Proza »
Inne » zamiast skrzata przyplątał się kot
Początek roku jest deszczowy i nijaki, kawałki nieba spadają wprost do ogrodu tworząc ogromne kałuże. Opadły pod koniec listopada śnieg, okupuje łąki, lasy i pobocza szos. Nocą wiejskie dzieci wychodzą na ulice i ślizgają się po czarnej połyskującej tafli, do utraty tchu, byle szybciej. W oddali widać światła, zbliżają się - Brzdęk, tłuczone szkło i sygnał karetki. Długa msza i biała trumienka pośrodku kościoła.
Wiejskie scenariusze są zawsze takie same.
Był środek nocy, leżeli w trójkę, on, ona i ono( mała fasolka w jej brzuchu), kiedy zadzwonił telefon. W sąsiedniej wsi potrącono dziecko. On w pośpiechu ubrał się, i wybiegł z domu. Pamięta jego usta na ramieniu, były ciepłe. Wrócę jak najszybciej, kocham was. O świcie ktoś zapukał. Tuż przed mostem, samochód wpadł w poślizg, odbił się od drzewa i zsunął do rzeki. Tamta trumna była hebanowa.
Od pewnego czasu, koło południa, ziemia uwalnia się spod warstwy lodu. Błoto zalega w ogrodzie i dalej poza ogrodzenie, tworząc naturalistyczną wizję ziemskiego piekła. Lucyfer mówi dobranoc i zatapia się w breji. Hu hu ha, hu hu ha, to jest najlepsza pora dla zła. W kominku czerwień przechodzi w szarość, lekkie podmuchy wiatru podnoszą popiół. Kilka gałązek, i ciepło rozbłyśnie na nowo. Kalosze nałożone na stopy wiążą z breją na śmierć. Zostają na środku podwórka. Po drewno na boska. Opłacało się kupić ten dom, tyle atrakcji. Do końca zimy patrzy przez kuchenne okno na parę gumofilców, stoją dzielnie nie mogąc odejść w siną dal( diabeł posila się gumą, dobrze, że do duszy daleko).
Wiosną posadzi w nich niezapominajki. Na końcu postawi garnek ze złotem, może przypląta się jakiś skrzat i zostanie. Tęczą oplecie warkocz i przystawi dziecię do piersi.
Zaleca się rezygnowanie z karmienia naturalnego po dwóch latach obcowania malucha z sutkami matki, oczywiście i w tej kwestii występują anomalia. Parę lat wstecz widziała jak jedna kobieta przystawiała do piersi siedmioletnią dziewczynę. Ta zapytana, dlaczego do tej pory woła cyca, powiedziała: będę tak robić do końca, bo mleko jest słodziutkie.
Wielki ektopasożyt spija soki z kobiety, która w oczach więdnie i kurczy się, aż całkowicie zostaje wchłonięta przez jamę ustną. Pasożyt beka, wystawia język i oblizuje wargi.
Puchowe kurtki od dawna wiszą w szafie, a promienie słońca delikatnie ogrzewają polar, który ubiera wychodząc na dwór. Przy obejściu roboty dużo. Często myśli: Gdybym mieszkała w mieście, nie zawracałabym sobie głowy dbaniem o ciepło, jedzenie i bezpieczeństwo, wszystko byłoby łatwe. Tutaj za każdym winklem czyha niebezpieczeństwo.
W ósmym miesiącu brzuch jest duży, ciąża przebiega prawidłowo. Jest wieczór, ułożona w łóżku podciąga podkoszulek i patrzy jak w brzuchu rusza się ono. Widzi dłonie, stópki i inne części ciała, gładzi napiętą skórę i mówi czule. W oddali słyszy szczekanie psów i turkot uderzających o tory kół pociągu. Słowik śpiewa pieśń godową. Rozbudzonym w nocy oczom ukazuje się wyrastająca z brzucha głowa. Naciągnięta skóra boli i pęka. To coś wyciąga dłoń i gładzi ją po policzku. Chce uciec, jednak brak jej sił. W ustach czuje łzy, a w myślach panikę. Chwyta stwora i wciska z powrotem do brzucha. Haust powietrza i zlana potem, idzie do łazienki. Po nogach spływa krew. Zaniepokojona ubiera się, bierze torbę, którą przygotowała wcześniej, i wyjeżdża.
Patologia ciąży mieści się na trzecim piętrze, jest dużym oddziałem. Kobiety leżą tutaj po kilka miesięcy. Ona i ono czują się dobrze. Lekarze, zakazali powrotu do domu, w szpitalu ma doczekać porodu. Maluch pacha się na świat, dlatego zaszyli jej krocze. Mało ruchu i dużo leżenia, mówi historia choroby. Łóżko przy oknie, gorąco od kaloryferów, szum i rumor miasta za oknem. Widok na sypialniane wzgórze jest szary i nieciekawy. Jakże teraz tęskni za zielenią. Wstaje i zakłada szlafrok. Bierze przybory toaletowe i ręcznik.
Łazienka jest duża, kilkukabinowa. Kabiny kryją wiele niespodzianek. Każda ma plastykową kotarkę z innym emblematem. Odgarnia zasłonkę w kropeczki i zagląda do środka kabiny. Drewniana kratka na podłodze ślimaczy się i porasta włosami. Pomału zdejmuje koszulę nocną i wiesza na haczyku obok lustra. Wchodzi pod prysznic. Klapki opierają się stabilnie na drewnie, kiedy polewa ciało wodą i namydla gąbkę. Ktoś otwiera drzwi, robi się przeciąg i groszkowa zasłonka przykleja się do piersi, brzucha i ud, jest czarna od grzyba. Żeby ją z siebie zrzucić odwraca się plecami. Teraz stoi cała zawinięta w oślizgłą zasłonkę, która przylega szczelnie dociskana przez strumień wody. Świat wiruje. W chwili, gdy usta zalewają wymiociny ktoś gasi światło.
Otwiera oczy, obraz majaczy, a słowa docierają z opóźnieniem. Budzi się nie w tym miejscu, ale tak ma być. On unosi ją z podłogi. Rycerską dłonią odgarnia włosy z twarzy. Ono kwili w łóżeczku z niebieską falbanką.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
Inne artykuły tego autora: