Niebieskoskóry - tulipanowka
Proza » Fantastyka / Science Fiction » Niebieskoskóry
A A A

Maryla rozstała się ze Mariuszem ze względu na różnicę charakterów. Po miesiącu swoistej żałoby (bo rozstania z drugim człowiekiem można porównać do jego śmierci) doszła do wniosku, że nie jest potrafi wymazywać pewnych fragmentów ze swojego życia. Jednym sensownym pomysłem wydało się jej zrobienie czegoś na tyle emocjonującego, bogatego w atrakcje i ciekawe zdarzenia, zrobienie czegoś co by mogło przyćmić lub przynajmniej częściowo zdegradować niechciane wspomnienia.

Najpierw Maryla zmieniła fryzurę oraz styl ubierania (czyli jakby przeobraziła się w nową postać). Następnie wykupiła wycieczkę objazdową po Galaktyce Xomualda.
„Codziennie inna planeta. Codziennie inne krajobrazy, inna przyroda, inna architektura. Codziennie kontakt z innymi kosmitami” - myślała sobie. - „Powinno być fajnie, a i myśli będą zajęte bieżącymi sprawami, a nie bezproduktywnymi analizami relacji z Mariuszem”.

I miała rację. Podróż przebiegała pomyślnie. Rozrywek i bodźców wszelkiego typu nie brakowało. Z warunków na statku kosmicznym była zadowolona. Z towarzystwa również. Psychika była zajęta aktualnymi rzeczami.

Tragedia zdarzyła się, gdy statek kosmiczny zboczył z kursu.
Pilot wycieczki zaproponował, żeby zbliżyć się do gwiazdy neutronowej. Oczywiście wszyscy uczestnicy się zgodzili na zasadzie „zaliczyć i zobaczyć, co tylko się da”. Jednak pilot nie posiadał rzetelnych, aktualnych danych. Tym samym wprowadził turystów w błąd i naraził siebie i innych na śmiertelne niebezpieczeństwo. Gwiazda, do której kosmiczny statek się zbliżył okazała się magnetarem, czyli gwiazdą obdarzoną gigantycznie silnym polem magnetycznym (zdecydowanie mocniejszym w porównaniu z gwiazdą neutronową).
Wszyscy pasażerowie zaczęli dziwnie się czuć.
- Natychmiast załóż kapok ochronny – usłyszała nakaz Edmunda. Po chwili poczuła, że mężczyzna zakłada jej kapok.
Edmund był człowiekiem, Marsjaninem z dziada pradziada i emerytowanym komandosem. Maryla siedziała z nim przy jednym stoliku w czasie posiłków. Lubiła słuchać jego opowieści, chociaż wydawały się zbyt niesamowite, żeby mogły wydarzyć się naprawdę. Poza tym Edmund posiadał wyrafinowane poczucie humoru polegające na wyśmiewaniu nielogicznych, głupich obyczajów wszelkiego rodzaju istot białkowych, w szczególności ludzi z Ziemi. Maryla zaliczyła Edmunda do ludzi interesujących, mądrych, doświadczonych i pomocnych, dlatego ufnie dała sobie założyć kapok.

Niestety zdecydowana większość turystów nie wiedziała, jak powinna się zachować w obliczu zagrożenia. Nie wiedzieli ani, gdzie są ubiory i maski ochronne, ani nie mieli nawet świadomości, że powinni je nałożyć. Pasażerowie chaotycznie miotali się po statku trzymając się za głowy. A im dłużej byli bez kapoków, tym większy mieli obłęd w oczach.
Oczywiście kapitan statku natychmiast skierowali wehikuł na właściwy kurs. Jednak nawet kilkanaście minut wystarczyło, by spowodować spustoszenie w umysłach turystów. Silne pole magnetyczne magnetara zmieniło przepływ prądu w mózgach, a tym samym zmieniło myśli.

Kiedy statek osiadł na Waligórze (rodzimej planecie Maryli), na koszt biura podróży, a właściwie jego ubezpieczyciela, wszyscy pasażerowie poddani zostali badaniom lekarskim (w szczególności psychiatrycznym).
Niestety poza Marylą, Edmundem i załogą statku, wszyscy pozostali zostali zakwalifikowani do leczenia w zamkniętych ośrodkach dla umysłowo chorych.
Oczywiście media podały informacje, że wszelkie urazy mózgu są uleczalne, a zamknięcie w ośrodkach dla umysłowo chorych jest wyłącznie działaniem prewencyjnym, zapobiegawczym, podjętym ze względu na dobro uczestników i że za kilka tygodni wszyscy będą zwolnieni.
Stara, obłudna śpiewka – a jednak jak światy światami opinią społeczną media manipulują jak chcą. A miliardy stworzeń bezkrytycznie wierzy w cokolwiek się im powie, albo napisze. Z czasem najbzdurniejsze kłamstwo, byle często powtarzane, społeczeństwo odbiera jako prawdę.
Tak naprawdę, pod wpływem oddziaływania pochodzącego z magnetara, pasażerowie zwariowali, ich prądy myślowe zostały bezpowrotnie pomieszane, skierowane na zupełnie inne tory.

Maryla uznała się za cudownie ocaloną. Serdecznie podziękowała swojemu wybawcy, czyli Edmundowi.
- Gdyby nie ty, ja również skończyłabym w wariatkowie. Dzięki wielkie. Nie wiedziałam, że powinnam założyć kapok. Gdyby nie ty...
- Nie ma sprawy – odparł Edmund. - Na tym polega kapitalizm. Liczy się tylko zysk koncernów, a zdrowie i bezpieczeństwo jednostek już nie. Dlatego każdy powinien umieć się o siebie zadbać w każdych okolicznościach.
Edmundowi chodziło o to, że przewoźnik, ani biuro turystyczne nie zadbało, ażeby skutecznie przeszkolić pasażerów w zakresie właściwych reakcji w sytuacjach zagrożenia.

Radość z powodu zachowanego zdrowia nie trwała zbyt długo. W trakcie badań Maryla dowiedziała się, że jest w ciąży. Oczywiście z Mariuszem, ponieważ relacja z Edmundem opierała się wyłącznie na przyjaźni.
Początkowo kobieta była wściekła. Przygoda z magnetarem i w ogóle cała podróż zepchnęła w odległe zakamarki umysłu wspomnienia o Mariuszu, a niestety nieplanowana ciąża ponownie je przywołała.
Mając na uwadze, szumnie nazywane, dobro dziecka, Maryla poinformowała Mariusza o tym, że urodzi jego potomka. Mężczyzna zaproponował, żeby usunąć płód i sprzedać go do Instytutu Organów Zastępczych (bo się strasznie opłaca). Na to kobieta się obruszyła i powiedziała, że to barbarzyństwo i żadnego dziecka, w tym także swojego, nie ma zamiaru zabijać.
Po dwóch miesiącach Mariusz zmienił zdanie i stwierdził, że uzna dziecko i będzie dobrym ojcem.

Maryla urodziła zdrowego i ślicznego chłopczyka, którego nazwała Bogumił. Dziecko miało cudowne oczka, nosek, nóżki, paluszki u rączek. Było grzeczne, mało płakało, a nawet od chwili narodzin potrafiło się uroczo uśmiechać. Tyle że jego skóra z każdym kolejnym dniem stawała się coraz bardziej intensywnie niebieska.
Po dwóch tygodniach zjawił się Mariusz (specjalnie przyleciał, chociaż pracował właśnie nad szalenie ważnym projektem), żeby obejrzeć swoje dziecko.
- On jest niebieski! Dziwoląg nie jest moim synem! Nie dam się wrobić! To pomiot jakiegoś obrzydliwego kosmity, a nie mój. Nie chcę mieć z nim nic do czynienia – stwierdził Mariusz. - Aha, wiesz że mam kumpli prawników. - Tymi słowami przypomniał Maryli, że międzygalaktyczne prawo można interpretować dowolnie, bowiem zasadniczo liczy się bogata retoryka, a nie obiektywne fakty. - Prędzej bachor zdechnie niż cokolwiek na niego zapłacę.
Kiedy Mariusz wychodził trzaskając drzwiami i złorzecząc, że zmarnował czas (bowiem tempo pracy nad szalenie ważnym projektem zostało zwolnione), dzidziuś słodko się uśmiechał odsłaniając błękitne, bezzębne dziąsełka.
- Jesteś śliczniutkim, niebieskim aniołkiem – powiedziała Maryla i pogłaskała niemowlę po maleńkim ciałku. - Mama zawszę będzie cię kochać. Jesteś moim ukochanym niuniem. Jesteś śliczniutki. I masz takie cudowne czarne oczka...

Lekarze stwierdzili, że kontakt kobiety z polem magnetycznym nie miał żadnego wpływu na barwę skóry dziecka. Intuicyjnie Maryla czuła, że fachowcy się mylą. Jednak nie potrafiła tego udowodnić. W związku z tym nie należało się jej odszkodowanie.

Naprawdę poważnym problemem okazał się kontakt z przedstawicielami Organizacji Czystości Gatunku Ludzkiego.
Pewnego dnia do domu Maryli przyszła młoda kobieta podająca się za pracownicę opieki społecznej.
- Powinnaś zabić dziecko – stwierdziła młoda kobieta. - Rozumiem, że jest ci ciężko. Jednak pomyśl, że twoje dziecko kiedy dorośnie może chcieć się rozmnażać z prawdziwym człowiekiem. I co wtedy? Czy chcesz, żeby zaginęła prawdziwa rasa ludzka? Trzeba dbać o czystość gatunku ludzkiego. Wszelkie wynaturzenia trzeba likwidować. On jest niebieski...
- Proszę się wynosić z mojego domu! - krzyknęła Maryla.

„Według działaczy Organizacji Czystości Gatunku Ludzkiego kosmita, albo zwierzę, albo jakakolwiek forma życia może przybrać najdziwniejszy rozmiar i kształt, ale już innych ludzi ta tolerancja nie obejmuje” - pomyślała Maryla.

Ideologia faszystowska jest zawsze popularna – tyle że w różnych wiekach w różny sposób się objawia. Jej wyznawcy nienawidzą różnorodności w wyglądzie, stylu życia, poglądach. A wszelkie odstępstwa od obranego wzorca uważają za wielkie zło, które należy zwalczać każdym sposobem.

Kiedy młoda aktywistka wyszła, Maryla wzięła na ręce dzidziusia.
- Nie płacz maleńki – powiedziała płacząc do uśmiechającego się dziecka. - Jesteś śliczny, najpiękniejszy we wszechświecie. Nie pozwolę cię skrzywdzić byle bezdusznym patałachom.

Po kilku dniach Maryla dostała bezpłatne zaproszenie na wczasy na planetę Nugatek. Ucieszyła się przez chwilę. „We wszechświecie nie ma nic za darmo. Musi być jakiś haczyk” - pomyślała moment później.
Kobieta próbowała znaleźć informacje o planecie Nugatek, ale się nie udało. Jakby dane ktoś starannie tuszował. Zdesperowana skontaktowała się z Edmundem.
- Marylko, nie będę owijać w bawełnę. Nugatek to planeta, na którą zsyła się wszelkich ludzkich odmieńców. Znam trochę mechanizm działania władzy. Wbrew pozorom Organizacja Czystości Gatunku Ludzkiego ma wielu cichych zwolenników. Dlatego lojalnie uprzedzę cię, że jeżeli nie skorzystasz z zaproszenia to siłą, albo podstępem zabiorą ci dziecko.
- Nic złego nie zrobiłam ani ja, ani Bogumiłek. Mój syn jest zdrowy i normalny. Dlaczego chcą nas ukarać? Chcę tylko zwyczajnie, spokojnie żyć. Nic więcej.
- Nie pytaj mnie. W każdym razie, jeżeli chcesz mieć kontakt z dzieckiem, lepiej się nie stawiaj władzy. Nie uciekniesz. Inwigilacja jest na wysokim stopniu rozwoju, zaawansowania. Wszędzie cię namierzą.
- I żołnierz, komandos... twardziel, prawdziwy Marsjanin mi to mówi? - powiedziała z żalem.
- Marylko, nie podpuszczaj mnie. Jednostka nie ma szans z systemem, z władzą. To że jedna osoba wygra w loterii typu totolotek, oznacza że miliony przegrają. Zapłacą podatek od głupoty i pozostaną z niczym. Prawdopodobieństwo matematyczne...
- Dobra, dobra, wariacje, permutacje... nie takiej rady potrzebowałam.
- Chciałaś, żebym cię okłamał?
- Może...

Maryla spakowała rzeczy i z niemowlakiem na ramieniu poleciała na Nugatka. Przed zejściem na twardy ląd została poinformowana przez uzbrojonych ludzi, że zsyłka ma charakter trwały.
- Z Nugatka się nie wraca. Jak chcesz to możesz zostawić potwora i sama wrócić – powiedział uzbrojony człowiek .
- Jakiego potwora? - zdziwiła się Maryla.
- Niebieskiego bachora.
- Sam jesteś potworem.
Uzbrojony mężczyzna wykrzywił szyderczo usta i skierował podręczną broń laserową w kierunku głowy niemowlęcia. Kobieta przestraszyła się. Mocno przytuliła do piersi dziecko i zamilkła.
„Bądźcie przeklęci wszyscy, którzy skrzywdziliście mojego syneczka” - pomyślała.

Maryla z dzieckiem wysiadła ze statku kosmicznego. Znalazła się na bezkresnej pustyni. Wokół tylko czerwony piach, nic więcej.
- Umrzemy – westchnęła, a wielkie jak groch łzy spłynęły jej po policzkach.
Matka spojrzała na niemowlę, które uśmiechało się przyjaźnie. Otarła łzy. Usiadła na piasku i postanowiła nakarmić maleństwo. Zamknęła oczy i nie myślała o niczym.

Kiedy po około dwudziestu minutach otworzyła oczy, zobaczyła, że otoczona jest kręgiem ludzi o nietypowych kształtach.
- Witajcie wśród przyjaciół – zawołali wszyscy jednocześnie.
- Czy moje dziecko będzie żyć? - spytała z niedowierzaniem Maryla. - Na pustyni można przeżyć?
- Nie martw się o nic. My odmieńcy wszyscy sobie pomagamy – powiedział człowiek o czterech rękach i trzech nogach.
- Na Nugatku są różne fajnie i przyjemne miejsca do życia. Władza złośliwie każe wysadzać odmieńców na lodowcach, szczytach gór, albo pustyniach – wyjaśniła łaciata kobieta (jej skóra była koloru biało-czarnego; jedno oko miała różowe, a drugie czarne).
- Zapraszam do mojej niskolatającej fury – powiedział z uśmiechem mężczyzna z genitaliami umiejscowionymi pod brodą, przy szyi. Otworzył drzwi wehikułu i pomógł Maryli wsiąść.

Marylę z dzieciątkiem zakwaterowano w przytulnym, luksusowo wyposażonym pokoju. Jej pokój znajdował się w wielkim gmaszysku. W budynku znajdowały się wspólne i bezpłatne dla wszystkich mieszkańców: baseny, siłownie, sale sportowe, sale zabaw dla dzieci i dorosłych, restauracje, bary, wypożyczalnie i rozdawalnie ubrań, zabawek i różnego typu gadżetów.
Maryla i Bogumił zaczęli wieść szczęśliwie i spokojne życie.

Z czasem w kobiecie zakochał się sąsiad, który mieszkał na siedemdziesiątymdrugim piętrze, o imieniu Władysław. Wyglądał zupełnie zwyczajnie, ale któregoś popołudnia ujął ją słowami:
- Każdy może ci ofiarować swoje serce, ale tylko ja ofiaruję ci ich, aż cztery.
- A ile ich masz? - roześmiała się Maryla. - Szesnaście?
- Cztery – odpowiedział poważnie sąsiad. - Miałem pięć, ale w dzieciństwie wycięto mi jedno. Po operacji, gdy miałem siedem lat, zostałem zesłany na Nugatka. Sam, bez rodziców...
- Władziu, jeśli możliwe, niech moje jedno serce zastąpi ci to, które straciłeś.
Maryla i Władysław rozpłakali się równocześnie, a chwile potem wzajemnie się pocieszali i tulili. Tak zaczął się ich długoletni związek.

***

Natomiast Bogumił poszedł do szkoły, gdzie uczyli niezwykle błyskotliwi i mądrzy nauczyciele.

Lekcje kosmicznej przyrody wykładał nauczyciel, który swoim wyglądem przypominał rdzawo-żółty obłok o postrzępionych brzegach. W części środkowej ciała (powiedzmy brzusznej) znajdował się czarny, wielki (o średnicy czternastu centymetrów) otwór gębowy, a po jego bokach świeciło dwoje białych oczu. Nauczyciel nie posiadał ani tradycyjnych rąk, ani nóg – w razie potrzeby potrafił wypuklić, wynicować członki.
- Wszyscy jesteście wunderkindsami! - zawsze wykrzykiwał w kierunku swoich uczniów. - I mogę to udowodnić – dodawał czasami.

Nauczył Bogumiła zasad siania życia na planetach. Tłumaczył, że wystarczy na pustej planecie rozrzucić odpowiednie cząsteczki o potencjalnym znaczeniu biologicznym. Potem należy poczekać na powstanie życia. W zależności od wysianych cząsteczek można domniemywać w jakim kierunku pójdzie ewolucja.
- Nauczycielu, dlaczego uczysz nas siania życia? - spytał Bogumił. - Przecież w pyle kosmicznym cegiełki życia mogą, bez naszej pomocy, spaść na planety.
- Bogumile, mój wunderkindsie! A dlaczego ludzie sieją zboże, zamiast wśród licznych traw szukać kłosów właściwych?
- Sieją zboże, bo smakuje im chleb, który z niego powstaje.
- W pierwotnych czasach, po prostu, ludzie chcieli przetrwać. A żeby żyć potrzebne jest paliwo, czyli w człowieczym przypadku jedzenie. Uczniowie moi uczę was rzeźbić i kształtować życie.
- Nauczycielu, czy uczysz nas jak uczynić wszechświat nam poddanym? - dopytywał niebieskoskóry Bogumił.
- To wielkie słowa, ale w pewnym sensie masz rację.
- Nauczycielu, czy nie prościej skorzystać z reguł panspermii, czyli podrzucić na bezżyciową planetę choćby mikroskopijne organizmy, które powstały na znanych nam planetach?
- Moim zdaniem nie. Każda planeta ma swoje specyficzne właściwości. Lepsze rezultaty, bardziej stabilne formy otrzyma się się przy sianiu cząsteczek o potencjalnym znaczeniu biologicznym niż przy podrzucaniu gotowych żyjących form, czy nawet ich fragmentów w stylu aminokwasów.

Lekcje filozofii kosmicznej wykładał nauczyciel, który miał ramiona przekształcone w pingwinopodobne płetwy, a jego grzbiet pokrywały szarozielone piórka.
Mężczyzna tłumaczył, że jak się mocniej zastanowić, to każde rozwiązanie, czy zdarzenie ma swoje plusy i minusy.
- Drodzy uczniowie! Wami kiedyś ludzkość wzgardziła. Pamiętajcie zawsze, że wasze przekleństwo może stać się waszą siłą. Jesteście inni, ale posiadacie niespotykane zalety.

Innego dnia Nauczyciel wyjaśniał, że każdą teorię można logicznie powiązać z inną.
- Drodzy uczniowie! W dawnych czasach, przez wieki, ludzie nie potrafili łączyć teorii z filozofią. Przykładowo nie potrafili powiązać teorii Boga z teorią ewolucji. Abstrahując od prawdziwości obu teorii, to przecież banalnie prosto je powiązać. Bogumile, czemu ziewasz? Proszę spróbuj wymyślić sensowne połączenie.
- Mam na poczekaniu wymyślić wyjaśnienie, gdy ludzie wiekami się nad tym głowili?
- Bogumile, nie sugeruj się postępowaniem milionów.
- Księgi religijne są symbolami. Miały za cel spowodować, żeby ludzie przestrzegali uniwersalnych prawideł życia. Miały wskazywać jakie metody należy stosować w życiu i co powinno być celem egzystencji. Zasadniczo przestrzeganie reguł religijnych zapewnia dobre życie zarówno jednostce, jak i ogółowi społeczeństwa. Wiara w Boga, to wiara w wartości, wiara w słuszność filozofii opartej na współpracy między ludźmi. Wiara wyewoluowała u humanoidalnych organizmów, a z drugiej strony wiara spowodowała, że ludzkość ewoluowała, aż stała się gatunkiem władczym na licznych planetach.
- Dobrze, dobrze, Bogumile – Nauczyciel dotknął płetwą głowy chłopca. - Wystarczy. Mimo wszystko należy zasłonić dłonią usta, gdy się ziewa. Jest mi bardzo przykro, gdy uczeń ziewa na lekcjach. To jakby mówił, że jestem nudny.
- Przepraszam Nauczycielu, że ziewnąłem i za to, że nudzi mnie filozofia. Zdecydowanie wolę zajęcia sportowe.
- Dzieciaki, dzieciaki. Co się teraz porobiło. Za dużo tej szczerości – uśmiechnął się Nauczyciel.

I tak mijały dni. Niebieskoskóry Bogumił chodził do szkoły, uczył się, rozwijał i nabierał życiowej mądrości.

***

Mieszkańcy wielu planet wierzą, że gdzieś w kosmosie żyją bogowie, którzy ich stworzyli.

Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
tulipanowka · dnia 04.05.2010 08:43 · Czytań: 451 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 0
Komentarze

Ten tekst nie został jeszcze skomentowany. Jeśli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany.

Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty