Spokój - chyzyk
Proza » Inne » Spokój
A A A
Mój brat nie był złym człowiekiem. Po prostu znalazł się w niewłaściwym miejscu z niewłaściwymi ludźmi. My, to znaczy nasi rodzice i ja, my chcemy wierzyć że to był jego pierwszy raz, że w obcym mieście czuł się zagubiony i po prostu zaufał niewłaściwym osobom. W wieku osiemnastu lat na pewno trudno mu było ocenić co jest dobre, a co złe. Ojciec zawsze nam powtarzał, ze kurwy i złodzieje nie zasługują na ten świat. Nie należy im się litość i współczucie, bo nigdy nie jesteś w takim miejscu żeby się uczciwie nie dało zarobić na niezbędne minimum. Ludzie dają radę i ryjąc na dwa etaty w markecie, a nocami składając jakieś długopisy zarabiają na utrzymanie swoich dzieci. Podobnie jak tata nie wierzę, że młody, zdrowy chłopak nie był w stanie zapracować na siebie. Miał przecież te kilka groszy od rodziców. Wszystko jest tylko kwestią skromności i niewygórowanych oczekiwań. Jasne, że nie byłoby go stać na ajpoda, markowe ciuchy i inne gadżety z reklam. Pewnie nie wiedział, że można bez nich żyć i nie zostać samemu. Zawsze znajdzie się uczciwa, skromna i pracowita dziewczyna o dobrym sercu która cię pokocha choćbyś i nie był milionerem. Będzie cię chciała dla błysku w twoich oczach i poczucia bezpieczeństwa jakie da jej stałość i spokój które całym sobą reprezentujesz. Wiedząc, że nie każdy z nas będzie wielkim artystą czy sportowcem, dla swoich dzieci wybierze dobrą, twardą podstawę. Miejsce do którego zawsze można wrócić. Brat pewnie nie wiedział o tym wszystkim. Chociaż tak bardzo się staraliśmy żeby zrozumiał. Nie pojmuję jak patrząc na rodziców, na mnie i moje kobiety – śliczna żonę i dwie córeczki mógł nie wiedzieć. Może trzeba mu było powiedzieć? Tylko że żaden z nas, ani ojciec, ani ja nigdy nie byliśmy mocni w mówieniu. Sami zawsze patrzyliśmy na żywe przykłady dookoła nas, nie tracąc czasu na tropienie sensu życia w książkach, filmach i piosenkach. Nie zaprzątamy sobie głów nadmiarem filozofii. Piękno i dobro kryje się w ludziach których dobrze znamy. W naszych żonach i dzieciach. W sąsiadach. Nawet w kumplach ze zmiany. Mój brat był niewinny, bo nie mógł przecież być złym człowiekiem. Nie on. Kiedyś zajął nawet drugie miejsce w konkursie na debiut literacki. Pisał ładne, może trochę usypiające, ale pomimo to piękne i na pewno niebanalne wiersze o miłości. Źli ludzie, od złodziei po szemranych biznesmenów i morderców takich rzeczy nie robią przecież. To co się z nim stało to głupi przypadek. Pech nie istnieje. Są za to nieodpowiednie miejsca i niewłaściwe towarzystwo.

Popołudnie minęło mi na rozmyślaniach. Nawet nie zauważyłem kiedy zapadł zmrok. Zakradł się do okien jak młodociany złodziejaszek w bluzie od dresu.

Dom na przedmieściach Chełma tonął w ciemnościach. Czerwone diody alarmów antywłamaniowych mrugały, miarowo odmierzając czas jaki pozostał do wschodu słońca. Trzech młodych ludzi zaparkowało samochód w cieniu starych drzew owocowych. Błotnista, zryta kołami ciężarówek i maszyn budowlanych ulica bulgotała, cicho oddając nocy pęcherzyki powietrza uwięzione miedzy gruzem i piachem. Noc była ciepła. Powietrze pachniało tulipanami i spokojem. Mężczyźni kucnęli ukryci za samochodem i w milczeniu wypalili kupione specjalnie na tą okazję papierosy marki Davidoff. Zazwyczaj zadowalali się przemycanymi zza wschodniej granicy Marlboro albo po prostu najtańszymi fajkami produkcji krajowej. Gdzieś niedaleko pies nękany koszmarnym snem szarpnął się na łańcuchu, głucho zawył w ciemnościach i umilkł. Sprawdzili sprzęt – latarki, akumulatorową wiertarko-wkrętarkę, kije bejsbolowe, klucz francuski… Wszystko grało. Do akcji przygotowywali się drobiazgowo przez dwa tygodnie. W półmroku piwnicy planując każdy najdrobniejszy szczegół. Na zmianę obserwowali dom, ulicę, psy, dzieci, sąsiadów, robotników drogowych i śmieciarzy. Nic nie nawali. Biemdablju nie stoi na swoim zwykłym miejscu na podjeździe, Seat zniknął dwa dni wcześniej. Chata stoi pusta. Będzie zajebiście. W milczeniu nałożyli kominiarki i dopiero na nie naciągnęli głębokie jak noc kaptury bluz. Trzy paski połyskiwały w ciemnościach nieskazitelną bielą. Nowo wybudowany dom który wybrali nie zdążył jeszcze wrosnąć w otoczenie. Odgrodzony od świata zewnętrznego wysokim niemal na dwa metry murem stał jak wyspa nowoczesności i ostatnia ostoja spokoju w dzielnicy zamienionej w jeden wielki plac budowy. Przecisnęli się przez dziurę w siatce ogrodzeniowej wchodząc na teren sąsiedniej, niezabudowanej parceli. Ostatni szept, ostatni oddech. Za chwilę wszystko się zacznie i już nie będzie odwrotu. Witamy na nowej drodze życia. Fanfary, ukłon, oklaski. Gwiazdy na niebie układają się w pulsująca neonowym światłem strzałę wskazującą cel. Poklepywanie się po plecach. Głębokie, uspokajające oddechy. Jeszcze tylko minuta. Zegarków nie zsynchronizowali. Nowobogackie przedmieście to jednak nie amerykański film.

Druga w nocy.

Mój ojciec i ja w tym samym momencie mieliśmy przerwę. Razem zjedliśmy kanapki. Pokazałem mu zdjęcia jego wnuczek. Wydruki cyfrowych fotografii które żona zrobiła w zoo. Agatka przestraszyła się strusia emu i płakała całą drogę do domu. W drodze na palarnię tata zaczął opowiadać o tym jak bardzo mój brat jako dziecko uwielbiał lwy, tygrysy i gepardy z naszego ogrodu zoologicznego. W ciepłe, letnie popołudnia zwierzaki spały przytłoczone upałem, ciasnotą klatek i nadmiarem zwiedzających. „Dlaczego kotek śpi?” pytał wtedy mały Piotruś i wykrzywiał usta w żalu. Zawsze powtarzał, że kiedyś wyjedzie do Afryki robić filmy o życiu dzikich kotów. Pomysł ten wywietrzał mu z głowy właściwie dopiero w gimnazjum. Wtedy już zajmował się muzyką. Bity i nawijki razem z ziomalami. Piwnica zamieniona w klub osiedlowy. Pierwszą klasę musiał powtarzać. Ojciec nigdy nie sięgał po pas jako narzędzie wychowania. Myślę, że wtedy powinien był mu porządnie przylać. Bo dawanie przykładu czy tłumaczenia mamy na niewiele się przydały. Osiedle zastąpiło mu rodzinę. Rodziców i starszego brata. Ucieszyliśmy się kiedy wybrał sobie dobre liceum w Lublinie. Nowe miasto, jakaś dziewczyna może… Spokój. Szkoła. Jakaś namiastka uporządkowania. Woziłem go na dworzec autobusowy polonezem ojca i pożyczałem pieniądze na fajki. Tata nie toleruje papierosów i alkoholu przed osiemnastką. Nawet w ilościach śladowych. Taki już jest. Jeśli zasady to jasne, respektowane z żelazną konsekwencją. Żadnych wielkich, filozoficznych systemów moralnych pełnych przykazań nie do wypełnienia. Małe, proste rzeczy. Granice które są logiczne jak oddech. Odstępstwa od reguł karane ze spokojem i dobrotliwym uśmiechem. Nigdy nie podniósł rękę na nas – swoich dwóch synów. Tym bardziej na żonę. Do mamy mówi „Aniele”. Pamiętam że jako mały chłopiec podziwiałem jego długie wąsy na których zatrzymywała się piana z piwa. Przecierał je zewnętrzną stroną dłoni z dziwnie nieśmiałym, chłopięcym uśmiechem. Jakby się wstydził, ze przez moment wyglądał niechlujnie. Podobno odziedziczyłem po nim ten odruch, mimo że nie noszę wąsów. Patrząc w lustro w swoja zmęczoną po pracy twarz zauważam z każdym dniem coraz większe podobieństwo do ojca. Piotr jakoś tak nieuchwytnie się od nas różnił. Myśleliśmy, że to normalny, młodzieńczy bunt, nieco tylko spotęgowany marzycielskim usposobieniem. Wyobrażaliśmy sobie Piotrka na studiach. Przeżywającego kolejna sesję i dorabiającego na wakacjach w pubie albo za granicą. Później zostałby inżynierem i pracowałby gdzieś gdzie nie ma nocnych zmian, brudu i potu. Gdzieś gdzie maszyny nie zagłuszają myśli, a kolejna rata za telewizor nie jest problemem. Jeździłby dobrym samochodem, a żonę zabierałby do teatru. Była by to piękna, długowłosa kobieta. Nosiłaby się trochę w stylu młodzieżowym i wyglądałaby jak artystka. Brunetka ucząca w liceum języka francuskiego. Zakochana w starych filmach i mówiąca do swoich uczniów z pięknym akcentem z okolic Marsylii… Pierwszy rok w liceum upłynął mojemu bratu chyba dobrze. Wspominał coś nawet o kimś szczególnym. Kiedy nas odwiedzał zawsze się uśmiechał. Jak tylko zamykał za sobą drzwi Magda przytulała się do mnie i mówiła mi, że takim samym wzrokiem patrzyłem kiedy przychodziłem po lekcjach pod jej liceum w dłoni ściskając bukiet kradzionych tulipanów. Ale chyba to nie była przyszłość której chciałby mój brat. Być może przelewałem na niego swoje niespełnione marzenia o wyższym wykształceniu? Nie to, żeby mi było źle. Miałem dobre dzieciństwo. Jako nastolatek byłem raczej spokojny i cichy. W liceum poznałem Magdę. Tuż po maturze na świecie pojawiła się Milena. Tata załatwił mi posadę u siebie na zakładzie. Jako brygadzista z wieloletnim doświadczeniem i autorytetem zarówno wśród podwładnych jak i przełożonych mógł mi dużo pomóc. I pomógł. Starałem się bardzo i dość szybko polubiłem tą ciężką, na pierwszy rzut oka nieciekawą pracę. Z kolegami przy piwie często rozmawiamy o zagadnieniach technologii produkcji, o materiałach i nade wszystko o maszynach. W każdym z nas tkwi przecież nadal trzyletni chłopiec zafascynowany dużymi, ciężkimi i skomplikowanymi urządzeniami. Po dwóch latach awansowałem, a na świecie pojawiła się nasza druga córka. Agatka śpieszyła się na świat i pierwsze dni życia musiała spędzić w inkubatorze. Boże, jak ja się wtedy bałem! Klęczałem w przyszpitalnej kaplicy i modliłem się całymi nocami. Wszystko skończyło się dobrze. Jeśli zerknę do dużego pokoju przez kuchenne drzwi zobaczę jak Mila rysuje zwierzątka i kwiatki dla swojej małej siostry. „Narysuj mi słonika”.

Piąta po południu.

Miesiąc temu pięćdziesięciokilkuletni celnik wrócił do Chełma ze służbowej konferencji. Terenowe BMW zostawił w warsztacie. Do domu przyjechał taksówką. Spotkanie w Lublinie skończyło się nadspodziewanie wcześnie. Nareszcie miał całą noc i całe przedpołudnie tylko dla siebie. Żona i dorosły syn pojechali nad Morze Czarne, do jednej z tych małych miejscowości w Bułgarii gdzie nie czujesz się przytłoczony nadmiarem turystów. Włączył alarm, przez chwilę wpatrując się w miarowo mrugającą, czerwoną diodę. Przeszedł do salonu i usiadł w fotelu. Sącząc powoli łiski z lodem zanurzył się w rozmyślaniach. Płacono mu na tyle dobrze by mógł pozwolić sobie na dostatnie życie nie będąc wystawionym na pokusę przyjmowania łapówek od jakiejś przemytniczej mafii. Ceny gruntów w Chełmie nie były wysokie i mimo drastycznej zwyżki na rynku materiałów budowlanych udało mu się postawić piękny dom w spokojnej i bezpiecznej okolicy. Całkiem niedawno opuścili duże, ale jednak mimo wszystko zbyt ciasne mieszkanie w bloku. Zbigniew nie myślał w tej chwili o ratach kredytu zaciągniętego na budowę domu ani o swojej żonie której od dawna już nie kochał. Jej ciało, podtrzymywane w dobrej formie przez drogie kosmetyki, salony SPA i kilkukrotne wizyty u chirurga plastycznego w Kijowie wystarczyło by nie musiał myśleć o innej kobiecie. Nie potrzebował młodszej. W końcu przeżył z Barbarą tyle lat i jest jej coś winien. Z taką kobietą u boku miał to czego potrzebował najbardziej: spokój i stabilizację. Szklaneczka dobrego alkoholu. Ciekawa lektura. Rzeczy które cenił sobie pan Zbigniew były proste i nieskomplikowane. Z powagą traktował swoja służbę i wynikające z niej obowiązki. Znosił jej niedogodności ze statecznością i godnością oficera, którym był do najdrobniejszej komórki ciała. W przeciwieństwie do młodych funkcjonariuszy skuszonych perspektywą wysokich zarobków i wcześniejszej emerytury Zbyszek wykonywał swoja pracę z pobudek patriotycznych. Nowe zadania, jakie spadły na niego po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej były interesujące – nowy sprzęt, nowe procedury… Uczył się wszystkiego z łatwością właściwą ludziom młodszym o dobre trzydzieści lat. Był zadowolony. Pracę, którą jego współpracownicy wykonywali mechanicznie i rutynowo każdego dnia odkrywał na nowo. Bez przesadnej fascynacji, ale z wyraźnym zainteresowaniem. Swoim podwładnym imponował skutecznością, spokojnym uśmiechem, anielską cierpliwością i wiedzą. Jego skłonność do nadużywania alkoholu wbrew pozorom również była zaletą. Wszystkie służby mundurowe piją. Prawdopodobnie nawet pracownicy Poczty Polskiej. Kieliszek wódki podczas szkoleń i spotkań z ukraińskimi kolegami zawsze pomagała w przełamaniu barier i wzajemnej nieufności. Część oficerów znało się zresztą jeszcze z lat osiemdziesiątych kiedy w mundurach Polski Ludowej i Związku Radzieckiego przetrzepywali samochody w poszukiwaniu złota i enerdowskich zegarków. Kolejna szklaneczka Jacka D. Z odrobiną lodu. Cicha i nastrojowa muzyka elektroniczna w tle. Zbigniew przypomniał sobie dzieciństwo w podtomaszowskiej wiosce. Prąd pojawił się tam kiedy mały Zbysio miał dziesięć lat. W pierwszych latach szkoły podstawowej lekcje odrabiał w słabym świetle lampy naftowej. Kłócili się ze starsza siostrą o ten nikły promyk światła. Za dnia, po szkole, pomagali rodzicom w gospodarstwie. Czasu na naukę nigdy nie było zbyt wiele. Kilka lat później mieli już, jako druga rodzina we wsi, telewizor. Żeby złapać sygnał ojciec musiał umieścić antenę na wysokim maszcie. Dobrze, że chałupa stała na pagórku. Drugi odbiornik w okolicy miał Józek Król spod lasu, ale u niego sygnał był słabszy. Wieczorami mieszkańcy wioski schodzili się obejrzeć Dziennik i film. Do Króli albo do Zbyszkowego ojca. Korowód postaci w różnym wieku omijając kałuże i krowie placki szedł zobaczyć kawałek świata. Kuchnia zamieniała się w świetlicę. Lipowa herbata parowała w półmroku, a babcie starowinki odmawiały wieczorny różaniec, nie przerywając ani na moment i tylko pobieżnie śledząc ruchome obrazki pokazywane przez ten nowy wynalazek. Szeptem pomarszczonych twarzy, rzadkimi siwymi włosami ukrytymi pod grubymi kraciastymi chustami, małymi oczkami i dłońmi o powyginanych palcach modliły się o pomyślność i zdrowie dla wnuków. Prawie nie zauważając niewyraźnego obrazu i nie słysząc szumów i trzasków dobiegających z drewnianego pudełka ustawionego na stole przykrytym białym obrusem modliły się do Najświętszej Panienki. Za tych co odeszli i za obecnych tu młodych gospodarzy w kufajkach. Za ich żony. Za dzieci które siedzą wiankiem przy odbiorniku, z szeroko otwartymi ustami chłonąc szeroki świat który wtargnął na falach telewizyjnych i jakby się skurczył będąc na wyciagnięcie ręki. Jednocześnie urósł też jakby gwałtownie pokazując się w całym swoim nieznanym i wspaniałym ogromie. Wspaniałości o których rodzice i dziadkowie nigdy nie opowiadali. Nawet Radek zza rzeki, który z robót przymusowych u Niemca wracał na piechotę i widział pół świata nie mówił o tych wszystkich cudach. Już nie proszą go, żeby gadał o tym gdzie był i co widział, a on obrażony klnie na te diabelskie telewizory. Zbyszek uśmiechnął się do własnych myśli. Jego syn nigdy nie zrozumie drogi jaką przeszedł ojciec. Między nimi zionęła przepaść, nie tyle wieku co skoku cywilizacyjnego jaki się dokonał za jego, krótkiego w gruncie rzeczy, życia. Uśmiechając się spokojne celnik zasnął w fotelu z dłonią na pistolecie i pustą szklanką na piersi. Śniły mu się gruszki podkradane z sąsiadowego sadu. Wykopki i smak ziemniaka pieczonego w popiele ogniska z zeschłych liści i patyków.

Dochodziła druga w nocy. Pulsująca strzałka na niebie zmieniła kierunek, jakby chciała ostrzec trzy skradające się pod murem postaci. Pies nadal śnił koszmary.

Tuż pod murem ułożono nieregularną stertę starego drewna, pochodzącego z jakiejś rozebranej chałupy czy szopy. Wdrapawszy się na mokre deski młodzi włamywacze mieli otwartą drogę na teren sąsiedniej działki, gdzie w ciemnościach bielił się dom otoczony równo przystrzyżonym trawnikiem. Droga ucieczki miała być kupa piachu usypana przy murze na tyłach domu. Nie uprzątnięto jeszcze wszystkich pozostałości budowy i skradając się w stronę kuchennego okna Piotrek nabił sobie guza o pokrytą strupami zastygłego cementu wiekową betoniarkę, która jakby wyrosła spod ziemi. Kiedy już wybiją kuchenną szybę włączy się alarm. Starsi koledzy pobiegną szukać kasy i biżuterii na piętrze, a on rozejrzy się na dole, gdzie powinien być jakiś salon z którego można skroić diwidi i inne mniejsze urządzenia elektroniczne. W ciągu pięciu minut opuszczą budynek i uciekając przez mały lasek na tyłach wsiądą do samochodu. Fanty kupi znajomy student z KUL. Współpracowali z nim w zeszłe wakacje, kiedy robili domki na działkach i przyczepy kempingowe. Nigdy ich nie oszukał. Co prawda taki dom to większa sprawa jest, ale Piotrek się nie bał. Za dużo razy to robił żeby się bać. Przystanął. Czekając na kumpli mocno zaciskał palce na wypolerowanym drewnie bejsbolowego kija. Za chwilę uderzą kluczem francuskim w szybę, resztę szkła stłuką kijami i wejdą do środka. Włączy się alarm i będą mogli krzyczeć do siebie ile sił w płucach. Dodając sobie odwagi i informując o wzajemnym położeniu. Raz. Dwa. Trzy. Szyba posypała się pięknie. Piotrek wybił skrawki szkła przejeżdżając kijem po plastikowej futrynie i jako ostatni wskoczył do kuchni. Alarm włączył się i zaczął wyć. Koledzy już pokonywali schody, a on skręcił w lewo w kierunku gdzie powinien być jakiś pokój z telewizorem, kanapą. W korytarzu zderzył się dobrze zbudowanym, wysokim mężczyzną w krótkich spodenkach i rozpiętej koszuli. Strzał zabrzmiał dziwnie cicho. Czas zwolnił tempo. Zbyszek z wyrazem zaskoczenia ciągle wymalowanym na twarzy powoli schylił się i niemal pieszczotliwym ruchem zdjął kominiarkę z twarzy bandyty. Dzieciak. Zabił dziecko. Cały spokój i stabilizację diabli wzięli. W Polsce jeśli zabijesz włamywacza, mordercę, gwałciciela czy inne ścierwo które wkroczyło do twojego domu żeby kraść, zabijać i krzywdzić nie dostaniesz medalu. Dostaniesz kilka lat za kratami. To kraj który wysyła żołnierzy na wojnę i potem ich skazuje za to że zabijali. Ze schodów w panice zbiegało dwóch następnych złodziejaszków. Pan Zbigniew ze smutnym uśmiechem podniósł coraz cięższy pistolet.

Stać i ani drgnąć. Na kolana i pod ścianę. Powoli i spokojnie.

Ludzie mówią szeptem w windach i na klatkach schodowych. W cieniu przystanków autobusowych i sklepów spożywczych. Odwracają wzrok kiedy mama pojawia się w okolicy. Do ojca uśmiechają się smutno i tylko kiwają głowami. Szept wsiąka w ściany i chodniki. Kiedy idę do pracy to już nie ludzie roztrząsają naszą tragedię rodzinną. Ściany…. Ściany i chodniki. Mojego brata osądzają nie ludzie. Oceniają go puste w środku ściany. Zawsze był trochę sam i z boku. Złuszczona farba olejna odłazi płatami z murów i sączy jad: Taka dobra rodzina, a syn był złodziej. Szkoda go, młody był, może by jeszcze zmądrzał. I tego celnika też szkoda, pani Markowska, dobry ponoć chłop był, oficer. Kilka ładnych latek dostał, a za kratami to mundurowych nienawidzą prawie jak pedofilów i pederastów. Pani patrzy, ten starszy taki poukładany. A jakie dziewczyneczki dwie ma śliczne. Jak aniołki, pani Markowska, jak aniołki. Ja nie wiem, jak ta matka to przeżyła. Biedna kobieta. Ojciec wiadomo, chłop, i to z tych twardych, brat to samo – dadzą radę. Ale matki szkoda. Widać wychować nie umiała. Nie dziwne jak ona nigdy nawet klapsa nie dała. A dzieci bić trzeba czasem, bo to nie zaszkodzi, a pomóc może. Ja to pani mówię, czwórkę urodziłam i na dobrych ludzi wychowałam. Zresztą oni jacyś tacy wszyscy dziwni, ta cała rodzina. Może Żydy? Ja to nie wiem, ale w radiu naszym to ostrzegają przed nimi, bo oni ukryci siedzą i czekają lepszych czasów. Niemiec ich nie wytępił wszystkich…

Po szybach wieżowca spływa nienawiść i poczucie wyższości. Dokupiłem dzisiaj dodatkowy zamek do drzwi. Z atestem. Nie wiadomo kto ci się może włamać do mieszkania. Pełno różnych degeneratów wszędzie. Spokój się skurczył i ma teraz powierzchnię trzydziestu kilku metrów kwadratowych. Szepty i krzyki nie mają tu wstępu. Mój brat nie był złym człowiekiem, tak jak ja nie jestem dobrym. Po prostu znalazłem się w odpowiednim miejscu z odpowiednimi ludźmi.

Kraków, Zamość – Maj 2008
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
chyzyk · dnia 23.04.2010 09:07 · Czytań: 538 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 1
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
Elwira dnia 23.04.2010 20:31
Cytat:
. My, to znaczy nasi rodzice i ja, my chcemy


drugie my możesz spokojnie wyrzucić

Cytat:
ocenić(,) co jest dobre, a co złe. Ojciec zawsze nam powtarzał, ze kurwy

że - literówka

Cytat:
bo nigdy nie jesteś w takim miejscu

fragment do przebudowania, to "jesteś" psuje do narracji jak pięść do nosa

Cytat:
w takim miejscu(,) żeby się uczciwie nie dało


szyk: żeby nie dało się uczciwie...

Cytat:
go stać na ajpoda


a co to za zapis? ja też lubię spolszczenia, ale bez przesady

Cytat:
która cię pokocha choćbyś i nie był milionerem. Będzie cię chciała dla błysku w twoich oczach i poczucia bezpieczeństwa jakie da jej stałość i spokój które

pomijam kwestię brakujących przecinków, bo chyba ich nie lubisz, ale nadmiar zaimków i które w każdym zdaniu to już przesada

Cytat:
kupione specjalnie na tą okazję papierosy

tę okazję

Cytat:
murem stał jak wyspa nowoczesności i ostatnia ostoja spokoju

wyspą, ostatnią ostoją

Cytat:
drogę do domu. W drodze na palarnię


Cytat:
Osiedle zastąpiło mu rodzinę. Rodziców i starszego brata.

ja bym z tego zrobiła jedno zdanie

Cytat:
Przeżywającego kolejna sesję

kolejną

Cytat:
Była by to piękna,

byłaby

Cytat:
polubiłem tą ciężką



Cytat:
pojawiła się nasza druga córka. Agatka śpieszyła się na świat i pierwsze dni życia musiała spędzić w inkubatorze. Boże, jak ja się wtedy bałem! Klęczałem w przyszpitalnej kaplicy i modliłem się całymi nocami. Wszystko skończyło się dobrze.

5 razy się

Cytat:
powoli łiski z lodem

zapis nie do przyjęcia

Cytat:
traktował swoja służbę

swoją

Cytat:
wspaniałym ogromie. Wspaniałości

powtórka

Cytat:
skroić diwidi

masz dziwną tendencję do spolszczania zapisów

Cytat:
W korytarzu zderzył się dobrze zbudowanym

z dobrze zbudowanym (z zabrakło)
Zrób porządek z przecinkami, bo zabiłeś interpunkcję. Warto też pomyśleć o akapitach, bo taki jeden ciąg czyta się źle i nuży wzrok.

Dwie rzeczy, które tu nie grają: że Piotrka wychowywała ulica, a gdyby pasem dostał, to by wyszedł na ludzi.
Skoro wychowany bez czasu rodziców, to nie dziwne, że był złodziejem. Zainteresowania bliskich, ciepła rodzinnego, takiego czuwania nawet z daleka nie zastąpi żadna kara. Przemyśl, może trzeba jakoś treść przerobić.
I nie rozumiem, jak można karać dziecko z dobrotliwym uśmiechem? Kurcze, tu się jaja robi z samego karania, to nie dziwne, że dzieciak myśli, że wszytko może. Karanie wymaga stanowczości, surowej miny.

Napisane sprawnie, ciekawe. Dobrze stopniujesz napięcie, akcja jasna. Warsztatowo dobrze, a i pomysł jest. Popraw literówki, powstawiaj przecinki i te dwa miejsca przemyśl.
Pozdrawiam.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
Kazjuno
16/04/2024 06:50
Też podobała mi się twoja opowieść, zresztą nie pierwsza.… »
Kazjuno
16/04/2024 06:11
Ogólnie mówiąc, nie zgadzam się z komentującymi… »
d.urbanska
15/04/2024 19:06
Poruszający tekst, świetnie napisany. Skrzący się perełkami… »
Marek Adam Grabowski
15/04/2024 16:24
Kopiuje mój cytat z opowi: "Pod płaszczykiem… »
Kazjuno
14/04/2024 23:51
Tekst się czyta z zainteresowaniem. Jest mocny i… »
Kazjuno
14/04/2024 14:46
Czuję się, Gabrielu, zaszczycony Twoją wizytą. Poprawiłeś… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty