Flamenco? - tulipanowka
A A A
W czasach, w których żyła Wirginia panowała moda, a wręcz powszechny obyczaj, że aby połączyć w parę należało spełnić warunek konieczny jakim była zbieżność zainteresowań. I nie wystarczyło powiedzieć, że lubi się kino na zasadzie, że raz w miesiącu się do niego idzie (przy okazji zakupów w markecie). O, nie. Po pierwsze trzeba było posiadać hobby, a po drugie oddawać się mu z prawdziwą pasją. Dopiero dwie osoby z taką samą pasją mogły myśleć o ławkowych maratonach przesiadywań, związku w celach prokreacyjnych, partnerskim układzie pomocy wzajemnej, seksualnych spotkaniach towarzyskich, wspólnocie mieszkaniowej, seansach miłosnych westchnień, a nawet małżeństwie (to ostatnie raczej passe, ale jak ze świecą szukać, to można było spotkać i tego typu ekscentryczne pary).

Problem Wirgini polegał na tym, że niczym się szczególnie nie interesowała. Zajmowała się najpierw nauką o kierunku ogólnym, a potem pracą zawodową. Swoją pracę wykonywała rzetelnie, ale na zasadzie „od – do”. Nie łapała większej całości. Nigdy nie zastanawiała się, czy w wykonywanych zadaniach jest głębszy sens (albo jakikolwiek sens). Coś jej kazali włączać, coś wyłączać w zależności od tego, że na innym urządzeniu zapaliła się dioda w określonym kolorze, albo wystąpił sygnał dźwiękowy. Kazano jej spisywać liczby o wyznaczonych godzinach ze wskazanych miejsc – wyświetlaczy, ekranów, liczników. I tak dalej, i tym podobne. Wirgina wszystko robiła, tyle że nie wiedziała po co. Dzięki temu cieszyła się wielką sympatią wszystkich swoich przełożonych (bo nie ma lepszego pracownika, niż taki który sumiennie, bez słowa, a wręcz bezmyślnie wykonuje wszystkie rozkazy swojego szefa).

Wirginia słyszała nie raz, że miłość i związek z mężczyzną jest źródłem szczęścia, a wręcz kwintesencją egzystencji. Nonkonformizm nonkonformizmem, ale nigdy nie wiadomo, bo być może poglądy większości są akurat słuszne (zawsze warto dokonać konfrontacji)..
Wirginia postanowiła zaryzykować. Przyjaciółki poradziły jej, że jak nie ma własnych pasji, to może zainteresować się tym, czym facet, który się jej trafi.

Kamil jeździł na deskorolce. „To łatwe” - mówił wykonując przewroty w powietrzu. „Łatwo to złamać kark” - pomyślała kobieta. - „Że też ludzie z własnej woli i bez egzystencjalnej potrzeby, tak głupio narażają swoje życie”.
Mimo wszystko postanowiła spróbować. Przy próbach wejściach na deskę, ta trzęsła się i sama odjeżdżała. Ponaglana przez Kamila, Wirginia stanęła na bujającej desce, ledwo utrzymując równowagę, odepchnęła się... i upadła. Potem jeszcze wywróciła się ze trzy razy. Przy trzecim razie rozwaliła sobie kolano i stwierdziła, że ma dość.

Artur na pierwszej randce już zaczął się rozwodzić o wspólnych skokach na nartach i o tym, jakie to wspaniałe uczucie lecieć w powietrzu. „Nie dość, że łażenie po mrozie, to jeszcze łamanie nóg. Okropne” - pomyślała. „Przykro mi, ale skakać na nartach nie będę” – oznajmiła Arturowi.

„Do trzech razy sztuka. Muszę się chociaż raz przemóc” - postanowiła Wirginia.
Następny trafił się Ambroży, miłośnik tańca.
- Z deszczu pod rynnę - westchnęła.
- To i tak jak najbardziej bezpieczne hobby z możliwych – doradzały przyjaciółki. - Nie ma nic łatwiejszego, albo przyjemniejszego niż taniec.
- Nie spamiętam sekwencji kroczków i obrotów. Nie umiem chodzić jak robot z zaprogramowaną kolejnością ruchów. Już w szkole tego próbowałam i zawsze podświadomie dodawałam kroki, albo modyfikowałam układ – martwiła się Wirginia. - A może hodowca jakiś zwierząt?
- A masz kontakt ze zwierzętami? Masz jakieś zwierzę w domu? – dopytywała jedna z przyjaciółek.
- Mam – ucieszyła się Wirginia.
- A jakie?
- Nie wiem.
- Jak to nie wiesz jakie masz zwierzę w domu?
- Nazywa się Plumpek, ale co on jest, to nie wiem. Kupił mi go znajomy na giełdzie samolotowej. Zrobiło mi się go żal, bo tak cichutko i smutno śpiewał. Siedział w klatce, a zimny wiatr rozwiewał jego czerwone kudełki. Ale jak z jakiej jest planety i kim on jest to zabij mnie, a nie wiem. Ten handlarz też nie wiedział. Twierdził, że jest tylko pośrednikiem. Pewnie ukradł Plumpka, żeby sprzedać i kilka flaszek cjanówki kupić. W każdym razie Plumpek był małą czerwoną kupką nieszczęścia. Taki cjanoholik to jak wypije, to nie myśli co robi. Równie dobrze mógłby zwierzaczka wyrzucić gdzie bądź, albo zagłodzić na śmierć. Dlatego mam Plumpka, który je i pije to co ja, i jakoś mu to nie szkodzi.
- Trzeba by w necie, albo systemach podobnych, poszukać Plumpka – poradziły przyjaciółki.
- Nie ma. On jest nietypowy.
- To musisz przymusić się do tańca. Może z czasem przymus stanie się przyjemnością. Dzisiejsi mężczyźni mają tak wydumane hobby, że naprawdę Ambroży to twoja najlepsza szansa z możliwych.
- Spróbuję. Tak tylko, żeby zaznać smaku prawdziwej miłości – powiedziała Wirginia. - A wracając do Plumpka... to też kąpiemy się razem. On jest taki uroczy. Obtoczy się w pianie, a potem skacze po całej łazience: ze ściany na sufit i z powrotem. No i jeszcze śpiewa wesołe piosenki. A raz...

Wirginia, jak każdy właściciel domowego zwierzaka, mogła opowiadać o Plumpku bardzo długo. Prawda jest jednak taka, że nie-właścicieli raczej nudzą podobne opowieści.

Ambroży zachęcał Wirginię do nauki tańca. Kobieta zdecydowała się na flamenco. Mężczyzna oczywiście był zachwycony (zasadniczo byłby zadowolony z jakiegokolwiek wyboru, byleby była to nauka tańca). Potem cały wieczór opowiadał, że to taniec z duszą, że trzeba w nim odważnie pokazać uczucia: miłość i nienawiść, że trzeba odtrącać i przyciągać. Wirginia cierpliwie słuchała teorii, popijając piwo (to jedyne dobro które zostało po zamierzchłych, starożytnych czasach). Oczywiście, że nie przyznała się, że wybrała flamenco głównie ze względu na buty: o niewysokim obcasie i z paskiem. Drugim atut stanowiła długa, falbaniasta spódnica. „Póki nie podeptam nóg partnerowi, to mniejsza szansa, że ktoś się skapnie, że mylę kroki” - pomyślała rezolutnie.

Któregoś dnia, po męczącym treningu, spytała:
- A właściwie po co uczyć się tańczyć? Czy nie lepiej spontanicznie wykonać kilka obrotów i podskoków?
- Nieee – oburzył się Ambroży, jakby usłyszał najgorsze z bluźnierstw. - Chodzi o to, żeby dwie osoby idealnie się zgrały, aż tak żeby inni patrzyli na nich z podziwem.
- Czyli zasadniczo chodzi o odczucia innych, o ich podziw i zazdrość? - spytała asertywnie Wirginia.
- Właśnie! I jeszcze, żeby stać się najlepszym w tym, co się robi. Wygrywać konkursy, zdobywać nagrody – rozmarzył się Ambroży. - Być sławnym, znanym i podziwianym.
„Ale głupia motywacja. Niby mam się umęczyć, żeby inni mi zazdrościli. Ci inni będą mi zazdrościć sukcesu, ponieważ nie będą zdawać sobie sprawy, że został on okupiony umęczeniem. I jeszcze raptem jeden na iluś tam odnosi sukces, czyli pozostałym pozostaje jedynie umęczenie. Dziwna filozofia” - zamyśliła się kobieta.

Wirginia nie wiedziała, czy to jest miłość, czy ona jest już w związku z Ambrożym, czy nie. W każdym razie dzień w dzień, po pracy, trenowała flamenco.
Po miesiącu znajomości, Ambroży podniośle oznajmił, że obiektywnie oceny jej umiejętności można dokonać jedynie w konkursie. Kobieta zgodziła się na zasadzie „skoro mu zależy, a mi wszystko jedno”.
Ambroży wymyślił emocjonujący układ taneczny, który zasadniczo polegał na tym, by co chwilę któryś z partnerów był rzucony na podłogę. Sens tańca tkwił w namiętności, która miała wręcz rozrywać wewnętrznie tancerzy. Mieli tracić głowę, ulegać urokowi partnera, a potem z rozpaczy porzucać. W finałowej figurze Wirginia miała wyciągnąć zapięty przy udzie pistolet i strzelić w mężczyznę.
- Chyba przesadzasz, Ambroży. To ma być taniec, a nie scena morderstwa.
- Nie rozumiesz! Ja mam wizję! – ekscytował się. - Jurorów trzeba zaskoczyć. Wstrząsnąć nimi. Pod koszulę schowam woreczek z prawdziwą krwią człowieka. Mam znajomego w stacji krwiodawstwa. On mi da jakąś przeterminowaną krew, co i tak, by ją wylał w kanał – mówił szybko i z animuszem. - Ty strzelisz! Ja upadnę! Będę leżeć nieruchomo. Sędziowie podejdą sądząc, że ochlapany jestem farbą, albo sosem pomidorowym, a tu... prawdziwa krew! To będzie flamenco!
„To będzie farsa, ale co mi tam” - pomyślała Wirginia. - „I tak lepsze to niż łażenie po mrozie i skakanie na nartach”.
Do jej świadomości zaczynała dochodzić istota pasji, polegająca zasadniczo na tym, by robić coś bez przyczyny.

Rankiem dnia konkursowego Ambroży odwiedził Wirginię w domy i powiedział same przykre rzeczy:
- W tobie nie ma żadnych namiętności. Nie masz w sobie pasji. Twój taniec jest byle jaki. Jesteś gruba. Strasznie gruba. Nie mogę na ciebie patrzeć. Zatańczymy w konkursie i koniec z nami. Mam ciebie dość. Mam kochankę. Od jutra będę tańczyć tylko z nią. Kocham ją najbardziej na świecie. Ona jest szczupła i lekka. Tak przyjemnie, rozkosznie ją trzymać w ramionach.
Wirginą wstrząsnęło. Zatkało ją tak, że słowa nie mogła z siebie wykrztusić.

Została silnie zmotywowana. Nagle zaczęło jej bardzo zależeć, żeby wygrać konkurs, żeby udowodnić, że potrafi tańczyć.
Na konkursie tańczyła najlepiej jak potrafiła. Rzucała Ambrożego na posadzkę z całym impetem i złością. Sama upadała równie dramatycznie. Potem podnosiła się szybko i zwinnie. Unosiła ręce w górę i rytmicznie stukała obcasami, czekając by partner pochwycił ją w ramiona. Ponownie ich ciała zbliżały się do siebie. Stykały bardzo mocno. Jak jeden ognisty ptak wili się po parkiecie. A potem rzucali. I znowu przyciągali.
W scenie finałowej Wirginia podciągnęła falbaniastą spódnicę bardzo wysoko. Zamaszystym ruchem wyciągnęła pistolet z kabury przymocowanej paskiem do uda. Uniosła dłoń wysoko nad głowę. Potem przesunęła ją prosto przed siebie. Zmrużyła lekko oko i strzeliła.
Ambroży złapał się za krwawiącą pierś i upadając zawołał:
- Zabiłaś mnie, ukochana.

Sędziowie i widzowie na chwilę zamarli, a potem zaczęli się śmiać.
- Banalne zakończenie – skomentował jeden z jurorów.
- Kpina, nie flamenco – dodał drugi.
- Macie więcej keczupu, bo przyda mi się do kanapek – dowcipkował następny.
- Od razu wiedziałem, że tak się skończy. – Przemądrzałym tonem swoją opinię wygłosił juror czwarty (podobno najlepszy sędzia ze wszystkich pozostałych).

Zdenerwowana Wirginia z impetem cisnęła pistolet na podłogę. Wtedy broń sama wystrzeliła. Jeden z widzów upadł. Ludzie, którzy siedzieli obok postrzelonego człowieka, zaczęli krzyczeć. Odruchowo odsunęli się od postrzelonego człowieka.
- Morderczyni – ktoś krzyknął.

Wirginia przyklękła przy tancerzu.
- Ambroży? Żyjesz? - Potrząsnęła nim.
Energicznie szarpnęła koszulą, żeby zobaczyć jego pierś. Była przestrzelona. Prawdziwa krew mężczyzny mieszała się z krwią z rozerwanego woreczka (ze stacji krwiodawstwa).
- Boże! – krzyknęła.
Zerwała się na równe nogi i zaczęła uciekać. W korytarzu jakiś mężczyzna chwycił ją mocno za ramiona.
„Złapali mnie. Powieszą” - przemknęło jej przez myśl.
- Wirginia? Uspokój się. Ambroży specjalnie cię sprowokował historyjką o kochance. Chciał, żebyś tańczyła z pasją. - Okazało się, że owym mężczyzną był kolega Ambrożego, który nie jeszcze wiedział, co zdarzyło się na sali głównej.
- Zostaw mnie – kobieta wyszarpnęła się z uścisku i zaczęła dalej biec.
Nikt jej nie gonił, ponieważ sędziowie i większość widzów sądziła, że wszystkie wydarzenia są tylko wyreżyserowaną zabawą.
Kobieta wsiadła do swojego osobowego helikoptera i natychmiast wystartowała. Poleciała do domu. Z mieszkania zabrała fałszywy paszport (kupiła go sobie na giełdzie rupiecio-staroci na tak zwaną „czarną godzinę”) i parę innych dokumentów. Błyskawicznie przebrała się w kombinezon podróżny. Chwyciła śpiewającego pieśń powitalną Plumpka pod pachę i wyskoczyła przez balkon wprost do helikoptera.
Po chwili znalazła się na dworcu. Wbiegła na peron i wsiadła do pierwszego lepszego pociągu czasoprzestrzennego. Serce waliło jej jak młot. Usiadła na krzesełku w korytarzu. Chciała się uspokoić nim wejdzie do przedziału. Plumpek wdrapał się na jej piersi, łapkami złapał za włosy w okolicach uszu i zaczął całować po twarzy.
- Plumpek. Ty jedyny mnie kochasz. – Pogłaskała zwierzaczka po czerwonym futerku.
Plumpek zaczął cichutko śpiewać. Kobieta nie wiedziała o czym śpiewa, tak jak nie wie się o czym śpiewają ptaki. Jednak czuła, że Plumpek próbuje ją pocieszyć swoim głosem.
- Muszę poszukać konduktora. Plumpusiu, nie miałam czasu kupić biletu. Ciekawe dokąd jedzie ten pociąg? Musimy być dzielni.

Po piętnastu minutach, kobieta stwierdziła, że da radę zapanować nad emocjami. Wstała i poszła szukać konduktora. Okazało się, że pociąg czasoprzestrzenny skierowany jest w stronę północnej części kulistej galaktyki o nazwie Spikolicha. Wirginia celowo nie wybrała stacji docelowej, ani przystanków „na żądanie”. „Na wszelki wypadek, nie należy się wyróżniać, ani wybierać najdalszego miejsca” - pomyślała. Kupiła bilet na planetę Niło, a wysiadła trzy przystanki wcześniej na planecie Psileży Wielkie.

W czasie podróży pociągiem usiadła w przedziale, w którym siedziały trzy neutralnie wyglądające osoby. Starała się nie myśleć o konkursie flamenco i Ambrożym, żeby się publicznie nie rozkleić. Jedną z lepszych umiejętności jest sztuka przetrzymywania emocji do momentu, gdy bezpiecznie można je wyzwolić.

Psileży Wielkie była olbrzymią pomarańczową planetą.
Wszędzie mnóstwo roślinności o pomarańczowej barwie: drzewoidalnych tworów, kroczących krzaków i kicających trawek.

Wirginia wynajęła pokój u człowieka.
„Może i jestem rasistką, ale wolę zapłacić za wynajęcie pokoju ciut więcej i mieszkać z człowiekiem pod jednym dachem. Z kosmitami nigdy nic nie wiadomo. Mogą mieć obleśne rytuały przeistoczeń, albo smarkają po podłodze jak Bowetowie” - pomyślała, jakby zapominając, że jej pupilek Plumpek też jest kosmicznym zwierzakiem.
Po tygodniu Wirginia zatrudniła się w zakładzie, przy pracy polegającej na włączaniu przycisków zgodnie z instrukcją. Kobieta nie wnikała, jak zwykle, co produkuje jej zakład. Liczyło się tylko to, że zdobyła źródło dochodu i mogła wyżywić, utrzymać i siebie i Plumpka.

Pewnego dnia Wirginia wdała się w dłuższą pogawędkę z człowiekiem, od którego wynajmowała pokój. Między innymi, dowiedziała się, że ów człowiek zna człowieka, który rozumie piosenkową mowę Czerwoniaków. W ocenie wynajmującego Plumpek należał do jednego z trzech gatunków. Zaciekawiona kobieta poprosiła o kontakt z ekspertem od Czerwoniaków.

- Dzień dobry – zaczęła od progu. - Ja przyszyłam...
- Wirginia? - mężczyzna jakby nie dowierzał swoim oczom.
- Pan Stanisław? - kobieta rozpoznała starego znajomego.
- Co za niesamowity zbieg okoliczności. Ty tutaj? Na Psileży Wielkiej?
- Jestem również w szoku. Kosmos jest tak wielki, że... Panie Stanisławie, brak mi słów – w jej oczach błysnęły łzy wzruszenia.
- Proszę wejdź do środka. - Mężczyzna wskazał ręką wejście do salonu. - Mów mi po imieniu. Kiedy się poznaliśmy ty miałaś dziesięć lat, a ja trzydzieści...
- Wtedy ludzie trzydziestoletni wydawali mi się starzy, a teraz – uśmiechnęła się - zupełnie inna perspektywa. Dwadzieścia lat w tę, czy we w tę, nie gra żadnej różnicy.
- Prawda? - spytał na zasadzie przytaknięcia. - Spodobałaś mi się bardzo, ale byłaś wtedy jeszcze dzieckiem. Dlatego podarowałam ci Czerwoniaka w prezencie.
- Plumpek jest moim najlepszym przyjacielem – westchnęła Wirginia.
- Pomyślałem sobie, że może kiedyś zechcesz poznać sens jego piosenek. Na palcach jednej ręki mogę policzyć ekspertów od ich mowy. Nie żebym się chwalił, ale ja jestem najlepszy.
Wirginia zachichotała.
- Śmiejesz się? Jesteś szczęśliwa?
- Szczerze mówiąc wiele spraw nie dzieje się po mojej myśli, ale nie chcę o tym rozmawiać.
- Rozumiem. To może twój Czerwoniak nam coś zaśpiewa?
- Dobrze. Pogłaszczę go po brzuszku, wtedy zawsze zaczyna śpiewać.
Kobieta podrapała Plumpka za uszkiem. Przewróciła na grzbiet i dłonią zaczęła masować jego brzuszek. Zwierzątko zaczęło śpiewać.
- Śpiewa, że bardzo cię kocha, że lubi cię całować, bo masz słoną skórę, a mu smakuje sól – tłumaczył Stanisław – że lubi głaskanie po brzuchu, po boczkach, czochranie kudełków na grzbiecie, wymienia wszystkie części swojego ciała i jakie lubi pieszczoty, powiem ci jak zaśpiewa coś innego – Mężczyzna zamilkł na długą chwilę. – Ciągle o głaskaniu. - Znowu zamilkł. - Śpiewa, że poznałaś faceta, który kazał ci tańczyć. Przez to miałaś mniej czasu dla Czerwoniaka. Żali się na to... Dalej narzeka. - Mężczyzna nagle wstał pełen gniewu.
- Co, co on śpiewa? - dopytywała się kobieta.
- O zbrodni!
Wirginia gwałtownie zacisnęła pyszczek Plumpiakowi.
- Dość! Przestań, Plumpiak!
Zwierzątko wybałuszyło oczy i przestało śpiewać.
- Stanisławie, przysięgam na wszystko, nie chciałam nikogo zabić. Nawet jeżeli tak powiedziałam w gniewie... to ja... - rozpłakała się - w pistolecie powinny być były ślepe naboje. Ja nie wiem kto podmienił. Śmierć za śmierć, takie jest prawo. Uciekłam, bo bałam się, że nie znajdą się dowody na moją niewinność.
- Spokojnie. Już dobrze – Stanisław przytulił Wirginię. - Twój Czerwoniak podmienił naboje. Nie znosił faceta od początku, a potem był świadkiem waszej kłótni...
- Ja się nie kłóciłam.
- W każdym razie Czerwoniak czuł, że ten człowiek cię skrzywdził. Podmienił naboje. Specjalnie. Z premedytacją. Kurcze, pomijając wszystko, jako naukowiec jestem zadziwiony przewrotnością i inteligencją Czerwoniaka.
- Wstrętny Plumpiak! - Kobieta zepchnęła pupila ze swoich kolan.
- Nie! On chciał cię pomścić. Zrobił to z miłości. - Stanisław podniósł Czerwonia z podłogi i posadził na kanapie.
- I co teraz będzie? - spytała nerwowo ciągnąc się za włosy.
- Zostań na Psileży Wielkiej. Nie chciałbym się narzucać, ale najlepiej trzymaj się blisko mnie. Znam mowę Czerwoniaków. W razie czego będę cię bronił.
- Kto uwierzy w winę zwierzątka domowego?
- Wiem, że szanse są pół na pół. Dlatego nikomu nie powiemy prawdy. Zamieszkaj ze mną – zaproponował Stanisław.
- Ale...
- Żadne, ale. Podarowałem ci Czerwoniaka, bo chciałem żebyś mnie odnalazła, jak dorośniesz. Minęło kilkanaście lat, a ja ciągle cię kocham. Czuję się odpowiedzialny za tragedię, która cię spotkała... przez Czerwoniaka.
- A pasja?
- Twój Plumpiak i jego, twój, mój nonkonformizm.

I żyli długo i szczęśliwie (oni, czyli Wirginia, Stanisław i Plumpiak).
Niestety Ambroży zmarł, ale człowieka z widowni udało się wyratować.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
tulipanowka · dnia 24.04.2010 09:33 · Czytań: 572 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 7
Komentarze
wyrrostek dnia 25.04.2010 09:56 Ocena: Świetne!
Twoja futurologiczna fantazja jest ok., ale wnioski dotyczące sensu nauki tańca to dopiero ok. do kwadratu. Świetnie łączysz łagodność z drapieżnością. :)
Trzymaj tak dalej.;)
Usunięty dnia 25.04.2010 20:32 Ocena: Bardzo dobre
Uroczy tekst......wzruszający opis czochrania i gładzenia po brzuszku Czerwoniaka :) , potwierdziło się także, że flamenco nie zawsze wychodzi na zdrowie :), ogólnie bardzo miłe do czytania, można nagrać dyktafonem i wieczorkiem "puścić" sobie do podusi.
zajacanka dnia 25.04.2010 22:19
tulipanowka, skad ty bierzesz takie pomysly???? Juz chcialam cie zbesztac za to flamenco, ale jak doczytalam do "osobowego helikoptera" i "pociagu czasoprzestrzennego" - wysiadlam. Bez oceny.
tulipanowka dnia 02.05.2010 08:45
bardzo się cieszę, że Wam się podoba

Cytat:
skad ty bierzesz takie pomysly?
zazwyczaj z głowy, a Ty skąd czerpiesz pomysły?
bury_wilk dnia 10.05.2010 14:09 Ocena: Dobre
Końcówka najmniej mi się podoba. Tak konkretnie ten motyw, że się pokochali i ojejku... A reszta... specyficzna, taka Tulipanówkowata, ale całkiem fajna :)
tulipanowka dnia 10.05.2010 16:32
Cytat:
pokochali i ojejku

masz rację w tym sensie, że u mnie raczej wszystko się dobrze kończy; jakoś złe zakończenia wydają mi się bardziej banalne (nie wiem zupełnie dlaczego :smilewinkgrin: )
bury_wilk dnia 10.05.2010 16:35 Ocena: Dobre
:D
to nie tak, że ma się skończyć dobrze, lub źle, ale to jakoś według mnie zbyt naiwne.
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ks-hp
18/04/2024 20:57
I taki autor miał zamysł... dziękuję i pozdrawiam... ;) »
valeria
18/04/2024 19:26
Cieszę się, że przypadł do gustu. Bardzo lubię ten wiersz,… »
mike17
18/04/2024 16:50
Masz niesamowitą wyobraźnię, Violu, Twoje teksty łykam jak… »
Kazjuno
18/04/2024 13:09
Ponownie dziękuję za Twoją wizytę. Co do użycia słowa… »
Marian
18/04/2024 08:01
"wymyślimy jakąś prostą fabułę i zaczynamy" - czy… »
Kazjuno
16/04/2024 21:56
Dzięki, Marianie za pojawienie się! No tak, subtelnością… »
Marian
16/04/2024 16:34
Wcale się nie dziwię, że Twoje towarzyszki przy stole były… »
Kazjuno
16/04/2024 11:04
Toż to proste! Najeżdżasz kursorem na chcianego autora i jak… »
Marian
16/04/2024 07:51
Marku, dziękuję za odwiedziny i komentarz. Kazjuno, także… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty