Obudził się wyjątkowo wcześnie rano i nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok, przybierając coraz mniej wygodne pozycje. W końcu stracił cierpliwość. Usiadł na łóżku i przez chwilę powolnie przecierał zaropiałe oczy. Wyjął z szuflady czarne bokserki i skarpetki, nie śpiesząc się założył je na siebie. Poszedł do łazienki przemyć twarz chłodną wodą. Spojrzał w lustro; patrzył przez chwilę na swoje usta, uszy, nos, ociekające wodą poliki. Nienawidził tego wszystkiego.
Przetarł twarz ręcznikiem wiszącym na haczyku wbitym w ścianę. Wrócił do pokoju, założył ciemne dżinsy i brązowy t-shirt. Znów usiadł na łóżku, odkręcił butelkę z wodą, która stała pod ścianą i wziął kilka sporych łyków. Zakręcił butelkę i odstawił ją na miejsce.
Poszedł do kuchni - na stole leżała kartka z listą zakupów i trochę pieniędzy. Była 6:25, czyli sklepy już otwarte. Pieniądze schował do kieszeni, listę przeczytał kilka razy, żeby zapamiętać. Nie lubił czytać z kartki jak dzieciak, którego mamusia posyła na zakupy. Spojrzał przez okno - bladobłękitne niebo poprzecinane gdzieniegdzie białymi pasami obłoków zalewało horyzont. Miękkie światło porannego słońca otulało zimne, kamienne bloki, rzucając łagodne cienie pod nogi ludzi kręcących się w tylko im wiadomych celach. Właściwie to dwóch osób, tylko tyle zauważył.
Wyszedł z kuchni, założył białe, lekko zakurzone adidasy, kurtkę w kolorze zgniłej zieleni i wyszedł przez cicho skrzypiące drzwi, zamykając je na klucz. Schodząc starał się nie robić hałasu. Wszędzie panowała cisza, jakby za wszystkimi drzwiami nie było mieszkań wypełnionych ludźmi, ale martwe, betonowe ściany.
Na parterze zajrzał do pustej skrzynki na listy i wyszedł na dwór. Uderzył go chłodny podmuch i zapach, zapach wiosny, zapach świeżych liści, trawy, kwiatów wygrzebujących się z ziemi, zapach życia. Był nawet tu - wśród betonowych blokowisk, choć nie tak silny jak kiedyś. Nie tak silny jak wtedy, gdy z samego rana szedł z kolegami zrywać z drzew kwaśne jabłka, jak wtedy, gdy grali w piłkę na trawie jeszcze pokrytej rosą.
Ale to ten sam zapach.
Kojarzył mu się z przeszłością, jak mu się wydawało - szczęśliwszą.
Przystanął na chwilę, żeby zapiąć kurtkę i ruszył. Z góry dochodziły dźwięki śpiewających ptaków, które zazwyczaj w ciepłe dni zagłuszał krzyk dzieci. Idąc spojrzał na niebo - ciężko wyobrazić sobie piękniejszy widok. Bezkresny błękit i biel. Dwie niekształtne formy mieszające się ze sobą według własnego uznania, zupełnie nieokreślone w czasie i przestrzeni, żyjące własnym życiem, będące ponad problemami zwykłych, małych ludzi. Niebo.
Wszedł do sklepu. Niewielki spożywczak, jeden z kilku na osiedlu. Podszedł do lady powtarzając szybko w myślach co ma kupić. Z zaplecza wyszła młoda ekspedientka.
- Dzień dobry - powiedział, chociaż mógłby mówić do niej 'na ty' - poproszę chleb krojony.
Była średniego wzrostu, jakieś 165 centymetrów. Jej ciemne, długie włosy w delikatnym nieładzie opadały na ramiona.
- Coś jeszcze?
- Mleko w kartonie.
Patrzyła na niego przymrużonymi oczami. Wyglądała słodko taka zaspana.
Przyniosła mleko.
- Kilogram cukru.
Obróciła się tyłem, jej włosy lekko falowały w powietrzu. Przyglądał się kobiecej sylwetce - wąskiej talii, szerszym biodrom. Krągłe pośladki same przykuwały wzrok.
- Coś jeszcze?
Miękki uśmiech nie znikał z jej ust, ale nie wyglądał na wymuszony. Komponował się z resztą twarzy, która była najsympatyczniejszą i najbardziej niewinną twarzą świata.
- Biały ser.
Lekkim, nieśpiesznym krokiem podeszła do lodówki. Zwiewna bluzka opierała się o jej piersi. Przyniosła kostkę sera i położyła na ladzie. Miała małe, delikatne dłonie, paznokcie pomalowane ciemnoczerwonym lakierem. W innym świetle wyglądałby na czarny.
- Coś jeszcze?
Spokojny, nienachalny głos pieścił jego uszy. Zastanawiał się przez chwilę
- Kostkę masła... i białą czekoladę.
Była przepiękna.
- To wszystko?
- Tak.
- Piętnaście sześćdziesiąt.
Podał banknot dwudziestozłotowy i chował zakupy do reklamówki, obserwując jej dłonie wyjmujące drobne spod kasy fiskalnej.
- Dwa, cztery, dziesięć, dwadzieścia, czterdzieści. Proszę bardzo.
Wystawił rękę. Położyła na niej resztę i tylko musnęła końcami palców. Schował pieniądze do tylnej kieszeni.
- Dziękuję, do widzenia - postarał się odwzajemnić uśmiech.
- Do widzenia.
Wziął reklamówkę i wyszedł ze sklepu. Zobaczył starszego faceta przywiązującego psa do barierki obok wejścia. Pies zaszczekał na niego, ale uciszył się, kiedy dostał po tyłku od właściciela. Był to nieduży, jasnobrązowy kundelek o krótkiej sierści i sterczących uszach.
Przeszedł obojętnie obok.
Doszedł do klatki schodowej. Przed blokiem stała śmieciarka, opróżniając wielkie, blaszane kosze. Otworzył kluczem drzwi. Wewnątrz cały czas panowała ta sama cisza. Wszedł do domu. Schował zakupy do lodówki a czekoladę do szuflady w swoim pokoju. Zasłonił rolety i położył się na łóżku otoczony półmrokiem. Wiedział, że nie zaśnie. Chciał tylko zadręczyć się marzeniami.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Speak2Me · dnia 16.03.2010 08:13 · Czytań: 850 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 9
Inne artykuły tego autora: