Byłam bohaterką cz. 4 - lina_91
Proza » Obyczajowe » Byłam bohaterką cz. 4
A A A
Jack cofnął się o krok i uniósł maszynowy. Zrozumiałam, co chce zrobić na ułamek sekundy przed pociągnięciem za spust.

-Nie! - nie wiem, dlaczego krzyknęłam.

Może bałam się, że jeśli Mahmoodi prowadził samolot, rozbijemy się nim pilot wejdzie do kokpitu. Może przestraszyłam się, że rozpruje maszynę i ciśnienie gwałtownie spadnie. A my nadal byliśmy jeszcze nad oceanem.

Seria - ostatnia już - zabrzmiała w powietrzu niczym ostateczne rozwiązanie. To był koniec. Wiedzieliśmy o tym wszyscy - Jack, który kopnięciem rozwalił rozprute drzwi, pilot, który błyskawicznie rzucił się do kabiny i ja - zalana krwią, słaba, z trudem trzymająca się na nogach.

Jack wycofał się z kabiny i opadł na kolana. Ze zdumieniem patrzyłam, jak po jego szczeciniastych policzkach płyną łzy. Po chwili ukrył twarz w dłoniach.

Nie, nie zgrywałam się. Byłam odrętwiała. Nie potrafiłam skupić się, zrozumieć. Z największym trudem zmusiłam się do opanowania. Przynajmniej jeszcze na chwilę. Klęknęłam przy Jacku i wolno oderwałam jego dłonie od twarzy. Nie opierał się.

-Już po wszystkim – powiedziałam czysto. –Idź do pasażerów, uspokój ich.

Jak robot wstał i bez słowa zniknął za zasłoną. Weszłam do kokpitu.

Pomieszczenie było malutkie, na podłodze leżał Mahmoodi. Nie żył. Pilot – ze słuchawkami na uszach – meldował, że odzyskaliśmy panowanie nad samolotem.

Do cholery, my?!

-Ty jesteś kapitanem? – spytałam z trudem. Chciałam jeszcze opanować się, przynajmniej dopóki nie wylądujemy.

Dopóki nie zostanę sama. Wtedy będę płakać.

-Tak – rzucił na mnie spojrzenie spod oka. Wydawał się zimny niczym skała. Dopiero gdy usiadłam na miejscu drugiego pilota, zobaczyłam, że jego ręce drżały, drżały nieprzerwanie, chyba nawet bardziej niż moje. –Jesteś ranna – stwierdził, ale nie odwrócił się. Patrzyłam na niego bez słowa.

Chciałam powiedzieć, że to nic, że to tylko draśnięcie, że nic nie będzie – i nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Poczułam nagle na ramieniu czyjąś rękę – i choć serce skoczyło mi spanikowane – nie potrafiłam nawet podnieść głowy. Traciłam siły, o wiele za szybko.

-Zajmę się tym – dopiero obcy głos kazał mi oprzytomnieć. Drugi pilot, ledwo trzymając się na nogach, opierał się o resztki drzwi. Strugi zakrzepłej krwi pokrywały jego bladą twarz, szyję i naciekały na ramię. Wyglądał koszmarnie.

-Najpierw ty – wykrztusiłam, ale nie mogłam wstać. Wyciągnął apteczkę, nożyczkami rozciął moją bluzkę – wszystko bez słowa.

-Mocno krwawisz – wymamrotał.

Spojrzałam na swoje ramię, jakby należało do kogoś innego.

-Przypal ranę – powiedziałam zimno. Popatrzył na mnie z przerażeniem. Pokręciłam głową.

-Nic nie czuję. Zrób to.

Patrzyłam, jak nad zapalniczką (!) rozgrzewa scyzoryk. Nie miałam ochoty się zgrywać. Ale głupotą byłoby przejść przez to wszystko tylko po to, żeby wykrwawić się tuż przed lądowaniem.

Kiedy przytknął rozżarzony metal do rany, zaczęłam zawodzić. Nie z bólu – nadal nic nie czułam. Ale przed oczami zaczynał zamazywać mi się obraz, a ja nie chciałam zemdleć. Chciałam być przytomna, chciałam wiedzieć, chciałam zdawać sobie sprawę z tego, co się dzieje. Czułam, że to jeszcze nie koniec. Gdyby – jakimś cudem – przyszło nam zginąć, chciałam być przytomna.

Kiedy zabandażował mi ramię, odgarnął z mojej spoconej twarzy włosy. Był młody, najwyżej przed czterdziestką.

-Na litość boską – wyszeptał, spojrzawszy mi w oczy. –Ile ty masz lat, dzieciaku?

Czułam, że odpływam, wbrew własnej woli. Zaczęłam kiwać się w przód i w tył, próbując rozpaczliwie skupić się na czymś, na czymkolwiek – żeby tylko zachować świadomość.

-Uderz mnie – wymamrotałam. Nie patrzyłam na niego, ale usłyszałam, jak prychnął. –Daj mi w twarz – szepnęłam. Już nic nie widziałam. Chyba dopiero teraz zrozumiał.

-Już po wszystkim. Ledwo żyjesz. Uspokój się. Możesz już zasnąć.

-Nie! – prawie wrzasnęłam, wciąż z zamkniętymi oczami. Czy on nic nie rozumiał? –Chcę… Muszę…

Zobaczyłam, że poklepuje mnie po policzkach, ale jego dotyk do mnie nie docierał. Znieruchomiałam. Dotarło do mnie coś jeszcze, coś, co powinnam – powinniśmy byli – przewidzieć. Odwróciłam się do Dimitrija. Majstrował przy jakiś guzikach.

-Jak oni tu weszli?

Drugi pilot – dopiero teraz przypomniałam sobie jego imię: Ethan – popatrzył na mnie, jakbym zaczęła majaczyć. Nie zwróciłam na niego uwagi.

-Co?

-Jak wnieśli broń?

-Przekupili kogoś – Ethan wzruszył ramionami. Dimitrij sprawiał wrażenie jakby mnie nie usłyszał. Poczułam, że po krzyżu wędruje mi zimny dreszcz.

-Albo mieli wśród załogi swojego człowieka – powiedziałam cicho, ale dość wyraźnie, by dotarło to do obojga. Ethan zesztywniał i złapał mnie za rękę, jakby chciał mnie odwrócić ku sobie i coś powiedzieć – ale wtedy zobaczyłam wyraz twarzy kapitana.

Uśmiechał się. W dupę krokodyla, uśmiechał się!

Wolno odwrócił się do mnie, ignorując Ethana, który nagle zbladł jeszcze bardziej.

-Bardzo dobrze – jego głos brzmiał tak miękko, jakby zanucił te słowa. –Mówiłem Alanowi, żeby cię sprzątnął. Ale on nie – spodobałaś mu się. Niezła jesteś, muszę przyznać. Nawet szkoda, że to wszystko – poruszył głową w kierunku tyłu samolotu – na nic. Jesteś martwa. Wszyscy jesteście.

Wolno wstałam. Słyszałam jego słowa, ale nie rozumiałam. Nie potrafiłam poskładać pojedynczych wyrazów w spójną całość. Staliśmy tak blisko siebie, że czułam, jak Ethan zaczyna drżeć.

-Dlaczego? – szepnęłam. Wszystko przestało mieć znaczenie. Nagle znów byłam tylko dzieciakiem – chociaż z dowodem w kieszeni – które nie rozumie i od starszych oczekuje odpowiedzi.

Dimitrij zaczął się śmiać – obłąkany, głośny, przerażający śmiech.

Pragnęłabym móc powiedzieć – nawet teraz – że nie chciałam go zabić. Ale to byłoby kłamstwo.

Skłamałabym mówiąc, że tego nie chciałam. Ale kiedy zadawałam mu kolejne ciosy nie myślałam o tym, żeby żyć. Chciałam tylko, żeby przestał się śmiać.

Tylko tyle. Żeby po prostu się zamknął.

Uderzyłam go w twarz – na tyle mocno, żeby górna warga pękła, ale zbyt słabo, żeby go choć ogłuszyć. Przez moment jego śmiech przycichł, ale zaraz wezbrał ze wzmożoną siłą.

Wpadłam w szał. Mogłabym zgonić swój stan na tysiąc czynników: strach, panika, utrata krwi, ból – ale to byłyby wymówki. Wiedziałam, co robię.

I właśnie dlatego do dziś tego żałuję.

Przez ostatnie trzy lata tłumaczyłam sobie, że zasłużył na śmierć. A nawet jeśli nie – że ja miałam każde prawo, święte i moralne, żeby bronić życia. Bo przecież nie tylko swojego.

Ale żałuję tego po dziś dzień.

Porwałam z pulpitu scyzoryk Ethana – i tak szybko, że Dimitrij nie zdążył unieść ręki – wbiłam mu go w policzek. Przebił skórę, język. Trysnęła krew. Wyrwałam ostrze i z pięści uderzyłam go w skroń. Lewe ramię przyciskałam wciąż do ciała, bojąc się je poruszyć. Teraz przestraszyłam się, że nagle ból powróci – bo gdybym zasłabła, byłoby po nas.

Usłyszałam krzyk – głos przypominał Jacka, ale nie zastanawiałam się, co to oznacza.

Udało mi się złapać pilota za włosy i uderzyć jego głową o ścianę – ale byłam za słaba. Wyrwał się i odepchnął mnie z taką siłą, że odłamki plastikowych drzwi wbiły mi się w plecy. Upadliśmy oboje na trupa Mahmoodiego, przewracając przy okazji Ethana. Krzyknął coś, ale nie rozróżniałam już słów. Kątem oka zobaczyłam, jak Jack biegnie w moją stronę. Ale on już raz uratował mi życie.

Dimitrij należał do mnie.

Szybko – nie dając sobie czasu na wahanie – wbiłam scyzoryk w jego gardło i szarpnęłam, rozrywając skórę i tętnicę. Krew nie trysnęła tak widowiskowo jak na filmach. Wyglądało to raczej tak, jakby wybiło z wanny – zabulgotało, chlupnęło.

Jack podniósł mnie z kolan i oparł o ściankę. O coś pytał, ale nie słyszałam słów. Odwróciłam się i zwymiotowałam.

Ethan – ze łzami żyłkującymi mu twarz – siedział na fotelu pierwszego pilota.

-Dasz radę posadzić maszynę? – usłyszałam pytanie Jacka. Jak przez mgłę przypomniałam sobie to samo pytanie, które ja zadałam Dimitrijowi – tysiąc lat temu. Musieliśmy zbliżać się już do celu, choć nie wiedziałam, gdzie przyjdzie nam lądować.

I czy w ogóle wylądujemy, czy może rozbijemy się na lotnisku. O minuty, o metry od wyzwolenia.

-Potrzebuję instrukcji i miejsca do lądowania – Ethan prawie krzyczał w mikrofon.

Zaczęłam osuwać się na podłogę, w kałużę krwi, ale Jack nie pozwolił mi upaść.

-Lądujemy w Forcie Bragg. Jest tam wojskowe lotnisko Pope Air Force Base. Mamy pozwolenie na lądowanie – usłyszałam. Jack popatrzył na mnie z nadzieją. –Potrzebuję pomocy jednego z was. Sam nie dam rady.

W spojrzeniu Jacka nadzieja zmieniła się w wyczekiwanie. Zamknęłam oczy.

-Nie mogę. Ty to zrób.

Jack puścił mnie gwałtownie – jakby było moim cholernym obowiązkiem brać na siebie cały ciężar. Słuchałam z zamkniętymi oczami, jak Ethan mówi mu, co ma robić, którą dźwignię pociągnąć, w którym momencie. Wiedziałam, że powinnam pójść, zobaczyć, co z pasażerami. Ale, pamiętam, pomyślałam, że ja już swoje zrobiłam.

Po tak długim locie, lądowanie było wręcz przerażająco szybkie. Uderzyliśmy o płytę lotniska zbyt mocno – nie ustałam na nogach i rzuciło mną o podłogę – ale przecież wylądowaliśmy.

Dopiero wtedy z setek gardeł wyrwał się straszny krzyk. Jakby trzysta osób dopiero teraz postanowiło pokazać swoje emocje. Potem zza zasłony dobiegł nas straszny tumult. Ponieważ nie miał kto otworzyć włazu – stewardessy nie żyły – ludzie tłoczyli się przy kokpicie, wrzeszcząc, tratując się nawzajem. Każdy chciał jak najszybciej opuścić ten przeklęty pokład.

Kto w końcu otworzył właz i spuścił śmieszny, pomarańczowy, nadmuchiwany materac, żeby ludzie mogli zjechać na ziemię, nie czekając na schody – nie wiem. Przypuszczam, że Ethan, bo wydaje mi się, że Jack był wtedy ze mną.

Czekaliśmy, aż wszyscy wyjdą, siedząc bezsilnie na linoleum: ja, Jack i Ethan. Potem poczekaliśmy jeszcze trochę, aż na pokład wdrapią się żołnierze Zielonych Beretów. Wstałam, opierając się o oparcie fotela.

-Było ich ośmiu, w tym pilot tego samolotu. Czterech na pewno nie żyje. Może więcej. Pasażerowie…

Sierżant Mayer przerwał mi bezceremonialnie, podnosząc prawą rękę.

-Z całym szacunkiem, p’sze pani, ale raport może pani złożyć… - ogarnął spojrzeniem moje zakrwawione ciało – wspominałam już, że po tym, jak Ethan mnie opatrywał, zostałam w samym staniku? – i dokończył niepewnie: -Później.

-Ona nas wszystkich uratowała…

Wtedy nie zareagowałam na słowa Ethana. Po pierwsze, w pewnym sensie oddawały prawdę. Po drugie, jego opinia szczerze mnie nie wzruszała – dopiero potem, kiedy wracałam w pamięci do tego momentu – zrozumiałam, że jego słowa stały się zapowiedzią mojego koszmaru.

Bo widzicie, nasz koszmar nie skończył się w tamtym momencie. To był dopiero początek.

A po trzecie… Cóż, po trzecie, to właśnie w tym momencie zrobiło mi się słabo i straciłam przytomność, wpadając prosto w ramiona sierżanta.



JACK


Zniosłem ją na rękach. Przez cały czas, od momentu, w którym zobaczyłem, jak Julia walczy z kapitanem, myślałem tylko o jednym: dlaczego był związany?

Skoro był jednym z nich – musiał nim być – dlaczego go związali?

Czy Julia mogła popełnić błąd? Mogła zabić niewinnego człowieka?

Nie wierzyłem w to. Nie ona. Nie ona – tak opanowana, tak perfekcyjna w swoich działaniach. Ale jak inaczej wytłumaczyć to, czego byłem świadkiem?

Ethan szedł obok mnie, potykając się o własne nogi. Przed nami i za nami – niczym szpaler honorowy – Zielone Berety.

Ameryka witała nas z honorami.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • E-mail znajomego:
  • E-mail polecającego:
  • Poleć ten artykuł znajomemu
  • Znajomy został poinformowany
lina_91 · dnia 13.05.2010 09:14 · Czytań: 704 · Średnia ocena: 0 · Komentarzy: 3
Komentarze
Elwira dnia 13.05.2010 10:17
No właśnie, dlaczego kapitan był związany? I co się stało ze stewardessami? Jakoś nie zarejestrowałam momentu, w którym zostały zabita. Roznosiły kawę, a później już nic o tym... Ten moment trochę niedopracowany.
I jeszcze jedno, kapitan był poza kabiną pilotów, drugi pilot też, kto pilotował? Zamachowcy byli samobójcami? Po co? Dlaczego to wszystko? Mam nadzieję, że później wyjaśnisz. Czekam zatem i ozdrawiam.
lina_91 dnia 13.05.2010 10:25
Jack przeskoczyl do przodu, opuszczajac pare godzin. To wyjasnie pozniej. Cala reszte zreszta tez. Ale chcialam troche urozmaicic i dlatego poszlam do przodu ;)
Lorian dnia 13.05.2010 15:07
Polecane
Ostatnie komentarze
Pokazuj tylko komentarze:
Do tekstów | Do zdjęć
valeria
26/04/2024 21:35
Cieszę się, że podobają Ci się moje wiersze, one są z głębi… »
mike17
26/04/2024 19:28
Violu, jak zwykle poruszyłaś serca mego bicie :) Słońce… »
Kazjuno
26/04/2024 14:06
Brawo Jaago! Bardzo mi się podobało. Znakomite poczucie… »
Jacek Londyn
26/04/2024 12:43
Dzień dobry, Jaago. Anna nie wie gdzie mam majtki...… »
Kazjuno
24/04/2024 21:15
Dzięki Marku za komentarz i komplement oraz bardzo dobrą… »
Marek Adam Grabowski
24/04/2024 13:46
Fajny odcinek. Dobra jest ta scena w kiblu, chociaż… »
Marian
24/04/2024 07:49
Gabrielu, dziękuję za wizytę i komentarz. Masz rację, wielu… »
Kazjuno
24/04/2024 07:37
Dzięki piękna Pliszko za koment. Aż odetchnąłem z ulgą, bo… »
Kazjuno
24/04/2024 07:20
Dziękuję, Pliszko, za cenny komentarz. W pierwszej… »
dach64
24/04/2024 00:04
Nadchodzi ten moment i sięgamy po, w obecnych czasach… »
pliszka
23/04/2024 23:10
Kaz, tutaj bez wątpienia najwyższa ocena. Cinkciarska… »
pliszka
23/04/2024 22:45
Kaz, w końcu mam chwilę, aby nadrobić drobne zaległości w… »
Darcon
23/04/2024 17:33
Dobre, Owsianko, dobre. Masz ten polski, starczy sarkazm… »
gitesik
23/04/2024 07:36
Ano teraz to tylko kosiarki spalinowe i dużo hałasu. »
Kazjuno
23/04/2024 06:45
Dzięki Gabrielu, za pozytywną ocenę. Trudno było mi się… »
ShoutBox
  • Kazjuno
  • 26/04/2024 10:20
  • Ratunku!!! Ruszcie 4 litery, piszcie i komentujcie. Do k***y nędzy! Portal poza aktywnością paru osób obumiera!
  • Zbigniew Szczypek
  • 01/04/2024 10:37
  • Z okazji Św. Wielkiej Nocy - Dużo zdrówka, wszelkiej pomyślności dla wszystkich na PP, a dzisiaj mokrego poniedziałku - jak najbardziej, także na zdrowie ;-}
  • Darcon
  • 30/03/2024 22:22
  • Życzę spokojnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy. :) Wszystkiego co dla Was najlepsze. :)
  • mike17
  • 30/03/2024 15:48
  • Ode mnie dla Was wszystko, co najlepsze w nadchodzącą Wielkanoc - oby była spędzona w ciepłej, rodzinnej atmosferze :)
  • Yaro
  • 30/03/2024 11:12
  • Wesołych Świąt życzę wszystkim portalowiczom i szanownej redakcji.
  • Kazjuno
  • 28/03/2024 08:33
  • Mike 17, zobacz, po twoim wpisie pojawił się tekst! Dysponujesz magiczną mocą. Grtuluję.
  • mike17
  • 26/03/2024 22:20
  • Kaziu, ja kiedyś czekałem 2 tygodnie, ale się udało. Zachowaj zimną krew, bo na pewno Ci się uda. A jak się poczeka na coś dłużej, to bardziej cieszy, czyż nie?
  • Kazjuno
  • 26/03/2024 12:12
  • Czemu długo czekam na publikację ostatniego tekstu, Już minęło 8 dni. Wszak w poczekalni mało nowych utworów(?) Redakcjo! Czyżby ogarnął Was letarg?
Ostatnio widziani
Gości online:89
Najnowszy:Janusz Rosek