Panie, jaka tam historia. - sisey
Poezja » Wiersze » Panie, jaka tam historia.
A A A
Pierwszy cios nie wystarczył,
ledwie klękła, jakby lekko zdumiona.
Ktoś o lasce, dłonie mocnej nieco zacisnął
i runęły w jasny błękit spłoszone gołębie.
Ona trwała wyniośle samotna,
naznaczona żółtym ściegiem,
prawie wróg. Z raną ciężką,
nie czekała księdza ni mszy.
Czarno-białe kroniki
z nibyludzmi w feldgrau,
ja z dziewczyną na sali
pocałunkiem zajęty,
tyle tylko. Przemknęło -
egzekucja, jak kiedyś
w Alejach.

Drugi strzał śmiertelny:
spłynęły kaskadą fikuśne balkony,
portyki, kariatydy, attyki, balustrady,
niepotrzebne już schody w drodze gdzieś tam do nieba.
Martwe okna opuszczone przez smutne madonny,
korytarze, gdzie cierpliwie ktoś ich czekał.
Wracał, kochał, bił, wódką handlował,
żył nadmiarem nadziei i zdychał
zapomniany całkiem przez dzieci.
Od sczerniałych pięterek,
przez obszczany parter
aż do piwnic zatęchłych,
na ulicy donikąd
umierała milcząco
secesja.






----------------------------
Polecane przez redakcję
edycja - 03.11.2012

red. zygfryd2007
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
sisey · dnia 21.03.2010 23:46 · Czytań: 2502 · Średnia ocena: 4,5 · Komentarzy: 10
Komentarze
Iweta dnia 22.03.2010 11:41 Ocena: Bardzo dobre
Ujęła mnie Twoja opowieść. Namalowałaś smutny obraz, wiemy co się stało lecz powodów możemy się tylko domyślać. Ciekawy wiersz :)
Leszek Sobeczko dnia 22.03.2010 23:50 Ocena: Świetne!
Panie, piękna ta historia, stolicy, warszawiaka, o przemijaniu, o nowym co niekoniecznie jest lepszym, chociaż mogę się mylić,
dla mnie świetne
blemish dnia 23.03.2010 05:38
Tu jest całkiem ciekawie. Zaciekawiłeś i jeszcze kiedyś do Ciebie zajrzę.
sisey dnia 23.03.2010 10:58
Dziękuję za odwiedziny. To nie jest obrazek z Warśawy, ale to bez znaczenia. Historia mogła wydarzyć się w dowolnym mieście (prawie), w którym są, lub raczej były secesyjne kamienice. Wiem, największy taki zbiór jest w Łodzi, ale nie tylko...
W tytule użyłem odpowiedzi jednego z robotników. Pytania, jakie padło, można się domyślić.

sisey (zamyślony)
link a dnia 19.09.2010 09:34
Pamiętam o rozstaniach z wierszami. Dlatego nie będzie sugestii poprawek. Ani żartów, heh. Za to, pozwól, sisey, proszę, że po prostu w drugiej części, jako czytelnik, nie będę widzieć, nie usłyszę paru słów, oślepnę, ogłuchnę na nie i będę mówić jedynie o tym, co chcę i potrafię przyjąć bez przymusu. Tak przecież zdarza się czasem naturalnie, prawda? Coś może umknąć spod palców, powiek, z synaps.
Pierwsza pokazuje się cała.
Druga tak:
Drugi strzał śmiertelny:
spłynęły kaskadą fikuśne balkony,
portyki, kariatydy, attyki, balustrady,
niepotrzebne już schody w drodze gdzieś tam.
Okna opuszczone przez smutne madonny,
korytarze, gdzie cierpliwie ktoś ich czekał.
Wracał, kochał, bił, wódką handlował,
żył nadmiarem nadziei i zdychał
zapomniany całkiem przez dzieci.
Od sczerniałych pięterek,
przez obszczany parter
aż do piwnic zatęchłych,
na ulicy
umierała milcząco
secesja.

Mimo że z niebem tak dalekim, że aż niewidocznym, "tam" cichcem zachęca czasowniki do przeniesienia akcentu na ostatnią sylabę, w niezgodzie z poprawnością - przejście może się przydać. Jeśli będziesz miał ochotę się uważniej przyjrzeć, sam będziesz wiedział spokojnie – do czego. Zatem to zostawiam.

Ściągnął mnie tytuł. Ale teraz nie powiem dokładniej dlaczego – odsyłam siebie do cierpliwości. Jak wiele innych literackich pytań, może kiedyś i to rozpiszemy na cztery ręce albo nie:) Tak czy inaczej, nagłówek jest z gatunku: gdzie on, tam i ja.

Nie wiem, czy wiersz jest "dobry", czy "zły", cokolwiek to miałoby znaczyć ;p Wydaje mi się jednak, że inaczej nie mógł zostać napisany. Ba! Co z tego? Toż przecież tak tłumaczy własne teksty niejeden od motylków, durnostojek i serduszek z pluszu: och! inaczej nie mogłem, nie mogłam! Różnica jednak polega na tym, że tu z tego wynika coś więcej niż "nie mogłem".

Teraz zostawię na chwilę wiersz. I możesz ze mną pójść, jeśli chcesz, do starożytnej Grecji. Różne w niej znaleziono prapoczątki.
Ludzie znad morza wierzyli, że o świcie świata był Okeanos. Który wcale, wbrew imieniu, które gotowe nas zwieść, nie był Oceanem. Był prarzeką, opasującą życie, kolistą granicą między Teraz a zaświatem. O nim mówi Homer.
Hezjod, rolnicza i pasterska dusza, powiadał znowuż, że na początku był Chaos. Ale to właściwie bez znaczenia, bo dla Greków Chaos był równoznaczny ze słowem "ziewać" :) Dlatego u Hezjoda rzeczywiste życie zaczęło się od Ziemi. To ona urodziła Niebo.
Ale nas (zaczynamy powoli wracać do wiersza) będzie interesować opowieść myśliwych, leśnych ludzi, łowców, przekazywana w mitach orfickich. W niej na początku zjawiła się Noc. Zapłodnił ją wiatr. I Noc zniosła Jajo:) Ale nic by ze skorupy nie wyszło, gdyby nie ten, który już całkiem blisko wiersza.
Eros.
Eros to przedziwna postać. Z czasem malał, malał, aż w końcu skarlał do cherubinka z loczkiem, łuczkiem i strzałkami, wymęczonego przez barokowe gaduły. Zresztą, przez wiele stuleci zajmował się – w popularnym mniemaniu – jedynie miłością rozumianą jako osobiste zbliżenie pary ludzi, a pospoliciej jeszcze - romansowe.
Ten natomiast, o którego tutaj chodzi, prawie nic nie ma z wspólnego z maluchem uganiającym się za celem.
To pierwotna siła, która wyprowadza z Jaja Nocy na świat wszelkie życie. Sama utajona, służy ukazywaniu tajemnic. Nie wdając się w szczegóły, "erotyczne" ma z nim znaczenie, którego romanse są zaledwie cząsteczką, ani mniej, ani bardziej ważną od reszty świata. "Erotyczny" w tym prastarym sensie, kiedy jeszcze z Erosa nie zrobił się farbowany pokurcz, to powiedzmy, najogólniej "taki, dzięki któremu możliwa jest epifania", "taki, dzięki któremu niewidzialne staje się widzialne, a ukryte – wychodzi z Nocy i ze skorup na światło".
Taki Eros to najprostsza, ale jednocześnie najpotężniejsza siła życia, która przenika świat i – sama pozostając niewidoczną - sprawia, że mogą być jednością nawet rzeczy na pozór całkowicie sobie odległe. Nie ma w takim Erosie niczego z patosu ględzenia na koturnach. Często nawet wydaje się, że go w ogóle nie ma, tam, gdzie jest najmocniej.

Część druga i ostatnia – w sposobnym czasie. Czyli, heh, cierpliwości:)
Pozdrawiam.
link a dnia 19.09.2010 11:48
To ten sposobny :D
Żachnęłam się, kiedy dostrzegłam, że trzeba stworzyć tożsamość: kobieta-kamienica. Ale nie dlatego że połączenie wydawało mi się w jakikolwiek sposób dziwne. Dlatego że kiedy sama szukam połączeń, staram się dbać o to, by znalezione podobieństwa (choćby one same i najdziczej dziwne, prawie niemożliwie skracające odległości, utożsamiające na wylot, też nie ma sprawy) mogły się odzywać jednak z równą harmonią w obydwu skojarzonych przedmiotach, czyli tak, aby nie zmuszały żadnego z nich do obrazowych wygibasów, niezgodnych z ich naturą, czy – jak wolisz – istotą. Lub ściślej tym, co ja za istotę, jako człowiek, mogę brać. (Jeśli coś wydaje Ci się sprzeczne z tym, co na temat tworzenia mówiłam gdzie indziej, może jednak przyjmij na razie jako mimo wszystko spójne, chociaż z chwilowo nieznanych przyczyn, proszę).
Rozdrażniło mnie więc słowo "klękła". Przełożone na testujący rzetelność metafory obraz, w którym kamienica ugina kolana, początkowo zapachniało kreskówką: film animowany, w którym domowi wyrastają nogi dla potrzeb artystowskich. Ale im dłużej patrzyłam na wiersz, tym szybciej kreskówka się rozwiewała. I okazało się, że to jeden z nielicznych cennych wypadków, kiedy podobieństwa ani na chwilę nie zacierają ani nie zatrą granic. Inaczej właśnie: nic innego niż tożsamość nie powoduje, że o granicy należy pamiętać. Dlatego "klęka" ostatecznie okazało się miejscem wartym uwagi, a nie mizdrzącym się strzeliście konceptem.
Bo wiesz, kobieta jest kamienicą, kamienica jest kobietą, i to z tej bliskości bierze się dobroczynna odrębność, dająca możliwość, hm, powiedzmy, mniej więcej – współpracy, żeby w ogóle móc siebie wyrażać: kamienica, która nigdy nie uklęknie, może klękać dzięki kobiecie, a jeszcze precyzyjniej – w niej, poprzez nią. I na odwrót: kobieta, która nie może widzialnie przyjąć swojej prawdziwej, wewnętrznej postaci (czyli kamienności niszczejącego domu pełnego gubionego wdzięku) dzięki kamienicy – może jednak przemówić tym, czym jest. Tak, że tym jest naprawdę.
Ot, sezam z połączeń:) Mam nadzieję, że tym razem nie zamotałam;)
Odpowiada mi zawile obszczana kruchość tego wiersza. Howgh.

Z pozdrowieniem – ta od nie wiadomo czego.
sisey dnia 21.09.2010 09:14
Link a.

Ulica podła, z tych najpodlejszych. Od lat służy jako miejsce zsyłki, tym którzy nijak dostosować się do żadnych norm nie mają zamiaru. Asfalt urywa się tuż przy wlocie, krzywy chodnik przyozdabia śmierdzący ściek i tylko desperaci parkują samochody. Właśnie, kiedy przechodzę, z cuchnącego pleśnią i gotowanymi obierkami wnętrza, prowadzącego na olejno malowane, drewniane schody i tym samym podłym ugrem, lamperię, wynurza się kobieta z wiadrem pełnym mydlin. Niezdarnie uskakuję, przed wezbraną falą, a ona, jakbym był przezroczysty, stawia wiadro, obok lichutkiej ławeczki i zmierza spokojnym krokiem, tam gdzie i ja - na egzekucję.
To określenie, nie pojawiło się od razu. Dopiero konfrontacja z zastaną scenografią, przywołała na myśl owe skojarzenie. Dom, który mają burzyć, jest ostatni. Dalej ulicę zamyka ślepa ściana budynku, z wejściem gdzieś od centrum. A tu, żółte, plastikowe taśmy ostrzegają o bezpiecznej granicy. Nie jestem sam. Wokół mnie i na okolicznych balkonikach, rośnie tłumek ciekawskich. Podejrzewam, że część z nich stanowią byli mieszkańcy. Pod krawatem, stoi tylko jakiś przygarbiony dziadek, którego ręce mimo wsparcia laski trzęsą się przeraźliwie i nie mam pojęcia, czy to choroba, czy też emocje. Robotnik w kasku pochyla się i kręci zawzięcie korbą ręcznej syreny.
Łupnęło! Nawet niezbyt głośno. Kamienica zadrżała, osunął się fragment fasady i... tyle. Dziadek z laską komentuje pracę robotników i jakość przedwojennej konstrukcji. Ktoś przeklina, bo jak teraz, kto wejdzie i "dobije", a ja spoglądam w niebo, po którym krąży stadko zdezorientowanych gołębi. Włączam odtwarzacz i zupełnie przypadkowo słyszę "Stairway to Heaven". Wiem, piosenka traktuje o zupełnie innych sprawach, ale kiedy gapię się na kamienicę, której fasada wygląda jak trup po wiwisekcji, to widzę tylko te schody, które teraz już wyłącznie do nieba...
Przygotowania do poprawki, trwają na tyle długo, że żule puszczają w obieg butelkę z podejrzanym trunkiem. Prawie sielsko - dzielimy papierosy i znów wyje syrena. Jakaś starsza kobieta żegna się krzyżem.
Tym razem, "stara dama" spłynęła w dół. Właśnie tak, nie rozprysła się, nie padła na twarz, tylko jak zamek z lodu – spłynęła i znikła w chmurze siwego pyłu. Gdy patrzyłem, jak fruną balkony, to z miejsca przypomniały mi się stare kroniki filmowe, i zrozumiałem, że to wiersz, gotowiec.
Już na odchodnym widziałem, jak na trupa ruszyli padlinożercy – żółty spychacz, koparka...


Ten "reportaż" powyżej to specjalnie dla ciebie link a. :)
Koncepcja, z kastracją kilku słów, nie jest zła, chociaż tu, w tekście tłumaczę, skąd "niebo", które tak brutalnie wycięłaś. Dobrze, że pomimo proponowanych poprawek, to nadal najdłuższy wers. Wiem, że zauważyłaś ten niuans. Zastanawia mnie fakt, że nie krytykujesz formy zapisu tytułu, który przecież jest taki gazetowy – wielką literą, zamknięty kropką. Jesteś za bystra, by to przeoczyć. A ja od dawna jestem gotów się bronić, że to na prawach cytatu. :D
Z patosem, równie trudna sprawa. Fruwające gołąbki zdarto już do bólu i w piśmie i w obrazach (również tych ruchomych). Co zrobić, gdy to taki samograj, a one tak cudnie się komponują. Może nawet mają umowę z jakimiś braćmi Warner, czy inszym Paramountem? Chociaż, po na myślę, sądzę, że nie, bo już dawno trzeba by płacić tantiemy różnym pajacom od "ochrony" praw autorskich. W tym jednym, jedynym wypadku, nie sposób było zamienić gołębie na orły, bociany, żurawie, czy cokolwiek innego co lata – one tam po prostu były.

Natomiast zupełnie nie pojmuję wywodu z Erosem, siłą sprawczą, a mówiąc wprost, z żywotnością, bo to wyjątkowa historia o umieraniu, a nie trwaniu, czy rodzeniu się nowego. Tu żywotność została złamana, bezpowrotnie. Nie będę dorabiał filozofii, że przecież na gruzach nowe zakwitnie i znów przyjdą ludzie – zbyt wymyślna to figura, na dość prosty przekaz.
Personifikacja natomiast, wydała mi się nieodzowna, z kilku powodów, a porównanie do starej kobiety całkowicie zamierzone i bez trudu możemy wskazać mnóstwo punktów wspólnych. A nawet dokopać się do tych mniej oczywistych (całkiem udanie wskazujesz na kilka). Sama piszesz, więc nie ma co się rozdrabniać, może tylko na koniec: cieszy, że odświeżyłaś wierszydło, bo lubię je, nawet pomimo milczenia, jakie je otacza. A może, tak powinno być? W końcu to cmentarz.
Ciężarówkami wywieziono przeszłe i przyszłe życiorysy - materiał na solidną powieść.

Została jeszcze kwestia "tam". Masz na myśli przerzutnię? Wybacz, że wprost pytam, nie jest to wynik mego lenistwa, czy nawet choroby, jedynie po konfrontacji w naszych komentarzach, wolę mieć pewność, że tropu nie zgubiłem. :)


Sisey - dział wierszy do dupy, sekcja rymowanki, biurko przy oknie.

PS. Mam ogromną słabość do Grecji, więc zupełnie się nie opierałem w trakcie wycieczki.

PPS. Jeszcze raz przeczytałem naszą poprzednią wymianę komentarzy i nareszcie dotarło. Biję się w pierś i żadnego tłumaczenia nie znajduję, że usiłuję bronić czegoś, co sama bronisz. :D
link a dnia 21.09.2010 09:32
Yhm. Dziękuję. Wrócę tu wobec tego na mgnienie, odpowiedzieć jakoś w pigułce (nie gorzkiej) na pytania. W sposobnym czasie.

Wiesz, wiersz bardzo subtelnie wykorzystuje wszelkie możliwe znaczenia secesji. Bardzo mnie zbałamuciła ta jego wrażliwość na odcienie sensów:)
p.s.
Biję się w pierś i żadnego tłumaczenia nie znajduję, że usiłuję bronić czegoś, co sama bronisz.
Uff. Wiesz, o co chodziło:) Lepiej późno niż później, heh. Ano. Broniłeś tego, czego i ja broniłam. Okej, nie ma sprawy. W końcu bronić samotnie jest trudniej niż we dwoje:D Przyjmę więc, że komedia omyłek wynikała z rycerskości;)
Dobrego dnia, sisey.
sisey dnia 21.09.2010 12:15
Ciesze się, że się rozumiemy. :)
link a dnia 22.09.2010 08:20
1) Niebo. schody, które teraz już wyłącznie do nieba... Narrator wszystkowiedzący w liryce, sisey:)?

2) Eros. Doświetlę. Chociaż znowu trochę się obawiam nieporozumień lub spłaszczeń z potężnych skrótów, które tu i tak będą wyglądać na nie wiadomo jaką długość. No, ale nic to. Spróbować najczęściej warto. I tu mi coś mówi, że warto, chociaż mogę się mylić. Po kolei zatem.

-> Grecy (i ci od Okeanosa, i od Gai, i od Erosa) myśleli tak o życiu, jak o śmierci bez zasłonek, czyli złud i pociech, a odradzanie się w naturze miało dla nich, wbrew zwodniczym podobieństwom, odmienne znaczenie niż dla nas. Kiedy Odys w drodze na Itakę przechodzi też przez Hades, dusza Achillesa, dumnego wojownika, po napiciu się krwi, która ożywia zmarłych, mówi do itackiego władcy: Wolałbym do dzierżawcy iść pod biedną strzechę / Na parobka i w roli grzebać z ciężkim znojem / Niż tu panować nad tym cieniów marnych rojem*. Dla Achillesa parobek to byłoby straszne poniżenie. Bezkrwiste cienie wcale nie miały różowo w zaświecie - gdy pamiętać o ziemskim, to wśród asfodeli trwało upiorne nudziarstwo. No chyba że ktoś trafił na Wyspy Szczęśliwe, ale tacy nie zdarzali się równie często jak dziś Każdy ;D.

->Natomiast zupełnie nie pojmuję wywodu z Erosem, siłą sprawczą, a mówiąc wprost, z żywotnością, bo to wyjątkowa historia o umieraniu, a nie trwaniu, czy rodzeniu się nowego. Tu żywotność została złamana, bezpowrotnie. Nie będę dorabiał filozofii, że przecież na gruzach nowe zakwitnie i znów przyjdą ludzie – zbyt wymyślna to figura, na dość prosty przekaz.
Nie proponuję przyłatania filozofii. Proponuję dla wiersza filozofię, hm, dość prostą. Eros, ten prastary, zgodziłby się z Tobą: żywotność została złamana bezpowrotnie. Tylko że dla niego, skoro nie jest człowiekiem, to żaden problem. Złamana? Okej. Przestaje się nią zatem zajmować:
na ulicy
umierała milcząco
secesja
.

– Dobra. To pa, pa, martwiejące – mówi tamten okropny Eros, który nie zajmował się filantropią. Interesowało go wyłącznie, co i jak jest. W znaczeniu "jest naprawdę".
Śmierć? Tak samo jak życie. Jak wszelkie zjawiska. Bez osłon. Bez bawełny. Bez znieczuleń. Jest. Jest mocno. I nic na tę obecność nie poradzisz.

-> Wspominałam o wykorzystywaniu znaczeń "secesji". (Interesuje nas precyzja, nie ujęcie każdystowskie). Secesja, jak wiadomo, to nie tylko styl w sztuce. To też wyodrębnienie się o szczególnych właściwościach.

-> Teraz zechciej spojrzeć:
na ulicy
umierało milcząco
odłączenie.

Żywotność nie polega na tym, że na gruzach nowe zakwitnie i znów przyjdą ludzie. Żywotność polega na tym, że kiedy jedno umiera, drugie w tym czasie nadal żyje i żyć będzie.
Jest zwycięskie. Bo - żyje. Heh.
I choć żyjąc, nie uczestniczy w śmierci, pośrednio jej doświadcza. I tak samo kiedyś umrze, wychodząc spod władzy Erosa.
Ostatnim zaś przejawem miłości (= życia) dla umierającej secesji jest połączenie jeszcze żywej kobiety z jeszcze żywą kamienicą, a tych dwóch z żywymi gołębiami, żywym starcem o lasce, dziewczyną żywą, świadkami zdarzenia etc. Ich złączenie – jak miłosne – w ostatnim tragicznym, a mocnym drgnieniu życia. W buncie przeciw śmierci.
Eros polega na uwspólnianiu/wspólnocie losu tego, co zjawia się na ziemi, wraz z nieodłączną od losu śmiercią, wraz z końcem, zanikiem. Eros, tamten, dawny, jest doświadczeniem potężnej jedności. Ale nie jakiejś rozumianej miłośnie według obecnych egzaltowanych wzorów, jakiegoś harlequinowego jaityjednociałoblabla (tak że chciałoby się wrednie zapytać: a głowa? Też jedna na dwoje ;P?)

->Tamta miłość potrafi wszechobejmować, ale wynika z zachowywania granic, dających mocną tożsamość, aż do śmierci, która unieważnia granice (gruzy = dom, powiedzmy, pozbawiony granic, które sprawiały, że był domem, a nie czym innym. Zatem – martwy).

->Z dzisiejszego punktu widzenia taki Eros może być okrutnikiem, heh, oschłym potworem może. Ale – paradoksalnie – dla człowieka bycie właśnie w takim Erosie oznacza bezbronność w odczuwaniu świata takim, jakim on jest. A nie takim, jakim powinien być, czy jakim chce się go widzieć. Wrażliwość miłości. I zarazem towarzyszącą jej naturalnie niemożność znieczulenia (w żadnej postaci) na jej obiekt. I w związku z tym – wszystko jest wyjątkowe. Właśnie tak. Jedyne. I jedno. I samo. Ale nie samotne.
W takim ujęciu śmierć jest nieszczęściem nieodwracalnym.

->Czyli Eros byłby tym, co – być może poza świadomością autora, nie wiem – pokazuje tekst, sisey. Być może nie mówi o tym jakoś nieskazitelnie, nie żeby jakimś arcydziełem zaraz, ale jednak – mówi. I dla mnie to jest wiele warte.
Nie wiem, czy choć trochę jasno to brzmi. Na razie lepszego skrótu nie wymyśliłam.

4) "Tam". Nie przerzutnia. Nie zmazałam kropki przecież. Po prostu możliwe przy zaimku jednosylabowcu, zamiast dwusylabowego "nieba", przeniesienie akcentu: czekał, handlował, zdychał. Wśród rozmaitych skutków daje też efekt ściszonego = dyskretnego wycia.

A teraz sobie idę. Z pozdrowieniem – ta od rymowanki, która będzie niebawem.

*fragm. Odysei w tłum. Lucjana Siemieńskiego.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:75
Najnowszy:emilikaom