Starsza kobieta po pięćdziesiątce klęczała na parkiecie wyżymając mokrą szmatę do miski. Blado-czerwona woda ściekała ze ściery do plastikowej wanienki, pełnej cieczy, która odbijała się dziwnym bordowym zabarwieniem kontrastując z ciemnoniebiekim kolorem plastiku. Natrętne pukanie do drzwi rozległo się po mieszkaniu. Po chwili kilka cichych stuknięć, jakby ktoś z zewnątrz wduszał przycisk dzwonka, lecz nie słysząc żadnego dźwięku, uderzał kilkoma palcami o drzwi, by mieć pewność, że ktoś wreszcie go usłyszy. Kobieta podniosła się ociężale poprawiając staromodną spódnicę, z kolanami mokrymi od zabarwionej wody. Podeszła do drzwi, posuwając kapciami po parkiecie, jakby otyłe ciało i słabe kości sprawiały jej trudność w chodzeniu.
-Już, już! Już otwieram. - Spojrzała uważnie przez wizjer, przekręciła zamek w drzwiach i chwyciła za klamkę.
Drzwi od razu otworzyły się, jakby bez jej udziału i do środka wszedł mężczyzna w czarnych włosach. Twarz miał pokrytą zdrowym, czerwonym kolorem, jakby właśnie przebiegł co najmniej kilka kilometrów. Dyszał przy tym niemiłosiernie i dopiero za trzecim lub czwartym wydechem zdołał wycisnąć z siebie słowo.
- Przemek?
- Jest... jest Grażyna? - Przełknął gęstą ślinę i miał wrażenie jakby wleciała prosto do obolałych od kłucia płuc.
- Przemek, coś się w domu stało nieszczęśliwego! - Matka Grażyny załamała ręcę zacisnęła oczy pełne łez.
- Mamo, co się stało? - Przemek patrzył w twarz teściowej dostrzegając w jej rysach starszą wersję swojej żony.
Cerę miała ciemną, która tu i ówdzie maskowała zmarszczki na twarzy. Krótkie blond włosy, uczesane na bok, układały się w fale, które ze dwadzieścia lat temu spływały aż po łopatki. Teraz, ta niegdyś piękna kobieta, godnie się starzała.
- Nie wiem dokładnie, - mówiła z wykrzywioną miną.
Odwróciła się nie przestając mówić i skierowała do pokoju gościnnego.
- Sam zobacz. Ktoś ich chyba pomordował! Boże Miłosierny!
Łzy popłynęły jej po policzkach, a głos zarwał się blokując słowa.
- Nawet nie wiem, co się z nimi dzieje. Telefon Grażyny został w domu.
Przemek wszedł za teściową do pokoju i zamarł. Światło wpadające przez szerokie okna odbijało się od rozrzedzonej krwistej plamy na parkiecie. Obok niej leżała mokra szmata z granatową miską wypełnioną czerwonawą wodą. Jasnoczerwone smugi rozmazywały się po drewnianym regale i nieskazitelnie czystej podłodze. Kilka kroków dalej, pod ścianą leżał jasnoszary pluszowy miś, którego sympatyczny uśmiech przekreślały wąskie smugi krwi. Myśli Przemka wypełniły się obrazami morderstwa, nierównej walki młodej kobiety z nieznanym napastnikiem, której świadkiem było równie bezbronne dziecko. Wybiegł z pokoju i sprawdził pozostałe pomieszczenia, zatrzymując się na dłużej w małym pokoju z plakatami na ścianach i znajomą pierzyną w żółte gwiazdki. Pokoje były uporządkowane, bez śladów plądrowania. Wszystko było w jak najlepszym porządku, tak jakby ktoś, najwyraźniej znajomy, wtargnął do domu tylko po to by ich zabić.
- Dzwonię na policję! - Powiedział chyba bardziej do siebie, bo teściowa na tym etapie nie próbowała nawet powstrzymać płaczu.
Siedziała na kanapie z twarzą w dłoniach i głośno pochlipywała. Przemek wyciągnął telefon komórkowy z kieszeni spodni. W tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi wejściowych. Kobieta prawie natychmiast ucichła i spojrzała ze zdziwieniem na Przemka. Ten rzucił się do wyjścia i otworzył z rozmachem drzwi. Na wycieraczce stał drobny pomarszczony mężczyzna w podeszłym wieku, z siwym wąsem i zakrwawionym rękawem na starej, kraciastej koszuli. W trzęsącej się dłoni trzymał długi nóż kuchenny.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Daniel Radziejewski · dnia 31.03.2010 09:52 · Czytań: 1112 · Średnia ocena: 1,33 · Komentarzy: 14
Inne artykuły tego autora: