-Halo?! Czy to policja?
-Tak! Tu posterunek policji w Garkotłukach, słucham?
-Z tej strony rozmawia się Adolf Czosnek, sołtys Bzibzisk Wielkich, czyli ja! Chciał ja zgłosić, że mamy tu trzy trupy!
-Słucham? Proszę powiedzieć co dokładnie się stało!
-Łoj, bo panie władzo to było…
-Pani władzo jeśli już!
-Pani? A głos ma pani jak chłop! Ciekawe czy pani też wygląda jak chłop?
-Chyba to nie jest aż tak bardzo ważne? Te trzy trupy są w tej chwili chyba bardziej istotne, nieprawdaż?
-Prawda-żżż!- powtórzył z wyraźnym bólem.
Nastała niewygodna chwila ciszy.
-Proszę pana, jest pan tam?
-Jest żem!
-To proszę kontynuować!
-Co robić?
-Proszę mówić dalej co było z tymi trzema trupami? Był tam u was jakiś wypadek?
-A no tak godoł, znaczy mówił ja o tych trupach. Nie wypadku, żadnego nie było! Znaczy był wczoraj, bo pijany Więsek wjechał mi w kukurydze koniem, ale my sie już dogadali i załatwili sprawę polubownie!
-Chyba powódownie!- krzyknął ktoś do słuchawki.
-Oj Maryśka! Zamknij się! Przepraszam panią bardzo, ale żona mi tu du, znaczy wpycha się do słuchawki! To te trzy trupy są zabite, ale nie w wypadku tylko przez drzewo.
-Przez drzewo?
-No tak przez kołki!
-Przez kołki? Czy jest pan trzeźwy?
-Ja od wczoraj nic nie pił. Pani jakaś taka nie kumata. Przecież ja cały czas tłumacze, że te zmarłe nieboszczyki przebite osikowymi kołkami były! Bo to pani zbrodnia był! Mord znaczy! Bo my pani taka europejska, rozwojowa wieś, że nawet mordercę mamy! Mordercę psychologa!- w głosie sołtysa wyraźnie dało się wyczuć nutkę zadowolenia i kroplę dumy.
-Ja nadal nic nie rozumiem! Proszę mówić jaśniej!
-No ja przecież mówię jasno jak dup, znaczy jak słońce! Ja nie wiem jak milicja ma dobrze działać, nawet jak tam pracujo uczone ludzie jak one takie tępe! Tu trza działać, a nie dopytywać się głupio jak ministrant na mszy! Czekoj Mania! Ja teraz gadam!
-Dawaj ten telefon, bo jak cię trzasnę tą miotłą to swojego ojca w niebie pozdrowisz. Ja opowiem co się stało, bo tu trzeba jasno i wyraźnie mówić, a nie bełkotać jak do teściowej.
-Halo! Co tam się u państwa dzieje?
-Dzień dobry! Z tej strony Marianna Czosnek. Ja jestem żoną sołtysa. Zaraz pani powiem co tu się stało dokładnie. Tylko sprostuje, że znaleźliśmy trzy osoby przebite osikowym kołkiem i jedną powieszoną. Aha! I mojemu mężowi nie chodziło o to, że mordercę psychologa tylko mordercę psychopatę. Wszystko zaczęło się dzisiaj od tego nieszczęśliwego zaćmienia słońca. Cała wieś zebrała się na polu Jana Bartka, żeby obserwować to piękne i jakże rzadkie zjawisko. Wszyscy patrzyliśmy na to z zachwytem. Pierwszy i ostatni raz w życiu mieliśmy okazję oglądania czegoś tak fascynującego. Patrzyliśmy z zachwytem jak słońce tańczy z księżycem. Jak dwie przeciwności łączą się w jedno ciało. W kilka chwil wszystko pogrążyło się w ciemnościach. Oczywiście nie były to zupełne ciemności tylko taka szarówka. Było dopiero dwie godziny po południu a wydawało się, że zaraz zapadnie zmrok. Czekaliśmy z niecierpliwością na zakończenie tego zjawiska. Po około piętnastu minutach okazało się, że nic się nie dzieje. Cały czas było ciemno.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
katjalinka · dnia 26.04.2010 09:02 · Czytań: 488 · Średnia ocena: 2,33 · Komentarzy: 8
Inne artykuły tego autora: