Łowca snów - askurr
Proza » Długie Opowiadania » Łowca snów
A A A
Cały świat spowijała ciemność. Właściwie czerń można powiedzieć. Jedynie pośrodku tego wielkiego nic w szaleńczym tempie kręcił się wielokolorowy wir zmierzający ku dołowi. Lub górze. Kto to mógł wiedzieć. Pośród zróżnicowanych barw, od zieleni do ecru (tylko kobiety tak naprawdę wiedzą jak to się pisze i co to tak właściwie jest) poprzez czerwień i błękit paryski, unosiła się budowla podobna kształtem nieco do zamku. Tyle tylko, że zamki posiadają zazwyczaj dziedzińce, blanki, przybudówki, stajnię i kilka wież. A ten tutaj był zbudowany jedynie z wież zakończonych spiczastymi, idealnie komponującymi się z kremowymi (czy żółtymi?) ścianami, czerwonymi dachami. Wież takowych zliczyć od pięciu do trzydziestu nawet można. To zależy od zdolności matematycznych oraz bystrości oka obserwatora, gdyż zamek ten kręci się we wszystkie możliwe strony we wszystkich możliwych tempach i przyśpieszeniach. Jednak głównie posługuję się skubany przyśpieszeniem dośrodkowym, które wynika nie ze zmiany wartości przyśpieszenia a jego kierunku. Być może zamek ten posiada jakiś własny, niezwykle nieosiągalny dla zwykłego człowieka rozum, i chce swoją wiedzą zaprezentować swą wyższość nad przeciętnym obserwatorem, który nie jest w stanie wyliczyć wartości tego przyśpieszenia. Lub być może jego ruch odbywa się po okręgach (jest ich tak wiele, iż tworzą kulę) a ruch po okręgu ma wpisane przyśpieszenie dośrodkowe. Lecz niektórzy wielcy fizycy mogli by się sprzeczać z tym twierdzeniem, gdyż znają oni zapewne jakieś głębsze i bardziej niezrozumiałe wyjaśnienia na temat ruchu, i zasad fizyki z nim związanych, tego zamku. Jednak odsyłam ich w takim razie do starych licealnych zeszytów Mariki, która również jakimś niezwykłym zbiegiem wydarzeń znalazła się w tym zamku...

***
- Za kilka tygodni zaczynam studia a tu takie głupoty się śnią mi - powiedziała Marika odrywając zmętniały, poranny wzrok od płatków śniadaniowych - i coś mi się ze składnią rąbie.
- Dziecko drogie. Jak tak możesz mówić rąbie? - spytała starsza kobieta stojąca przy kuchence - Choć z drugiej strony k***a to nie było.
Dziewczynie zmętniałe oczka rozrosły się do rozmiarów piłek tenisowych
- Od kiedy ty tak ostro przeklinasz? I to z taką lekkością?
Kobieta odwróciła się w stronę Mariki. Na jej twarzy widać było w końcu nieukryte zmarszczki
- Nie tylko ty dziwnie śniłaś. Mi śniła się na przykład dzisiaj wojna. Druga światowa, mimo że nie mam z nią jakiegokolwiek powiązania. A i urodziłam się jakieś dwadzieścia lat po jej zakończeniu. Ale była taka realna. Taka brutalna i głośna. Straszna. A ci?
- Mój sen przy tym twoim to pikuś. Wiesz ten co ciągle od kilku dni. O tym wirze i zamku. I rycerzach dobrych i złych. Ten głupi
- Ze smokami i krasnalami - mama lekko się uśmiechnęła - też bym takie chciała. Ostatnio nic mi się nie śniło a dzisiaj proszę, mam dosyć snów na najbliższe hoho dni - urwała widząc "niemrawość śniadaniową" córki - a ty młoda damo nie miałaś iść do szkoły?
- Wakacje mamo. Trzy miesięczne wakacje przed studiami.

***
Mijały dni, tygodnie. Słońce przyjemnie świeciło, morze szumiało, mewy darły ryje. Marika lubiła swoje miasto. A na pewno niektóre jego zakątki. Lubiła główną ulice w centrum, lubiła chadzać po bulwarze, lubiła wiele ulic i miejsc, ale jak sama mówiła, nie jest to jej najwspanialsze i uwielbione miasto. Ponoć pomimo wieloletniej waśni pomiędzy jej miastem - młodym i rozwijającym się, a jego sąsiadem - miastem wiekowym i idącym wolno na przód, bardzo lubiła tego sąsiadującego molocha. Wielu ludzi to dziwiło, ale jakoś nikt jej tego specjalnie nie wypominał. Lubiła bardzo miasto leżące kilkaset (może mniej) miasto będące "piernikową" stolicą kraju. Lubiła jego (kraju się znaczy) dawną stolicę. Pokrótce lubiła miasta które były starsze od jej rodzinnej miejscowości, i dzięki tej wiekowości panowała w nich często magiczna atmosfera, która właśnie przyciągała dziewczynę.

***
- Ludzie są jacyś dziwni - mówiła Marika do swojego chłopaka - Byłam dzisiaj na bulwarze, tak wiesz rekreacyjnie. I nie zgadniesz co ludzie sobie mówili. Rozmawiali o braku snów. I to prawie wszyscy
- A takie to dziwne? - chłopak leżał na łóżku i gapił się w sufit - ostatnio wszyscy o tym gadają. Nikt nie śni i to wszystkich dziwi. Oraz szybkość rozprzestrzeniania się tej informacji. Nawet w gazetach pisali.
- Wiem wiem. Ale czemu ciągle o tym gadają tyle czasu? Przecież minęły długie tygodnie odkąd przestaliście śnić.
- Masz racje. Odkąd przestaliśmy. Wszyscy chcieli by pośnić trochę, a ty jako jedyna która tego zaznaje chciałbyś z tym skończyć. Świat zwariował. A! Bym zapomniał. Wiesz, że ponoć tylko w naszym mieście tak jest. Wszędzie indziej jest normalnie.
- Może to jakaś lokalna choroba?
- MHM. Jakaś bakteria. Czy coś - na twarzy chłopaka zarysował się łamany uśmiech - Co atakuję psychikę zapewne
- Może masz rac... Hej! - długopis znajdujący się dotychczas w ręce Mariki pomknął w stronę chłopaka - Dowcipniś się znalazł

***

"No i znowu ten głupi sen" Pomyślała dziewczyna. Czy raczej powiedziała - nie wiadomo. W snach trudno jest określić co się robi, mówi czy myśli. Ale jedno się zgadzało - to znowu był ten głupi sen. Marika nie lubiła go gdyż nawiedzał ją co noc. I zawsze wyglądało to tak samo: Zamek zbudowany z samych wież umieszczony, czy raczej wirujący, pośrodku tęczowego wiru. A dookoła czerń. Nieprzenikniona, niekończąca się czerń. I ona. Gdzieś tam pomiędzy tęczą a zamkiem. Całkowicie bez ruchu. Każda próba przybliżenia się jakimkolwiek sposobem do zamku, czy to pieskiem czy żabką, dawały nijaki efekt. Brama była wciąż tak samo daleko jak nie dalej. A tylko się męczyła. A zmęczenie w czasie świadomego snu ( bo taki też był ten sen zawsze) i z rana jest odczuwalne. A przy "TAKIM ŚNIE" nie ma co się męczyć, gdyż mdłości powstałe w skutek obserwacji dosłownie wszystkiego w ruchu (zamku i tęczy) przy zmęczonym organizmie dają w wyniku brudny dywan, pościel i pidżamę. Zauważył to już antyczny filozof, Jakośtotakiks, i opracował na to nawet wzór: (zo+mł)^nw=wz (zo - wartość zmęczenia organizmu, mł - wartość mdłości, nw - wartość niewyspania liczona w mrugnięciach na sekundę, wz - ilość wymiotowanej zawartości żołądka). Naukowcy do dzisiaj podejrzewają jednak iż był to żart.

Marika obudziła się niespodziewanie. Wokół panowała jeszcze ciemność. Być może zbudziły ją narastające mdłości. Być może hałasy sąsiadów z góry. A być może olbrzymie, zimno-niebieskie oko zaglądające do jej sypialni przez uchylone okno.

Krzyk dziewczyny był wręcz nieziemski.

***
Wg lekarzy trauma to nie była. Bo po czym? Co prawda ojciec jej już nie żył, ale co prawda zginął trzy dni przed jej narodzinami. Dokładnie trzy, co do godziny. Nawet nie tragicznie, ot zaciukało go kilku bandziorów za 20 złotych. Też nie z powodu imienia gdyż sama je lubiła a koledzy i koleżanki nie naśmiewali się z tego. W domu jej nie bito, matka była bardziej przyjaciółką. Nie było nic co traumę mogło spowodować. Choroba psychiczna też po serii badań została odrzucona. Jedynie co dziwiło to sny. Marika śniła gdy wszyscy inni już zapominali czym ten stan jest. Może nadmierna aktywność umysłu w nocy spowodowała takie omamy?

***

- To może małe ćwiczonka - twarz chłopaka Mariki wykrzywiła się w "seksownym" jego zdaniem wyrazie - tak na rozluźnienie. Przydadzą ci się w końcu.
- Żebyś ty wiedział co ja wtedy przeszłam - rozłożyła maksymalnie ramiona - O, takie wielkie to oko było!
- Ale to już minął tydzień. Ile można się zamartwiać halucynacją?
- To nie mogła być halucynacja, wiem co widziałam i się tego nie wyprę.
- No to tym bardziej seks podniesie cię na duchu. Poczujesz się lżejsza - tu naprężył muskuły - i zdrowsza.
- I może psychicznie odpocznę?
Oczy i usta chłopaka osiągnęły maksymalną powierzchnię rozwartą. " W czasie miłości umysł nie działa tylko zmysły" pomyślał. I po chwili co pomyślał to powiedział. Marika przez chwilę stałą w ciszy.
- Masz rację. Można spróbować. Ale za tydzień. Mam okres

To był mocny cios. "To brzmiało prawie jak: spotkajmy się raz jeszcze, bo chcę z Tobą zerwać. PA" pomyślał

***

Zamek dalej kręcił się w środku barwnego wiru. Ze wszystkimi swoimi wieżami o spiczastych dachach. Dziewczyna miała tego dosyć. Od wielu tygodni próbowała przybliżyć się choć o centymetr do jego bramy. Wciąż bezskutecznie. Ale dziś miała nowy pomysł. Spróbuje dostać się za tęczę. "Może tam jakoś się uda dostać?" pomyślała. "Skoro zamek nie chce podejść, ja się oddale". I jak zaplanowała tak zrobiła. Obróciła się w stronę wiru. Był równe daleko co zamek. Spróbowała się poruszyć. Ku wielkiemu zdziwieniu paleta barw z nieprzeniknioną czernią w tle zbliżyła się w olbrzymim stopniu z pierwszym zrobionym krokiem. Stopy zdawały się uderzać o jakąś twardą powierzchnię. Czuła pod stopami prawdziwą podłogę. Pierwszy raz w tym śnie czuła że stoi, nie lata. Zrobiła drugi, potem trzeci krok. Tęcza znalazła się na wyciągnięcie ręki. Wtedy Mariką wstrząsnął jakiś dreszcz. "Co się stanie jak wejdzie w wir? Co się stanie jak go minie?" Pytania pełne lęku krążyły jej po głowie, niczym przelewająca się woda. Skupiła się w sobie. Zamknęła oczy i zrobiła kolejny krok. W tęcze barw. W nieznany jej wir. Plecy lepiły się od potu. Dłonie drżały jak liście na wietrze. Czuła strach nie wiedząc nawet z jakiego powodu. Dostawiła drugą nogę i... Nic się nie stało. Otworzyła oczy by ujrzeć Oko. To samo zimno-niebieskie oko, które zaglądało jej do pokoju kilka nocy temu. Ciało, pomimo wielkiej chęci na ucieczkę pozostało sztywne ze strachu. Marika nie wiedziała co się teraz może stać. Oko patrzyło na nią swą wąską, czarną źrenicą. I wtedy usłyszała głos:
- Nie wejdą do królestwa ci, co swego losu nie wypełnili. Wróć za ścianę z barw. Wejdź do pałacu Łowcy. Inny wskaże ci drogę.
Paraliż opuścił ciało dziewczyny, nogi automatycznie zawróciły na niewidzialnej ścieżce. Marika wbiegła z powrotem do wiru. Biegła przez chwilę, dopóki tylko niewidzialna siła nie zatrzymała jej znów z dala od zamku.
- Nie walcz z losem. Czekaj na Innego cierpliwie - usłyszała znajomy już głos - I przepraszam
- Za co - spytała dziewczyna zdziwionym, drżącym głosem
- Za wywołanie lęku. Zapomniałem trójkąta

Wtedy się obudziła.

***


Tego dnia chciał być sama. Siedzieć w swoim pokoju i pić herbatę litrami. Strasznie kwaśną, z dwiema łyżeczkami cukru. Taka jaką lubiła. Siedziała na ziemi oparta o kaloryfer, na kolana zarzuciła kocyk. Dymiąca herbatka stała na krześle obok. Dziewczyna powoli pogrążała się w lekkim, dziennym śnie. Głowa lekko kołysała się na zwiotczałym od ciepła karku. Oczy co chwila traciły kontakt ze stojącymi naprzeciw niej drzwiami. Ramieniem oparła się o biurko. Świat zaczął się oddalać, niknąć. Marika odpłynęła do krainy Hypnosa.

***
- Znowu ty? - dziewczynę wybudził cienki głosik za plecami - nie masz dość?
Marika otworzyła oczy. Widziała przed sobą dziwnie znajomą budowlę o wielu wieżach. Ale głosu nie poznawała. Nie brzmiał tak jak Oko.
- Inny? - spytała niepewnie dziewczyna
- Nie ten sam. A kto miał być. W końcu ja tez chce mieć wolne. A że dzisiaj nie wiercisz sie jak zawsze to jestem. I nie odwracaj się, bo zniknę.
- Ale... - chciała spytać dziewczyna, Inny jej przeszkodził
- Dlaczego nie odwracać się? Bo jak mnie zobaczysz to zniknę. Zawsze jak się pojawiałaś strasznie się wierciłaś w łóżku, więc i tu się trochę poobracałaś. I zawsze mnie zobaczyłaś. I ja znikałem jak sen złoty. W dzień ludzie się mniej kręcą. Chcesz wejść do zamku co?
- Podobno muszę. Dowcipne oko tak mówiło, ale nie wiem czy mu ufać.
- Powinnaś. Nie wiem co to za jeden, ale mądrze gadał. Powinnaś tam wejść.
- Ale why? - Marika znała języki, to i lubiła je mieszać
- Why? Why? Bo tak trzeba. Pocałuj Łowcę snów i będzie po wszystkim. Wir się rozpadnie, zamek gdzieś zniknie, a ty już będziesz miała spokój z tym debilnym snem. Też mam go dosyć szczerze mówiąc.
Dziewczę wisiało nieruchomo. Bez słowa, jakiegokolwiek gestu. Myślała i trawiła informacje. " To się robi bez sensu. Pocałuj, wejdź. A ja wariuje. Gadam z sennym ludkiem. Widzę oko, siedzę w wirze z kolorów i obserwuje kręcący się zamek. Chyba mnie porąbało. Musiałam spaść z kołyski w dzieciństwie. Albo coś, bo to nie jest normalne. I ciekawe jak mam wejść?"
- Tyłem. Musisz iść tyłem.
- Czytasz w myślach? - spytała Marika i odruchowo się odwróciła. Przez chwilkę widziała Innego zanim znikł. Przypominał jej ojca zapamiętanego z fotografii.

***
Dzień był deszczowy i strasznie wietrzny, Marika siedziała w pociągu z uczelni. Od 20 minut stał pomiędzy stacjami, bo maszynista wjechał na powalone drzewo. Nudziła się strasznie. Minuty mijały. Wielu studentów polibudy dawno już wyszło z nieruchomego pociągu.
Marika byłą jedną z niewielu której było tam dobrze. Ciepło, cicho i sucho. Siedziała na jednym z czerwonych krzesełek. W dłoni trzymała zdjęcie ojca pożyczone od mamy. Człowiek na zdjęciu wyglądał tak samo jak ten ze snu. Poza nogami. We śnie, jej tata miał odwrócone nogi, tak jakby był przystosowany di chodzenia do tyłu. I mówił, ze tylko idąc tyłem można wejść do pałacu. "A co mi szkodzi pomyślała. Jak znowu to wyśnię pójdę tam tyłem. Czemu wcześniej na to nie wpadłam?" Pociąg ruszyła po półtorej godzinie stania. Straż pożarna nie chciała przyjąć zlecenia.

***
Zamek nie zmienił swojego położenia. Dalej kręcił się w jaką stronę się tylko dało pośrodku barwnego wiru. "Zapewne będzie ciężko tyłem trafić do bramy tego młynka". Dziewczyna byłą trochę niepewna swej decyzji. Każdy by był. Tyłem trafić do pędzącego pociągu? A co dopiero do wirującego, rozpędzonego zamku. Ale cóż, postanowiła że pójdzie. Odwróciła się w stronę tęczy, plecami do zamku i ruszyła, powoli ostrożnie. Barwy zaczęły się oddalać. Widać starożytny sposób wchodzenia do wyśnionych zamków działał. Kiedy dziewczynie wydawało się, że jest już niezwykle blisko pałacu odwróciła głowę i zobaczyła tylko, jak z niezwykłą szybkością oddala się od budowli. "Widać nie wolno nawet się obracać. No cóż, jak jakaś wieża mnie uderzy to umrę. Ale to tylko sen, więc spoko" i ruszyła raz jeszcze. Trasa wydawała się niezwykle długa i nudna. Nic tylko iść i patrzeć na oddalającą się ścianę barw. A zamku jeszcze nie dotknęła. Nic jej nawet nie uderzyło w głowę. Szła tak dobre dziesięć minut, gdy nagle poczuła na plecach chłód drewna. "I na dodatek żyję. I dalej śpię. Całkiem nieźle." Zapukała.

***

Mama Mariki wróciła późno z pracy. Miała tam jeszcze małą imprezkę na cześć odchodzącej koleżanki. Otworzyła po cichu drzwi. Butów na obcasie pozbyła się już przed drzwiami. Odłożyła buty na półkę. Ściągnęła płaszcz. Torebka wylądowała na szafce przy drzwiach. Zakluczyła drzwi i ruszyła po cichu do pokoju córki. Wiedział, że będzie już spała, ale chciała ją ucałować na dobranoc. Zegar właśnie wybił drugą. Drzwi leciutko zaskrzypiały. Mama wsunęła do środka głowę i zobaczyła puste łóżko.

***
W tym czasie Marika otworzyła sobie drzwi pałacu i weszła do środka. Liczyła na nieskończoną liczbę plączących się schodów. Ale myliła się. Środek budowli był całkowicie pusty, nie licząc ogromnej maszyny zajmującej wielką jego przestrzeń. Mechaniczne coś miało setki cylindrów, szklanych baniek pełnych barw, żaróweczek, guziczków i kabli biegnących w górę, aż po same szczyty wież. Dziewczyna przechadzała się wzdłuż tej dziwnej konstrukcji przyglądając się opisom na wajchach, dźwigniach, guzikach, suwakach i pokrętłach. Ale niczego nie zrozumiała. To był jakiś dziwny język, pełen nieznanych jej znaczków. Jednak ciekawsze były wielkie słoje, bańki i cylindryczne naczynia poprzyczepiane do całej maszyny. Wiły się w nich barwy, które po dłuższym czasie wpatrywania, układały się na niesamowite sceny rodem ze snów. "Rodem ze snów? Ja śnie. Gdzieś tu ma być łowca snów. A ludzie nie śnią. SEN! Cholera, a jeżeli to prawda" Myśli Mariki aż huczały i odbijały się echem po ścianach zamczyska. Na szczęście dziwny, pokraczny ludzik w białym fartuchu nie usłyszał ani kroków dziewczyny, ani echa jej myśli. Za to ona zdążyła zobaczyć tego śmiesznego człowieczka, przypominającego trochę goblina i skryła się za jakimś załomem w maszynie. Naukowiec gadał coś do siebie w nierozumianym przez dziewczynę języku. Zapewne tym samym, którym popodpisywał wszystkie urządzenia. Nagle odwrócił się w stronę kryjówki. Dziewczyna zadygotała lekko. Chwiejnym, powolnym krokiem ruszył w jej kierunku. "Jest coraz bliżej. Co robić? Tata mówił pocałować. Głupota. Uduszę go. Albo rozbiję mu czachę o ścianę. Chociaż dotychczas cała ta nienormalna przygoda sprawdzała się według słów wyśnionych stworków. I taty. Dobra pocałuję. Najwyżej co mi tam. Śnię przecież." Odgłos kroków był coraz głośniejszy. Serce dziewczyny waliło jak na pierwszej randce. TUP, TUP, TUP. Nagle zza wyłomu pokazał się krępy, goblinowaty ludek, lecz nie zwrócił się w stronę dziewczyny tylko ruszył dalej. Ta z wrzaskiem na ustach skoczyła w jego kierunku jak dzika kocica. W locie wyglądała dla Łowcy jak istna wysłanniczka śmierci. Wielka, groźna, wspaniała. O smukłym kobiecym ciele. Dla zwykłego obserwatora wyglądałaby komicznie. Nastolatka rzucająca się an karła. Do tego brzydkiego. Przyparła go do ziemi. Cały dygotał ze strachu. Nerwowo spoglądał na jej ręce. Sprawdzał czy nie wyciągnie jakiejś broni albo nie udusi. A ta tylko go pocałowała i wstała. Spojrzał się na nią zdziwiony. I tylko tyle zdążył zrobić. W ciągu kolejnych kilku sekund zaczął roztapiać się na oczach dziewczyny, od głowy w dół. Wydawało się że był ulepiony z plasteliny wystawionej na działanie ciepła. Po kilku chwilach na podłodze została po nim tylko mokra kolorowa plama
- Mam nadzieję, że moje pocałunki nie zawsze są tak zabójcze - powiedziała dziewczyna i zemdlała.
Na nieszczęście dla niej. Nie zdołała zobaczyć jak ze szklanych baniek uciekają wszelkiego koloru promienie i łączą się z wirem otaczającym zamek. Nie zdążyła zobaczyć krasnoludków i karłowatych ludzi z dziobami tańczących w sali zamku. Nie spotkała księcia o wężowych nogach i czarownicy bez twarzy, którzy wyszli z rozbitej bańki. Nie zobaczyła latających węży i stepujących żab. Ani małej myszki z twarzą goryla taplającej się w plamie pozostawionej przez Łowcę.

***
Obudziła się w swoim łóżku. Ze snu zerwały ją odgłosy dochodzące z sąsiedniego pokoju. Byłą piąta rano. Zdziwiona lekko wkroczyła do dużego pokoju w którym jej mama rozmawiała z dwoma policjantami o jej zniknięciu
- Ale o co chodzi? - spytała Marika słysząc tą rozmowę i zemdlała z wrażenia gdy zrozumiała co się stało.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
askurr · dnia 16.03.2010 08:16 · Czytań: 1017 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 4
Komentarze
Jack the Nipper dnia 16.03.2010 08:18
Błędy ortograficzne i literówki do poprawienia, wtedy trafi na główną.
askurr dnia 16.03.2010 10:57
Ok. Postaram się
askurr dnia 16.03.2010 12:02
Chyba wszystkie znalazłem i poprawiłem
SzalonaJulka dnia 29.03.2010 17:09
To popraw jeszcze raz :p

"Pośród zróżnicowanych barw, od zieleni do ecre (tylko kobiet tak naprawdę wiedzą jak to się piszę i co to tak właściwie jest)..."
podpowiadam: ecru, i dalej nie czytam
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty