Wiesz za co Ci dam piątkę, Szachu?

Za to, że jestem przeziębiona, ogłupiała od liczenia rachunków i głowa mnie boli, a gdy skończyłam Twój tekst, parsknęłam śmiechem.
I natychmiast przypomniały mi się słowa Steinbecka, że wystarczy ulokować człowieka w ciepłym domu, pięknie ubrać i dać mu wszystko, a... umrze z rozpaczy.

Czegóż można jeszcze pragnąć, gdy ma się wszystko?
Spełnienia jakich marzeń?
Ja nie odbieram tego tekstu przez pryzmat patriotyzmu - dla mnie jest to akurat mało ważne.
Pomyślałam, że w luksusie zaczyna się tęsknić za jakimś szaleństwem, emocjami, ryzyku - za czymś, co pozwoli poczuć, że się żyje, podniesie poziom adrenaliny i da smak balansowania na krawędzi... przerwie leniwą stagnację, kiedy to zapomina się już, że po coś warto żyć i jak dobrze o coś walczyć. Zanim się człowiek stanie, jak to London obrazowo określił - "meduzą w ciepłych pomyjach".

Z drugiej strony, to jakże bezpiecznie snuć takie karkołomne marzenia, siedząc na Rivierze, w całkowitym poczuciu zamożnego bezpieczeństwa - jakież to oryginalne, prawda? Bohaterskie...

Szokujące...

Ech, do diabła - dlatego się roześmiałam...
Bo nie można poznać samego siebie, nie dając sobie do tego okazji...
Sprawdzamy się w życiu, nie w rojeniach.
Aha - żeby nie było, że tak sobie tylko gadam:
- ukojenie/niespełnienie - usuń ten cholerny rym.

Resztę podsunęli Ci już inni.
Buźka
PS. Zjeżdżając w dół komentarzy zdążyłam pomyśleć: - No to za chwilkę pewnie Linka tu wparuje...

No i... była. Z czego też się uśmiałam (broń Boże nie z niej, z faktu)...
