Organy magiczne – bajka terapeutyczna - tulipanowka
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Organy magiczne – bajka terapeutyczna
A A A
Pianka urodziła się jako wiedźma, co oznacza, że potrafiła czarować. Zazwyczaj w tym miejscu jest opis bohaterki, ale z przykrością (tak się mówi – och, te konwenanse, nawet narratorom wychodzą bokiem) wyznam, że zostanie pominięty. Nie wynika to, z mojego narratorskiego lenistwa, o nie!, tylko z tego względu, że wiedźmy są jakby kosmitami zmiennokształtnymi. Potrafią przybrać dowolną postać – chociaż najczęściej, z próżności i potrzeby dobrego samopoczucia, przybierają postaci pięknych kobiet. Potem machina się nakręca – skoro większość jest piękna to i ta pozostała mniejszość nie chce czuć się gorsza, brzydsza. Oczywiście są wyjątki, jak w każdej regule ... (Damy sobie jednak spokój z dalszymi filozoficznymi dywagacjami, bo większość będzie znudzona. A w państwie demokratycznym większość ma rację!).

Ojciec Pianki był wspaniałym, dobrym, mądrym czarodziejem, dlatego by zaspokoić kaprys córki wyczarował dla niej trzy magiczne kamienie: zielony szmaragd, czerwony rubin oraz niebieski szafir. Mała czarodziejka była zachwycona pięknem szlachetnych kamieni i często się nimi bawiła. Nie korzystała z mocy klejnotów, ponieważ posiadała własne talenty czarodziejskie.
Kiedy miała piętnaście lat na jednej z galaktycznych wojen zginął jej ukochany ojciec. To był straszliwy cios. Z rozpaczy oraz potrzeby umartwienia schowała drogocenne kamienie do dziupli drzewa znajdującego się w głębi bagnistej puszczy.

Bezsensowne, głupie wojny. Największa bzdura we wszechświecie, że przemocą można ostatecznie rozwiązać jakiekolwiek spory. Niestety nawet w magicznych światach bywają durnowaci magowie, dla których władza nad innymi jest wartością samą w sobie i za wszelką cenę.

Pianka była świetną czarodziejką, naprawdę miała niezwykły dar m.in. w wymyślaniu nowych niezwykłych napojów. W związku z tym mając lat dwadzieścia została przyjęta do elitarnego Centrum Magicznych Wywarów. Była nieziemsko szczęśliwa, bo rzadko się zdarzało, by zaszczyt ten spotkał osobę w jej wieku. Smaczek uwagi jest także w tym, że była pierwszą wiedźmą przyjętą do Centrum (przez wieki w skład grupy wchodzili wyłącznie męscy osobnicy).
Niestety błyskotliwość sukcesów rodzi wprost proporcjonalnie wrogów (obojga płci). Nikt nie lubi konkurencji, a jeszcze bardziej takiej, która na sukces nie zapracowała ciężką praca i wyrzeczeniami, albo chociaż wiekiem, albo brakiem urody. Zawistni, zazdrośni starzy czarodzieje zaproponowali wielkiemu, złemu magowi intratny układ. Zadaniem czarnoksiężnika o imieniu Żabot było znalezienie sposobu, by skompromitować Piankę lub też wykazać, że nie jest najlepszą wiedźmą. Wszystkie chwyty dozwolone, a regułą jest brak reguł – takie były warunki tego zbrodniczego paktu.

Żabot był lubianym czarnoksiężnikiem, najprawdopodobniej dlatego że dużo gadał i zawsze był wesoły. Najwidoczniej sympatię otoczenia zdobywa się plotkami i dobrym humorem. Bez znaczenia było, że Żabota cechowała wyrafinowana podłość i całkowity brak zasad moralnych. Dla niego kradzieże, oszustwa i morderstwa stanowiły chleb powszedni. Współpracowników w czarnej magii traktował również surowo. Każde błędne wykonanie rozkazów karał fizycznym uszkodzeniem ciała np. spaleniem palca.
Mimo łajdackiego charakteru trzeba przyznać, że posiadał nadzwyczajne czarodziejskie talenty. W tym przypadku szczególnie ujawnił się dar przenikania do wszystkich pomieszczeń, pomimo zamknięcia drzwi zaklęciami, czy też klątwami. Nie można się było go pozbyć, kiedy tego nie chciał. Żabot dręczył Piankę swoją obecnością. Zmieniała miejsca zamieszkania tysiące razy, zupełnie bezskutecznie. On wszędzie się objawiał się z uśmiechem na twarzy. Podłe zlecenie szybko zmieniło się w sadystyczną fascynację – czarnoksiężnik zakochał się (oczywiście na swój przytłaczający sposób).
Jeżeli nie można zmienić rzeczywistości, to trzeba ją zaakceptować. Tak myślą ofiary (w pewnym sensie, większym lub mniejszym wszyscy jesteśmy ofiarami losu). Tym sposobem stali się parą. Żabot był złym czarodziejem i dlatego, mimo przeróżnych magiczno-fantastycznych przygód i prezentów, Pianka nigdy go nie pokochała. Była z nim, bo nie widziała innego wyjścia. Jednak cały czas próbowała się uwolnić z jarzma niewoli. Kiedy nie pomogły prośby, tłumaczenia, groźby, postanowiła stać się nudną, zwyczajną kobietą (przestała używać magii).
Wtedy Żabot postanowił zamienić Piankę w brylantowy posąg i sprzedać (do interesów miał też smykałkę).
Przestraszyła się nie na żarty, bo wiedziała że jej tyran jest do tego zdolny. Skomplikowana sytuacja, ale po wyważeniu wszystkich za i przeciw zdecydowała się udawać miłość.
Zaszła w ciążę. Wtedy stwierdziła, że musi wycisnąć z siebie wszystkie moce i zawalczyć o wolność nie tylko swoją, ale i maleństwa. Nie chodziło tutaj o taki zwyczajny pojedynek między czarodziejami – w stylu jeden wali kulą ognia, na co drugi podmuchem huraganu, czy coś w tym stylu. Wyrafinowanie strategii polegało na zniechęcaniu od środka. Nie wprost (bo to byłoby zbyt oczywiste) Pianka zasugerowała czarodziejowi, że kogo innego kocha i że kochanek jest ojcem dziecka.

Złośliwy komentator może powiedzieć, że takie strategie są idiotyczne. Być może, ale skuteczne. A co byś ekspercie lepszego zaproponował? Acha na obronę wiedźmy dodam, że nie miała sensu ewentualna skarga do Zespołu Najwyższych Mędrców. W skład zespołu wchodzili mędrcy powiązani układami i zależnościami z Żabotem (skąd my to znamy? niestety nawet magiczne światy nie są idealne i sprawiedliwe).

W zaistniałych okolicznościach Piankę wydalono z Centrum Magicznych Wywarów. Ponadto Żabot rzucił na wiedźmę straszliwy czar. Dziecko w jej łonie zamienił w pisklę sowy śnieżnej.
W każdym nieszczęściu można znaleźć nutki pozytywne. W tym przypadku chodzi o to, że sowy śnieżne są najśliczniejszymi sowami – takie bialutkie mizie mizie. To nie jest kpina – po prostu dziecko mogło być zamienione choćby w obślizgłego, pryszczatego trolla błotnego.

Sukcesem w tym przypadku było pozbycie permanentnej obecności nikczemnego czarnoksiężnika. Chociaż cały czas czuła, że ją obserwuje (do tej pory boi się własnego cienia). Pianka znalazła się w trudnej sytuacji, gdyż nawet w bajkowym świecie urodzenie sowy zamiast dziecka było strasznym wstydem. Przez zemstę Żabota straciła intratną posadę w Centrum. Nikomu nie ma co tłumaczyć oczywistości, że nikt nie chciał mieć do czynienia z wiedźmą przeklętą. Z ewentualnym zatrudnieniem było podobnie. Najgorszy był fakt, że zaczęła tracić moc, dlatego coraz ciężej było jej żyć.
Za wolność wyboru płaci się wysoką cenę. Zapewniam jednak, że brak wolności jest jeszcze gorszą alternatywą.

Poród sowy zamiast dziecka jest traumatycznym przeżyciem. Pisklę bez litości dziobało wnętrzności wiedźmy, wyszarpywało fragmenty ciała. Ból był ogromny, ale strach jeszcze gorszy. Pianka wpadła w dziwny stan trzęsawki. Lękała się, żeby nikt nie skrzywdził przeklętego pisklęcia. Czarodziejska niebieska wiewiórka przyniosła jej ciepły obłok do przykrycia, gdyż sądziła że przyczyną dreszczy był chłód (ten szczegół jest istotny tylko w kontekście, ażeby częstować orzeszkami wiewiórki, bo to miłe, sympatyczne stworzonka).
Pisklę rozszarpało ciało czarownicy i wydostało się na świat zewnętrzny. Piance zrobiło się ciemno przed oczami i tracąc przytomność poczuła, że zamaskowany czarownik usuwa jej organy czarodziejskiej mocy. Potem już tylko była ciemność.

Po tygodniu ocknęła się leżąc w kałuży krwi i strzępów mięśni, a do jej piersi tuliło się pisklę. Leżała na polanie zapomnienia, z dala od szamańskich siedzib, bez magicznych mocy. Najprawdopodobniej pozostawiając ją samą w takim miejscu komuś zależało, żeby umarła. Próbowała wstać – nie mogła – coś stało się z jej kręgosłupem (czyżby mi go połamano – pomyślała). Ciało całkiem zmasakrowane, okrwawione, uszkodzony kręgosłup, brak mocy, samotność, pohańbienie – gdyby nie pisklę potrzebujące opieki, z pewnością, by umarła.

Przychodzą w życiu takie chwile kiedy się umiera i umarłoby się na pewno, gdyby nie świadomość, że bez nas ktoś inny zginie.

Zaparła się w sobie i wróciła do życia. Znalazła opustoszałą grotę w głębi bagnistej puszczy i tam zamieszkała z pisklęciem. Ze względu na kręgosłup poruszała się na czworakach przez pół roku. Potem niemoc przeszła i zaczęła chodzić w pozycji wyprostowanej.

Ból fizyczny to jedna sprawa. Wbrew pozorom, często łatwiej go wyleczyć niż skazę na umyśle. Natrętne myśli są prawdziwym kłopotem.

Pianka straciła poczucie tożsamości. Nie mam organów czarodziejskiej mocy – myślała. Kim jestem? Czy jestem niepełnowartościową wiedźmą? Czy w ogóle jestem wiedźmą? A jeżeli nie jestem wiedźmą – to kim jestem? To takie przykre. Nie mogę się utożsamiać z czarowniczym towarzystwem. Kiedy poznam czarownika on wcześniej, czy później odkryje, że nie mam magii. A każdy z nich oczekuje od wiedźm posiadania organów mocy. Straszne i upokarzające. Najbezpieczniej mi będzie żyć samotnie z ukochaną sową. Nie mam zamiaru się nikomu zwierzać, a potem obserwować jak w słowach się nade mną lituje, a ciałem zmyka, gdzie pieprz rośnie.

***
Minęło dziesięć lat ...
W tym czasie coś tam się działo, ale nic istotnego w kontekście bajki terapeutycznej.

Zupełnie przypadkowo Pianka dostała białego gołąbka od nieznanego jej wcześniej czarownika Klajstra. Wzruszyła się cudownym, nieoczekiwanym darem i posłała mu wróbla. Nie wyczarowała go, bo przecież nie miała mocy – po prostu schwytała pierwszego lepszego wróbla, co siedział w pobliżu i dał się złapać. Zapewnie mało kto doceni jej wyczyn, ale ptaszka wcale nie było tak łatwo upolować (zasadniczo łatwiej się wyczarowuje niż chwyta żywe stworzenia, o ile oczywiście posiada się czarodziejskie zdolności).
Kolejnego dnia pod próg przykicał rozkoszny biały króliczek. Był przeuroczy, więc Pianka wzięła go na ręce i pocałowała – po chwili króliczek wyparował. Klajster wysyłał prześliczne białe kurczątka, białe szczeniaczki, białe kociątka, białe niedźwiadki i wszystkie tym podobne bielutkie słodziaki z czułymi wiadomościami. Zwierzaczki przychodziły do niej, by przed zniknięciem dać się pogłaskać i utulić. Początkowo zdawała sobie sprawę, że Klajster traktuje ją jak czarodziejkę, dlatego w taki sposób się popisuje. W miarę upływu czasu miękła coraz bardziej. Te wszystkie słodziutkie miziaczki, a każdy z liścikiem „spotkajmy się, lecz pod warunkiem: wszystko, albo nic”. Zaczęła wierzyć, że jest jednak wiedźmą i że czarodziejowi się podoba.

Ekspert zapewnie powie, że skoro nie jest wiedźmą to powinna wiedzieć, że i tak nie ma szans u prawdziwego czarownika.

A ja tutaj wyskoczę z naukową wiedzą (niech sobie eksperci nie myślą, że mają do czynienia z durnowatym narratorem). Miłość zabija samokrytycyzm, co pokazują nawet skany mózgu, które wykonywane były u zakochanych. Widać na nich silne pobudzenie obszarów związanych z emocjami, przy jednoczesnym sporym zmniejszeniu aktywności kory przedczołowej, odpowiedzialnej za racjonalne, analityczne myślenie i wszelkie procesy intelektualne.

W tym momencie, droga słuchaczko bajki terapeutycznej, możesz rozgrzeszyć się z wszelkich głupot, które zrobiłaś lub powiedziałaś. Byłaś zakochana i przez to logiczne rozumowanie szwankowało. Pewnych rzeczy nie da się już odkręcić, ale przynajmniej wiesz, dlaczego zrobiłaś z siebie idiotkę (wyłączył się samokrytycyzm).

Najprawdopodobniej większość czytelników domyśla się, że Klajster był potężnym, wielkim czarodziejem, który dla rozrywki wyczarowywał żyjące maskotki. Miał ich tak dużo, że wysyłał je każdej czarodziejce i każdemu czarodziejowi. Po co to robił? Nie wiem, nie jestem wszechwiedzącym narratorem. Może sam nie wiedział, po co? Może dla sportu (w sensie treningu w czarodziejskim kunszcie)? Może lubił się popisywać? Może z nudów?
Nie ma sensu pytać samego wspaniałego czarownika. Pewnie odpowiedziałby coś, że szczęki by opadły z wrażenia. Otworzyłby snem pachnące powieki i kazał wspinać się po drabinie wspomnień, a na drogę podarowałby białego łabędzia.
Nie ma co się krygować w komplementacji – Klajster był najlepszym z najlepszych czarodziei, jaki kiedykolwiek żył w zaczarowanej krainie.
Gdyby Pianka wiedziała od początku z jak potężną postacią ma do czynienia – być może los potoczyłby się inaczej.

Właśnie bajka terapeutyczna tłumaczy, że mało prawdopodobna jest pełna wiedza o czarodziejach. Co można zrobić, by zabezpieczyć się przed ich urokiem? Nie wiem. Może – stłumić w sobie rozczulanie nad białymi misiami? Tyle, że potężny mag znajdzie inny czuły punkt i tam uderzy, jeżeli zechce.

Czarownik wielokrotnie zapraszał Piankę do swojego pałacu na szklanej górze, jednakże zawsze z adnotacją na pachnącym liściku „wszystko, albo nic”. Ten warunek był zbyt dosadny, dlatego Pianka zaproponowała niezobowiązujące spotkanie na zaklętym statku pływającym po bajkowym różowym jeziorze, w którym żyły cudownie śpiewające syreny. Klajster oburzył się na taką propozycję i wysłał kolejnego białego słonika, na którego białych uszkach srebrne czcionki układały się w napis „wszystko, albo nic”.
Tutaj przystanek dla czytelniczki – tego szalenie ważnego fragmentu historii czarodzieje nigdy nie pamiętają. Potem zeznają, że wiedźmy są nachalne i im się narzucają.

„Wszystko albo nic” jak mantra te słowa kołatały w głowie Pianki. Nie potrafiła czarować, ale przypomniała sobie o magicznych klejnotach. Wyciągnęła ze schowka w dziupli starego drzewa – drogocenny szmaragd – i pieszo wspięła się na szklaną górę.
Pałac Klajstra był straszliwie tajemniczy, z mnóstwem wyszukanych wież, balkonów, a elewację ozdabiały płaskorzeźby przedstawiające bajkowe stwory (najczęstszym motywem były smoki pożerające nastolatków). Nieśmiało weszła do pałacu. W środku na korytarzach stało wiele rzeźb, ale nie zwracała uwagi kogo przedstawiają. Skupiła się na odnalezieniu właściwej komnaty. Nacisnęła klamkę wielkich drzwi i przekroczyła próg.

Komnata była przestronna, bardzo długa. Jedną z dłuższych ścian stanowił witraż, który nic konkretnego nie przedstawiał. Wewnątrz komnaty stały cztery rzędy dziwnych długich stołów, a na każdym ze stołów stało po kilkanaście dużych magicznych kul.

Przez magiczne kule można obserwować przeszłość, przyszłość, a także dowiedzieć się, co dzieje się w innych zakątkach zaczarowanej krainy (wiadomo – ale wyjaśniam, bo to co jest dla jednych oczywistością, dla innych czarną magią i odwrotnie – a ja staram się być narratorem asertywnym).

W rogu komnaty stał stół o opływowym, fantazyjnym kształcie, przypominającym konary drzew. Na stole stała magiczna kula, która świeciła niebieskawo-srebrnym blaskiem. Wypływały z niej słodkie, melancholijne melodie przypominające muzykę poważną w wykonaniu słowików i kosów. Przy stole stał Klajster. Był bosko przystojny. Nad rozwianymi czarnymi włosami iskrzyła się tęczowa aureola. Ubrany był w czarne czarodziejskie spodnie i czerwoną koszulę zapiętą w połowie torsu. Ale największa magia kryła się w zaczarowanym głosie.

Kiedy jesteśmy zakochane ulegamy złudzeniu zwanemu „efektem aureoli”. Mężczyzna, olśniewając intelektem, wydaje się niesłychanie przystojny, nawet jeżeli wygląd wyraźnie temu zaprzecza. Jedna pozytywna cecha sprawia, że w nadmiernie przychylny sposób postrzegamy wszystkie inne. Efekt ten działa zarówno w odniesieniu do ukochanego, jak i całego świata. Dlatego zakochani potrafią dostrzec urok we wszystkim, choćby to była tylko sucha bułka z kiełbasą.
Była to kolejna wstawka naukowa, ażeby czytelniczka nie robiła sobie wyrzutów, że czyta same głupoty.

Porozmawiali sobie o tym i owym – tzw. zagajenie znajomości – gdzie kto mieszka, jaka pogoda, jaką magię się preferuje, czy posiada się rodzeństwo, tudzież w ilu gwiezdnych wojnach się uczestniczyło itp.
Powiedz proszę, co przyniosłaś mi w podarunku? – spytał po przebrnięciu przez wstępną kurtuazyjną dyskusję
Kamień magiczny
Jaki? – zaciekawił się
A jakie być mogą do wyboru? – spytała, ponieważ nie wiedziała w jakim kontekście została spytana, czy chodzi o kolor, kształt czy rodzaj kamienia szlachetnego
Mogą być w kształcie trójkąta, albo wąskiego prostopadłościanu ...
A o to chodzi! Mój kamień jest w normalnym tradycyjnym kształcie, o standardowym szlifie.
Chciałbym go zobaczyć.
Klajster przyklęknął przy Piance, z niecierpliwością oczekując na spotkanie „oko w oko” z magicznym kamieniem. Po chwilowej nerwowej szarpaninie wyciągnęła zza pazuchy szmaragd wielkości śliwki mirabelki.
Czy szmaragd jest na pewno magiczny? – zapytał
Oczywiście – odpowiedziała
Wydaje się jakby za duży. Ale wypróbuję jego magiczne właściwości.
Proszę bardzo, choćby teraz.

Klajster położył szmaragd na podłodze, a następnie zdecydowanie potarł dłonią. Zaczęło dziać się coś niesamowitego. Z kamienia zaczęła wydobywać się świetlista zielonkawa łuna. Po chwili całe pomieszczenie wypełniło się słodką mgiełką. Wystarczyło otworzyć usta, a słodycz sama wpływała do ciała. Znikły ściany, stoły, kule, cały materialny świat. Przestrzeń wirowała, a bohaterowie stali jakby w oku cyklonu. Przyjemnie zaczęło kręcić się w głowach, jakby upili się szmaragdową mgiełką - niesamowite uczucie.
Pianka była zaskoczona – nie wiedziała, że taka magia może kryć się w kamieniu, który leżał w zapomnieniu, nieużywany tyle lat.

Zamiast rozpaczać latami nad brakiem organów magicznych, powinna była korzystać z zaczarowanego kamienia. Trala la la. „Mądry Polak po szkodzie.” „Gdybym wiedział, że upadnę, to bym sobie usiadł”. /W tym momencie narrator popisuje się przed krytykantami znajomością ludowych powiedzonek/.

Widzę po tobie, że coś ukrywasz? - zagadnął czarodziej, kiedy opadła zielonkawa mgiełka
Nie mam w sobie magii. Ktoś podstępnie usunął mi magiczne organy, kiedy rodziłam sowę – przyznała się, gdyż wiedziała, że mag i tak już zobaczył jej przeszłość w magicznej kuli
Musisz być przeklętą wiedźmą, skoro zamiast dziecka urodziłaś sowę. Zrobiło się późno. Wyjdź z pałacu, przejdź przez zwodzony most i poczekaj na mnie po drugiej stronie fosy, tam gdzie żerują gigantyczne kolorowe gąsienice – rzekł Klajster
Boję się, czy mnie nie pożrą
Nie, gąsienice są oswojone. Jedynie trzeba uważać, by nie kłaść się na ich drodze. Są wielkie i ciężkie, zupełnie nieświadomie mogłyby rozdeptać.

Pianka poszła w miejsce wskazane przez czarodzieja. Jednak, gdy ujrzała gigantyczne gąsienice, ich długaśne cielska i ogromne paszcze przestraszyła się i uciekła do swojej groty. Nie miała w sobie magii – to był zbyt wielki kompleks – żeby mogła stanąć i czekać. Biegnąc myślała, że Klajster specjalnie powiedział o czekaniu w towarzystwie gigantycznych gąsienic, żeby ich się strwożyła i odeszła. Wtedy uniknąłby nieprzyjemnej dyskusji, że organy magiczne są obowiązkowym wyposażeniem wiedźmy.

Klajster już nigdy nie przysłał Piance białego słodziaka.
Mimo tego, nawet bez zaproszenia, chciała podarować mu jeszcze czarodziejski rubin albo niebieski szafir. Wspięła się ponownie na szklaną górę, ale pałacu nie było. Zniknął.
Tak skończyła się ta znajomość. Przykro, prawda? (ale to jest bajka terapeutyczna i nie mogę ani nad czytelniczką, ani bohaterką się rozczulać)

***
Zespół Najwyższych Mędrców wydał nakaz, że wszystkie wiedźmy, które urodziły sowy zobowiązane są zgłosić się do Najważniejszego Mędrca W Okolicy („Najważniejszy Mędrzec w okolicy” był to jeden z tytułów przyznawanych przez Zespół Najwyższych Mędrców). Oczywiście jak był nakaz, to i określona została sankcja dla ewentualnych wiedźm, które uchylałyby się od tego obowiązku. Co to było? Nie pamiętam, w każdym razie coś w rodzaju publicznego kamieniowania lub utopienia w rzece (jak zwykle).
Pianka bardzo się bała, bo spotkanie z Najważniejszym Mędrcem W Okolicy, nie wydawało się jej czymś przyjemnym. Poza tym miała wielkie poczucie sprawiedliwości i uważała, że niby dlaczego nakaz spotkania został ograniczony do czarownic, które urodziły sowy.
Cóż, dyskryminacja jest normą, również w fantastycznym świecie (ale oczywiście można mieć prywatne zdanie, choć polecam zbytnio się z nim nie afiszować, jeżeli lubi się tzw. „święty spokój”).

Pianka pod osłoną nocy (czuła się napiętnowana, dlatego w miarę możliwości chciała pozostać anonimowa) udała się do wielkiego zamku, gdzie mieszkał Najważniejszy Mędrzec W Okolicy. Uważała, że nie powinno się nikogo zmuszać do spotkań z mędrcem, ale perspektywa ewentualnego ukamieniowania była jeszcze gorsza.
Dobranoc, Najważniejszy Mędrcu W Okolicy. Jestem wiedźmą, która urodziła sowę i chciałabym umówić się na rozmowę, zgodnie z nakazem. Jeżeli, o mędrcu, byłoby to możliwe uniżenie proszę o spotkanie w tym momencie – powiedziała rumieniąc się ze swojej zbytniej śmiałości, w kontekście sugerowania Najważniejszy Mędrcu W Okolicy terminu spotkania.
Mmm, przyjmę cię za 42 minuty. Tylko pamiętaj nie wolno ci się spóźnić, bo później jestem zajęty – odpowiedział mędrzec.
Dobrze, dziękuję, na pewno będę.

Z jednej strony była szczęśliwa, że odwali przykry obowiązek już tej nocy, a z drugiej musiała poszwędać się po okolicy w nocy i cały czas pilnować czasu. Po głowie krążyły jej tysiące ewentualnych dialogów. Pewnie mędrzec będzie na niej wymuszał intymne opowieści, albo czepiał się, czy prawidłowo zajmuje się sową.
Przybiegła 2 minuty przed czasem, a mędrzec stał na progu i czekał. Tak była zdenerwowana, że tylko zdążyła zarzucić się myślą, że może źle odmierzyła czas.
Za mną – rozkazał mędrzec
Weszli do zamku mędrca i zaczęli krążyć ciemnymi korytarzami. Doszli do komnaty, w której było mnóstwo światła. Ruchem dłoni mędrzec zaprosił ją do wnętrza. Na środku jasnej, świetlistej komnacie stał stół oraz krzesła. Przy ścianach stały zamknięte szafy. Nie były zakurzone, co znaczyło, że często z nich korzystano (albo, że ktoś systematycznie sprzątał).
Jak sobie radzisz? – spytał bełkotliwie.
Proszę? – wiedźma nie wiedział w jakim kontekście pyta mędrzec.
Jak sobie radzisz? Powinienem cię zbić pasem, za to że beł beł beł (tak bełkotał, iż nie można go było zrozumieć). Pewnie byli tacy co radzili zabić sowę.
Nieee.
Na pewno byli życzliwi, co radzili, by zabić.
Tak – Pianka jeszcze raz spróbowała zgadnąć oczekiwaną odpowiedź.

Pianka zaczęła się denerwować, bo przy bełkocie źle słychać pytania, a znów spytać o powtórzenie pytania też niedobrze. Mógłby wtedy pomyśleć, że nie skupia się na tym, co się do niej mówi. Ratunku, muszę jakoś wytrzymać – pomyślała maksymalnie wytężając słuch.

Czy chodzisz na comiesięczne prelekcje?
Tak, oczywiście chodzę razem z sową. Chodzimy na wszystkie obowiązkowe i zalecane prelekcje. Wykazuję się wręcz nadgorliwością w tym względzie, aby nie zarzucono mi zaniedbań ...
Beł, beł, beł wiedźmom z sowami nie wolno mieszkać z czarodziejami beł beł beł, można się spotykać, bo to jest słabość beł beł ...
Ależ ja nie mieszkam z żadnym czarodziejem – z całą pewnością siebie odpowiedziała
Ja się ciebie nie pytam! Masz słuchać! – mędrzec odrzekł z podirytowaniem (najwidoczniej najbardziej lubił słuchać sam siebie) - beł beł beł beł

Pianka chciała zrozumieć, co mówi, ale niestety bełkotu nie potrafiła zrozumieć.
beł, beł, beł, czy chcesz pomocy? – spytał
Nie.
to znaczy, że świetnie sobie radzisz beł beł ...

Czy fakt, że ktoś nie chce pomocy od Najważniejszego Mędrca W Okolicy oznacza, że opływa w dostatki? – pomyślała. Jednak na wszelki wypadek lepiej nie wdawać się w dyskusje, żeby nie podpaść.
Mędrzec dokonał zapisów w kilku księgach, przybił pieczęcie.
Z godnie z moim życzeniem, tym razem odpuszczone ci będzie ukamieniowanie.

Pianka wyszła szczęśliwa z zamku. Po chwili nadleciała sowa śnieżna i usiadła jej na ramieniu.
Kochana sowo, dziękuję, że przyleciałaś. W nagrodę idziemy się zabawić.
Super, mam ochotę na różowe myszki ze skrzydełkami – odpowiedziała sowa.

W głowie Pianki dudnił bełkot mędrca. Pewnie o coś ważnego mu chodziło.
Zasadniczo mędrcy zawsze mówią tak, że nie wiadomo, o co chodzi, dlatego właśnie są mędrcami. Sedno mądrości tkwi właśnie w tym, ze zastanawiamy się, o co chodzi i od tego myślenia sami znajdujemy rozwiązanie w naszej prywatnej sprawie. Podsumowując mędrcy muszą mówić bełkotliwie i enigmatycznie, by sprowokować ludzi do szukania najlepszych rozstrzygnięć?

Pianka następnego dnia wybrała się na przechadzkę do Elfiego Lasu. Zatrzymała się przed roślinożerną rośliną przypominającą rosiczkę wielkości drzewa. Nakarmiła roślinę jajami gigantycznych gąsienic.
Przysięgam, że nigdy nie dawać czarodziejom magicznych kamieni - powiedziała w kierunku roślinożernej rośliny i rozpłakała się.

Ekspert powie, że postanowienie Pianki nie jest odkrywcze, bo już dziesięć lat temu do tego doszła. Przemądrzały autorytecie zawczasu ci odpowiem (co za los w dzisiejszych czasach mają narratorzy – ledwie cokolwiek napiszą, a już wyobraźnia podsuwa zdegustowane komentarze recenzentów; narratorzy też nie mają letko tzn. lekko). Wiedźmy po kilka razy mogą dochodzić do tego samego wniosku (zupełnie jak ludzie). I co z tego? Okoliczności i ślepy przypadek, czasem naiwna nadzieja sprawiają, że życie biegnie torami niezgodnymi z wytycznymi rozumu.





***

Celem bajki terapeutycznej „Organy magiczne” jest oswojenie wiedźm z faktem, że świat, w którym żyją, choć jest zaczarowany, magiczny wcale nie znaczy, że dobry, czy też szczęśliwy.
Opowiadanie polecane jest wiedźmom z pooperacyjnym kryzysem tożsamości, ewentualnie kompleksami na różnym tle.
Po lekturze powyższych zapisów wiedźma powinna uzmysłowić sobie, że niezależnie co zrobi zawsze będzie nieszczęśliwa, z definicji, bo jest wiedźmą. Jest to trudne do przełknięcia, ale jak to mówią eksperci – lepsza zła prawda, niż piękne kłamstwo.
Normalnie powiedziałabym „walić ekspertów”! Mimo małych szans wiedźmy szukajcie własnych dróg do szczęścia! Autorytety nie są nieomylne! Niestety tak powiedzieć nie mogę, ponieważ wiąże mnie formuła bajki terapeutycznej.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
tulipanowka · dnia 15.03.2010 09:47 · Czytań: 858 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty