Leżałam na kanapie w salonie i patrzyłam w lokalnego brukowca. Mój mąż wybierał się na popołudniowego brydża.
- Czytasz to? – Zdziwił się, gdy zajrzał do mnie wracając z łazienki.
- Raczej nie…ale dziś jest o dusicielu kablowym. Wiesz, że znowu spróbował ? Ale ofiara mu się wyrwała. Aż mi dreszcze przeszły po plecach.
- Złapali go? – Nagle się zainteresował i wziął gazetę z mojej ręki.
- Nie, ale mają portret pamięciowy.
- Też mi portret… komin na łbie i dwie dziury na oczy. Rzeczywiście, każdy jakby się tak ubrał, wyglądałby identycznie.
Oddał mi gazetę i kontynuował swoje. W tym całym podekscytowaniu, już nawet nie zważał na szczegóły. Pewnie myślał, że jestem aż tak głupia i nie wiem, co faceci robią idąc na męskie spotkanie, a jak się pucują, gdy w grę wchodzi kobieta. W końcu nie jest Michaelem Douglasem z „Morderstwa doskonałego”. Żadne tam garnitury, białe koszule dla kolegów biznesmenów.
- Może byś dzisiaj nie wychodził ? – po lekturze gazety zaczęłam się bać. W końcu to w naszym mieście grasuje ten psychopata.
- Już za późno odmawiać, najlepiej będzie, jak zadzwonię do ciebie o dwudziestej, czy wszystko w porządku.
No nie, jakaś dziwna analogia…Czy wszyscy faceci postępują podobnie, gdy coś knują? Różnicą było, że on robił mnie w balona spotykając się z inną kobietą. Inaczej, niż w moim ulubionym filmie. Michael był tam nawet fajny, ale Gwyneth... klasa sama w sobie. Styl jest ciężki do podrobienia. Zawsze chciałam być taka. Fryzjer, siłownia, niebanalne ciuchy i dobre kosmetyki. Wiem, że wyglądałam dobrze. Ale chyba nie dość dobrze dla Piotra… No cóż, nawet nie wiedział, że zmierza ku największej zgrozie. Już mi go było szkoda. Ale nic, po wszystkim, gdy będzie załamany, ja zaopiekuję się nim z najczulszą troską. A potem wszystko będzie tak, jak dawniej.
- Wychodziłaś gdzieś dzisiaj?– zawołał z korytarza.– Robiłaś coś ciekawego ?
A żebyś wiedział, że robiłam same ciekawe rzeczy. Ale to niespodzianka.
- Nic… trochę pochodziłam po sklepach.
Jakbyś chociaż trochę zwracał na mnie uwagę, to byś wiedział, że w czwartki zawsze chodzę postrzelać. Moje stare odświeżone hobby. Ale tego dnia nie było mnie na strzelnicy. No bo poszłam do niej. Nie wiem co mnie podkusiło. No i dlaczego ubrałam się w ciemną perukę i długi płaszcz z lumpeksu? No dobrze, nie chciałam żeby mnie ktoś poznał. A dlaczego wzięłam kawałek grubego kabla znalezionego w naszej piwnicy i cały czas nie zdejmowałam rękawiczek, to już ciężko mi wytłumaczyć.
Początkowo była zaskoczona moją wizytą, ale szybko odzyskała rezon. Mała, głupia klucha. Jak ja nie lubię takich samolubnych idiotek, które myślą wyłącznie o własnym dupsku.
- Nie rozumiem dlaczego pani mnie nachodzi – patrzyła na mnie z nieskrywaną niechęcią – tak, jesteśmy z Piotrem od dawna. Kochamy się. On się z panią rozwiedzie, słyszy pani? Nadchodzą zmiany. Pani wróci do mamusi, a ja zamieszkam w naszym domu.
Zatkało mnie zupełnie – w naszym domu… Łzy napłynęły mi do oczu, a ona dalej, bezlitośnie pastwiła się nade mną:
- A w ogóle, to gdy na panią patrzę, to przestaję mu się dziwić, że w końcu panią zostawi. Jak pani wygląda? Co to za ciuchy? Kompletny brak stylu.
Pomyślałam o niej. Zapuszczona sylwetka i ta gęba nieskalana głębszą myślą. I jeszcze chce mi wszystko zabrać. Gdzie ja bym się miała podziać? Wrócić do mamy i jej dwóch malutkich pokoików? Zrobiło mi się gorąco. To chyba przez ten drugi płaszcz pod spodem.
- Poproszę o szklankę wody bo mi słabo.
- No masz! Jeszcze tego brakuje żebyś tu wykorkowała, stara krowo –Jakoś tak bezceremonialnie zmieniła "panią" na „ty”, ale posłusznie udała się do kuchni. Poszłam tam za nią.
Stała tyłem, nalewając wodę do szklanki. Powiedziała jeszcze:
- W sumie nie byłoby to takie…
Nie dokończyła, bo zarzuciłam kabel na jej szyję, jednocześnie skręcając ze sobą oba końce.
W tej chwili zrozumiałam, że nie ma odwrotu. Jak poluzuję, to już pogrążę samą siebie. Wybrałam własny interes. Trzymałam długo, a ona słabo się broniła. Byłam silniejsza. Godziny w siłowni i cały ten sportowy tryb życia jednak na coś się przydały. A ona? Cóż, ćwiczyła nie te mięśnie co trzeba.
W końcu wyszłam stamtąd. Chodziłam po ulicach, potem poszłam do parku. Tam też dyskretnie pozbyłam się płaszcza i peruki. Nie było to trudne, bo siedziałam na ławce blisko kosza na śmieci. Nikt się mną specjalnie nie interesował. Odwiedziłam kilka sklepów, ale co widziałam i co przymierzałam, tego zupełnie nie pamiętam…
Po wyjściu Piotra, niczego konkretnego nie robiłam. Nie mogłam się skupić. W sumie od pierwszej chwili czekałam na jego powrót. Wiedziałam, że telefonu raczej nie będzie. Nagle przypomniałam sobie o pistolecie, który widziałam kilka dni wcześniej, w jego rzeczach w garażu. Chyba zdobył go nielegalnie, bo nic nie wiedziałam o pozwoleniu na broń. Chciałam z nim o tym porozmawiać, ale ostatnio wcale nie miał dla mnie czasu. Przeraziłam się. Co będzie, jak zechce się zastrzelić z rozpaczy? No cóż, nie wiedziałam w jakim stopniu jest zaangażowany. Zeszłam do garażu. W jego rzeczach panował bałagan, tak jak wtedy gdy przyszłam po obcęgi, by wyciągnąć niebezpiecznie wyglądający gwoźdź, który tkwił w futrynie drzwi do spiżarki.
Pistolet był w tym samym miejscu, w skrzynce z narzędziami, pod śmierdzącą smarem ścierką. Zabrałam go ze sobą na górę i wsunęłam pod poduszkę na kanapie. Tam tez usiadłam. Planowałam nawet drzemkę, ale emocje i wspomnienia nie powalały mi na to. Niestety, najgorsze dopiero miało nadejść.
Nie wiem ile tak przesiedziałam, ale zdążyło się już ściemnić na zewnątrz. Nagle usłyszałam jakieś hałasy. Byłam pewna, że to Piotr. Po ciemku przeszedł przez korytarz i stanął w drzwiach salonu. Przykryta byłam kocem, bo w międzyczasie zrobiło się w domu chłodno. Sięgnęłam ręka po pilota, który leżał nieopodal na stoliku i zaświeciłam boczne światło… To co zobaczyłam, postawiło mi na baczność wszystkie włosy na głowie. To nie był on ! W drzwiach stał mężczyzna o mocnej budowie ciała, nieznacznie niższy od mojego męża. Najgorsze, ze miał na głowie jakąś szmatę z wyciętymi dziurami na oczy! Przerażenie unieruchomiło mnie na dłuższą chwilę. Nagle on zaczął zbliżać się do kanapy, jednocześnie pokazując mi kawałek kabla, który trzymał w ręku. I wtedy chyba zadziałał u mnie ten sławny instynkt samozachowawczy. Niesamowicie szybko zanurkowałam obiema dłońmi pod poduszkę i wydostałam broń. Jakoś udało mi się ją odbezpieczyć. W międzyczasie zaplątałam się w koc, ale nie było już na nic czasu, bo on był już w połowie drogi… Wystrzeliłam raz spod koca i widziałam jak upadł. Wtedy zeszłam z kanapy. Dziura w moim pięknym kocu w wielbłądziej wełny…ale nic to, kupię nowy. Przypomniała mi się Glen Close, jak w pewnym filmie strzelała spod kołdry do jakiegoś partacza, który nie przypuszczał, ze pani adwokat może mieć w domu broń… Ale wtedy o tym nie myślałam. Tak się bałam, że nawet nie miałam zamiaru oglądać go z bliska. Okrążywszy go z bezpiecznej odległości, wyszłam na korytarz, chowając pistolet do kieszeni szlafroka. Chciałam zadzwonić na policję, ale telefon nie działał! Przypomniała sobie o komórce. Tylko gdzie jest? Aha, w sypialni. Zostawiłam ją rano wyłączoną. Poszłam tam, ale nie znalazłam. Ręce mi się trzęsły. W końcu znalazłam w szufladzie. Zupełnie nie pamiętałam, że cokolwiek tego dnia tam kładłam. Włączyłam, jakoś wystukałam pin i zatwierdziłam. I wtedy usłyszałam szmer za sobą. Znowu go zobaczyłam! Tym razem w drzwiach sypialni. Pomyślałam, że coś schrzaniłam. No tak, siedząc miałam nieprawidłowa pozycje do strzelania. No i strzelałam prawie z biodra. Nie szkodzi, teraz pokażę mu profesjonalizm. Tam, gdzie go teraz poślę, będzie opowiadał, że załatwił go nie byle kto. Oj, w jakim to było filmie? Mniejsza z tym, w każdym razie dostał trzy razy dla większej pewności. Wreszcie mogłam zadzwonić.
- Policja? Proszę przyjechać na Klonową piętnaście, zastrzeliłam właśnie włamywacza.
Po takim zaproszeniu nie trzeba było na nich długo czekać. Siedziałam w kuchni i autentycznie drżałam. Ktoś przyniósł mi płaszcz z wieszaka. Próbowałam napić się wody, a oni wszystko oglądali. Wtedy wszedł oficer.
- Będziemy zdejmować maski, wiem, że to dla pani trudne, ale może chce pani to zobaczyć?
- Maski ? –Nie zrozumiałam.
- No ten w salonie, to chyba nasz znajomy, którego tak długo szukaliśmy, ale ten w sypialni to nie wiem…
Jak w transie poszłam tam, gdzie ostatnio strzelałam. Właśnie ściągali mu z twarzy czarną dzianinę…
- Boże, to mój mąż !!!
A potem po prostu zemdlałam.
***
Nastąpiły ciężkie dni. Mnóstwo pytań na które trzeba było odpowiedzieć. Mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Przecież mogłabym powiedzieć coś, co nie pasowałoby do reszty. Ale jakoś z trudem przebrnęłam przez to wszystko. Czekała mnie tylko ostatnia rozmowa z jednym z oficerów. Nie mam pamięci do nazwisk. W myślach nazywałam go Przystojnym Oficerem.
- Witam panią. – Zerwał się, gdy weszłam. – Obiecuję, że już nie będziemy pani więcej niepokoić, ale musimy pewne sprawy podsumować. A pewnie pani jest ciekawa szczegółów.
- Tak, trochę przeszłam ostatnio i faktycznie chciałabym lepiej zrozumieć tę sytuację.
To była prawda. No bo nie każdemu zwykłemu obywatelowi, zdarza się jednego dnia zabić kilkoro ludzi.
- Proszę usiąść. Tak wiec, wygląda na to, że pani mąż udusiwszy najpierw swoja kochankę, wrócił do domu planując to samo zrobić z panią. Wybór sposobu i środków, świadczy o tym, że odpowiedzialnością za obie zbrodnie chciał obarczyć naszego seryjnego dusiciela.
- Sprytnie – przyznałam – w końcu dla niego bez różnicy, dwie ofiary w tę, czy w tę.
- No właśnie. Nie przypuszczał jednak, że on tak szybko znów zaatakuje, nakręcony niejako ostatnim niepowodzeniem. Nie przypuszczał też, że pani znajdzie jego broń. Mogło tak być, że zaopatrzył się w nią z wcześniejszym zamiarem pozbawienia pani życia, ale ostatnie wydarzenia w mieście nasunęły mu inny pomysł.
„Sprytnie” – przyznałam jeszcze raz w myślach, a Przystojny Oficer ciągnął dalej:
- Z początku myśleliśmy, że tamta dziewczyna to też robota tego zbira… ale kabel na jej szyi, był taki sam, jak ten, który miał w rękach pani mąż. Doszukaliśmy się tam również fragmentu odcisku jego palca. Pomijam oczywiście fakt, że miejsca przycięcia pasują do siebie dokładnie.
„Genialnie” – pomyślałam i miałam na myśli nie tylko skrupulatną pracę policji, ale też swoją własną przezorność.
- Jedno mi tylko nie daje spokoju – Przystojny Oficer w zamyśleniu jeździł długimi palcami po blacie biurka, jakby zgarniając niewidoczny kurz.
- Ale co ? – Zapytałam z trudem, bo strach przylepił mi się do pleców.
- No bo pomyślmy… facet ma piękną żonę – tu spojrzał na mnie tak jakoś miękko – i niczego sobie kochankę. I nagle pewnego dnia postanawia zabić je obie…
- A może miał dosyć w s z y s t k i c h kobiet? – pierwszy raz od paru dni uśmiechnęłam się.
Potraktował to jako żart.
- No tak, bywa i tak. Chociaż to niesprawiedliwe, że jedni mają wiele i tego nie chcą, a inni by coś chcieli, a nie mają nic.
Męczyło mnie jego gadanie… Ale jego oczy…Znam takie spojrzenia. Widziałam je wiele razy.
- I jeszcze jedno. – Widać było, że stara się dobierać słowa, jakby z obawą, żeby czegoś nie zepsuć. – Pani tyle przeszła…Nie potrzebuje pani pomocy? Współpracują z nami świetni psychologowie…
Kurde, sam sobie załatw takiego specjalistę, bo widać, że ci jest potrzebny. Ja już sobie wybaczyłam. Bo to źli ludzie byli. Bardzo źli.
- Moja mama zamieszkała ze mną i zapewniam pana, jej obecność zbawiennie na mnie działa. – Zatrzepotałam rzęsami, jak tylko umiałam najpiękniej.
- Jak to dobrze, gdy się kogoś takiego ma. – Ciągnął dalej tym samym tonem.
Już mi zaczynało być szkoda jego osoby. Ja taka litościwa jestem…
- Naprawdę bardzo mi miło, że pan o mnie się troszczy. Najlepiej jakby pan wpadł do mnie kiedyś na kawę i zobaczył jak sobie radzę.
Oj, chyba za ostro pojechałam… mimo mojego łagodnego tonu, coś jakby nim wstrząsnęło. Chciałam trochę podratować sytuację.
- Właściwie, to chciałam się poradzić w pewnej sprawie –Mina bezradnego kobieciątka. –Będę chyba miała jakieś kłopoty z nielegalnym posiadaniem broni. Naprawdę, mam już dosyć tego wszystkiego.
- Nie, nie będzie chyba tak źle. Przyjdę do pani i obgadamy szczegóły.- zapewnił mnie konspiracyjnym szeptem.– Proszę się nie martwić, wszystko będzie dobrze.
Będzie dobrze. Bo niby dlaczego miałoby być inaczej?
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
herbatka · dnia 24.05.2010 09:42 · Czytań: 1263 · Średnia ocena: 3,4 · Komentarzy: 10
Inne artykuły tego autora: