ducha Świąt i nasz dzielny bohater założył sobie przez ramię karabiny maszynowe, a wówczas śnieg bezlitośnie padał. Padał również kiedy stał już przed wrotami i zdjął ower karabiny ze zmęczonego tułowia. Chwycił je i z rykiem na ustach, we wściekłej wewnętrznej agonii wyważył niczym taran drzwi. Darł się w niebo głosy, co chwilę wyważając jakieś drzwi. Pięćdziesiąte drzwi wydały mu się trochę irytujące, były to te od ostatniej kuchni. Przepustka do życia bandziora. "Niechaj to diabeł pochłonie" powiedział sobie w myślach Mikołaj i wykopał ostatnie drzwi. Niczego niespodziewający się Duch Świąt już tam oczekiwał, w obstawie sześciu elfich snajperów z Dragunowami i strategiem Joachimem, ten zaś w spokoju palił fajkę. W powietrzu unosił się zapach potu, smrodu i Mikołaja. Strateg, uśmiechnął się:

- Jeszcze pięciu snajperów jedenastej dywizji antyterrorystycznej czeka na dachu. Każdy Twój ruch może okazać się ostatnim. Panie, będziemy Cię bronić po wsze czasy. Tak jest Panie, tak jest! - zgasił fajkę i podniósł z ziemi wielgachnego CKM'a.
- Nie zabije Was jeśli mnie uratujecie przed Wiatrem - odrzekł Mikołaj robiąc minę podobną do tej, jaką widział na filmidle o Clincie Eastwoodzie u kuzyna. Brakowało tu jeszcze słomy i zapachu końskiego gnoju.

Jeśli mówimy sobie prawdę to wypadałoby rzec, że Mikołaj miał już mokro w starych, czerwonych portkach. Ostatnio wypowiedziane przez niego słowa były nieudaną, jak widać, próbą zastraszenia.

Świecznik powoli dogasał. Kominek powoli dogasał. Świat powoli dogasał dla tej chwili. Mikołaj rzucił się za jedno z krzeseł jadalni, otwierając ogień. Kule przeszywały wszystko co było w tej chwili obecne, prócz ludzi, Ducha i elfów. Kawałki pieczonego indyka latały w tą i w tamtą tworząc swoistą mgłę wojny. Elficcy snajperzy otworzyli ogień z Dragunowów. Strzały niemal odbijały się od potężnego, dębowego krzesła za którym ukrył się Mikołaj, który tymczasem wystrzelił zza niego niczym rakieta i powalił jedną serią dwa świeczniki. Zaciężni snajperzy szyli niecelnie, bynajmniej w stronę przeciwnika. Duch uniósł się z krzesła i wyjął swój pozłacany rewolwer Colta, którego pociski po chwili zmierzały w stronę wyznaczoną przez przyrządy celownicze. W tej chwili Mikołaj kręcił przeróżne piruety i nie miał nawet czasu na przerwanie ognia. Dwie kule z jego karabinu maszynowego dosięgnęły dwóch snajperów. Pierwszy zginął od bezlitosnego strzału w krok, zaś następnemu pocisk zmiażdżył twarz. Póki co, Santa Klaus też nie obył się bez poważnych uszkodzeń. Piętnaście kul z CKM'u Joachima roztrzaskało mu ucho, które po chwili opadło cichutko na ziemie. Wir bitwy nie zatrzymywał się, oprócz tego, że padło trzech elfów to jeszcze i Mikołaj w zad zarobił.
Duch Świąt zaczął uciekać tylnym wyjściem, to znaczy "zaczął", ale nigdzie nie uciekł bo w kuchni nie było tylnych drzwi tylko stare, skrzypiące okno.
Joachim i Mikołaj wymieniali się kulami w dzielnych unikach, a jeden pozostały elf postanowił się zastrzelić. Wiecie...takie są elfy. Krew się lała i bryzgała, kiedy Pan i Władca wyrzucił swoje Colta i zaczął otwierać okno, wydający przy tym irytujące dźwięki...i wyskoczył, tchórz.
Nasz bohater został sam na sam z żądnym krwi strategiem, któremu wbrew pozorom nie kończyły się zapasy amunicji. Za to Mikołajowi, wręcz przeciwnie. Wyrzucił zbędne karabiny i rzucił się do ataku z pięściami w żelaznych rękawicach. Pierwszy sierpowy trafił w lewy policzek, hak w podbródek. Następnym prawy trafił w policzek prawy. Zgładzony tą ilością niewyobrażalnie mocnych ciosów, Joachim padł jak długi. Dostawca prezentów ujął w dłoń ciężki karabin maszynowy swojego przeciwnika i patrząc na jego, umierające już co prawda, oczy zaczął przeszywać jego ciało ołowiem. Czerwona posoka lała się ze stratega tak, jak na filmach Tarantino.
"Pyk!"
I już się lała, bowiem skończyła się amunicja. Rozwścieczony Mikołaj, ugryzł zostawione na dębowy stole udko soczystego kurczaka i ruszył w pogoń za Duchem Świąt. Ten uciekał, a Dostawca Prezentów w ślad za nim.
Dziewczyny czekały na skuterze śnieżnym, odbijając sobie rękami Głowę Ducha.
- Wpadł prosto pod nasze karabiny, trochę Cie wyręczyłyśmy, ale to koniec. Zostawiamy Ci skuter, bierz ten kapuściany łeb swój i jego i jedź do Wiatru. On zapewne Cie oczekuje - uśmiechnęły się jakby na znak i zniknęły. Kluczki od skutera zostały w stacyjce więc Mikołaj, nie krępując się jechał już na ulicę Wietrzną, a u jego boku spoczywało głowa z lekkim wąsikiem. Była to głowa Ducha Świąt.

*

Chodzą słuchy, że w tym roku nie będzie prezentów. Podobno Mikołaj popełnił samobójstwo kiedy dowiedział się od żony Wiatru, że jej mąż został brutalnie zamordowany przez niejakiego Joachima, nadwornego stratega Ducha Świąt, niewiele po odwiedzinach owego pana Wiatru u ów Mikołaja. Było to 20 grudnia.
Wyrok za morderstwo na Duchu Świąt padł również niewiele po tym i również na Mikołaja, ten się załamał, jąkał coś w stylu "Ta głowa była niepotrzebna, co ja zrobiłem!".
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Theros · dnia 11.03.2010 08:47 · Czytań: 565 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora:
  • Brak
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
Darcon
11/04/2024 19:05
Hej, Apolonio. Fragment, który opublikowałaś jest dobrze… »
gitesik
10/04/2024 18:38
przeczytać tego wiersza i pozostawić bez komentarza. Bardzo… »
gitesik
10/04/2024 18:32
Trochę ironiczny wydźwięk ma ten tekst, jak na mój gust to… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:26
Najnowszy:kononsuchodolski