Pewnej nocy mały, czteroletni Tosio otworzył oczy słysząc dziwny odgłos.
Obudził się nagle, ale nie ze strachu. Choć pokój wypełniała ciemność, chłopiec wiedział, że obok jest ktoś, kto być może potrzebuje pomocy. Wsłuchał się w mrok i po chwili usłyszał lekkie chrobotanie i chichy, ledwo słyszalny pisk.
Delikatnie sięgnął ręką pod cuchnącą poduszkę w brązowe, stare plamy krwi i wyjął swój największy skarb, zieloną zapalniczkę z małą latareczką w obudowie dającą niebieskie światło.
Nie mógł zapalić górnego światła, by sprawdzić źródło tego tajemniczego chrobotania, bo pewnie zbudziłby ojca. A już na pewno nie mógł podnieść się z łóżka, bo skrzypienie sprężyn starego materaca zbudziłoby już na pewno matkę. Tego najbardziej Tosio nie chciał. Jego mała latareczka nikogo nie obudzi.
Najwolniej, jak tylko potrafił i najdelikatniej podniósł się do pozycji siedzącej, uniósł zapalniczkę najwyżej, jak tylko potrafiła jego czteroletnia rączka i nacisnął przycisk na zielonej obudowie.
Skierował blade światełko na swój mały pokoik i wytężył wzrok.
Tej nocy Tosio już nic nie usłyszał, a tym bardziej nie zauważył nikogo w pokoju. Wyczuł jednak, iż, może przez chwilę, a może cały czas, nie był sam w tym swoim małym państewku o czterech ścianach, z pustym pudłem na zabawki, w których matka trzymała stare, cuchnące koce i puste, przeźroczyste butelki.
Zasnął wciąż nasłuchując, z nadzieją na to, iż odgłosy się powtórzą.
Miał rację.
Dziwne ciche chrobotanie przyszło następnej nocy i było wyraźniejsze. Tosio obudził się, znów delikatnie sięgnął po swoją latareczkę, ale postanowił nie zapalać jej tak szybko. Być może to „coś” boi się jego niebieskiego, bladego światełka, dlatego wczoraj zamilkło?
Nasłuchiwał.
Znów chrobotanie, które zdawało się dochodzić jakby ze środka pokoju. Jakby ktoś drapał pazurem po włóknach jego starego chodnika. Potem chwila ciszy i Tosio usłyszał pisk, który wczorajszej nocy zdawał się dochodzić nie wiadomo skąd, ale na pewno z bardzo daleka. Tym razem piszczenie było o wiele bliższe. Chłopiec wyczuł też w tym odgłosie ogromny smutek, niemoc i samotność.
Podniósł zapalniczkę wysoko w górę, nacisnął guzik światełka i skierował je na środek pokoju.
I znów odgłosy znikły, ale przez chwilę chłopiec zauważył w bladym, niebieskim świetle niewyraźny, przeźroczysty kształt zwiniętego w kłębek stworzonka. Ale i to wrażenie znikło równie szybko, jak się pojawiło.
Po chwili Tosio zgasił swoją latareczkę, włożył ją pod poduszkę i położył się wygodnie. Zamknął oczy, bo wiedział, że jutro również usłyszy chrobot i to smutne piszczenie. Zrobił to z radością, ponieważ wiedział, co ma zrobić. Trzeba tylko cierpliwości. Jeszcze tylko dwie, trzy noce i Tosio zobaczy zwierzątko na swoim brudnym chodniku. Będzie wyraźne i będzie mógł je pogłaskać i pocieszyć.
Trzeciej nocy postanowił za wszelką cenę nie zasypiać. Zaczekał więc, aż w pokoju rodziców zgaśnie światło. Wiedział, że usną szybko, ponieważ pół dnia świętowali jego komunię świętą. Ale dopiero wtedy, kiedy po tym dziwnym, kilkuminutowym, rytmicznym skrzypieniu ich łóżka usłyszał głośne chrapanie ojca, dopiero wtedy położył się na podłodze, na środku pokoju. Jego podłoga nie skrzypiała.
Usłyszał Je szybciej, niż się spodziewał i zapalił swoje światełko leżąc na chodniku.
W bladym, niebieskim promieniu zobaczył, jak bardzo było małe i jak bardzo delikatne. Nie przypominało żadnego ze zwierzątek, które znał z książek. W tej niejasnej poświacie zdawało się być fioletowe, ale światełko mogło kłamać i, równie dobrze, Zwierzątko mogło być czerwone, albo zielone.
Było zwinięte w kłębek i trzęsło się. Tosio zauważył, że stworzonko ma cztery nogi i troszeczkę, przypominało szczeniaka. A może nie szczeniaka? Było tak małe, że spokojnie mogło zmieścić się w jego czteroletnich rączkach.
Wyciągnął powoli dłoń, by dotknąć futerka, ale w ostatniej chwili cofnął ją. Może Zwierzątko wystraszy się i zniknie?
I wtedy podniosło na niego parę błyszczących oczek i nagle przestało się trząść.
- Fajnie by było, żebyś miał skrzydełka – szepnął Tosio.
Zwierzątko podniosło się niezdarnie i na chwiejnych nóżkach podeszło do chłopca. Dzieliło ich wyciągnięcie czteroletniej, chłopięcej rączki. Tosio wciąż leżał, jakby jakaś siła zabraniała mu wstać, lub chociaż się lekko unieść. Zwierzątko zbliżyło się do jego twarzy przyciśniętej do cuchnącego chodnika i polizało go po nosie.
- Wiedziałem, że je masz – uśmiechnął się chłopiec i pogłaskał je delikatnie.
Na tę chwilę zapomniał o bólu głowy i ogromnym bólu w piersiach, z którym zdążył się już pogodzić. Nie zwrócił też specjalnej uwagi na strużkę krwi, która spłynęła z jego ucha. Tym razem wsiąknie w ten brudny chodnik, nie w poduszkę. Tutaj nikt jej nie zauważy. Ukląkł, położył dłoń na podłodze i poczekał, aż Zwierzątko wejdzie na nią i zwinie się w kłębek. Zgasił zapalniczkę i położył ją na podłodze, starając się zapamiętać, w którym miejscu potem jej szukać.
Tosio wstał, delikatnie musnął palcami małe, ciepłe ciałko, przytulił policzek na chwilę do małych, zwiniętych skrzydełek i podszedł do okna.
Najciszej, jak umiał otworzył jedno skrzydło i położył dłoń na parapecie.
Zwierzątko pisnęło, zeszło na drewnianą powierzchnię i spojrzało na chłopca.
- Leć teraz. Od pierwszego razu wiedziałem, że chcesz sobie lecieć.
Potem Tosio usłyszał cichutki łopot, a jak spojrzał w czarny prostokąt otwartego okna, zobaczył już tylko gwiazdy i łunę nad, nie tak wcale dalekim, miastem.
Postanowił nie kłaść się do łóżka, bo może zbudziłby ojca, a już tym bardziej nie chciał budzić matki. Położył się więc na powrót na podłodze, obok tej swojej małej latareczki, swojego największego skarbu.
Chwilę szukał zapalniczki w ciemności, a kiedy znalazła się pod jego rączką, ścisnął ją mocno w swej czteroletniej dłoni i, najciszej, jak tylko potrafił, ułożył się na podłodze.
I tak, po chwili, mały chłopiec imieniem Tosio, zasnął.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
i was david bowman · dnia 20.05.2010 09:29 · Czytań: 1051 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 7
Inne artykuły tego autora: