Wiatr kołysał jego długimi, czarnymi włosami. Odgarnął kilka kosmyków z twarzy i głęboko westchnął. Dziesięć metrów pod nim szła drobna brunetka. Granatowe glany nierytmicznie uderzały o bruk. Spojrzała w górę, jakby czuła, że jest obserwowana ze zrujnowanego mostu. Lecz nie dostrzegła Alberta. Potrafił stawać się niemal niewidocznym.
Gdy przekręcała głowę, oczom wampira ukazał się alabastrowy kark nastolatki. Tak zachęcający, wołający do jego umysłu: skosztuj mnie, ugryź. Jednak Albert się wahał. Nie zabił nikogo od wielu miesięcy. Miał dość życia mordercy. Wielokrotnie zastanawiał się nad tym, czy nie skończyć ze sobą. Stanąć w świetle dnia, by przerwać te samotne cierpienia, pełne śmierci i żalu. Pełne pustki.
Postanowił, że tego dnia po raz ostatni wypije ludzką krew. Tylko coś niesamowitego, coś niewyobrażalnie bliskiego unosiło się w zapachu tej dziewczyny. Jakaś tajemnicza aura, jakaś bliskość. Magia, która sprawiała, że chciałby ją zabić, a jednocześnie schwycić w ramiona i przytulić.
Nagle stanęła w pół kroku i raptownie spojrzała prosto w kierunku Alberta. Błękitne oczy na wylot świdrowały wampira. Widziała go. Czuł to. Patrzyła z ciekawością, bez lęku, ale jednocześnie z dziwną zadziornością i pewnością siebie. Wzywała go.
Skoczył w dół. Lecz nie spadł szybko, zlatywał powoli, jak liść. Dziewczyna nie przestraszyła się, nie uciekała. Był już tak blisko i nagle ... Uderzył go w nozdrza zapach krwi. Drobne kropelki posoki rozpyliły się w powietrzu. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Gardło dziewczyny pękło pod wpływem szarpnięcia ostrych jak skalpel zębów, zaciśniętych na miękkiej szyi. Albert wylądował szybko na ziemi i stanął w pozycji do ataku. Jego skórzana kurtka lśniła w promieniach księżyca.
Drżąc z wściekłości, patrzył jak potężny mężczyzna odsuwa głowę od szyi pięknej dziewczyny.
- Wybacz, ale zabierałeś się do niej jak pies do jeża, a ja od wczoraj nic nie jadłem – spokojnie odparł łysy drab, w obcisłych dżinsach i puchowej kurtce.
Albert z pogardą przyglądał się ohydnej karykaturze wampira.
- Jak śmiesz?! - zawołał.
Mężczyzna cofnął głowę z niedowierzaniem i wybałuszył oczy.
- Że co? Stary, pilnowałem jej pół godziny, wiedziałem że idzie na to odludzie, ale jak zobaczyłem ciebie, myślę: dam młodemu zaszaleć. Widzę, że dawno nie jadłeś. Ale zamiast brać się za mięso, czekasz jak jakaś ciota, myślę: twoja strata. Nie mam zamiaru odgrywać niańki dla dorosłego chłopa.
Albert skrzywił piękną twarz w grymasie odrazy. Nie mógł patrzeć na tę zakałę rodu wampirów.
- Nie masz prawa zwać się dziecięciem nocy. Jesteś obrazą wampirzego rodu. Jak śmiałeś, w tak bezmyślny sposób, zniszczyć takie piękno. Nie znasz kodeksu?
- O, kurwa - jęknął osiłek. - Jesteś jednym z tych oszołomów, który naczytał się debilnych książek i oddał duszę diabłu, by być wampirem. No, nie wierzę, nie wierzę - mówił z irytacją. - Jaki kodeks, co ty pierdzielisz? To jest Polska, a nie jakiś amerykański Underworld. Mam ci łeb urwać?
Albert uniósł się w powietrze i płomiennym wzrokiem lustrował potwora. Czekał na dogodny moment, by unicestwić bestię
- W imię gildii dzieci nocy, skazuję cię na śmierć za kalanie świetnego imienia rodu wampirów. Jak się zwiesz nikczemniku?
- August Gajusz Piliusz, zostałem przemieniony przez samego Judasza z Iskarii, batonie. Możesz mi mówić Gienek, tak mnie kumple wołają. A teraz wypieprzaj, bo najedzony jestem i nie mam ochoty się ruszać.
- Łżesz demonie, jesteś zwykłym upiorem lub mieszańcem.
August miał tego dosyć. Wszystko rozumiał, i gejowskie stroje, i dziwne teksty. Znosił od kilkunastu lat straszliwą modę z USA i nie przeszkadzało mu to. Żył prawie dwa tysiące lat, dlatego wiedział, że ta moda minie jak inne, jednak nazwanie go kłamcą przechyliło szalę. I kto to robił, potomek barbarzyńców znad Bałtyku. Obudziła się krew rzymskich patrycjuszy w żyłach nieumarłego. Złapał za ogromny głaz leżący pod odnogą mostu i z ogromną prędkością cisnął nim w Alberta.
- Na dół durniu! – wrzasnął, kiedy zdezorientowany chłopak dostał skałą w głowę. Nim spadł na ziemię, Gienek chwycił go w pasie i z ogromnym wysiłkiem, nie łatwo wszakże zabić wampira, rozerwał chłopaka na dwoje. Westchnął z wysiłku.
- Zjadłem, zrobiłem dobry uczynek, dobrze byłoby się przespać - stwierdził, po czym zmienił się w wielkiego, wyliniałego szczura i skoczył w krzaki.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
TomaszObluda · dnia 16.05.2010 09:54 · Czytań: 1472 · Średnia ocena: 3,7 · Komentarzy: 20
Inne artykuły tego autora: