Kiedy byłem małym chłopcem cz. IV - bassooner
Proza » Groteska » Kiedy byłem małym chłopcem cz. IV
A A A
Szkoła podstawowa.


Żeby jakoś bliżej określić nasz stosunek do szkoły, nauki, dyscypliny i tym podobnych, powiem tylko, choć obecnie wydać się to może nieprawdopodobne, a i ja sam powątpiewam w to od czasu do czasu, że po półroczu, naszą „pakę”, zwolniono z nauki języka niemieckiego... cała reszta musiała uczęszczać, a my nie. Owy niespodziewany suwenir zawdzięczaliśmy pani od nauki tegoż języka, której, w kilka tygodni po naszym zapoznaniu, gdzieś w połowie października, siadły nerwy i zaczęła zażywać tabletki na uspokojenie. Widocznie były niewystarczające i w końcu bardzo skutecznie, na kolanach, ubłagała dyrektora szkoły o wykluczenie nas z tych lekcji. Mieliśmy wtedy tak zwane „okienko” i błąkając się jak bezpańskie psy, robiliśmy sobie z nudów, na przykład, dodatkową lekcję wf, a właściwe gry w dupniaka. Kiedy znudziło nam się kopanie piłki, szliśmy nad rzeczkę dmuchać żaby, wrzucać do niej młodszych napotkanych kolegów albo do cukierni po pączki, jak ktoś miał jakieś pieniądze. Przechodząc obok sali na parterze, gdzie reszta naszej klasy w stresach odbywała naukę, krzyczeliśmy im zawsze na powitanie „haj hitla”. Pani wtedy zamykała okna.

Moi koledzy pochodzili z naszego rewiru. W rewirze mieścił się dom dziecka prowadzony przez siostry zakonne, wobec tego było też kilku chłopaków z „bidula”. Byli oni zawsze głodni, zawsze zadziorni i zawsze ogoleni prawie na glacę, a to z powodu kar, jakie tam stosowano, czyli na przykład strzyżenia na „jajo”. Kiedy tylko, ledwie któremu odrosły włosy, znowu coś tam przeskrobał, znowu zarządzano karę i znowu był golony na „jajo”. Byli jednak zawsze bardzo weseli, pomimo strasznych rzeczy jakie przeszli oraz braku prawdziwego domu. Ich inteligencja oraz zdolność do zapamiętywania rzeczy ważnych, wyrażana była dokumentną wiedzą o śniadaniowym menu w obcych tornistrach. Wiedzieli kto z klasy, i nie tylko, ma chleb obłożony w danym dniu serem, dżemem bądź wędliną. Kiedy mieli ochotę na kanapkę z żółtym serem, a był poniedziałek, to szukali w tornistrze Ali, bo Beata miała żółty ser przeważnie w piątek, a w poniedziałki miała z wędliną, Kacha za to w poniedziałki miała z dżemem, z żółtym we wtorki albo środy, a z wędliną, jako córka pierwszego sekretarza „czegoś tam”, właśnie, na złość w piątki.


W szkole zmieniały się, tak jak pory roku, nasze preferencje do czynienia psikusów. Raz to strzelaliśmy z gumek i skobelków, kiedy indziej z rurek i plastelinowych pocisków, przykładaliśmy naładowane kondensatory do uszu, czy też sikaliśmy plastikowymi strzykawkami. Z tymi nie było najmniejszego problemu, ponieważ nasza szkoła sąsiadowała ze szpitalem. Chodziliśmy więc do szpitalnego śmietnika, gdzie grzebiąc pośród różnych okropnych rzeczy zdobywaliśmy je, narażając niejednokrotnie swoje młode i cenne zdrowie. Okrwawione gazy i bandaże, wata, gumowe rękawiczki oraz bliżej nie sprecyzowane odpady medyczne, nie były jednak w stanie zniechęcić nas od szabrowania pośród tego „siedliska chorób i bakterii”. W końcu dyrektor musiał wydać dekret o całkowitym zakazie wchodzenia na tereny szpitalne, poparty wzmocnieniem ogrodzenia drutem kolczastym.

Do teraz nie wiem, czy uczynił tak z troski o nasze zdrowie czy też miarkę przebrał Wiciu urozmaicając ze starszymi kolegami szpitalną dietę o kępy trawy wrzucone przez uchylone okno, do wielkiego kotła z zupą jarzynową, gotującą się w szpitalnej w kuchni.

Najwspanialszą rzeczą, jaka mogła nas w szkole spotkać, pomijając okienko w czasie „niemca”, lekcję wf oraz przerw, była wyprawa po obiad specjalnym wózkiem. W naszej szkole nie było kuchni, ale obiady były wydawane w stołówce, dla chętnych uczniów oraz nauczycieli na dużej przerwie. Pchaliśmy więc dwukołowy wózek z pustymi termosami prawie przez całe miasto do sąsiedniej szkoły, gdzie kuchnia była. Zajmowało nam to akurat jedną godzinę lekcyjną; wyprawa zaczynała się przed lekcją, po której następowała duża, obiadowa przerwa i trzeba było zdążyć przed jej zakończeniem. Korzyści były dwojakie; dodatkowe „okienko” i możliwość zjedzenia czegoś tam po drodze. Czasami nawet udawało się „wysępić” od kucharek jakiegoś zabłąkanego kotleta czy klopsa. Był tylko jeden haczyk, a haczyk ten nazywał się Bronek.

Bronek był niski, ale nabity jak iron man i zawsze zły. Na dokładkę nie lubił nikogo, a w szczególności uczniów z innych szkół. Był weteranem, który już któryś raz z rzędu repetował ósmą klasę. Umiał się bić i zdarzało się, że walczył z dużo większymi i starszymi od siebie wskakując na nich i podduszając dopóki nie padli. Jak padli, było po nich bo Bronek miał kamloty zamiast pięści. Wieść o Bronku skutecznie odstraszała od pokazywania się w okolicach szkoły podstawowej nr 1, gdzie rządził, dlatego też chętnych na „wózkową” wyprawę po obiad nie było wielu. Ja jednak wraz z kumplami z „bidula” woleliśmy ryzyko spotkania z nim, niż czterdziestopięciominutową katorgę w ławce. Choć nauczyciele nie chcieli zwalniać więcej niż dwie osoby, my zawsze staraliśmy się jechać we trójkę, czwórkę, aby w razie potrzeby dać radę Bronkowi. Trzeba było tak wymiarkować, aby dojechać już grubo po zakończeniu przerwy, bo jemu nie spieszno było na lekcje i szwendając się po szkole wypatrywał komu by tu jeszcze spuścić łomot. Owa separacja udawała nam się dość długo, jednak razu pewnego doszło do spotkania z nim, a my niestety, z jakichś tam powodów, byliśmy we dwójkę. Mieliśmy szczęście, bo Bronka głód był owego razu, silniejszy od pragnienia spuszczenia komuś manta i wykupiliśmy się dwoma schabowymi i jabłkiem. Bronek jak przystało na prawdziwego twardziela, po skończeniu podstawówki, a następnie SPZ - tu (szkoła przysposobienia zawodowego), którą to dumnie nazywaliśmy „szkołą poszukiwaczy złota”, został rzeźnikiem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
bassooner · dnia 30.03.2010 08:58 · Czytań: 1094 · Średnia ocena: 3,8 · Komentarzy: 11
Komentarze
Usunięty dnia 30.03.2010 10:02
Tekst płynie w dobrym rytmie. Panujesz nad słowem. Dodałbym scenki dialogowe, by trochę ożywić opowieść.
bassooner dnia 30.03.2010 18:57
dialogi powiadasz? ożywiają opowiadanie, a i humor uzyskasz większy niż z opisów... pomyślę... ;-)))
Miladora dnia 30.03.2010 19:03 Ocena: Dobre
Witaj, Bassooniu, po powrocie. :D

I do roboty: ;)

- że po półroczu, naszą „pakę”, zwolniono z nauki - bez przecinków

- Owy niespodziewany suwenir - ów (ten suwenir)

- znowu coś tam przeskrobał, znowu zarządzano karę i znowu był golony na „jajo”. Byli jednak zawsze bardzo weseli, - trochę dużo powt.
- wyrażana była dokumentną wiedzą

- kto z klasy, i nie tylko! ma chleb obłożony, w danym dniu, serem - zamień wykrzyknik na przecinek, pozostałe przecinki usuń

- Raz to strzelaliśmy z gumek i skobelków - "to" niepotrzebne

- W końcu dyrektor, musiał wydać - bez przecinka

- W końcu dyrektor, musiał wydać dekret o całkowitym zakazie wchodzenia na tereny szpitalne, poparte, wzmocnieniem ogrodzenia drutem kolczastym. - jeżeli wydal dekret, to poparty wzmocnieniem ogrodzenia. Bez przecinka po "poparte".

- czy uczynił tak z troski o nasze zdrowie, czy też miarkę przebrał Wiciu urozmaicając, ze starszymi kolegami, szpitalną dietę o kępy trawy wrzucone, przez uchylone okno, do wielkiego kotła z zupą jarzynową, gotującą się (w) szpitalnej w kuchni. - podkreślone przecinki do wyrzucenia, dodaj "w"

- Najwspanialszą rzeczą(,) jaka mogła nas w szkole spotkać, pomijając okienko w czasie „niemca”, lekcję wf oraz przerwy(,) była wyprawa

- oraz przerwy była wyprawa po obiad specjalnym wózkiem. W naszej szkole nie było kuchni, ale obiady były wydawane w stołówce, dla chętnych uczniów oraz nauczycieli na dużej przerwie. Pchaliśmy więc dwukołowy wózek z pustymi termosami, prawie przez całe miasto do sąsiedniej szkoły, gdzie kuchnia była. - powt.

- wózek z pustymi termosami, prawie przez całe miasto - bez przecinka

- jakiegoś zabłąkanego kotleta, czy klopsa. - bez przecinka

- Umiał się bić i zdarzało się, że walczył - powt.

- wskakując na nich i podduszając(,) dopóki nie padli.

- było po nich(,) bo Bronek miał kamloty

- Trzeba było tak wymiarkować, aby dojechać już grubo po zakończeniu przerwy, bo jemu nie spieszno było na lekcje - powt.

- po szkole wypatrywał(,) komu by tu jeszcze

- jednak razu pewnego/był owego razu - powt.

- byliśmy we dwójkę/głód był - powt.

- Bronek(,) jak przystało na prawdziwego

Bassooniu - jak na Ciebie, to dość nieporadne stylistycznie tym razem. Wiem, że jest to w pewien sposób język chłopca, ale można zachować jego charakter nie stosując tak licznych powtórzeń. One psują wrażenie płynności opowiadania. ;)
Doszlifuj to, bo takie wspomnienia są ciekawe i szkoda by było, gdyby poszczególne części różniły się poziomem wykonania.
Na dzisiaj "dobry" z możliwością negocjacji. ;)

Mam nadzieję, że będą następne części. :D
Buźka
SzalonaJulka dnia 30.03.2010 23:42
Ojaaaaa... Miladora coś przeoczyła :bigeek:

Cytat:
Kiedy byłem małych chłopcem cz. IV

hehe pod takim tytułem też by mogło być niezłe opko

PS. wrócę
bassooner dnia 31.03.2010 00:00
ło matko! ile błędów! no tak to jest ja się pisze na kolanie w banie i przepisuje na chybcika, a bajtel ciągnie za rękaw... ;-)))

obiecuję poprawę!
kocham pa pa... bass
gresud dnia 31.03.2010 14:41 Ocena: Świetne!
Basso..., ty, ja ciebie proszę, ty lej na błędy, bachorka zapakuj do wyrka, rozsiądź się wygodnie przy biurku, czy choćby kuchennym stole, zrób sobie dzbanek kawy, herbaty, lub parę piw, albo i jakąś zacną flaszeczkę, co by ci w ustach nie zaschło, a wspomnienia i myśl przędły się swobodnie iiiiiiiiiii pisz!!!! Czytając twoje wspomnienia przenoszę się do mojego dzieciństwa i miód rozlewa mi się po całym sercu. Ech.... piękne były czasy, piękne!!!! A i warsztacik - osobiście uważam - kolega ma całkiem, całkiem, więc pisać się należy, jak najwięcej, na uciechę czytającej gawiedzi i potomnym na pamiątkę. U mnie masz ŚWIETNIE!!!!
magdam dnia 31.03.2010 18:24 Ocena: Dobre
Miladora wyłapała wszystko, pozostało mi tylko powiedzieć - to można czytać. Jest dobrze i proszę o następne.
przyroda dnia 31.03.2010 19:38 Ocena: Bardzo dobre
No fajno Bass...chociaż wiem, że stać Cię na większe "jajo"... może uznasz...że się czepiam...ale jakoś drażniły mnie przy czytaniu....zwroty typu"kogoś tam"...coś tam...czegoś tam"... to tak jakby zabrakło Ci pomysłu....ogólnie nie jest źle ale zawsze może być lepiej...następnym razem...

Pozdro!
przyroda dnia 31.03.2010 19:39 Ocena: Bardzo dobre
bassooner dnia 31.03.2010 22:20
bardzo wielkie "dziękuję" za wasze czytania - pomyśle, może pozmieniam i popoprawiam. niechlujstwo, jak już wspomniałem, z braku czasu. kocham pa pa... bass
Jack the Nipper dnia 02.04.2010 15:56 Ocena: Bardzo dobre
Haj Hitla rozbawiła mnie niemożebne. Może dlatego, że za młodu bawiliśmy sie w wojnę zawsze celowo i złośliwie pod oknami mieszkania w którym przebywały dwie staruszki. jedna z nich, starsza miała jakąś traumę wojenną, a druga zawsze wyskakiwała do nas i krzyczała abyśmy przestali strzelać. Może i źle się jej kojarzyła sama zabawa, ale pretensje o to, że dzieci biegają z kijkami i krzyczą pif-paf oczywiście przynosiły skutek odwrotny.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
Gabriel G.
14/04/2024 12:34
Bardzo fajny odcinek jak również cała historia. Klimacik… »
valeria
13/04/2024 23:16
Hej miki, zawsze się cieszę, gdy oceniasz :) z tobą to jest… »
mike17
13/04/2024 19:20
Skóra lgnie do skóry i tworzą się namiętności góry :)»
Jacek Londyn
12/04/2024 21:16
Dobry wieczór. Dawno Cię nie było. Poszperałem w tym, co… »
Jacek Londyn
12/04/2024 13:25
Dzień dobry, Apolonio. Podzielam opinię Darcona –… »
Darcon
11/04/2024 19:05
Hej, Apolonio. Fragment, który opublikowałaś jest dobrze… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:31
Najnowszy:Mizune__