„Wszystko, co wiesz o Amandzie”
Amanda zbudziła się w środku nocy. Przyśniła się jej szyderczo śmiejąca się głowa, która odbijała się od podłoża niczym piłka. Kobieta przewracała się z boku na bok. Czuła się dziwnie, nieswojo. Nie mogła zasnąć.
Jedyne pocieszenie stanowił głos baraniego beczenia. Często słyszała ten dźwięk, ale nigdy się do tego nie przyznawała. „Skoro nikt nie słyszy baranka, to znaczy, że mam nienormalne przesłyszenia” - myślała. Nie bała się dźwięku beczenia. On po prostu był i tyle.
„Ten księżyc zaglądający przez okno, za mocno świeci” - stwierdziła. Wstała i zasunęła zasłony.
Księżyc powodował, że Amanda budziła się nocą, mówiła przez sen, o czym nie pamiętała, a nawet lunatykowała. „Dlaczego tak mocno reaguję na księżyc?” - zastanawiała się. - „Przecież to bez sensu. Inni tak nie mają”.
Amanda miała znajomych, przyjaciół i tak ogólnie była lubiana, a jednak sypiała sama. Bała się siebie bez kontroli umysłu. Bała się siebie, gdy znajdowała się w otchłaniach snu, a szczególnie w czasie pełni. Wstydziła się, że może powiedzieć, albo zrobić coś głupiego.
***
Jednak nigdy by siebie nie posądziła o zbrodnie, gdyby nie przygoda z Maurycym.
Jej kochanek zbudził ją, gdy klęczała nad nim z nożem uniesionym wysoko, z ręką gotową do zadania ostatecznego ciosu.
- Co robisz! - krzyknął Maurycy, chwytając Amandę za nadgarstek.
- Ach! - jęknęła kobieta wybudziwszy się ze snu. - Nie chciałam cię zabić. To tylko sen.
- A nóż nade mną?! Jestem wstrząśnięty! Chciałaś mnie zabić!
- Przepraszam, nie chciałam. Naprawdę nie chciałam. Proszę nikomu nie mów.
- Nie powiem, ale z nami koniec! Musisz się leczyć, bo inaczej w końcu kogoś zabijesz.
Maurycy ubrał się i wyszedł.
„Odszedł na zawsze. Nienawidzi mnie, bo sądzi, że chciałam go zabić” - pomyślała.
Amanda zaczęła płakać, a jedynym pocieszeniem był z oddali dobiegający śmiech baranka.
Wtedy przypomniała sobie historię z wakacji. Na polu namiotowym, nocą, ktoś zasztyletował młodego mężczyznę. Winnego morderstwa nie wykryto. A przecież rankiem, po owej nocy, Amanda miała na rękach i na spodniach dresowych (w których spała) krew. Wtedy sądziła, że umazała się własną menstruacyjną krwią.
„Wtedy była pełnia księżyca. Niebo bezchmurne. Księżyc świecił jasno. Bola mnie głowa” - przypominała sobie. - „To chyba ja wbiłam nóż w serce nieznanego mi człowieka” - przeraziła się. - „Nie przyznam się. Nigdy! Nie chcę iść do więzienia. Przecież nie zabiłam świadomie”.
***
Po kilku dniach ni stąd ni zowąd, Amandę odwiedził Maurycy.
- Jak przyszedłeś prawić mi kazania, to możesz sobie darować. Nagrałam siebie na kamerze. Wiem, że w nocy chodzę po pokoju, przestawiam przedmioty, opowiadam dłuższe, w miarę logiczne, historie. Mam otwarte oczy. Uwierz mi jednak, że ja śpię.
Maurycy słuchał, w milczeniu, wyjaśnień.
- Mam się kajać? Prosić cię o wybaczenie? Czego chcesz? - dopytywała się coraz rozpaczliwiej.
- Nie przyszedłem cię potępić. Chciałem zapomnieć o tobie i o tym, że chciałaś mnie zabić. Doszedłem jednak do wniosku, że nie mogę tak beztrosko zostawić całej sprawy. Wcześniej, czy później zdarzy się tragedia. Może już się wydarzyła?
Amanda głośno przełknęła ślinę.
- Polecimy razem na Maderę.
- Cudownie – rozmarzyła się. Na moment zapomniała o swoich snach. - Uwielbiam Maderę. Zachwycające kolorowe kwiaty, zielone pnącza, urwiska, zapierające dech krajobrazy, no i ocean, fale. Strasznie się cieszę! A myślałam, że mnie rzuciłeś?
- Nigdy nie byliśmy razem – stwierdził Maurycy.
- No, tak... - zgodziła się z rozmówcą. - Ale wyskoczyłeś tak nagle z podróżą.
- Nie polecimy na Maderę jako para, ani w ogóle na wakacje. Lecimy tam, żeby ci wszczepić elektrody do mózgu. Na świecie jest cała kupa naukowców i wynalazców. Kiedy opisałem w necie twój przypadek zgłosiło się kilkunastu chętnych. Niektórzy gotowi byli sporo zapłacić za... hmmm... twoją głowę.
- Elektrody? - zdziwiła się Amanda.
- Spokojnie. Z kilkunastu ofert musiałem odrzucić wszystkie oprócz jednej. Większość badaczy pracuje dla wojska, albo terrorystów, co zasadniczo na jedno wychodzi. Zrobili by z ciebie super żołnierza, szpiega, zamachowca, z którego nie można, nawet na torturach, wycisnąć żadnych zeznań.
- Elektrody?
- Chyba elektrody. Joachim przetestuje cię najpierw. Być może za pomocą nieszkodliwych wirusów wszczepi ci zaprojektowane w laboratorium, nowe geny. Moim zdaniem jednak pewniejsze są elektrody.
- Ja nie chcę żadnych operacji! A tym bardziej na mózgu – rozżaliła się kobieta.
- Wolisz mordować niewinnych ludzi!? A może mało cię inni obchodzą? W takim razie wcześniej, czy później ktoś cię złapie. Teraz czasy są inne. Monitoring instaluje się w wielu miejscach. Jak cię złapią, to zgnijesz w pierdlu. Ostrzegam. Nikt nie uwierzy, że spałaś z otwartymi oczami!
Maurycy nie potrafił opanować emocji. Nie dość, że kobieta o mało nie pozbawiła go życia, nie dość, że namęczył się, żeby skontaktować się z naukowcami prowadzącymi tajne, a często zakazane prawem eksperymenty, to jeszcze musiał walczyć z niechęcią do operacji i kobiecymi fochami.
- Zastanowię się – powiedziała Amanda.
- Nie drażnij mnie nawet. Joachim i jego współpracownicy już czekają na ciebie. Możesz się pakować, albo i nie. W każdym razie przed świtem odlatuje nasz samolot.
***
Maurycy i Joachim poszli na spacer po Ogrodzie Tropikalnym mieszczącym się w centrum Madery.
- I jak tam eksperymenta? - zagadną Maurycy przyglądając się roślinie z opisem, że jest reliktowa.
- Jest już dobrze. - Joachim rozwiązał apaszkę i pokazał Maurycemu strupa na szyi. - Widzisz? Przeciągnęła mi sznurkiem po szyi.
- Wygląda jakbyś miał bliznę po doszyciu obciętej głowy.
- Milimetry, a byłoby po mnie.
- Bestia, nie kobieta – podsumował Maurycy.
- Wszczepiłem jej elektrody do mózgu. Nie będzie zabijać... Tak sądzę. Mogę przełączać, włączać i wyłączać jej nastroje.
- To fajne – stwierdził Maurycy przyglądając się roślinie z opisem, że jest endemiczna.
- Fajne, ale lada dzień sama się tego nauczy. Ma podrasowany umysł. Wzrósł jej iloraz inteligencji – pochwalił się swoimi osiągnięciami Joachim. - Trochę się obawiam, że jak nie będę mieć jej pod nadzorem, to znowu coś zmaluje. Powinienem ją poobserwować przynajmniej przez pięć lat. I to no stop.
- Amanda się nie zgodzi.
- Właśnie, tego się obawiam. Ucieknie, gdy siłą będziemy ją przetrzymywać. Poza tym jest jakby moim dzieckiem, moim dziełem, moim wynalazkiem. Też nie chcę, żeby coś ją złego spotkało i zmarnowała się moja praca.
- Ciężka sprawa – westchnął Maurycy.
- Mam pomysł, ale musisz mi pomóc.
- W czym rzecz?
- Powiedz mi wszystko, co wiesz o Amandzie. Co lubi i takie tam. Postanowiłem, że się z nią ożenię. Muszę ją najpierw rozkochać w sobie. Tylko w ten sposób eksperyment mojego życia będzie bezpieczny i stale pod moim nadzorem.
- Joachimie, to szaleństwo.
- Nauka wymaga poświęceń. Poza tym ona naprawdę mnie fascynuje. Słyszy fale elektromagnetyczne niesłyszalne dla normalnego człowieka. Nazywa je głosem baranka. Jest wynaturzeniem przyrody, ale dzięki niej, mam szansę odkryć, zbadać coś nowego!
- Podpowiem ci coś na początek. Chodź przy niej bez apaszki. Niech widzi twojego krwawego strupa. Jak ją znam, będzie mieć wyrzuty sumienia i będzie ci chciała zrekompensować wyrządzoną krzywdę. A tak z ciekawości spytam, czy chciała zabić jeszcze kogoś, oprócz ciebie?
- Nie, chyba nie.
- To znaczy?
- Nie chcę oskarżać bez dowodów – zadumał się Joachim. - W każdym razie jeden z moich współpracowników spadł z klifu wprost do oceanu. Miejscowa policja stwierdziła samobójstwo. Szczerze powiedziawszy całkiem możliwe, że Amanda go popchnęła.
- Całe szczęście, że już wszczepiłeś jej elektrody.
- Martwisz się o nią? Jako naukowiec staram się hamować emocje. Jednak zauważyłem, że mężczyźnie trudno pozostać obojętnym w stosunku do kobiety, która chciała go zamordować. A do tego Amanda jest zupełnie niewinna.
***
Amanda zbudziła się w środku nocy. Miała piękny sen o tym, że sielsko zbiera grzyby w lesie. Czuła się szczęśliwa. Nagle usłyszała beczenie baranka. Skupiła się mocniej i stwierdziła, że po raz pierwszy rozumie sens tajemniczego dźwięku.
Baranek mówił:
- Każdy ma jakieś tajemnice, których nigdy nikomu nie wyjawi, a z pamięci trudno je wymazać. Kiedy księżyc świeci pełnym blaskiem wbijasz nóż w serce nieznajomego.
- Nie widzę cię, a słyszę. Kim jesteś? Wytworem mojej wyobraźni? - spytała Amanda.
- Beeeee. Twój gatunek uznaje tylko to, co zobaczy, zmierzy i zważy. Nasze terytoria, przestrzenie przenikają się.
- Jesteś stworem z kosmosu?
- Ha, ha, ha. Moja cywilizacja powstała dużo wcześniej niż ludzka.
- Dlaczego tylko ja słyszałam beczenie baranka, a teraz rozumiem znaczenie twoich słów. Dlaczego tylko ja?
- Bez przesady. Nie jesteś, aż tak wyjątkowa. Słyszą nas ci, których wybierzemy. Szczerze mówiąc jesteście dla nas maskotkami, jakby zwierzątkami domowymi. Po prostu lubię nocami, przy pełni księżyca, bawić się tobą w aportowanie.