Pan Demonium - Marioosh
Proza » Obyczajowe » Pan Demonium
A A A
Przemykał się wąskimi uliczkami Podgrodzia, omijając leżące gdzieniegdzie sterty śmieci. Zza muru dobiegało, złowróżbne jak tykanie zegara śmierci, echo dzwonu z zamkowej kaplicy. W mieście panowała zaraza, a mieszkańcy ginęli dziesiątkami. Dzień w dzień. Od dwóch miesięcy powietrze przesycone było śmiercionośną wonią, a oczy ludzi wypełniał zabójczy jad strachu. Dzwony biły prawie bez przerwy, rzadziej z katedry, częściej z kościoła floriańskiego i kaplicy na zamku. Codzienne żałobne procesje zakapturzonych mnichów przemierzały ulice jak posępne, pustynne karawany, niosąc monotonną melodię modlitwy, która dawała coraz mniej nadziei. Ale nie tylko przez modły i pokutę szukano wybawienia. Zapłonęło już kilka stosów ze schwytanymi czcicielami szatana. Dwóch nawet, w trakcie próby ognia i żelaza, przyznało się do konszachtów z diabłem, ale ofiarny popiół ich szczątków nie zatrzymał zarazy. Otoczona murem najstarsza część miasta wraz z Podgrodziem została uznana za siedlisko epidemii i zamknięta. Nikt nie mógł się wydostać. Zmarłych chowała rodzina albo porzucone zwłoki zbierali grabarze na wóz, który codziennie przemierzał ten sam szlak. Ciała wrzucano do wspólnych grobów i zasypywano gaszonym wapnem. Zamek był kamienną fortecą chroniącą przebywających tam patrycjuszy przed obcymi. Nowsza część miasta była wolna od plagi, a jeżeli znaleziono kogokolwiek zdradzającego objawy zarażenia, przerzucano go tutaj. Z reguły na szybką śmierć, bo jeśli diagnoza była prawdziwa, zwykle umierał w ciągu kilku dni lub godzin.

Szedł teraz szybciej. Wznosząca się lekko kamienna droga pokryta była cieniutkim dywanem porannej mgły. Skręcił w wąski zaułek, po czym wyszedł na trakt prowadzący do zamku i zatrzymał się zdumiony. Przed sobą ujrzał procesję mnichów z niesioną na czele chorągwią. Ten widok wyrwał go z otępienia. Jak mógł nie słyszeć jednostajnej, gardłowej modlitwy, która zdawała się wypełniać przestrzeń groźnym pomrukiem przeznaczenia? Procesji towarzyszyły straże, które zajmowały się wyszukiwaniem heretyków. Pomyślał, że nie powinno go tu być. Cofnął się. To był błąd, bo i tak go zauważyli, a ten zwrot musiał wydać się podejrzany. Strażnicy wymienili między sobą jakieś gesty. Odwrócił się w kierunku zaułka i rzucił do ucieczki. Przebiegł krótką uliczkę, skręcił i pobiegł następną. Znowu skręcił. Nie widział by ktoś go ścigał. Przechodził tędy niejednokrotnie, ale teraz strach i zmęczenie sprawiły, że stracił orientację. Cała najstarsza część miasta była mozaiką wąskich uliczek, których układ został specjalnie tak zaprojektowany, aby obrona była łatwiejsza, a najeźdźcy czuli się zagubieni. Wybrał najsłuszniejszy, jak sądził, kierunek i minął następny rząd zastygłych w martwej ciszy domów. Za rogiem ujrzał... rozglądających się uważnie strażników z mieczami w dłoniach. Prawie wpadł im w ręce. Zawrócił i podążył kładką nad rynsztokiem w kierunku domostwa, za którym ujrzał plątaninę krzewów mogących posłużyć mu za chwilową kryjówkę. Z tyłu domu przeskoczył drewnianą balustradę. Wpadł po kolana w błoto, które mieszało się tu z nieczystościami wydobywającymi się z pobliskich budynków gospodarczych. Próbował się poruszyć, ale czarna maź wręcz przyssała go do podłoża. Ogromnym wysiłkiem podniósł stopę i zrobił krok w kierunku krzaków. Potem jeszcze jeden, ale tu było coraz głębiej. Musiał zawrócić. Wymagało to wysiłku i ostrożności, by nie stracić równowagi i nie runąć twarzą w cuchnącą breję. Z niedaleka dał się słyszeć pomruk zbliżającej się mniszej procesji. Owionął go lepki, zimny strach. Chwycił się drewnianej belki i wciągnął rozdygotane ciało na podest. Buty utkwiły w błocie. Biegł. Miał wrażenie, że słyszy za sobą stukot podkutych butów. Dotarł do bramy katedry. Zajrzał do środka, ale nie dostrzegł nikogo, oprócz dalekich dwóch postaci w pobliżu ołtarza. Skręcił w boczne drzwi, gdzie kręte schody prowadziły na wieżę. Jego bose stopy dudniły plackowatymi uderzeniami po starych deskach. Przerażenie wykrzywiało twarz. Podniósł ciężką, okutą klapę przedostając się na kolejny poziom i zatrzymał się, by złapać oddech. Uświadomił sobie, że jeśli znajdzie się na samej górze, będzie w pułapce. Gdyby udało mu się teraz przejść na dach i przeczekać w ukryciu za rzędem posągów, miałby jakąś szansę. Wydostał się przez okno i postawił kilka ostrożnych kroków po wilgotnym dachu. Kiedy przenosił ciężar ciała na drugą nogę, jedna z dachówek wypadła mu spod stopy. Zachwiał się, bezładnie chwytając rękoma powietrze i runął. Krzyk ugrzązł mu w gardle. Zobaczył tylko obracający się horyzont i ... obudził się.

Czoło miał mokre, a dłonie boleśnie zaciśnięte. Rozejrzał się wokół. Był w swoim łóżku. Odetchnął głęboko. To był tylko zły sen. Powoli dochodził do siebie, a napływająca krew przywracała mu czucie w dłoniach. Wszystko było takie samo, jak kilka godzin wcześniej - w mieście panowała zaraza, a ludzie ginęli każdego dnia. Był osłabiony i podniósł się z niemałym trudem. Musiał zdobyć jakieś pożywienie, a potem wyruszyć jeszcze raz po ukochaną kobietę. Tym razem nie we śnie, ale prawdziwie. Założył płaszcz i wyszedł. Ranek był mglisty. Na ulicy trudno było kogoś spotkać, a większość domów była zaryglowana. Zamknięte okiennice przypominały opuszczone, smutne powieki. Ludzie zamykali się w obawie przed rabunkami, chociaż nikt nie dziwił się wyłamywaniu drzwi w domach, gdzie wszyscy umarli. Pozostawiona żywność mogła pomóc innym przeżyć. Udał się do swoich znajomych. Lekki, chłodny wiatr zmywał z twarzy znużenie i rozwiewał nocne koszmary. Samotne kroki po kamiennym trakcie wydawały się nierealne, ze swoim rozklekotanym echem wśród murów. Drzwi do mieszkania były uchylone. Wyglądało na całkowicie splądrowane. Rozbite gliniane dzbanki i porcelanowe figurki zalegały podłogę. Rozprute ścierwo pierzyny leżało w kącie pokoju, jak porzucone ptasie gniazdo. Otwarte drzwiczki wszystkich mebli mówiły, że nie ma tu czego szukać. Wyszedł na korytarz i wstąpił schodami wyżej. Zastukał do drzwi.
- Jesteśmy - odezwał się stłumiony głos.
Nie „kto tam?” albo coś w tym rodzaju, tylko „jesteśmy”. To teraz znaczyło „jeszcze żyjemy, przyjdźcie później”. Wszedł wyżej i zastukał do rzeźbionych drzwi. Cisza. Zastukał jeszcze raz. Głuche uderzenia zdawały się ginąć we wnętrzu, ale nikt się nie odzywał. Drzrwi nie były zamknięte. Uchylił je całkowicie lustrując z zewnątrz korytarz. Było tu kilka izb, ale wydawały się opustoszałe. Zajrzał do pierwszej. Wszystkie sprzęty stały na swoim miejscu, nienaruszone. W kolejnej podobnie. W obszernej jadalni zaglądał do szaf i kufrów. Pełne były starannie poukładanych naczyń i tylko ślady rozsypanej na stole mąki i kaszy mówiły, że rodzina musiała opuścić ten dom w pośpiechu. W ostatniej szafce udało mu się w końcu znaleźć dwa okrągłe plastry chleba. Odłamał kawałek. Smakował jak nigdy przedtem. Na dole szafki znalazł jeszcze worek orzechów i dzban z winem. Wyjął korek, powąchał i upił trochę. To nie było wino lecz mocny alkohol, palony przez okolicznych chłopów z wina lub sfermentowanego soku owocowego. Zapakował do worka chleby i orzechy, a potem przelał trunek do bukłaka, który przypasał sobie u biodra. Wychodząc, mijał ostatnią izbę, do której nie zaglądał i zatrzymał się raptownie. Poczuł na sobie czyjś wzrok. Obrócił głowę i ujrzał chłopca siedzącego na łóżku. Miał około dziesięciu lat, jego zapewne błękitne niegdyś oczy teraz wyglądały bladoszaro. W tych oczach nie było strachu, może dlatego, że nadzieja także umarła. Patrzyli na siebie bez słowa. Poczuł się nagle jak złodziej, choć ten chłopiec mógł się tu zjawić w podobny sposób. Nie mógł wytrzymać tego beznamiętnego, zatraconego spojrzenia, które było jak wyrzut. Ruszył przed siebie i dopiero za drzwiami zauważył, że wrócił mu oddech. Oparł się o ścianę pozwalając płucom nabrać normalnego rytmu, po czym wrócił do mieszkania, położył jeden chleb na brzegu łóżka i wybiegł.

Teraz miał już tylko jeden cel. Na ulicach pojawiały się pojedyncze postacie. Pochylone i nieufne, przemykały chyłkiem jak zjawy. Szedł wypełniony nadzieją i obawą, kiedy drogę zagrodził mu widok, który zmroził jego duszę. Rząd kilkunastu biczowników kroczył powoli, jak przeciążona łódź z trzeszczącymi od naporu wody deskami, sunący chybotliwie wielki robak zatruwający się własnym, piekielnym oddechem. Głowy spuszczone, niektórzy w łachmanach, inni rozebrani do pasa, smagali swe plecy krwawym błaganiem o wybawienie świata. Nikt nie jęczał i nikt nie płakał. Jakby cicho pracujący warsztat, gdzie wytwarzany jest ból, którego ciągle brakuje. Patrząc na ten korowód rozdzieranych biczami karków, nieustannie malowany brunatną posoką cierpienia, znowu zrobiło mu się sucho w gardle. Przyśpieszył kroku. Kiedy ujrzał próg jej domu, opadły go wątpliwości czy nie przyszedł za późno. Nikt nie odpowiedział na pukanie. Nacisnął klamkę, drzwi nie były zamknięte na klucz, ale coś przytrzymywało je od wewnątrz. Naparł na nie mocno. Puszczały powoli. Kiedy otworzyły się wystarczająco, przecisnął się do środka. Drzwi były zastawione szafą, więc ktoś musiał być w domu. Znalazł ją na łóżku. Serce ścisnęło mu się boleśnie.
- Sara! – krzyknął.
Otworzyła oczy.
- To ty – powiedziała cicho.
- Sara – powtórzył.
- Nie mogłam jej pomóc – skierowała wzrok w drugi koniec pokoju.
Na posłaniu przy ścianie leżała jej matka.
- Umarła wczoraj wieczorem.
Pogładził ją po włosach.
- Dlaczego? – zapytała.
- Nie wiem.
Milczeli przez chwilę.
- Przyszedłem cię stąd zabrać.
- Dokąd?
- Do nowego miasta, albo do wsi. Gdziekolwiek. Musimy wydostać się z tego więzienia.
- Stąd nie ma wyjścia.
- Jest. Znalazłem.
- Jakie?
- Rzeka podtopiła miejsce przy południowym murze. Wody jest mało, ale straże nie podchodzą już tak blisko. Przy odrobinie szczęścia uda nam się tamtędy uciec.
- Dlaczego chcesz mnie zabrać ze sobą?
- Przecież wiesz... – zawiesił głos – kocham cię, Saro.
- Tak, wiem. Ale wiesz, że ja nie kocham ciebie?
- To nie ma teraz znaczenia.
- Czuję się słaba. Poza tym nie powinnam opuszczać...
- Przyniosłem coś do jedzenia.
Wyjął z torby kawałek chleba i rozłupał kilka orzechów. Wzięła i jadła powoli. Patrzył na jej długie, czarne włosy, bladą twarz i smutne brązowe oczy, za którymi tak tęsknił. Jej głowa znowu opadła głęboko na poduszkę.
- Zrobię napar z ziół. Wzmocni cię i pójdziemy.
Wszedł do kuchni i rozejrzał się. Na środku stał drewniany zydel. Z niemałym wysiłkiem połamał go i wrzucił do pieca. Dużo czasu zabrało mu rozniecenie ognia. Do zawieszonego nad paleniskiem garnka wlał wodę, którą znalazł w konewce i czekał. Ogarnęły go wątpliwości i strach. Musiał ją przekonać, żeby stąd uciec. Sięgnął do torby po zawiniątko, z którego wyjął szczyptę ziół i wrzucił do wrzącej już wody. Kiedy uznał, że wystarczająco długo się gotuje, zdjął garnek i przelał wywar do kubka. Wrócił do pokoju. Dreszcz przeszył jego ciało a z ust wyrwał mu się okrzyk, który nagle zdławiony, zabrzmiał jak syczący odgłos zanurzonej w wodzie pochodni.
- Sara!
Nie odpowiedziała. Miała sine usta, a jej nieruchome źrenice gasły powoli. Znał ten widok. W takim stanie ludzie odchodzili najwyżej w kilka godzin. Chwycił ją mocno za ramiona i potrząsnął.
- Sara, Sara!
Jej głowa opadła na piersi, a ciało bezwładnie zawisło w objęciu. ”Boże, nie. Proszę Cię”. Myślał gorączkowo. Rozpacz zatykała mu płuca. Rozerwał koszulę i wyzwolił jej ciało z resztek ubrania, które miała na sobie. Była tylko jedna szansa. Widział jak robił to medyk, spotkany kilka dni wcześniej. Wyszarpał bukłak, który miał przytroczony do pasa. Wylał trochę alkoholu na jej brzuch i nogi i zaczął wcierać go w skórę. Ponownie nalał w swoje dłonie i szybkimi ruchami starał się rozgrzać i pobudzić do życia jej ciało. Gwałtownie i rozpaczliwie nacierał nogi, brzuch, piersi i ramiona. „Nie możesz mi tego zrobić. Nie teraz. Boże miłosierny, zlituj się.” Nie wiedział, czy mówi to głośno, czy w myślach. Ręce mu omdlewały, ale nie przestawał nawet na chwilę. Chciał się modlić w duchu, ale mógł tylko powtarzać „Żyj, żyj, żyj”. Wreszcie przerwał. Dyszał ciężko, a krople potu ciekły mu po twarzy. Opadł na łóżko bezładnie. „Dlaczego?” Usłyszał nagle krótkie zachłyśnięcie. Spojrzał na Sarę. Poruszała ustami, jakby nie mogła złapać powietrza. Podniósł ją i przyciągnął do siebie. Sięgnął po kubek z ziołami i wlał odrobinę do ust. Jej wargi odzyskiwały naturalną barwę. Poczuł na szyi urywany oddech i pozwolił płynąć łzom, które padały na jej nagie ramiona. „Dziękuję Boże”. Nasunął mocniej pierzynę, aby nie traciła ciepła. Oddychała normalnie, ale oczy miała nadal zamknięte. Czuwał przy łóżku, bojąc się odejść nawet na chwilę. Powoli mijał strach, że stanie się coś złego. Zmierzch zapadł już jakiś czas temu. Nie można było dłużej czekać. Ubrał niezdarnie jej wiotkie ciało w to, co znalazł w kufrze, wziął na ręce i wyszedł. Potykał się czasami na nierównej drodze, ale chłód nocy trochę go orzeźwił. Nikogo nie było widać, ale nawet gdyby ktoś ich zauważył, nie wzbudziliby zdziwienia. Co jakiś czas odpoczywał siadając na kamieniu czy brzegu studni. Dotarł wreszcie do miejsca, które wcześniej sobie upatrzył. Rosło tu parę krzewów, za którymi mogli się ukryć. Ułożył Sarę wygodnie i usiadł obok. Sprawdził linę. Jak tylko trochę odpocznie, przedostaną się na zewnątrz. Będzie musiał przywiązać ją do siebie i miał nadzieję, że starczy mu sił, aby wspiąć się na wysoki mur. Zauważył, że poruszyła się lekko.
- Sara – wyszeptał.
- Gdzie jestem? – zapytała słabym głosem.
- Już niedługo będziemy wolni.
Podniosła się powoli.
- Gdzie jesteśmy?
- Przy południowym murze.
- Ja nie mogę.
- Co nie możesz?
- Muszę wrócić do domu. Nie mogę zostawić...
- Jej już nie pomożesz.
- Wiem. Ale tam został jeszcze ktoś, kogo kocham.
„Boże miłosierny”. Ta noc, czarna jak sadza, stała się dla niego jeszcze bardziej gęsta i czuł jak osiada na nim całym swoim bolesnym ciężarem.
- Saro...
- Nie mogę.
Oparł łokcie na kolanach i milczał.
- Kto to jest? – zapytał po dłuższej chwili. - Pójdę po niego.
Odnalazł go we wskazanym miejscu. Był szczupłym młodym mężczyzną o łagodnym i trochę wystraszonym spojrzeniu. Na szczęście szybko się ogarnął i wyszli. Sam już był straszliwie zmęczony, ale pokonując znowu sieć pustych ulic, nie czuł bólu nóg. Jakby oddzielił swego ducha od ciała, które obojętnie kroczyło obok. Ponownie stał się jednością, kiedy zbliżali się do celu i trzeba było zachować największą ostrożność.
- Jesteśmy – dotknął jej ramienia.
Nie odpowiedziała. Przytulił głowę do jej piersi. Podniósł się powoli, a mężczyzna którego przyprowadził, ukląkł przy niej. Słyszał jak wymawia jej imię. Oparł się o kamienną ścianę. Przestrzeń wirowała wokół niego. Oczy miał suche, jakby cały ból spłynął do wnętrza. Nie potrafił nawet nazwać tego uczucia.
- Zostało niewiele czasu. Trzeba iść – powiedział głosem, który wydał mu się tak obcy.
- Ale co z nią? - zapytał tamten mężczyzna.
- Nic nie możemy już zrobić.
Milczeli długą chwilę.
- Niedługo zacznie świtać – dodał niecierpliwie, widząc jego niezdecydowanie.
Przerzucił linę za mur. Za drugim razem hak znalazł odpowiednie miejsce.
- Trzymaj się mocno – powiedział. – Ja pójdę za tobą.
Podtrzymał go. Mężczyzna wspinał się trochę niezdarnie, ale dość szybko dotarł na górę i zniknął po drugiej stronie. Naprężył mięśnie i chwycił mocno linę, ale puścił po chwili, a ta zwiotczała, jak jego determinacja. Stał tak przez chwilę, po czym osunął się powoli na kolana i oparł skroń o zimny, kamienny mur. Poczuł się tak opuszczony, jak jeszcze nigdy w życiu.

Świt wstawał leniwie. Słońce skąpo okazywało swoje istnienie, wyprzedzając widok purpurowej tarczy, horyzontalną poświatą. Wyniósł Sarę z krzewów, usiadł opierając się o mur, a jej głowę położył na swych kolanach. Wziął bukłak i pociągnął łyk z reszty alkoholu, który mu pozostał. Był trochę zbyt ostry, ale poczuł przyjemne ciepło, które rozlało się po całym ciele. Niedługo przejdą tędy „zbieracze” z wozem, na którym codziennie układali stosy niespełnionych marzeń i utraconej nagle nadziei. Zdziwił się, że w tej chwili całkowitego odrętwienia ciała i umysłu, obraz który do niego docierał, głaskał jego oczy cichym zachwytem. Połyskujące czerwienią dachy domów, katedra z wieżami jak ręce wyciągnięte ku niebu, mgła rozrzucona niedbale, jak nie zamiecione kłęby puchu. Czarne belki spalonego młyna tworzące teraz dziwaczną konstrukcję, przypominającą rozerwaną pajęczą sieć. Rozpostarte, bezlistne konary drzewa, które chwytały w objęcia stado wron i góry, które zdawały się drapać wierzchołkami brzuchy ciężkich chmur. Ale w tym całym obrazie była jakaś ostateczność, jakby niezrozumiała przepowiednia lub opowieść, którego zakończenia nie mamy nadziei usłyszeć.

Z lewej strony zbliżała się jakaś postać. Wysoki mężczyzna w długiej prostej szacie zatrzymał się i rzekł:
- Witaj, cudzoziemcze.
- Nie jestem cudzoziemcem – odparł.
- A jednak jesteś tu obcy – powiedział i usiadł obok.
Spojrzał na niego. Miał łagodną, jasną twarz, z którą kontrastowało intensywnie zimne, przenikliwe spojrzenie czarnych oczu.
- Jesteś obcy, bo nie należysz do tych ludzi. Kto spośród nich, zajęty własną niedolą, ratowałby innych?
- Widziałem medyka, który uratował kilka osób, zanim sam umarł.
- Medyk? To tylko dziwaczne poczucie obowiązku. Co innego ty.
- Skąd wiesz o mnie?
Milczał chwilę.
- Wiem, bo szukałem kogoś takiego. Kogoś, kto jest zdolny służyć temu, w co wierzy. Widzisz tamten zamek na wzgórzu? Mógłbyś mieszkać w podobnym, mieć to, czego potrzebujesz. Wystarczy, że czasem mi pomożesz.
Czuł jakby zapadał się w grząskim bagnie.
- Dlaczego ja? – zdobył się na pytanie – przecież nie zrobiłem nic, co... nic dobrego.
Dotarła do niego smutna prawda, że przecież tak jest w istocie. Gdyby pomyślał inaczej, to nie tylko byłby grzech pychy, ale po prostu kłamstwo. Teraz widział to jasno. Ratował Sarę dlatego, że ją kochał, czyli robił to dla siebie. Ratował tamtego człowieka nie dla niego samego. Zrobił to dla niej, czyli tak naprawdę dla siebie. Nie miał nic na swoją obronę. Przypomniał sobie chłopca z którym podzielił się chlebem. Chwycił się tej myśli i nie bez strachu spojrzał tamtemu w oczy.
- Mam jeszcze kawałek chleba. Jesteś głodny? – zapytał, wyjmując go z sakwy.
- Ach, tak. Ten chleb.
Słychać było w tym wyczuwalną odrazę. Naciągnął kaptur na głowę, schował dłonie w szerokich rękawach i oparł się głębiej o mur. Spomiędzy jego szat wychyliła się nagle głowa węża. Gad spenetrował szybkim ruchem ostrego języka przestrzeń, po czym wysunął się cały i zygzakowatymi ruchami zniknął w trawie.
Patrzył na tą scenę oniemiały. Nie wiedział, ile już trwa to nieubłagane, ciężkie milczenie. Ręka prowadzona dziwną myślą ujęła leżący obok kij. Dotknął nim ramienia tego człowieka i pchnął lekko. Jego szata zapadła się jak przekłuty, rybi pęcherz i wyglądała teraz jak porzucony worek. Wzdrygnął się i to drżenie zawładnęło całym ciałem. Nie mógł nad tym zapanować. Z daleka dochodził głuchy turkot zbliżającego się wozu.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
Marioosh · dnia 10.05.2010 09:25 · Czytań: 1560 · Średnia ocena: 3,67 · Komentarzy: 29
Inne artykuły tego autora:
Komentarze
magdam dnia 10.05.2010 10:08 Ocena: Świetne!
Nie ma oceny wyższej niż 'świetny', a szkoda. Dałabym 'wspaniały'.
Napięcie od pierwszego wersu.
Darksio dnia 10.05.2010 14:59 Ocena: Bardzo dobre
Ja się trochę "czepnę". Żeby nie było za dobrze. ;)

Cytat:
którzy sprowadzili tą plagę na miasto

Tę plagę.

Cytat:
aby łatwiej było się bronić, a najeźdźcy czuli się zagubieni.

Może "aby obrona była łatwiejsza,..."

Cytat:
Krzyk utonął mu w gardle

Może lepiej "uwiązł"

Cytat:
dziwił się wyłamywaniu drzwi w domach, gdzie wszyscy zginęli

Chodzi o zarazę, więc raczej umarli, "zginąć" bardziej odnosi się do śmierci gwałtownej w wypadku, lub bitwie.

Cytat:
W obszernej jadalni zaglądał do szaf i kufrów. Pełne były starannie poukładanych naczyń i tylko ślady rozsypanej na stole mąki i kaszy mówiły, że rodzina musiała opuścić ten dom w pośpiechu.

Coś jest nie tak z tymi zdaniami. Proponuję: "W obszernej jadalni zaglądał do szaf i kufrów, które pełne były starannie poukładanych naczyń. Ślady rozsypanej na stole mąki i kaszy zdradzały, że rodzina musiała opuścić ten dom w pośpiechu.

Cytat:
dwa okrągłe plastry

Chleb do dziś jest krojony na "pajdy" i "kromki". "Plastry" jakoś do chleba nie pasują.

Cytat:
mocny alkohol,palony przez okolicznych chłopów

Ciekawe jak się "pali " alkohol? Raczej "pędzony".

Cytat:
Teraz miał już tylko jeden cel. Musiał dotrzeć do niej.


Czytelnik jeszcze nie wie, kto to jest "ona", więc to, co pogrubiłem wyrzuciłbym, nic to zdanie nie wnosi, ale już coś zdradza. Wyrzucając je, a pozostawiając "Teraz miał już tylko jeden cel" sprawisz, że czytelnik niczego jeszcze nie podejrzewa, ale jest zaciekawiony co to za "cel".

Cytat:
w której tkwiły głębokie brązowe oczy, których tak pragnął

jakoś te "głębokie oczy" troszkę rażą, może zamień na piękne, czy coś... Ponadto "których tak pragnął" też cosik niezgrabnie, po pierwsze "które tak pragnął", po drugie to wygląda jakby pragnął tylko oczu, a nie całą ich właścicielkę. Zaraz czytelnik zacznie się zastanawiać czemu ich po prostu nie wydłubie i nie zabierze, skoro tak ich pragnie. Można przecież napisać normalnie, że mu się podobają.

Cytat:
W zawieszony nad paleniskiem garnek wlał wodę,

W garnek wlał wodę? czy do garnka?

Cytat:
Usta miała sine

miała sine usta


Cytat:
Wylał trochę alkoholu na jej brzuch i nogi i zaczął wcierać go w skórę. Ponownie nalał w swoje dłonie

Nie mógł wylać ponownie na dłonie, skoro wcześniej wylał na jej brzuch a nie na swoje dłonie.

Cytat:
Jej wargi przybierały bardziej normalną barwę.

coś z tym nie tak.Jej wargi odzyskiwały naturalną barwę.

Cytat:
Jej głowa opadła na piersi, a ciało bezwładnie zawisło w jego objęciu. ”Boże, nie. Proszę Cię”. Myślał gorączkowo. Rozpacz zatykała mu płuca. Rozerwał koszulę i wyzwolił jej ciało z resztek ubrania, które miała na sobie. Była tylko jedna szansa. Widział jak robił to medyk, spotkany kilka dni wcześniej. Wyszarpał bukłak, który miał przytroczony do pasa. Wylał trochę alkoholu na jej brzuch i nogi i zaczął wcierać go w skórę. Ponownie nalał w swoje dłonie i szybkimi ruchami, starał się rozgrzać i pobudzić do życia jej ciało. Gwałtownie i rozpaczliwie nacierał jej nogi, brzuch, piersi i ramiona. „Nie możesz mi tego zrobić. Nie teraz. Boże miłosierny, zlituj się.” Nie wiedział, czy mówi to głośno, czy w myślach. Ręce mu omdlewały, ale nie przerywał nawet na chwilę. Chciał się modlić w duchu, ale mógł tylko powtarzać „Żyj, żyj, żyj”. Wreszcie przerwał. Dyszał ciężko, a krople potu ciekły mu po twarzy. Opadł obok niej bezładnie. „Dlaczego?” Usłyszał nagle krótkie zachłyśnięcie. Spojrzał na nią. Sara poruszała ustami, jakby nie mogła złapać powietrza. Podniósł i przyciągnął do siebie. Sięgnął po kubek z ziołami i wlał odrobinę do ust. Jej wargi przybierały bardziej normalną barwę. Poczuł na szyi oddech Sary i łzy popłynęły mu padając na jej nagie ramiona. „Dziękuję Boże”. Przykrył , aby nie traciła ciepła. Oddychała normalnie, ale oczy miała nadal zamknięte. Czuwał przy niej bojąc się odejść nawet na chwilę. Powoli mijał strach, że stanie się coś złego. Zmierzch zapadł już jakiś czas temu. Nie można było dłużej czekać. Ubrał niezdarnie jej wiotkie ciało w to, co znalazł w kufrze, wziął na ręce i wyszedł. Potykał się czasami, ale chłód nocy trochę go orzeźwił. Nikogo nie było widać, ale nawet gdyby ktoś ich zauważył, nie wzbudzaliby zdziwienia. Co jakiś czas odpoczywał siadając na kamieniu czy brzegu studni. Dotarł wreszcie do miejsca, które wcześniej sobie upatrzył. Rosło tu parę krzewów, za którymi mogli się skryć. Ułożył wygodnie i usiadł obok. Sprawdził linę. Jak tylko trochę odpocznie, przedostaną się przez mur na zewnątrz. Będzie musiał przywiązać do siebie i miał nadzieję, że starczy mu sił, aby wspiąć się te kilka metrów.

Ją, jej, nią... No nie jest dobrze. Pisać o kimś w trzeciej osobie bez zaimków nie jest wcale tak łatwo, wymaga to sporej wprawy i dobrego warsztatu. Ale trzeba do tego dążyć.

Cytat:
skroń o zimny kamień muru.

Coś tu nie poszło. Może raczej "o zimny, kamienny mur"?

Cytat:
mgła rozrzucona niedbale

z tym też coś nie tak, mgły nikt nie rozrzuca w dodatku niedbale, może po prostu nieregularna mgła? czasami przedobrzone opisy zamiast wprowadzać nastrój, normalnie śmieszą patosem i przesadnymi alegoriami.

Cytat:
białe chmury nad horyzontem, które zdawały się karmić wierzchołki gór swym tłustym mlekiem

tu to samo, przesłodziłeś.

Cytat:
przekłuty pęcherz powietrza

?! a cóż to takiego?

Cytat:
Z daleka słychać było głuchy turkot zbliżającego się wozu.

Typowe dla szkolnego pisania, nie lepiej "Z daleka dochodził..."?

A teraz podsumowanie. Całkiem dobry kawał opowiadania. Klimatyczny i dobrze poprowadzony. Zakończenie zawierające zgrabną furteczkę do dalszego ciągu. Ale niestety nie jest napisany (co widać po powyższych uwagach) na szóstkę. Dlatego ode mnie bdb.
Wasinka dnia 10.05.2010 15:14
Czy będzie ciąg dalszy???
SzalonaJulka dnia 10.05.2010 16:33 Ocena: Bardzo dobre
Do uwag darxxa dołączam jeszcze te:
- "Może gdyby udało mu się teraz przejść na dach i przeczekać ukryty za rzędem posągów, miałby jakąś szansę." - raczej - przeczekać w ukryciu
- "Musiał ją przekonać, żeby stąd uciec." - niezgrabne - raczej - przekonać do ucieczki

Sprawnie napisane. Dobrze się czyta. Tylko tyle i aż tyle :)
Marioosh dnia 10.05.2010 17:03
Dziękuję za komentarze i cieszę się że przyjemnie się czytało.
darxx1
Dzięki za wnikliwą analizę. Z niektórymi sugestiami się zgadzam i spróbuję nanieść poprawki. Niektóre są z gatunku subiektywnie ocennych (jak ta mgła:). Z innymi nie mogę się zgodzić i wytłumaczę się przed Tobą dlaczego.
Historia dzieje się w średniowiecznym mieście więc pewne sformułowania są dopasowane, mniej lub bardziej ściśle, do tego czasu.
Zdziwił Cię pęcherz powietrza? Pęcherze zwierzęce, bo o takich tu mowa, były używane do różnych celów np w rzemiośle, ale służyły też jako prezerwatywy, a napełnione krwią, do wielokrotnego dowodzenia dziewictwa:)
plaster chleba - sformułowanie użyte celowo. Chleb był wypiekany w różnych formach, m.in. jako płaski placek podobny do podpłomyka lub macy (uwaga do młodzieży: wygląda jak placek do pizzy). Stąd też, nieprzypadkowo w dalszych słowach mówię o łamaniu chleba a nie krojeniu. (jak we wczesnochrześcijańskiej tradycji łamania się chlebem)
Palenie alkoholu - sformułowanie jak najbardziej prawidłowe. Proces destylacji nazywano wtedy "paleniem wina" lub czasem "wypalaniem wódki". Słowo gorzałka pochodzi od gorzeć czyli palić/wypalać.
Dzięki i pozdrawiam.
Wasinka
Nie przewiduję dalszego ciągu. Chyba, że ktoś mnie przekona, że miałoby to sens:)
Darksio dnia 10.05.2010 17:09 Ocena: Bardzo dobre
No dobrze, ale przyznasz, że "przekłuty pęcherz powietrza" brzmi nienaturalnie.
Marioosh dnia 10.05.2010 17:20
Już uzupełniłem wyjaśnienie. Ale być może masz rację. Problem polega na tym, ze zafiksowałem się w ten sposób, ze pisząc starałem się patrzeć oczami bohatera, stad unikałem pojęć (pojęć, nie słów), których mógł nie znać jak np. balon (nie wiem czy wtedy istniały). Może to bez sensu, bo przecież nie wpływa na opowieść, ale tak właśnie miałem.
Darksio dnia 10.05.2010 20:34 Ocena: Bardzo dobre
Marioosh, nie chodzi mi o samo słowo "pęcherz", bo ono jest ok, tylko o cały zwrot, o ile np. "butelka wody" brzmi zupełnie naturalnie, o tyle "pęcherz powietrza" już nie bardzo. Może tak byłoby lepiej: "Jego szata zapadła się jak przekłuty, rybi pęcherz i wyglądała teraz jak porzucony worek".
Marioosh dnia 10.05.2010 20:42
Trochę poprawek już zrobiłem, w tym sugerowane przez Ciebie. Nad tym jeszcze pomyślę. Tymczasem wrzucę Twoją propozycję, bo dziś nie mam dużej weny (w razie czego masz udział w tantiemach:). Dzięki i pozdrawiam.
Izolda dnia 10.05.2010 21:49 Ocena: Bardzo dobre
Pisałak koment w insyj mowie i teroz ni mogem się naprościć. Wartko musiałak łoblecieć bez te historie i cornego kocura pod kieckom łucisoć, bom sie barz strochała ze mie jakisik inkwizytor zdybie. Jesce zycie miłujem i lotego łuciekom piernikiem. Mie sie widzi - znacy po nasemu - śwarne beło i jo mogem namowioć na ciung dalsy.
Wasinka dnia 10.05.2010 22:15
Witaj.
Podoba mi się, jak skonstrułowałeś tytuł.
I poproszę o ciąg dlaszy.
A tak na marginesie - przecinki Ci anarchię lekką zrobiły... Powtórzeń też sporo, ale cóż to jest wobec historii, którą się opowiada... Ogólnie styl pisania w porządku, dobrze się czyta.
Pozdrawiam :)
Marioosh dnia 10.05.2010 23:48
Tak sobie wymyśliłem, żeby tytuł miał podwójne znaczenie: odnosił się zarówno do plagi pustoszącej miasto jak i do dżentelmena, którego bohater spotyka na końcu. Anarchia to może przesada. Większość jest na swoim miejscu. Mój boss mówił kiedyś: 10% chaosu jest pożądane.
Wasinka dnia 10.05.2010 23:58
Napisałam - "lekką anarchię" - tak w formie żartu. Ale już siedzę cicho :uhoh:
Pozdr.
Miladora dnia 11.05.2010 02:09 Ocena: Dobre
Wasinka ma rację - przecinków trochę do poprawy i powtórzeń więcej niż trochę do usunięcia. ;)

- omijając leżące gdzieniegdzie, sterty śmieci. - bez przecinka (na przykład)

- przesycone było śmiercionośną wonią, a oczy ludzi wypełniał zabójczy jad strachu. - nie szarżuj takimi zdaniami

- Wybawienia oczekiwano nie tylko od modłów. - wybawienia od modłów?

- Otoczona murem, najstarsza część miasta wraz z Podgrodziem - bez przecinka

- a jeżeli znaleziono kogokolwiek zdradzającego objawy zarażenia(,) przerzucano go tutaj. - przecinek dodaj

- Wznosząca się lekko kamienna droga była sucha, ale pokryta cieniutkim dywanem porannej mgły. - nie była sucha, bo mgła skrapla się na zimnych kamieniach - dbaj o logikę

- Wybrał najsłuszniejszy(,) jak sądził(,) kierunek i minął

- Owionął go lepki, zimny strach. - a nie "ogarnął"?

- Samotne kroki po kamiennym trakcie wydawały się tak nierealne, ze swoim rozklekotanym echem wśród murów. - usuń "tak" - zaburza sens zdania

- Długo trwało(,) zanim udało mu się rozpalić ogień.

- Witaj(,) cudzoziemcze.

- Miał łagodną, jasną twarz, z którą kontrastowało intensywnie zimne, przenikliwe spojrzenie czarnych oczu. - za duży ten kontrast, trudno to sobie wyobrazić

- Nie wiedział(,) ile już trwa to nieubłagane,

Przecinki wypunktowałam przykładowo - przejrzyj tekst pod tym kątem i pod kątem powtórzeń. Myślę też, że mógłbyś stonować niektóre porównania - czasem brzmią dość karkołomnie.
Tekst jest klimatyczny, to prawda, ale narrację często szarpiesz, wprowadzając krótkie zdania w tej samej formie gramatycznej, przez co traci nieco na płynności.
Myślę też, że jeżeli to całość, to mogłeś bardziej zadbać o finał.

- Wiem, bo szukałem kogoś takiego. Kogoś, kto jest zdolny służyć temu, w co wierzy. Widzisz tamten zamek na wzgórzu? Mógłbyś mieszkać w podobnym, mieć to, czego potrzebujesz. Wystarczy, że czasem mi pomożesz. - i tu kwestia została urwana. W czym miał pomóc?
- Dlaczego ja? – zdobył się na pytanie(.) – (J)a przecież nie zrobiłem nic... dobrego.
Skoro ów "człowiek" znał bohatera, to musiał wiedzieć, że ratował tylko bliską sobie osobę. Czyli w zasadzie te słowa nic nie dają, stwarzając jedynie problem logiczny, czego mógł chcieć "Pan Demonium".
Moim zdaniem zakończenie do przemyślenia - tak, jakby zabrakło Ci konceptu na finał.
Na razie "dobry" z plusem... ;)
mariamagdalena dnia 11.05.2010 10:43 Ocena: Bardzo dobre
momentami trudne ze wzgledu na zbitki słowne
jednak to tylko kwestia personalnego stylu pisania
pomysł i wykonanie
bardzo dobre
przyroda dnia 11.05.2010 15:50 Ocena: Bardzo dobre
Klimatyczny, mroczny, średniowieczny kawałek...czytałam z zaciekawieniem...fajnie, że Twój bohater wzbudza sympatię...daje się poczuć:yes:

Pozdro!
Marioosh dnia 11.05.2010 17:00
Miladora
Przecinki będą zawsze moją zmorą, chyba, że zacznę pisać bardzo prostymi zdaniami:) Przejrzę tekst pod kątem Twoich uwag. Odnośnie „szarżowania” nie bardzo wiem, co powiedzieć bo ja po prostu czasem lubię. To co czytam (nie piszę) też często bywa takie. Rozumiem co masz na myśli tylko... powiedzmy, że postaram się bardziej cieniować wyrażenia. Z kontrastem twarzy i oczu, uczyniłem tak ze względu na postać oraz to, że można nauczyć się kłamać nawet postawą i gestem, ale nie oczami. To chyba nie jest takie niewiarygodne.
Finał jest taki jaki chciałem. Oprócz jednego: dialogów. Wiem, że słabo wspierają zakończenie. Mojego przeczucia tego co miało być powiedziane nie potrafiłem w nich zmieścić, mimo odstawienia tekstu na ponad tydzień. Dialogi nie są moją mocną stroną, dlatego zawsze jest ich niewiele w moich tekstach. Tak jak są malarze znakomitych pejzaży, słabo radzący sobie z ludzkimi postaciami i odwrotnie. Mimo wszystko, miałem nadzieję, że istniejące w naszej świadomości archetypy pozwolą każdemu odkryć kim jest ów pan w finale (choćby przez symbole: wąż, obietnica-kuszenie itp). Wiem, że do zakończenia wrócę kiedyś na pewno. Pozdrawiam
Miladora dnia 11.05.2010 22:31 Ocena: Dobre
No to się wytłumaczę... :D

- przesycone było śmiercionośną wonią, a oczy ludzi wypełniał zabójczy jad strachu. - chodziło mi o to, żeby określenia nie były zbyt przesadne, bo wtedy zaczynają balansować na krawędzi kiczu. ;) Rzeczywistość, którą opisujesz jest wystarczająco plastyczna, więc nie musisz sięgać po takie środki.

I drugie:

- Miał łagodną, jasną twarz, z którą kontrastowało intensywnie zimne, przenikliwe spojrzenie czarnych oczu.
To dysonans. Oczy nadają wyraz twarzy i jeżeli są one intensywnie zimne i przenikliwe, to twarz nigdy nie wyda się łagodna i jasna. Spokojna i nieprzenikniona twarz - tak.

Ale możesz ująć to inaczej i wtedy będzie bardziej wiarygodne:
- Miał łagodną, jasną twarz, której zaprzeczało intensywnie zimne, przenikliwe spojrzenie czarnych oczu.

W zakończeniu zabrakło mi trochę logiki. Dobrze - mamy węża, mamy pewnego rodzaju kuszenie - ale do czego? Do czynienia dobra czy zła?
Medyk ratował bliźnich, gardząc nimi, ale ratował i to z narażeniem własnego życia. W czym był więc gorszy, skoro sumiennie spełniał swój obowiązek?
Bohater starał się uratować tylko kobietę, którą kochał i w imię tej miłości ratował również człowieka, którego ona kochała. W czym więc był lepszy?
Logiczniej byłoby przekupywać medyka.
Za szybkie to zakończenie - wąż zniknął, nie ponawiając prób, nie wyjaśniając niczego - to niepodobne do charakteru kusiciela.
Czegoś tu jeszcze brakuje... czegoś, co uwiarygodniłoby słowa owego "człowieka" - pewnej spójności słów i akcji na koniec.

A jak na taki długi tekst, to naprawdę nie jest źle z interpunkcją... ;)
Dialogi też nie są wcale złe.

Pozdrawiam
Marioosh dnia 11.05.2010 23:43
Miladoro, ja doskonale zrozumiałem co masz na myśli i wcześniej to powiedziałem. Przesada jest zawsze zła, ale jej granice są różne dla różnych osób. Lubię intensywny język i pewnie mi się będzie zdarzać balansować na krawędzi, a dla niektórych, ją przekraczać. To jak z „Pasją” Mela Gibsona. Wściekłem się na niego i odchorowałem ten film, bo dla mnie wystarczy aluzja a nie taka dosłowność. Później stwierdziłem, ze film jest świetny, tylko nie jest dla mnie. Dla przeciętnych połykaczy filmów z hektolitrami krwi na ekranie jest super, bo tylko tak można było do nich trafić.
Podoba mi się Twoje zdanie o oczach.
Zakończenia nie zrozumiałaś, ale jeśli uważnie czytałaś tekst, to znaczy że wina leży wyłącznie po mojej stronie. Mam tego świadomość, dlatego pokornie się tłumaczyłem. Ale czas wyjaśnić moje intencje.
Bohater jest jak najbardziej pozytywny, prawda? Diabeł chce kupić jego duszę. Kupuje się tylko dobre dusze, gdyż złe są już po diabelskiej stronie. Bohater czuje się bezbronny bo choć nie zrobił nic złego to wie, że aż tak wiele argumentów nie ma po swojej stronie, wie że dobro uczynione obcym jest dziesięciokrotnie ważniejsze niż bliskim, wg słowa w Biblii: „Jeżeli jesteś dobry dla brata swego czy matki swojej, cóż dobrego czynisz? Czyż i poganie tego nie robią?” Diabeł liczy, że bohater w chwili rozpaczy jest słaby i się podda. Ale ten wyjmuje chleb, którym przypomina mu, ze podzielił się tymże chlebem z tamtym chłopcem a więc kimś zupełnie obcym. To jest jego ratunek. Diabeł znika. Tyle.
To opowiadanie zebrało jak na razie najlepsze oceny ze wszystkich, które tu dałem (osobiście wyżej cenię inne). Przyznam Ci się szczerze, że byłem tak zniesmaczony brakiem błysku w moim zakończeniu, że gdyby nie chwilowe osłabienie woli spowodowane butelką sherry w sobotni wieczór, nigdy bym go nie wysłał. Ale kiedyś poprawię finał. Dzięki i pozdrawiam
Miladora dnia 12.05.2010 01:05 Ocena: Dobre
No tak - teraz rozumiem zamysł.
Więc skoro tak dobrze to wytłumaczyłeś, to daj coś w tekście, jakąś drobną sugestię odnośnie tego chleba, bo to piękne przesłanie.
Zamieszałeś trochę tym medykiem, bo jakoś nie mogę zrozumieć, żeby człowiek wypełniający za cenę życia swój obowiązek mógł być uznany za złego. Gdybyś dał wzmiankę, że ratował za pieniądze, wtedy kontrast z bohaterem byłby wyraźny i nie wprowadzał zamętu w myśli.

- Mam jeszcze kawałek chleba - powiedział, przypominając sobie tę resztkę, jaka została mu po podzieleniu się z chłopcem. - Jesteś głodny? – zapytał, wyjmując go z sakwy.
Taki chwyt zwróciłby uwagę czytelnika na podwójne znaczenie chleba - fakt obdarowania nim chłopca i teraz podzielenie się nim z "wężem".
Na symbolizm tego gestu i dobro z nim związane.
Czyli wystarczyłyby dwa momenty, by rozjaśnić zakończenie - pieniądze brane przez medyka i wzmianka o chlebie danym obcemu chłopcu.
Może przemyśl?

Przepraszam, że ciągnę tę dyskusję, ale lubię rozumieć to, co czytam i jeżeli czegoś nie rozumiem - wracam. ;)

Pozdrawiam - możesz negocjować ocenę po poprawkach... ;)

PS. Pasja znużyła mnie bezgranicznie... Nie powinno się utrzymywać ciągle tego samego napięcia przez cały czas trwania, bo przestaje robić wrażenie...
Wiktor Orzel dnia 13.05.2010 00:54 Ocena: Przeciętne
Cytat:
- Jesteśmy – odezwał się po chwili głos, który wyraźnie chciał brzmieć żywiej.


Popracuj nad tym zdaniem.

Cytat:
głuche uderzenia zdawały się znikać we wnętrzu, ale nikt się nie odzywał.


Ginąć we wnętrzu. Dźwięk jako taki nie ma postaci widzialnej.

Cytat:
"Nacisnął klamkę i drzwi się otworzyły."


Nie prościej napisać "Otworzył drzwi"?


Cytat:
Rząd kilkunastu biczowników kroczył powoli, jak przeciążona łódź z trzeszczącymi od naporu wody deskami. Wielki sunący chybotliwie robak zatruwający się własnym, piekielnym oddechem.


Te dwa zdania miałyby sens jedynie w wydźwięku zdania pojedynczego, wielokrotnie złożonego.

Cytat:
opadły go wątpliwości czy


Dopadły.


Cytat:
- Kto to jest? – zapytał po dłuższej chwili.
Znalazł go we wskazanym miejscu.


Jak dla mnie za szybki ten przeskok narracyjny.

Cytat:

Zostało niewiele czasu. Trzeba iść – powiedział głosem, który wydał mu się tak obcy.
- Ale co z nią?
- Nic nie możemy już zrobić.
Milczeli długą chwilę.
- Niedługo zacznie świtać – dodał niecierpliwie.
Przerzucił linę za mur. Za drugim razem hak znalazł odpowiednie miejsce.
- Trzymaj się mocno – powiedział. – Ja pójdę za tobą."


Kto powiedział? Kto tutaj między sobą rozmawia? Unikaj niejasności w dialogach. Tekst musi być przede wszystkim przejrzysty i komunikatywny dla odbiorcy, inaczej porzuci Twój tekst i więcej do niego nie wróci.

Podobał mi się początek. W oczy rzuca się przede wszystkim nagminne nadużywanie przecinków. Jeśli masz z tym problem, czytaj to co napisałeś na głos. Nie trzeba być wybitnym ortografem, żeby wyłapać znaki przestankowe.

Kolejna sprawa to dialogi. Za dużo w nich niedopowiedzeń. Dialogi mają być komunikatywne. U Ciebie łatwo się pogubić kto tak naprawdę z kim rozmawia. Staraj się częściej używać wtrąceń narracyjnych.

Na plus zaliczam treść i średniowieczną stylizację. Niestety jak dla mnie trochę to wszystko za bardzo spłycone.

Pozdrawiam.
Marioosh dnia 13.05.2010 21:02
Sagitarius
Jako autor stoję na straconej pozycji bo nie mam prawa oceniać swojego tekstu. I nigdy go nie bronię. Jeżeli już się wypowiadam, to tylko o jego słabościach a nie zaletach (patrz wyżej).
Komentarz powinien być rzetelny. a Twój taki nie jest bo zabrakło argumentów. Co to znaczy "za bardzo spłycone"? Żadnego wyjaśnienia. Mogę się tylko domyślać, ale to jest znacznie trudniejsze, niż analizowanie kto co powiedział w moich dialogach.
Wiktor Orzel dnia 13.05.2010 23:30 Ocena: Przeciętne
Brak momentu kulminacyjnego, ktoś już o tym wcześniej pisał. Napięcie jest budowane bardzo dobrze, ale do pewnego momentu. Później w opowiadanie wkrada się lekka monotonia a patos całego krajobrazu zaczyna przytłaczać. Takie jest moje zdanie, jednak pamiętaj, że to subiektywna ocena :)
Darksio dnia 13.05.2010 23:33 Ocena: Bardzo dobre
Jednakowoż zgadzam się ze zdaniem Sagitariusa, po części wyraziłem już to powyżej. A jeśli podobne oceny się powtarzają, warto się nad tym zastanowić.
Darksio dnia 14.05.2010 00:23 Ocena: Bardzo dobre
Co nie znaczy, że jest źle, wręcz przeciwnie, jest bardzo dobrze, ale warto wziąć pod uwagę drobne poprawki. Tekst jest Twój i nikt tego nie zaneguje. masz niezłą wyobraźnię i to Twój atut. Jedynie warto brać pod uwagę pewne sugestie, ponieważ pozwala to pisać lepiej.
Marioosh dnia 14.05.2010 08:43
Darxx
Tak robię. Najlepszy dowód że większość Twoich wskazówek uwzględniłem. Pozdrawiam
sisey dnia 17.05.2010 11:42 Ocena: Dobre
Witaj, troszkę uwag o Twoim tekście. Uprzedzam, że będzie ostro.

Masz brzydki styl, spowodowany natrętną "zaimkozą". Zdania złożone są tak pełne patosu, że czyta się to jak jakiś pastisz. Masa porównań, wręcz wpadających na siebie i zabawne metafory dopełniaczowe. To wszystko, oczywiście jest do naprawienia. Gdy rozpocząłem lekturę, pomyślałem, że jakiś dzieciak machnął sobie opowiadanko pod wpływem Pilipiuka. Ba, więcej, przez chwilę podejrzewałem samego pana Andrzeja o jakiś kawał. Ten tekst jako żywo przypomina streszczenie. Gdzie szukać pierwowzoru? Wydarzenia z Warszawy ogarniętej epidemią dżumy w siedemnastym wieku dość sprawnie opisał właśnie, wzmiankowany wyżej autor.*
Wrażenie nie mija do końca, ale idźmy dalej. Cóż nam dałeś? Sen bohatera, w którym ugania się po mieście ogarniętym chorobą, a następnie budzisz go i... każesz biegać po mieście ogarniętym chorobą. Mocne. Zdania króciutkie jak w powieści sensacyjnej i wszystko byłoby cacy, gdyby nie takie kwiatki: "złowróżbne tykanie zegara śmierci", "oczy ludzi wypełniał zabójczy jad strachu", czy procesje mnichów przypominające pustynne karawany (bardzo odważne porównanie), "wybawienia oczekiwano nie tylko od modłów" (Autorze, wybawienia szukano w modłach. No, chyba że mieszkańcy mieli już dość tych modłów). Zostawiam już to marudzenie i wracam do analizy scenariusza.
Pojawia się jakieś dziewczątko, które cierpi na przedziwną dolegliwość, objawiającą się wyziębieniem ciała i zasinieniem ust. Krzyżówka zamarznięcia z utonięciem? Cieniutkie to, ale idźmy dalej.
Twój hero, zostawia świeżo odratowaną wybrankę i niczym harcerz w porywie serca wraca po swojego konkurenta, który jest niemy i nijaki (aż dziwne, co Sara w nim widziała). Dziewczę jednak umiera mimo masażu gorzałką i ja ją rozumiem - wspinać się na jakiś mur, czekać, dokonywać wyboru, a tak prosto - żadnych konfliktów wewnętrznych - śmierć. Jej ukochany, praktycznie bez skargi, opuszcza mury getta (to chyba przez imię, mam takie skojarzenia). Próbuję policzyć postacie przewijające się w opowiadaniu. Tak więc mamy: niemego chłopczyka w epizodzie z chlebem, niemych strażników, niekreśloną grupę pątników (równie niemą) oraz zakapturzoną i wszystkowiedząca postać, która przemienia się w węża i ucieka, zapewne z powodu braku koncepcji, "co dalej", do tego dochodzi Sara i jej bezimienny mąż/kochanek. Imponująca lista postaci na film nisko budżetowy, ale na opowiadanie gdzie można poszaleć, to tragedia.

Na koniec drobnostki techniczne. Opis i komentarz autora sugerują średniowiecze, ale skąd do diabła, słychać tupot podkutych butów? Żandarmeria niemiecka? Bruki w średniowiecznych miastach, to pobożne życzenie. Większość mieszkańców chadzała boso. Ci sytuowani nosili ciżmy - czysta, żywa ekologiczna skóra, bynajmniej nie "pozłacana i z czymś w rodzaju GPS-u" jak opisuje to pewien początkujący na PP autor, ale Ty przecież jesteś starym wyjadaczem i taka wpadka?. By potwierdzić swoje przypuszczenia, przeczytałem wszystko, co zamieściłeś na portalu i generalnie, to trzymasz poziom... w ilości zaimków. Natomiast progresji literackiej nie dostrzegam. Niby coś tam masz do powiedzenia, jednak są to dość nieudolne próby, co mnie smuci, bo dobrych pisarzy nigdy dość. Optymistycznie zakładam, że teksty pisałeś wcześniej, a teraz jedynie publikujesz, więc ufam, że znając już swoje słabości, kolejnymi dziełami rzeczywiście pokażesz, na co Cię stać.

Rzecz ostatnia. Trochę trudno się pogodzić z faktem bezkarnych kradzieży w tym mieście. Historia zna inne obyczaje, ale to Twój świat więc milknę.
Bardzo chętnie natomiast, dowiem się, co było pierwowzorem opisywanego wydarzenia/świata. Bo gołym okiem widać inspirację, poprawianie bzdurnymi metaforami i porównaniami jakichś przetrawionych treści i absolutny brak scenariusza. Świat się skończył na murze! Pachnie tu, ale bynajmniej nie różami.


Mimo że wylałem wiadro zimnej wody, to uważam, że dobrze rokujesz (Twoje komentarze są lepsze niż proza), a ten kop to oczywiście ma Cię wynieść w górę. Do pracy szanowny autorze. Czekam, byś mnie wprawił w zachwyt, bo zadziwiony już jestem, przez entuzjastów, którzy wystawili Ci tak wysokie noty, jakby nie widząc tych wszystkich słabizn.



Pozostaje kwestia oceny. Porównac Cie z kimś innym, ale z kim? Przy jednych, aż głupio Cie ustawiać bo to nie ta liga, a "świetnie" zafałszowałoby obraz, do tych drugich jeszcze Ci brakuje. Więc może subiektywnie: "czwórka" za całokształt tego co przeczytałem, z nadzieją że kiedyś dasz mi szansę wystawić "świetnie".




* A. Pilipiuk - "Operacja Dzień Wskrzeszenia", Fabryka Słów, 2006




Sisey, dział poezji do dupy, sekcja rymowanki (na gościnnych występach).
Marioosh dnia 18.05.2010 09:52
Sisey, przyjmuję twoje uwagi do wiadomości, Część z nich bez aprobaty bo nie sposób sie zgodzić (nie mówię o guście tylko kwestiach merytorycznych). "Dobrze rokujesz" mnie nie motywuje, ze względu na to, że nie mam 17 lat ale znacznie więcej, więc i czasu na naukę już mniej. Stąd jedyna możliwa decyzja: kończę z pisaniem i zajmę się czymś innym;) Pozdrawiam
sisey dnia 27.05.2010 13:47 Ocena: Dobre
Marioosh, ani przez chwilę nie podejrzewałem, że oceniam nastolatka. Po całości wypowiedzi lokuję Cię w okolicach "ryczących czterdziestek" ale jak z powodu mojego krytycznego komentarza zarzucisz pisanie, to potraktuję jak smarkacza - nakopię w tyłek.

sisey itd itp
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:44
Pierwsza część tekstu, to wyjaśnienie akcji z Jarkiem i… »
Gabriel G.
22/04/2024 19:28
Chciałem w tekście ukazać koszmar uczucia czerpania, choćby… »
ShoutBox
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
  • Redakcja
  • 26/03/2024 11:04
  • Nazwa zdjęcia powinna odpowiadać temu, co jest na zdjęciu ;) A kategorie, do których zalecamy zgłosić, to --> [link]
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty