...Tak „rozmawiamy” kiedy się spotykamy na uczelni. Pewnie myślicie, że jesteśmy jacyś nienormalni. A co to znaczy być normalnym?
Wbić się w tłum? Dać się ujednolicić? Może zacznę palić, bo inni palą? Wtedy nie przeszkadzałoby mi to. Konrad ubiera się jak normalny facet. Nosi jakieś tam dżinsy, koszule, marynarki. Nieodłącznie taszczy ze sobą porwaną torbę. Zieloną, zgniłą, pomarszczoną, jak stare jabłko. Ma astygmatyzm, więc z jego nosa nieustannie zsuwają się okulary. Właściwie, gdyby nie był kompanem mojego milczenia uznałabym go za atrakcyjnego. Ale jest moim kompanem, więc dla mnie nie reprezentuje żadnej atrakcyjności. A ja?
No cóż. Chyba wyglądam zwyczajnie. Mam wielkie oczy, których zawsze się wstydziłam i zbyt chude, zbyt krzywe nogi. Staram się je ukryć. Wybieram tylko takie ubrania, które odpowiadają standardom schludności. Żadnych gniecionych fabrycznie materiałów. Gdybym kupiła coś takiego, niechybnie sięgnęłabym po deskę i żelazko. Cenię sobie nienaganny wygląd. Nigdy nie wyjdę na ulicę bez wytuszowanych rzęs i podkładu nałożonego na moją nieszczęsną cerę. Nie zakładam na siebie byle czego, ale staram się wyglądać po prostu dobrze. Konrad stoi w kącie i znad okularów spogląda w monitor swojego laptopa w odległości jakichś trzech centymetrów.
Rozdział 3. „Prawo jazdy”
Przebrnęłam przez teorię. Każdy głupi wie to, o czym tam mówią. Jeżdżę. Jakoś jeżdżę. Mój instruktor jest mężczyzną w wieku około 60 lat. Nie przyznaje się do swego wieku, ale wygląda na tyle. Jest starym kawalerem. W najgorszym tego słowa znaczeniu.
Jedziemy.
-Jestem głodny. Będzie ci przeszkadzało, jak coś zjem?
-Nie, jasne. (A jedz pan.)
Wyciąga chlebak niczym dziecko w przedszkolu. Pożałowałam. A gdyby tak wcisnąć cofanie? „.nap zdej A .ensaj ,eiN”. Samochód śmierdzi jak puszka z pasztetem rybnym. Otwieram chyłkiem okno i staram się zagadać, żeby odwrócić uwagę instruktora.
-Zmienił pan stację radiową?- pytam, bo zawsze drażniła mnie łupanka dobiegająca z radia, a dziś na moje uszy spływa cud muzyki poważnej.
-Co? Ah tak! – sięga swym tłustym łapskiem do guziczków radia, po czym zmienia stację. Jeb! Masz kobieto. Znowu łupanka. Znowu Lejdi Zgaga. Plastik fantastik i te sprawy.
Rozdział 4. Akademik
Jak już wcześniej wspomniałam, mieszkanie w akademiku nie jest złe. Ale czasem bywa uporczywe. Mimo, że pod budynkiem stoją dwa olbrzymie kontenery na śmieci, rzadko znajduje się tam miejsce na swobodne wyrzucenie odpadków. Staram się nie dotykać pokrywy samą dłonią. Nie wiem czemu to robię, skoro potem i tak myję ręce. Upycham worek ze śmieciami. Nie ma siły – muszę tego dotknąć ręką, musnąć śmierdzące resztki spaghetti i otrzeć się o jakąś bliżej nieokreśloną papkę. Wchodząc do akademika, koniecznie trzeba wziąć głęboki oddech. Chyba, że siedzi w recepcji pan Leon. Pan Leon nie pali i innym na to nie pozwala w swoim towarzystwie. Pani Osa, Pani Brunhilda i Pani Miotła fajczą ile wlezie. Zresztą nie tylko one. Wracam do pokoju starając się brudnymi dłońmi nie dotykać swoich ubrań. Klamkę od drzwi mojego pokoju otwieram łokciem. Zamykam nogą. Udaję się do łazienki, żeby umyć ręce. Następnie otwieram okno, bo wchodząc do pokoju wpuściłam dym papierosowy do środka. Siadam na brzegu łóżka.
Akademik, w którym mieszkam niewiele ma wspólnego z akademikami należącymi do uczelni. Tu się płaci solidnie za pokój, ale można liczyć na ciszę i odpowiednie warunki do nauki. Czasem jednak bywa niezbyt różowo.
Szczególnie wtedy, gdy zasiadam do nauki, sąsiedzi z lewej i sąsiadki z prawej decydują się na słuchanie na całą parę dwóch zgoła odmiennych rodzajów muzyki. Nici z nauki. Ponieważ w moim życiu wszystko jest odliczone co do minuty, nie mogę pozwolić sobie na nicnierobienie. Poszłabym do Konrada, który mieszka na drugim piętrze. Ale nie mam ochoty wdrapywać się tak wysoko, tylko po to, by pomilczeć. Porządek już zrobiłam. Idę więc do sklepu po prowiant, który, jak zwykle koło środy kończy się dziwnym zbiegiem okoliczności. Zupełnie jakby stan lodówki zależał od weekendowych wyjazdów do domu… Wracam. Za kilka dni nadejdzie zemsta.
Rozdział 5. Nocne hałasy.
Godzina 4 nad ranem. Mam zajęcia na ósmą, więc muszę się, do diabła wyspać. Słyszę irytujący śmiech tuż pod moimi drzwiami. Do upierdliwego śmiechu jakiegoś pijanego studenta dołącza się drugi głos wtórujący śpiewem przerywanym czkawką.
Czwarta nad ranem! Przewracam się na plecy. Leżę prosto, czekam aż skończy się ta pijacka etiuda. Mam nadzieję, że to TYLKO etiuda. Mija 15 minut. Żadna etiuda nie powinna trwać tak długo. Zakładam na nogi bambosze w kształcie dwóch królików i polarowy szlafrok. Podobno polar wykonuje się ze zmielonego szkła…
Wychodzę z pokoju. Podążam za odgłosami libacji. Nie musiałam iść daleko. Tuż za rogiem, na korytarzu leży dwóch studentów (bo kto inny może leżeć na korytarzu w akademiku?). Jednym z nich jest Konrad. Podchodzę do niego. Pozycja horyzontalna płaska mojego znajomego wskazuje, że długo nie pociągnie, a na własnych nogach samodzielnie nie ustoi. Drugi z imprezowiczów, życzliwy zapewne kolega uciekł czym prędzej do swojego pokoju, zostawiając nas samych. Trudno było mi cokolwiek z siebie wydusić widząc Konrada w takim stanie. Gdybym była odważniejsza, pewnie powiedziałabym mu, co myślę o tych jego porannych imprezach. Ale nie jestem. Nie mówię nic. Nigdy nie przypuszczałam, że spotkam go w takiej sytuacji. Chociaż, co ja właściwie o nim wiem? Ponieważ rzecz rozegrała się na parterze, gdzie mieszkam, a prawdziwy kumpel Konrada postanowił zwiać, zostałam sama z problemem. Złość we mnie rozgotowała się jak kapusta na gołąbki. W pierwszej chwili pomyślałam, że zostawię go tam leżącego na korytarzu. Właściwie już odwróciłam się na pięcie, żeby na powrót ułożyć się w ciepłym łóżku. Doprawdy, mogliby tam grzać nieco bardziej. Zimno na korytarzu jest przeszywające jak miliony igieł. Nie wytrzymuję. Po kilku sekundach majaczący Konrad znajduje się w moim pokoju. Przecież nie będę go taszczyć na drugie piętro! Pomagam mu usiąść na krześle. Jakoś siedzi. I tak zostaje do rana.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
hippiegirl · dnia 20.03.2010 11:00 · Czytań: 586 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: