Bartosz wychował się w przyzwoitej rodzinie.
W myśl twierdzenia, że „lamenty są nieestetyczne” nauczył się tłumić złość, smutek, wszelkie negatywne emocje.
Natomiast zgodnie z tezą „uczucia są nieeleganckie” nauczył się tłumić radość, szczęście, wszelkie pozytywne emocje.
Mając na uwadze przestrogi o uzależnieniach, Bartosz palił papierosy wyłącznie towarzysko, pił alkohol w stopniu umiarkowanym, skosztował narkotyków tylko kilka razy, tak „na spróbowanie”, a w karty grywał wyłącznie „na zapałki”. Starał się kontrolować siebie, zgodnie z zaleceniami rodziny.
Zdobył wykształcenie, dobrą pracę i społeczny szacunek.
Wszystko ładnie i pięknie, ale... każdy człowiek odczuwa wewnętrzne nieestetyczne, nieeleganckie cierpienie. Nie wiem dlaczego? Być może jest to produkt uboczny myślenia?
Podobnież występuje kilka dróg do ulżenia sobie w cierpieniu. Można znaleźć sobie drugą osobę na tyle godną zaufania, która wysłucha, zrozumie i nie potępi, i jeszcze nie wypepla, żeby podzielić się z nią swym cierpieniem. Problem polega na tym, że większość ludzi mimo, że sama nie jest doskonała, uwielbia innych pouczać. Moralizatorstwo i wpędzanie bliźnich w kompleksy to najpowszechniejsze hobby. Niestety trudność tej opcji polega także na przełamaniu własnego wstydu, czyli wyrażeniu swoich, jakże nieestetycznych emocji i nieeleganckich uczuć. Nie każdy potrafi świadomie narazić się na śmieszność.
Ryzyko jest zbyt duże, dlatego często ludzie decydują się na inną ewentualność, tylko pozornie bezpieczniejszą. Druga droga to szukanie zapomnienia, albo ulgi. Przyjmuje ona postać uzależnień. Nie pomoże unikanie narkotyków, alkoholu, tytoniu, czy kasyna. Cierpienie musi znaleźć sobie jakieś ujście. Uzależnić można się właściwie od wszystkiego.
Bartosz uzależnił się od seksu. Wciągnął się, ponieważ nie wiedział, że od seksu można uzależnić się tak samo jak od alkoholu lub narkotyków. Nie zauważył, w którym momencie zwyczajne, męskie zainteresowanie seksem przeobraziło się przymus wobec którego wszystkie inne aspekty życia traciły na znaczeniu.
Coraz częściej miewał ataki skrajnej rozpaczy, a nawet zdarzały mu się myśli samobójcze. Gardził sobą, nienawidził siebie, uważał siebie za niegodnego ani miłości, ani szacunku, ale... nie potrafił przestać. Obsesyjnie myślał o seksie i ciągle go szukał. Czuł, że nie może bez niego żyć.
Potrzebował podniety i ciągle mocnej, i ciągle nowej. Dlatego nie potrafił zadowolić się jedną partnerką. Później nie potrafił zadowolić się kilkoma kochankami. Doszło do tego, że zawsze potrzebował nowej kobiety. Choćby trafiła mu się najpiękniejsza i tak zostawiał ją po pierwszej konsumpcji..
Patrzył na kobiety i widział tylko ich ciała.
Kiedy był w potrzebie nie pogardził żadną: liczyły się tylko cycki i dupa, a przede wszystkim dziura. Nie potrafił się powstrzymać. Pożądanie zawsze było najsilniejsze.
Początkowo czuł się lepszy, sprytniejszy od innych facetów. „Mam ciągle nową dziewczynę, a inni męczą się z jedną i ciągle tą samą”. Bardzo późno zauważył, że jednak to on odstaje od normy.
Praca Bartosza polegała na licznych podróżach służbowych, delegacjach i spotkaniach towarzyskich. Sam sobie ją wybrał, gdyż mógł łączyć przyjemne z pożytecznym. Miał więcej możliwości, żeby poznawać nowe kobiety. Mężczyzna konsekwentnie postępował z kobietami: jeden seks i won. Trening czyni mistrza, czyli realizacja całej procedury przychodziła mu bardzo łatwo. Zarabiał bardzo dobrze, dlatego w ostateczności korzystał z usług prostytutek (ale też zawsze innej).
Trwało to latami, aż pewnego dnia Bartosz spotkał Inkę. Inka nie była ani lepsza, ani gorsza od jej poprzedniczek, ani mądrzejsza, ani głupsza, ani ładniejsza, ani brzydsza. Nie wyróżniała się niczym szczególnym.
Oczywiście, że Bartosz i ją zostawił. Wtedy Inka napisała do niego krótkiego maila:
„Bartoszu, czy ty wiesz, że krzywdzisz ludzi? A siebie w szczególności?”.
Treść banalna i oczywista, ale tajemniczym zbiegiem okoliczności stała się punktem zwrotnym w życiu Bartosza.
Mężczyzna postanowił, że udowodni sobie, że jest prawdziwym człowiekiem i że też, jeżeli zechce, potrafi kochać. „Nie jestem seksoholikiem. Nie jestem uzależniony. Panuję nad własnym ciałem. Stać mnie na miłość platoniczną” – pomyślał.
Od tego momentu Bartosz zaczął systematycznie wydzwaniać do Inki. Równie dobrze mógł wybrać inną kobietę, obiekt nie miał znaczenia. Oczywiście po fakcie zawsze można wymyślić sobie górnolotne uzasadnienie. Prawda jest taka, że wybór był zupełnie przypadkowy. Za jedną sensowną przesłankę uznać można ewentualnie treść maila.
***
- Dzwonisz do mnie codziennie. Rozmawiamy długo. Dlaczego nie możemy raz na jakiś czas się spotkać? – spytała Inka.
- Dużo pracuję. Jestem ciągle w rozjazdach – wyjaśnił Bartosz.
- To tylko wymówki. Kłamałeś, że mnie kochasz. Kłamałeś, że tęsknisz. To był tylko żart?
- Miłość to nie jest posiadanie.
Tak powiedział, gdyż znowu próbował oszukiwać samego siebie.
Podświadomie czuł, że gdyby doszło do spotkania: on zobaczyłby tylko mięso, zobaczyłby tylko ciało. Jak bańka mydlana prysł by jego wizerunek samego siebie. A każdy lubi myśleć o sobie dobrze.
- Jeśli chcesz będę cię trzymać tylko za rękę – powiedziała Inka.
- Nie chciałbym cię skrzywdzić. - Bartosz podświadomie czuł, że nawet dotyk dłoni będzie wystarczającym impulsem, żeby wzbudzić w nim nieopanowaną żądzę.
Z drugiej strony szkoda mu było czasu na spotkania bez seksu.
- Nie rozumiem twoich motywów postępowania. Są abstrakcyjnie nielogiczne. Zupełnie pozbawione sensu. Jedynie co czuję, że rozdzielasz ciało od duszy. Do ciała podchodzisz ostro, a do duszy delikatnie.
- Jesteś dla mnie aniołem – w uniesieniu wyznał Bartosz.
- Chyba przesadzasz – Inka poczuła, że wypada jej skromnie zaprzeczać (chociaż podobnie jak Bartosz, uważała siebie za anioła godnego największych zachwytów).
- Naprawdę. Wiem, że na początku znajomości mogłaś odnieść mylne wrażenie. Ale to się zmieniło. Jesteś moją boginią.
- Teraz rozumiem. Nadal spotykasz się z ciałami kobiet, które traktujesz jak mięso. Kochać potrafisz tylko osobę duchową, nierealną, nieskazitelną świętość. Przestałeś wierzyć w Boga, a za to wymyśliłeś sobie mnie.
- Ty istniejesz naprawdę.
- Czyżby? Może jednak kochasz swoją fantazję o mnie, a właściwie... – „o sobie” – pomyślała. - Wiem, że powinnam się cieszyć za to, że posadziłeś mnie na swoich ołtarzach. To wielki zaszczyt.
- Wiele kobiet ci pozazdrości.
- Masz rację. Nie chciałbym cię pouczać, albo do czegokolwiek prowokować, ale... powiem ci moje zdanie. Ciało i dusza istnieją jedno w drugim, przenikają się wzajemnie. Człowiek powinien kochać i jedno, i drugie. Nie potrafię ci wyjaśnić, jak możesz złamać w sobie tą barierę.
- To niemożliwe. Już kilka razy próbowałem połączyć miłość fizyczną z duchową. U mnie to się nie sprawdza. Znam siebie doskonale. Mam świadomość swoich zalet, a także wad, niedoskonałości. Wiem do czego jestem zdolny, a do czego nie.
- Nie myśl, że ja się próbuję narzucać i zmuszać ciebie, czy kogokolwiek do czegokolwiek. Każdy powinien żyć tak, jak uważa za stosowne. Jednak czasem trudno samemu znaleźć rozwiązanie własnych problemów. Stoimy zbyt blisko, brakuje dystansu. Z bliska wydaje się, że jest tylko jedna droga, jedna opcja. To nieprawda. Zawsze jest kilka dróg. Pomyśl o sobie jak o zwierzęciu, jak o tygrysie, który trafił do cyrku. Co byś zrobił, żeby oswoić i wytresować tygrysa?
- Do czego zmierzasz?
- Trzeba konsekwentnie próbować, próbować, aż do skutku. Nagradzać przysmakiem nawet za drobne postępy w tresurze.
- To nie ma sensu. Na pewno mi się nie uda.
- Przynajmniej pod koniec życia, będziesz mieć czyste sumienie. Powiesz sobie „ale próbowałem”.
- Ciekawe, ale ty w ogóle nie podejmujesz prób. Jesteś hipokrytką.
- Być może masz rację. Przenigdy nie twierdziłam, że jestem wyrocznią. Jak się zrażę, to więcej nie podejmuje prób. Mówię „być może”, bowiem nie znam jeszcze siebie, aż tak dobrze. W każdym razie ty cierpisz przez swój seksoholizm. Masz konkretny nałóg. Znasz wroga i możesz go pokonać. Ja mam napady ogromnej, niczym nieuzasadnionej, melancholii i totalnej beznadziei. Nie znam przyczyny, ale nauczyłam się z nimi żyć.
Nagle Bartosz zwrócił uwagę na idącą chodnikiem dziewczynę w krótkiej spódniczce. Zatrzymał samochód.
- Inka, muszę kończyć. Do usłyszenia. Kocham cię – powiedział i wyłączył telefon.
Wysiadł z samochodu i podszedł do dziewczyny w krótkiej spódniczce.
***
Innego dnia zadzwonił.
- Prawda nie istnieje.
- Bzdura. Na przykład twoje stosunki seksualne istnieją. To jest prawda – stwierdziła Inka.
- Jestem seksoholikiem. To moje uzależnienie. Nie chcę tego robić, ale muszę.
Czy zbawiać powinno się także tych, którzy zbawieni być nie chcą, tych którzy w zbawienie nie wierzą?
- Znowu za dużo się modlisz – powiedział Bartosz.
- Zmieniasz temat – upomniała Inka.
- Ty też.
- Dochodzę do wniosku, że lubisz sobie pogadać dla samego pogadania. Pojęczeć dla samego jęczenia. Podoba ci się życie, jakie prowadzisz. Nie chcesz nic zmieniać. Zawracasz mi tylko głowę deklaracjami bez pokrycia., które są fantazją w czystej postaci.
- Nawet nie wiesz jak ja cierpię. Czasem mam ochotę ze sobą skończyć.
- Wierzę, ale... staram się zrozumieć...
- Nie zrozumiesz
- W pewien sposób podoba ci się ten nałóg. Wzbudza podziw. Można się nim pochwalić. Oczywiście do pewnego stopnia.
- Jestem nałogowcem. Jak nie ten nałóg, to będzie inny. Co za różnica?
- Jest różnica. Może należy przechytrzyć samego siebie? Trzeba sobie znaleźć bezpieczny, pozytywny nałóg. Czuję przykładowo, że dzwonisz do mnie nałogowo. Właściwie bez powodu. To jest malutkie uzależnienie. Moim zdaniem pozytywne, chociaż drobniutkie. W tym kierunku należy iść. Szukaj nałogów dobrych. Im więcej, tym lepiej. Zastępuj nimi swoje myśli, swoje działanie. Nie możesz przestać być nałogowcem. Masz taką psychikę. Próżnia po jednym nałogu natychmiast zostanie zastąpiona innym. Dlatego wybieraj nałogi świadomie.
- To nie jest takie proste. Byle słowo mnie prowokuje. Każda kobieta mnie prowokuje...
- A co teraz robisz?
- Oglądam gazetę z roznegliżowanymi paniami.
- Dobra, w takim razie kończę. Ja ci nie pomogę, nikt ci nie pomoże... Jedyny ratunek to wiara. Wielki dar wiary. Gdybyś umiał uwierzyć, że twój duch jest mocniejszy od potrzeby ciała, a nawet, że twój duch jest mocniejszy od potrzeby umysłu.
- Mądrala. Wiem, co myślisz. Sądzisz, że gdybyś dała mi siebie, dzieci, dom i stabilizację, to stałbym się szczęśliwy i wyleczył z nałogu?
- Chyba jednak mnie nie doceniasz. Nie chodzi o fakty, nie chodzi o posiadanie, ale o zaangażowanie. Może to być wiara, instynkt, sugestia, wszystko jedno. Jeżeli twoim nałogiem, twoją misją stanie się przekazanie wszystkich swoich prawd, doświadczeń, myśli dziecku. Jeżeli będziesz chciał je ukształtować na swój obraz i podobieństwo, na swój doskonalszy obraz i podobieństwo. Jeżeli wciągniesz się w dobre uzależnienie...
- Przestań. Kiedy to słyszę, mam ochotę uciekać.
Podałam ci tylko przykład mocnego, twórczego, pozytywnego nałogu. Zaznaczam, że przykład.
- Jakże banalny.
- Banalne jest życie na Ziemi. Banalne jest bycie człowiekiem. Kobietą, albo mężczyzną. Banalne! – zdenerwowała się Inka. - To takie banalne. Idź najlepiej do kliniki chirurgii plastycznej. Każ sobie stopę przerobić na kozie kopyto, na głowę przeszczepić baranie rogi, a do tyłka przyszyć krowi ogon.
***
Inka wyłączyła telefon i poszła do swojej garderoby.
Otworzyła szafy. Na półkach leżały różnokolorowe peruki, gałki oczne o wszystkich możliwych kolorach tęczówek, ludzkie nosy, uszy, ręce, torsy, nogi, penisy, piersi o różnych kształtach i wymiarach.
Ależ niektórzy mają urocze problemy – westchnęła do siebie. – W kogo dzisiaj mam ochotę się przeistoczyć?
Sprawnym ruchem dłoni rozsunęła zamek błyskawiczny znajdujący się z tyłu głowy. Wyciągnęła mózg i włożyła go do głowy młodej dziewczyny.
Do głowy przymocowała mały, zgrabny nosek, piwne, prawie żółte oczy oraz kasztanowe włosy z rudymi pasemkami. Potem wymieniła nogi, biodra, całe ciało.
„Lubię być zawsze inna” – pomyślała. – „Ciekawe kiedy mój ulubiony seksoholik zoorientuje się, że uprawia seks ze mną przynajmniej raz w tygodniu? Jemu wydaje się, że zarówno ciało, jak i dusza jest stałością. Zaprawdę interesująca koncepcja.”