Byłam bohaterką cz. 3 - lina_91
Proza » Obyczajowe » Byłam bohaterką cz. 3
A A A
JACK


02.37. Dwudziesty trzeci kwietnia.

-Jeśli wierzycie w Boga, zmówcie modlitwę – męski głos odbił się echem od ścian. Przymknąłem na moment oczy. Modliłem się nieprzerwanie od kilku godzin. Nawet niekoniecznie o cud. Ale nagle zamarzyłem o tym, żeby przeżyć – dla niej. Żeby zaprosić ją na kolację, na wino, na lody, na cokolwiek – żeby żyć. Sama myśl, że wkrótce te jej wielkie, piękne oczy przestaną widzieć, sprawiała mi ból. Pomyślałem nawet, że – gdyby tylko ona mogła przeżyć – mnie mogliby rozstrzelać. Ale skłamałbym, gdybym powiedział, że byłem gotów się dla niej poświęcić.

Aż takim altruistą nie jestem. Nigdy nie będę. I wtedy też nie byłem.

Ale do rzeczy.

-Pieprzyć – usłyszałem ciche, zjadliwe przekleństwo. Końcówka utonęła w gwarze spanikowanych głosów.

Popatrzyłem na Julię. Była blada, miała spocone czoło i drżące wargi, ale oczy były dość spokojne, by przekonać mnie, że wiedziała, co robi.

-To twoja modlitwa? – spytałem cicho.

-To będzie ich modlitwa – warknęła, wyciągając spod nogawki nóż, który ściągnęła wcześniej od stewardessy.

Poczułem, że blednę. Wiedzieliśmy już od dłuższego czasu, być może nawet od samego początku, że nasze szanse przedstawiają się w granicach zera, ale nawet ja nie pomyślałem o oporze. Było ich siedmiu, uzbrojonych po zęby.

A ja – aż wstyd się przyznać – ale nawet wtedy wątpiłem, czy byłbym w stanie zabić. Nawet takich sukinsynów. Nawet – nawet dla niej.

-Wiesz, gdzie oni są? – rzuciła półgłosem. Wiedziała i bez mojej odpowiedzi, ale musiała się upewnić. Westchnąłem, po czym sięgnąłem do swojej torby i odpiąłem pasek. Kiepska to broń, ale zawsze coś. Ostatecznie miałem do wyboru kawałek materiału albo książkę. Powieść wprawdzie była cięższa, ale, do cholery, przecież nie będę tłukł terrorystów po łbie literaturą.

-Trzech w kokpicie. Dwóch na tyłach i dwóch przy toaletach na skrzydłach.

Przekrzywiła głowę, jakby nad czymś rozmyślała. Wiedziałem, że zastanawia się, w jaki sposób do nich podejść: od kiedy Mahmoodi zabronił strzelać, każdy głośniejszy odgłos z pewnością by go zaalarmował. Musieliśmy więc rozprawić się z nimi po cichu, w miarę szybko.

Skłamałbym, gdybym powiedział, że chciałem tego. Nawet zdając sobie sprawę, że chodzi o moje życie w równym stopniu, jak o życia stu osiemdziesięciu osób, które leciały tym pechowym lotem, nie zdobyłbym się na walkę – gdyby nie Julia.

Wiedziałem, że ma rację – skoro mieliśmy zginąć, równie dobrze mogliśmy zginąć w walce – ale jednak siedzenie i czekanie było łatwiejsze. Wszyscy mieliśmy nadzieję – głupią, fakt – na cud. Idąc walczyć, zmniejszaliśmy nasze i tak zerowe szanse.

Bo faktem jest jedno – nieważne, jaki jesteś dobry, jakie sztuki walki trenowałeś. Jeśli twój przeciwnik jest uzbrojony, w dziewięćdziesięciu pięciu procentach i tak oberwiesz. A to się tyczy zwykłych uliczników, z nożami czy ewentualnie pukawkami małego kalibru. My mieliśmy walczyć z kałachami i maszynowymi – podczas gdy nasze uzbrojenie obejmowało mały nóż i skórzany pasek.

-Wiesz, że to szaleństwo? – upewniłem się cicho. Wzruszyła ramionami.

-A co masz do stracenia?

Nie odpowiedziałem. Otarłem pot z czoła, starannie owinąłem pasek wokół prawej dłoni i uniosłem się z fotela.

-Chcesz nóż?

Nie chciałem, bo i tak wiedziałem, że nie będę w stanie go użyć – a przynajmniej tak wtedy myślałem. Na szczęście przyszła mi do głowy lepsza wymówka.

-To twoja broń, poza tym przyda ci się bardziej. Pójdę pierwszy. Spróbuję przedostać się na tyły. Jak mi się uda, odczekaj ze dwie minuty i idź na skrzydła. Może któryś z pasażerów ci pomoże. Powodzenia.

Nie dodałem, co ma zrobić, jeśli mi się nie uda, a ona nie spytała. Pokiwała tylko posłusznie głową i przysiadła na brzegu fotela. Jej twarz była totalnie wyprana z emocji, ale nie wyglądała na niewzruszoną. Raczej jakby odpłynęła tak daleko, że ta cała gówniana sytuacja nie do końca do niej docierała. Zawahałem się, ale ostatecznie to był jej pomysł.

Nie zatrzymywali mnie. Spokojnie doszedłem do ogona. Julia miała rację – nic nie traciłem. A jednak, im bardziej zbliżałem się do dwójki uzbrojonych facetów, tym bardziej zwalniałem. Dopiero gdy stanąłem tuż przed nimi, jeden uniósł broń. Ten Murzyn.

-A ty dokąd?

Przez ułamek sekundy spojrzałem mu w oczy. Następnie – tak szybko, że nie zdążył się zasłonić – wpakowałem mu pięść w usta, drugą ręką wytrącając kałacha z rąk tego Pakistańczyka. To było proste, zbyt proste. Powinienem o tym wiedzieć. Jeden z pasażerów nawet się podniósł, chyba chcąc mi pomóc, ale w ciągu minuty było po wszystkim. Nie, nie zabiłem ich. Znokautowałem.

Podniosłem oczy na młodego osiłka. Zaciskał pięści. Wyglądał tak, jakby miał szczerą ochotę poskręcać im karki. Nic mnie to nie obchodziło. Życzyłem im śmierci – tylko sam nie chciałem jej zadać.

-Mógłbyś ich czymś związać? – w momencie, gdy zobaczyłem, że kiwnął głową, już biegłem z powrotem w stronę Julii. Z daleka ją zobaczyłem.

Poruszała się lekko, zwinnie, otoczona przez dwóch terrorystów. Obaj nie mieli broni – wytrącone automaty leżały parę metrów dalej. Ale nikt z pasażerów się nie ruszał. Gdy tak biegłem w jej stronę, Julia wpakowała łokieć w żołądek Blizny, poprawiła sierpowym w twarz, po czym z czoła w nos. Zakończyła obunożnym kopniakiem w pierś. Facet runął ciężko na podłogę. Julia zawirowała, odwracając się w kierunku drugiego sukinkota – kiedy syknął strzał.

Drań użył broni krótkiej z tłumikiem, więc hałas nie miał szans dotrzeć do kokpitu. Julia drgnęła, cofnęła się o pół kroku i runęła na podłogę. Chyba krzyknąłem, wpadając z całym impetem na skurwysyna, ale nie zdawałem sobie z tego sprawy. Cios, który mu zadałem – knykciami w grdykę – w założeniu mógł być śmiertelny, ale kiedy osunął się na puste siedzenie, nie zawracałem sobie głowy sprawdzaniem funkcji życiowych.

Pochyliłem się nad Julią. Leżała sztywna jak deska. Na jej bluzce wykwitła czerwona plama. Oczy miała tak szkliste i nieruchome, że w pierwszej strasznej chwili pomyślałem: nie żyje.


JULIA


Uderzenie kuli posłało mnie do tyłu. Grzmotnęłam plecami o podłogę z taką siłą, że zabrakłoby mi tchu. Gdybym w ogóle jeszcze oddychała.

Przez moment byłam absolutnie przekonana, że to koniec, że umieram i ten pierwotny, ludzki strach zwyczajnie mnie sparaliżował. Nie ruszałam się, nawet nie czułam bólu.

Kątem oka zobaczyłam, że Jack rozprawia się z ostatnim terrorystą, po czym przypada do mnie na kolanach, z obłędem w oczach. Pochylił się nade mną i dopiero wtedy zobaczył, że jeszcze żyję. Że to nie rany mnie unieruchomiły, a panika.

-Julia... - coś zaczął mówić, ale dalej nie słuchałam. Odgłos naszej walki musiał dotrzeć do kokpitu, bo od strony kabiny ktoś biegł. Jack był chyba w większym szoku niż ja - klęczał przy mnie, ale patrzył na trupa tego, który mnie postrzelił. Tak, trupa - cios w gardło sprawił, że z jego ust trysnęło parę kropel krwi. I to był ostatni ślad życia.

Na jakieś mglistej płaszczyźnie świadomości dotarło do mnie, że Jack się nie ruszy, że zwyczajnie go zamurowało - i wtedy poczułam pod palcami prawej dłoni chłodną stal lufy uzi.

Kiedy miałam osiemnaście lat, przeszłam okres fascynacji wojskiem. Mundury zawsze mi imponowały, a wtedy postanowiłam, że sama taki założę. Przeszłam egzaminy i trafiłam na obóz treningowy. Zrezygnowałam tuż przed przysięgą - byłam niezależna, wolna duchem. Nie podobał mi się pomysł podpisywania kontraktu na kilka lat, zobowiązywania się do służby.

Ale szkolenie z bronią przeszłam.

Poderwałam broń na wysokość kilku centymetrów - nie byłam w stanie wycelować wyżej. Nie chciałam zabić, nie wtedy. No i po części - kiedy próbowałam napiąć mięśnie lewej ręki, po raz pierwszy poczułam przeszywający ból.

To był moment, ułamek sekundy. Oparłam lufę o bark, wciąż nie podnosząc się z podłogi - i szarpnęłam za spust. Przed oczami migotały mi czarne plamy, zrobiło mi się zimno - przypuszczałam, że z upływu krwi - i to pewnie dlatego seria, którą posłałam w kierunku kolan biegnącego Leo była zbyt długa.

Przeraźliwy ryk bólu, uderzenie ciała o podłogę, krew na oparciu - to wszystko zlało się w jedno. Jack, już przytomny - a przynajmniej w miarę spokojniejszy - wyrwał z moich rąk automat, a drugą ręką pomógł mi wstać. Z przeciwnej strony nadbiegł Amar. Uniósł swój karabinek, Jack - prawie na zasadzie lustrzanego odbicia - zrobił to samo. I wtedy w przejściu między siedzeniami pojawiła się, dosłownie znikąd, mała dziewczynka.

-Nie!

-Maja! - ktoś rzucił się na małą i zepchnął ją z linii strzału. Dwie krótkie serie zaterkotały prawie jednocześnie. Amar grzmotnął plecami o drzwi do toalety, starszy mężczyzna, który uratował małą, osunął się na podłogę.

Przez kilka sekund, może minut, panowała przeraźliwa cisza. Patrzyłam na zakrwawione ciała, próbując zrozumieć, co właśnie zrobiliśmy. Leo jęczał rozdzierająco, wijąc się po linoleum.

Wiedziałam, że to nie koniec, że coś przegapiliśmy, ale byłam tak zdezorientowana, że nie potrafiłam dojść, co to takiego.

-Jeszcze jeden - wymamrotał ktoś z boku. Zawirowałam wokół własnej osi.

Młody osiłek mówił coś, ale widziałam tylko jego poruszające się usta. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie oczywiste: został jeszcze Mahmoodi. Jack popatrzył na mnie - krótkie, pełne napięcia spojrzenie - i popędził w stronę kokpitu.

Wlokłam się za nim, bo cała lewa połowa mojego ciała była odrętwiała, jakbym moczyła ją w płynnym azocie. Za zasłoną, przed wejściem do kokpitu, siedział związany pilot. Drugi - nieprzytomny, z rozbitą głową - leżał pod ścianą.

Nigdy się nie dowiedzieliśmy, czemu oszczędzili pilota, skoro wszystkich innych zabijali dla zabawy. Może miał być ich ubezpieczeniem, na wypadek gdyby nie mogli sobie poradzić z pilotowaniem samolotu.

Żeby nie rozbić się wcześniej niż to było w ich planie.

Jack próbował dobijać się do kabiny, ale Mahmoodi musiał zablokować czymś drzwi. Popatrzeliśmy po sobie z bladym strachem - byliśmy tak blisko. Czyż mielibyśmy przegrać właśnie teraz - o krok od życia?

Nadal nie wiedzieliśmy, jak mają zamiar się nas pozbyć, ale jeśli w samolocie znajdował się ładunek wybuchowy, jeśli Mahmoodi miał przy sobie zapalnik...

-Boże, proszę, nie - nie wiedziałam, czy te słowa wyrwały się z moich ust, czy też wypowiedział je Jack. Zaczął rytmicznie walić kolbą w drzwi, więc pospiesznie rozwiązałam pilota. Nie chciałam myśleć, że to może koniec.

Skupiłam się na naszych szansach. Na tych, które nam jeszcze pozostały.

-Błagam, powiedz, że potrafisz posadzić tą maszynę na ziemi, nie zabijając nas wszystkich - wyszeptałam do pilota.

Popatrzył mi w oczy - tylko przez ułamek sekundy. Błyskawicznie przycisnął usta do mojego czoła i kiwnął głową.

-Jeśli wejdę do kokpitu, posadzę maszynę.

Jack cofnął się o krok i uniósł maszynowy. Zrozumiałam, co chce zrobić na ułamek sekundy przed pociągnięciem za spust.

-Nie! - nie wiem, dlaczego krzyknęłam.

Może bałam się, że jeśli Mahmoodi prowadził samolot, rozbijemy się nim pilot wejdzie do kokpitu. Może przestraszyłam się, że rozpruje maszynę i ciśnienie gwałtownie spadnie. A my nadal byliśmy jeszcze nad oceanem.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lina_91 · dnia 12.05.2010 12:42 · Czytań: 680 · Średnia ocena: 4 · Komentarzy: 12
Komentarze
Elwira dnia 12.05.2010 20:30 Ocena: Bardzo dobre
Gry... i przerywasz w takim momencie? Paskuda jesteś. Czekam na kolejną część.
Tekst wciąga, jest ciekawy, odpowiednio dawkujesz wrażenia. Czyta się płynnie, nie ma znudzenia.
Pozdrawiam.
lina_91 dnia 12.05.2010 23:42
Dziękuję :).
Darksio dnia 13.05.2010 10:16
Witam. Ja już nie będę taki słodki jak Elwira. Napiszę Ci jakie konkluzje przyszły mi do głowy, jako zwykłemu, potencjalnemu czytelnikowi, który przez pomyłkę sięgnął po twoje dzieło.

... "A my nadal byliśmy jeszcze nad oceanem". - W tym momencie Jack się obudził. Spojrzał przed siebie dość nieprzytomnym jeszcze wzrokiem i ujrzał siostrę Julię trzymająca w rękach tackę z lekami.
Twój prosac. - Podała mu kubeczek z lekiem.
- Gdzie ja jestem? - Jack nie doszedł jeszcze do całkowitej przytomności.
Jak to gdzie? W najlepszym wariatkowie w tym mieście - odparła dziewczyna.

Tylko takie zakończenie ratuje ten stek bzdur, który serwujesz czytelnikowi. Czytając pierwszą część, pomyślałem "Harlequin", ale nic, czytam dalej. Druga część: "aha, zaczyna się kiepska akcja", czytam dalej - trzecia część: "o rany! Jaka żałosna sensacja". Czwartą i następne odpuszczę sobie, zwrócę książkę do biblioteki, a panią, która mi poleciła tę pozycję, poślę do diabła.
Niestety Twoje opowiadanie tak właśnie wygląda. Jest to przykład żałosnej opowieści sensacyjnej napisanej przez ignoranta, który bez dogłębnej znajomości tematu rozpościera przed czytelnikiem absurdalne sceny rodem z kiepskich filmów akcji, choć w tychże, twórcy starają się, przynajmniej z grubsza, zachować pozory prawdopodobieństwa. Twoja fabuła jest żałosna, poczynając od charakterystyki bohaterów, poprzez beznadziejne sceny walki a kończąc na tandetnym słownictwie. Dwudziestoletnia pielęgniareczka, która, jak się okazuje, jest nieźle wyszkolona do spółki z niewiele starszym chłopaczkiem, równie jak ona, wytrenowanym rozwalają bandę uzbrojonych po zęby, zdecydowanych na wszystko, bezwzględnych terrorystów. Nie zdziwię się wcale, jeśli w następnych częściach okaże się, że Julia była wieloletnią agentką Mossadu. A ci z kolei weszli sobie na pokład samolotu, lecącego do Stanów, najpewniej przebrani za japońskich turystów a te swoje PM-y i KM-y ukryli w kamerach i aparatach fotograficznych. No i w końcu określenia takie jak "kulki", czy "pukawki" rodem z Marlowa to już po prostu żenada. Może zaczytywałaś się w Joe Alex'ie lub Raymondzie Chandlerze, ale , niestety, dziś już pisze się troszkę inaczej. Nie znaczy to jednak, że Twoja opowieść nie przyda się do niczego, nie. Zawsze można nią podeprzeć nogę kiwającego się mebla.
lina_91 dnia 14.05.2010 14:33
Wiesz co, az mi rece opadly po tym komentarzu.

Nie mowie, ze nie masz - w czesci - racji, bo ja nigdy nie twierdzilam, ze to opko jest ambitne, oryginalne i w ogole zasluguje na literackiego Nobla. Potrzebne sa tez teksty lzejsze, 'odmozdzajace'.

Poczytalam kilka Twoich tekstow - nie skomentowalam, bo powiesz, ze sie odgrywam, a tak nie jest - i uwazam, ze zdrowo przegiales. Widziales ostatnio, jak ludzie ocenili Twoje teksty? Powtorzenia, bledy interpunkcyjne, enteroza w wierszu...

Mozesz sobie myslec, co chcesz, ale zeby wyzywac mi od zalosnych, naucz sie najpierw sam pisac. Bo az rzygac sie chce, jak ktos twierdzi, ze moje sceny walki sa zalosne, a sam pisze o babie i o diable.
Darksio dnia 14.05.2010 15:03
Po to jestem na tym portalu aby uczyć się pisać lepiej. Moje teksty przez to stają się lepsze. I nie ważne jest o czym się pisze, tylko jak się to robi.

Cytat:
Widziales ostatnio, jak ludzie ocenili Twoje teksty?

Właśnie "ostatnio" moje teksty zdobywają dość dobre opinie.

Cytat:
Powtorzenia, bledy interpunkcyjne, enteroza w wierszu...

To był mój pierwszy wiersz, nie najlepszy przyznaję, ale nawet najwięksi poeci początkowo pisali słabe utwory, zanim ich dzieła można było nazwać sztuką.
Co do powtórzeń i błędów interpunkcyjnych, to większość z portalowiczów (a śmiem twierdzić, że wszyscy) takowe popełniają(nie wyłączając Ciebie) i nie jest to jakąś straszną tragedią pod warunkiem, że samemu dąży się do ich wyeliminowania.
Oto przykład:
Cytat:
Ale nagle zamarzyłem o tym, żeby przeżyć – dla niej. Żeby zaprosić ją na kolację, na wino, na lody, na cokolwiek – żeby żyć. Sama myśl, że wkrótce te jej wielkie, piękne oczy przestaną widzieć, sprawiała mi ból. Pomyślałem nawet, że – gdyby tylko ona mogła przeżyć – mnie mogliby rozstrzelać. Ale skłamałbym, gdybym powiedział, że byłem gotów się dla niej poświęcić.

tu w dodatku masz aliterację (żeby żyć).

i jeszcze jeden przykład:

Cytat:
Przez moment byłam absolutnie przekonana, że to koniec, że umieram i ten pierwotny, ludzki strach zwyczajnie mnie sparaliżował. Nie ruszałam się, nawet nie czułam bólu.

Kątem oka zobaczyłam, że Jack rozprawia się z ostatnim terrorystą, po czym przypada do mnie na kolanach, z obłędem w oczach. Pochylił się nade mną i dopiero wtedy zobaczył, że jeszcze żyję. Że to nie rany mnie unieruchomiły, a panika.


Moja opinia była subiektywna, nie przeczę, ale napisałem ją (jak z resztą zaznaczyłem) z pozycji zwykłego czytelnika, który ma przecież prawo oceny. Pozdrawiam.
Elwira dnia 14.05.2010 15:12 Ocena: Bardzo dobre
Lina, spokojnie! Przecież tekst nie musi się podobać każdemu, prawda? Mało tego, nie muszę świetnie pisać, żeby coś mi się nie podobało. Rób swoje po swojemu i już. Rozumiem, że Ci nerwy puściły, ale nie ma sensu się wykłócać. Zdanie darxx jest subiektywne, możesz się z nim nie zgadzać, ale nie musisz od razu po chłopaku jechać.

Darxx, wiesz, opisanie scen walki jest naprawdę bardzo trudne. Wiem, bo sama próbowałam i nie mogę się pozbyć wrażenia, że każdy robi to lepiej ode mnie :) Masz prawo do własnego zdania.

Proszę Was, nie kłóćcie się i nie wieszajcie na sobie psów (czy kotów, bo już nie wiem).
lina_91 dnia 14.05.2010 16:13
Powtórki żeby były celowe, więc się nie rozpędzaj.

Ja najeżdżam? No, proszę Cię. I Ty, Brutusie, przeciwko mnie?

Ale okej, ja się wycofuję. Darxx1, przepraszam, jeśli Cię uraziłam, nie miałam takiego zamiaru.
Elwira dnia 14.05.2010 16:20 Ocena: Bardzo dobre
Nie przeciwko, tylko stwierdzam fakt. Gdyby każdy tak reagował, to bałabym się komentować, w obawie, że jak mi się coś nie spodoba, to autor poleci z buta po całej mojej twórczości, zapominając, że jako czytelnik nie muszę umieć nawet poprawnie sklecić kilku zdań.
lina_91 dnia 14.05.2010 16:22
Nie chodzi o krytykę ani o komentarz! Tylko o nadmiar przymiotnika żałosny (na który mam zresztą alergię). Uważam, że na tak ostrą formę krytyki trzeba swoimi tekstami zaprezentować coś wyżej ode mnie.
Elwira dnia 14.05.2010 20:15 Ocena: Bardzo dobre
Darxx, proszę nie nadużywać słowa "żałosny", język polski jest na tyle bogaty, że można znaleźć synonimy.:D
Darksio dnia 14.05.2010 20:27
nędzny , kiepski , marny , mierny , zły , lichy , słaby , podły , mizerny , tandetny , niedobry , denny , pożal się Boże , bez krwi i kości - kto się dorzuci? ;)
Darksio dnia 15.05.2010 00:24
:)
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
Kazjuno
23/04/2024 06:33
Byłem kiedyś w Dunkierce i Calais. Jeszcze nie było tego… »
Gabriel G.
22/04/2024 20:04
Stasiowi się akurat nie udało. Wielu takim Stasiom się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:0
Najnowszy:Usunięty