Jezierski uważnie zlustrował trzydziestoosobową klasę. Pierwszy dzień za katedrą już zdążył go wymęczyć, choć nie minęła jeszcze dziewiąta. Chłopcy porozsiadali się na ławkach i wyciągnęli komórki, trzy dziewczyny namiętnie patrzyły w lusterka puderniczek, dwie poprawiały rzęsy, a cztery kolejne chichotały jak maskotki w teatrze.
Westchnął ciężko i nieledwie z niechęcią spojrzał na siedzącą pod ścianą szatynkę. Powłóczysta spódnica nie pasowała do sportowej bluzy. Zero makijażu, nawet nie nosiła biżuterii. I jeszcze była pogrążona w tajnikach wojny secesyjnej, o ile mógł zauważyć ze środka klasy. Wzniósł brwi w niemym geście zdumienia. Dziewczyna musiała poczuć na sobie jego wzrok, bo uniosła głowę znad otwartego podręcznika i spojrzała na niego przelotnie. Potem jakby szybki uśmiech przeleciał przez jej twarz. Obejrzała się na resztą klasy, rozgadaną i rozbestwioną jak nigdy. Potem wzruszyła ramionami, jakby dając mu do zrozumienia, że oni sami nie przestaną wrzeszczeć, musi ich uciszyć sam. Zakasłał.
Kilka dziewcząt nawet się obejrzało, ale zaraz wróciły do swoich zajęć.
-Proszę o spokój. No, już!
Zanim wszyscy się rozsiedli i przyciszyli, minęło kolejne dwadzieścia minut. Westchnął, zerkając na zegarek.
-Nie będziemy się uczyć, ale może ktoś ma jakieś specjalne życzenia? Możemy powtórzyć, jeśli czegoś nie rozumiecie bądź - przeciwnie - coś was bardzo interesuje. Więc?
Szatynka podniosła rękę. Jakiś chłopak pod oknem parsknął śmiechem, natychmiast zasłoniwszy się torbą.
-Tak?
-Początek drugiej wojny światowej. Hitler. Traktat wersalski.
-W porządku. Machina nienawiści, przemocy i strachu w nazistowskich Niemcach zaczęła się tworzyć na długo przed rokiem tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym, na oczach całego świata. Choć Traktat Wersalski nałożył na ten kraj spore ograniczenia... - mówił, cały czas mając dziwne wrażenie, że cała klasa z trudem powstrzymuje śmiech, zerkając to na niego, to na szatynkę pod ścianą. Doszedł do pierwszego września, wojny obronnej - i szatynka nagle uniosła rękę.
-Profesorze?
-Tak?
Klasa eksplodowała. Dziewczyny zapiszczały jak głodne szczury, a i chłopcy nie mogli usiedzieć cicho.
-O co chodzi?!
-No, teraz ona pana obleci - parsknął jakiś chłopak, ogolony na łyso.
-Jak ty się wyrażasz, wstań! - zagrzmiał, tracąc cierpliwość. Ku jego zdumieniu, łysol posłusznie poderwał się z miejsca.
-Chodzi o to - zaczął jakby nieśmiało. - że ona jest najlepsza z historii w całej szkole i skoro teraz się zgłosiła, to zaraz przeanalizuje pański cały wykład. No i... - chłopak jakby stracił całą pewność siebie i osunął się na krzesło, wciąż zaciskając usta, by nie parsknąć śmiechem.
Jezierski skinął głową.
-W porządku. Słucham.
-Omija pan zupełnie powody, dla których Hitler zaczął tworzyć od nowa armię, gdy sięgnął po władzę. Prześlizguje się pan też po okresie od dwudziestego czwartego do dwudziestego dziewiątego, a przecież to wtedy ważyły się losy Partii Nazistowskiej, bo to wtedy ludzie najbardziej potrzebowali nadziei.
-Jakie powody?- zmarszczył brwi, nie wiedząc, do czego zmierza.
-Chodzi o to tylko, że gdyby nie Brytyjczycy, Hitler nie mógłby tak jawnie pogwałcić warunków traktatu. Oni mu na to dali przyzwolenie. I jeszcze jedno. Mówi pan, że wojna zaczęła się na Westerplatte, o 4.45 nad ranem, pierwszego września, a to przecież tylko data umowna.
-To prawda, że pierwsze strzały padły kilka godzin wcześniej...
-Mówię też o napadach na granicę polsko-niemiecką w nocy z dwudziestego piątego na dwudziestego szóstego sierpnia.
-Tych zaaranżowanych...
-Tak - przerwała mu beznamiętnie. Z bezsilną wściekłością zdał sobie sprawę, że aczkolwiek dla niej to tylko sprawa wyjaśnienia kilku faktów, cała klasa doskonale się bawi jego kosztem.
-Coś jeszcze?
-Tak. Ale tym razem to prawdziwe pytanie. Jak naprawdę przedstawiała się sytuacja na Westerplatte? Albo raczej, którą wersję pan słyszał? Tą, że Sucharski załamał się już drugiego dnia i dowodzenie przejął Franciszek Dąbrowski, czy tę, że to Sucharski był w stu procentach bohaterskim dowódcą Westerplatte?
-Słyszałem obie i nie wiem, która jest prawdziwa. Zarówno źródła pisemne, jak i nawet zeznania naocznych świadków, różnią się.
-Grodecki naprawdę próbował popełnić samobójstwo po rozkazie kapitulacji?
Jezierski nie wytrzymał. Spojrzał na dziewczynę, jakby zgłupiała. I póki co, nie był pewien, czy oboje są zdrowi na umyśle.
-Jak się nazywasz?
-Mazurska.
-Imię.
-Katja.
-No, to chyba mnie masz - nie mógł się powstrzymać i uśmiechnął się do dziewczyny. -Wygrałaś. Kim był Grodecki?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
lina_91 · dnia 19.01.2008 14:30 · Czytań: 666 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: