- A jeśli się nie uda? Jeśli nas przyłapią?
- Nie kracz, kobieto- warknął Michał. – Nie ma takiej możliwości.
Kłamał. Możliwość istniała, co więcej, był pewien, że władze uczelni podchwyciły już trop. Wiedział jednak, że musi uspokoić Alicję i to za wszelką cenę, nawet jeśli musiałby uciec się do kłamstwa, tak jak zrobił to w tej chwili.
- Michał, co teraz będzie?- Spytała dziewczyna, pakując się magistrowi na kolana.
- Tłumaczyłem ci. To naprawdę nie takie trudne. Musimy tylko uśpić czujność rektora, a ewentualne podejrzenia skierować w inną stronę.
- Czekaj, nie nadążam- Alicja miała taką minę, jak gdyby rzeczywiście nie docierał do niej sens słów mężczyzny. – Co konkretnie musimy zrobić?
Michał strącił ją delikatnie z kolan, wstał i zaczął nerwowo przemierzać niewielki gabinet.
- Alu, to ty masz tu do odegrania najistotniejszą rolę. Ja po prostu wejdę do biblioteki, zabiorę książkę…
- Starodruk, inkunabuł wręcz… - wpadła mu w słowo dziewczyna.
- Dobrze więc, starodruk… - zgodził się Michał, tylko dla świętego spokoju. – Ja w każdym razie zabiorę wolumin, zadekuję go gdzieś i w odpowiednim czasie użyję jak należy. Ty, moja droga, masz za zadanie zatuszować jakoś jego zniknięcie.
- Zatuszować, łatwo powiedzieć zatuszować – prychnęła Alicja jak rozjuszona kotka. – I jak ja mam to twoim zdaniem zrobić? Człowieku, to jest książka, w dodatku prawie bezcenna, przynajmniej warta ładnych kilkaset tysięcy euro, a nie igła w stogu siana. Tego nie da się tak po prostu ukryć, albo co.
- Na pewno coś wymyślisz, jesteś mądrą dziewczynką.
- Boże, niby magistra zrobił, podobno z wyróżnieniem, a nie rozumie najprostszych rzeczy. Gdyby nagle w bibliotece zabrakło zwykłej książki, no nie wiem, dajmy na to „ Poetyki” Kulawika, albo „ Średniowiecza” Michałowskiej, powiedziałoby się, że jakiś pierwszak wypożyczył i byłoby po sprawie. Ale to jest, jak już mówiłam, bezcenny starodruk, nie można go tak po prostu sobie wziąć, rozumiesz?
- Nie da to się parasola w pewnym miejscu otworzyć – parsknął Michał. – Wszystko inne jest możliwe, tylko trzeba mniej, lub bardziej przemyśleć plan działania. – A teraz wybacz, kilku studentów czeka na poprawkę. Dokończymy tę rozmowę później i wolałbym, prawdę mówiąc, żebyś przez ten czas dobrze zastanowiła się nad swoim stanowiskiem w tej sprawie.
***
Staliśmy z opuszczonymi głowami, czekając na egzekucję. I to nie byle jaką – zbiorową. Tak, zabiją nas w wyjątkowo brutalny sposób, delektując się naszym cierpieniem jak zgraja wampirów świeżą krwią. Wszyscy mieliśmy tę świadomość. Niektórzy radzili sobie z nią dobrze, inni zdecydowanie gorzej. Słabsi zaczynali już zdradzać objawy, jeśli nie obłędu to przy-najmniej silnego rozstroju nerwowego. Byli tacy, którym ciemniało przed oczami z przerażenia i musieli czepiać się ścian, aby nie upaść. Kilka dziewcząt siedziało na podłodze z przymkniętymi oczami, bezgłośnie poruszając ustami. Wyglądało to tak, jak gdyby przed śmiercią powierzały dusze Bogu, albo robiły rachunek sumienia. A może i jedno i drugie? Chłopcy radzili sobie zupełnie inaczej, to znaczy wyszukiwali najbardziej wymyślne przekleństwa i klątwy, a potem półgłosem mełli je w ustach, dając upust negatywnym emocjom.
Jeśli chodzi o mnie, cóż, stałam z boku patrząc tępym wzrokiem przez okno. Czułam się zupełnie pusta, wyprana z jakichkolwiek emocji. W zasadzie nie było w tym nic dziwnego, zawsze w ten sposób reagowałam na sytuacje stresogenne.
- Boisz się? – Usłyszałam za plecami znajomy głos.
- A jak ci się zdaje?- Odwróciłam się gwałtownie, przy okazji smagając przyjaciela warkoczem.
- Nie wiem, wyglądasz jakby cię w ogóle nie obchodziło, że za chwilę wszyscy dostaniemy tępą klingą w serce, albo wwiercą nam się zardzewiałym świdrem w mózg i będą patrzeć, jak nasza istota szara wypływa wprost na zielony dywan...
- Freudem to ty nie jesteś- prychnęłam. – Kamil, na Boga, chyba każdy tutaj przeżywa to samo, ja nie jestem wyjątkiem. Wystarczająco się boję i bez twoich makabrycznych wizji, więc błagam cię, oszczędź mi tego. Chyba że chcesz, żebym padła na zawał jeszcze zanim wejdę na ten cholerny egzamin.
- Podobno Malinowski wyżywa się na studentach, bo Dorsz blokuje mu doktorat - Kamil zręcznie zmienił temat.
- Prosiłam, żebyś mnie nie straszył – jęknęłam. – Swoją drogą, niezły pasztet. Malinowski w ogóle jest okropny, a jeszcze jak się zacznie odgrywać za swoje niepowodzenia, będzie mogiła. Usadzi nas wszystkich jak nic.
- No cóż, to by było klasyczne powielanie schematów – Kamil dalej bawił się w domorosłego mistrza psychoanalizy. – Ale wiesz co mówią? Wszyscy jesteśmy dziećmi profesora Dorsza, więc Malinowski też. Uczy się gnębienia Bogu ducha winnych pierwszaków od najlepszych. Teraz spektakularnie z nami skończy.
- Przestań w tej chwili! – Wrzasnęłam, podchodząc do drzwi gabinetu, by po chwili zamknąć je z drugiej strony.
***
Kiedy jesteś magistrem polonistyki czasem może ci się zdawać, że pozjadałeś wszystkie rozumy. W końcu masz za sobą kilka naprawdę trudnych egzaminów, do których uczyłeś się nocami, czasem śpiąc po kilka godzin na dobę. Ponad to wiesz prawie wszystko o wybitnych twórcach literatury polskiej i światowej, a także całkiem sporo o tych, których rolę w kształtowaniu konwencji artystycznych oceni dopiero historia. Twoja wiedza jest doprawdy imponująca. Znajomi wiele razy pytają cię o radę w kwestii doboru lektur, a władze uczelni zaproponowały ci etat wykładowcy, tuż po tym, jak śpiewająco obroniłeś pracę magisterską. Na-prawdę, możesz być z siebie, chłopie, dumny. Możesz, ale jeśli nazywasz się Michał Mali-nowski, wcale nie jesteś. Przeciwnie, w pewnym momencie dochodzisz do wniosku, że twoje życie za żadną cholerę nie ma sensu.
Siadasz przy okrągłym, szklanym stoliku z kubkiem mocnej kawy w dłoniach i, zaciągając się jej gorzkawym aromatem, robisz wstępny rachunek zysków i strat. Im dłużej o tym myślisz, tym wyraźniej jawi ci się szarość codzienności. Pracę, owszem masz, ale z czego tu się cieszyć, skoro polega ona głównie na przelewaniu zdrojów wiedzy do opustoszałych głów studentów, którzy w żaden sposób nie są w stanie okazać wdzięczności, czy choćby cienia zainteresowania. Podnoszenie kwalifikacji zawodowych, w postaci pisania doktoratu, też spaliło na panewce dzięki pewnemu pracownikowi twojej katedry, z tytułem dłuższym niż nazwisko, który, zgodnie ze swoim dziwnym, całkowicie niezrozumiałym hobby, usiłuje za wszelką cenę udowodnić, że to ty cierpisz na przerost ambicji.
Jeśli chodzi o życie osobiste, też nie bardzo masz się czym pochwalić. Dwa zupełnie nieudane związki, a trzeci rozpadł się, jeszcze zanim na dobre rozpalił ogień w twoim sercu. Słowem, można by powiedzieć, że jesteś klasycznym przykładem na to, jak bardzo młodzieńcze ideały różnią się od rzeczywistości.
Pociągasz łyk kawy, przez chwilę trzymając ją w ustach. Ciepło przyjemnymi falami rozchodzi się po ciele. Dzięki temu na moment przestajesz widzieć świat w szaroczarnych barwach. Dochodzisz do przekonania, że jeśli życie nie ma sensu, trzeba ten sens odnaleźć. Nie odkryłeś Ameryki, wielu przed tobą wiedziało to samo, ale ty masz przewagę, bowiem przynajmniej domyślasz się jak to zrobić.
Przypominasz sobie, jak wieki temu, ktoś, kogo ledwie pamiętasz, powiedział, że gdy za-wiodą wszelkie inne środki, należy zwrócić się do sił nadprzyrodzonych. Te, jak wiadomo, działają wolno, ale skutecznie.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Serina · dnia 28.03.2010 10:09 · Czytań: 579 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: