Biuro mieściło się na trzecim piętrze starej kamienicy, droga w dół nie była więc długa. Stanąłem pod niewielkim dachem, który osłaniał wyjście z budynku. Odpaliłem papierosa i ruszyłem przed siebie. Deszcz nie był przeszkodą w moim nocnym spacerze. Od mieszkania dzieliły mnie jakieś dwa kilometry. Mniej więcej w połowie drogi znajdował się mały bar połączony ze stacją benzynową, postanowiłem wstąpić tam na piwo. Często przed snem zapewniałem sobie dawkę alkoholu. Stacja mieściła się przy skrzyżowaniu ulicy, na której było moje biuro, ze znacznie większą, przecinającą dużą część miasta. Odwiedzałem to miejsce dosyć często, był to jedyny lokal z piwem na mojej trasie praca-dom. Nawet trochę poznałem właściciela. Adrian, stary byk, miał prawie sześcdziesiąt lat. Własny interes prowadził od niedawna. Zasponosorwał mu go syn, tak chciał odwdzięczyć się ojcu za dobre wychowanie, które, według niego, doprowadziło go do bogactwa. Któregoś dnia zapytałem Adriana:
- Czemu twój syn nie chciał po prostu zapewnić ci godnej emerytury? Mógł ci wybudować jakiś domek na jeziorem czy coś takiego. W obecnych czasach niezależna stacja nie da ci dobrych pieniędzy.
- I co bym robił w tym domku? Czytał książki? Łowił ryby na jeziorem? Nie wiedziałbym co zrobić z czasem. Dawno temu, kiedy miałem może dwadzieścia lat, zacząłem pracować na stacji benzynowej. Jakieś dwa lata. Stałem przed wejściem i czekałem na jakiś samochód. Możesz uznać mnie za głupca, ale na prawdę to lubiłem. Zatankowanie samochodu nie trwało długo, ale zdarzali się rozgadani kolesie. Jedni mili, inni mniej. A ja lubiłem poznawać ludzi, nieważne jakich. - Jak dowiedziałem się od niego później, dlatego zaczął kiedyś studiować psychologię. Rzucił naukę po roku. - Raz, kiedy nadszedł czas mojej nocnej zmiany, około drugiej w nocy, na stację przyjechał facet w starym, czerwonym Fordzie. Był gruby i spocony jak świnia, cały czas wycierał czoło rękawem. Byłem pewny, że zatrzymał się na jakieś niezdrowe żarcie, tacy ludzie jedzą cały czas. Tak czy inaczej, nie usłyszał nawet, kiedy zapytałem go czy tankować. Wszedł do środka, a ja po prostu stałem, śmiejąc się z biednego grubasa. W nocy nie było wielu klientów. Stacja stała wprawdzie przy dobrej drodze, ale nie obsługiwaliśmy ciężarówek, co oznaczało, że tracimy sporo pieniędzy. Ale tej pieprzonej nocy, jedna ciężarówka nas odwiedziła. Policja mówiła, że kierowca pewnie zasnął. Przysięgam na Boga, że tak nie było. Widziałem go tylko chwilę, ale nie wyglądał normalnie. Krążył wokół niego jakiś dziwny dym. Nie wiem co podpalił w tej kabinie, ale jechać to on nie powinien. Kto go tam w ogóle posadził? Później modliłem się przez kilka godzin, dziękując Bogu, że przeżyłem. A więc, ta ciężarówka wjechała na teren stacji, przejechała pomiędzy budynkiem, a dystrybutorami, przy okazji zgarniając czerwonego Forda, i wbiła się w ścianę supermarketu, kawałek dalej. Właściwie to samochód grubasa się wbił, a za nim ciężarówka. A ja, kurwa, stałem tam, nie mogąc ruszyć nawet palcem, tylko patrzyłem na zbliżającą się śmierć. Mówię ci, geniusz wybudował tę stację. Zawsze, wszyscy bez wyjątku, byli zdziwieni, że kawał terenu, na którym zmieściłyby się kolejne dystrybutory, stoi nieużywany. Kurwa, on był po to, żeby szalony, umierający kierowca, miał którędy przejechać! Ha, ha, niesamowite! Czułem podmuch wiatru, ta maszyna pędziła jak cholera. Wyobraź sobie minę grubasa. Wychodzi ze stacji, bo przed chiwilą usłyszał, może nawet zobaczył, że coś przejechało tuż obok. Wychodzi z hamburgerem w łapie i zastanawia się, gdzie jest jego samochód. A dokładnie w tym momencie, jego piękny Ford wbija się w ścianę. Niewiele z niego zostało. Z kierowcy nie zostało nic, więc gadka, że zasnął, była pieprzeniem, nie mogli tego wiedzieć. Koleś był w kiepskim stanie, ale na pewno widział na oczy, przecież nie wpierdolił się w stację. To było szczęścię. Ogromne, kurwa, szczęście. Ale nie wierzę, że gdyby spał, to nie musnąłby chociaż o stację, o mnie, czy o dystrybutory. Rzuciłem tę robotę. Było ciężko, bo Jessica, moja zmarła żona, wtedy oczywiście jeszcze nawet nie narzeczona, była w ciąży, a ja musiałem ich utrzymać.To było zbyt wiele, jak na tak młodego chłopaka, o jeden wypadek za dużo.
- Adrian... Właśnie prowadzisz stację benzynową.
- Ha, ha! Chętnie bym przeżył coś takiego jeszcze raz. Nie jestem jeszcze stary, ale moje dzieci mają już swoje życie. Zrobiłem co do mnie należało. Żona, jak już wspomniałem, nie żyje. Szczerze mówiąc liczę, że zdarzy się coś podobnego. Boję się starości, tak jak wtedy bałem się śmierci, Tom. Ale teraz, zginąć w takim wypadku, to by było coś! Zresztą mówiłem, ta robota była całkiem ciekawa. Gdyby nie tamta noc, pewnie pracowałbym tam jeszcze długo.
Po kilku minutach stałem przed wejściem stacji. Kilka lamp oświetlało parking obok i cały pobliski teren. Co jakiś czas, ulicą obok przejeżdżał samochód. Przez szyby zobaczyłem, że w środku siedzi sam Adrian. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
- Cześć Adrian. Coś ciekawego?
- Bajka o jakiejś zaćpanej owcy - powiedział, nie spuszczając wzroku z telewizora.
- Dlaczego w ogóle oglądasz programy dla dzieci?
- Bo lubię.
Ruszyłem w stronę lodówki, która znajdowała się na prawo od wejścia. Musiałem minąć kilka półek, przystając przy ostatniej z nich i biorąc batonika czekoladowego. Jeden krok dalej stała lodówka z napojami. Tak zwykłymi, jak i tymi, mnie interesującymi, alkoholowymi. Wziąłem dwa Carlsbergi. Oba dla mnie, Adrian nie pił w pracy. Odwróciłem się i poszedłem do lady, po drugiej stronie sklepu. Czekało tam na mnie krzesło, tuż za Adrianem. Postawiłem piwa i usiadłem, jedząc już batonika. Telewizor był zawieszony na ścianie, pod sufitem. Przygody zaćpanej owcy już się skończyły, przyszedł czas na jakieś wiadomości.
- Jak w pracy? - Zagadnął Adrian.
- Dzień jak co dzień. Z tym, że miałem klienta.
Wyjąłem papierosa i poprosiłem Adriana o popielniczkę. Trzymał ją pod ladą. Ludzie zdecydowanie nie akceptują palenia w sklepie. Tym bardziej jeżeli ten sklep jest stacją benzynową. Za mną stały trzy stoliki, ustawione wzdłuż okien. To był właśnie bar. Adrian serwował klientom niezdrowe żarcie, na domowe danie nie można było liczyć.
- Zjadłbym coś - powiedziałem otwierając piwo. Z papierosa w popielniczce już ulatywał dym.
- Tom, nie bądź dzieckiem, zrób sobie sam.
- Masz ochotę na pysznego hamburgera?
- Z tobą zawsze.
U Adriana w pracy mogłem czuć się jak w domu. Głupio jednak było mi rządzić się na tyle, żeby bez jakiejkolwiek informacji robić jedzenie. Wyjąłem z lodówki, nie tej na drugim końcu lokalu, ta stała praktycznie obok mnie, kotlety i wziąłem bułki leżące obok. Wsadziłem to do mikrofalówki i wróciłem na swoje miejsce.
- A jak u ciebie?
- Jak zwykle.
- Dobrze wiedzieć. Będziesz jutro w nocy?
- Jack będzie.
- On mnie nie lubi.
- I tak przychodzisz tylko, kiedy ja jestem.
- Bo nie muszę kupować ci piwa.
- To mój sklep, nie muszę kupować. Biorę co chcę.
Usłyszałem dźwięk mikrofalówki. Dźwięk dobrego jedzenia. Wstałem, wziąłem hamburgery, aż cztery, i położyłem na ladzie.
- Kurwa, ketchup. - Wstałem jeszcze raz, wziąłem ketchup i wróciłem.
- Brawo.
Prawie każda rozmowa z Adrianem przebiegała bardzo wolno. Gadaliśmy jakbyśmy byli kumplami od dwudziestu lat. Trudno uwierzyć, że poznałem go niecały rok temu. Spotykaliśmy się niemal tylko na stacji. Dzieliło nas całe miasto, poza tym i tak widzieliśmy się kilka razy w tygodniu. Zapomniałem o papierosie. w popielnicy został już sam filtr.
- Kurwa, fajka.
- Brawo.
Wyjąłem ostatniego papierosa z paczki. Zapaliłem i nawet nie próbowałem pozbyć się go z ręki.
- Będziesz miał raka.
- Rzucam.
- Na prawdę?
- Oczywiście. Ograniczyłem do paczki dziennie.
Papierosa przegryzałem hamburgerem, a tego przepijałem piwem. I zarówno po hamburgerze, jak i piwie, nie zostało nic, zanim zdąrzyłem wypalić produkt sprzedawcy śmierci.
- Co to za klient?
- Który?
- Twój.
- Alice, szalona dziewczyna, mająca za dużo pieniędzy. Mogłem pobawić się w detektywa.
- Co?
- Dialog jak w starym filmie, połączony z Tarantino.
- A pieniądze?
- Dwa razy więcej.
- Przygotować ci coś do spania?
Wybiła północ.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Randalf · dnia 11.04.2010 09:20 · Czytań: 497 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Inne artykuły tego autora: