Był ciepły, czerwcowy wieczór. Sobota. W powietrzu unosił się zapach pieczonego na grillu mięsa, a z okolicznych podwórek dobiegały radosne pokrzykiwania młodzieży. Ania westchnęła głośno, zacisnęła pięści, mocno, aż paznokcie wbiły się w skórę. Ona przecież też była młoda, pełna energii, chęci do zabawy, ale musiała zostać w domu i opiekować się Tomkiem. Jak zwykle zresztą. Zamiast przebywać z przyjaciółmi, siedziała wsparta o pień drzewa. Spoglądała w niebo, obserwując białą chmurkę, nieśpiesznie sunącą po błękicie. Przyjemnie byłoby leżeć na takim obłoczku, zatopić się w jego miękkości i żeglować ponad ziemią, spoglądając z góry na wszystkie troski.
- Aniu, Aniu, ce pić – zniecierpliwiony głos wyrwał dziewczynę z zamyślenia.
Wydobyła z podręcznej torby butelkę z ustnikiem i sprawdziwszy czy sok się nie skwasił, podała ją leżącemu na miękkim kocyku Tomkowi.
- Proszę – powiedziała. – Jabłkowy, twój ulubiony.
Chwycił butelkę, przystawił do ust. Musiał być bardzo spragniony, bo przełykał głośno i szybko. Chyba troszkę za szybko, mógł się zakrztusić. Dziewczyna nie zdążyła jednak zareagować, już po chwili pusty kubeczek wylądował w trawie.
- Juz – oznajmił Tomek, uśmiechając się z zadowoleniem. Nie dostrzegł gniewu w oczach Ani. Tyleż razy go prosiła, żeby nie rzucał butelki na ziemię, a on i tak robił po swojemu! No nic, jeszcze tym razem mu darowała, pogroziła tylko palcem, żeby nie myślał, że wszystko jest w porządku.
- A może chcesz banana? – zapytała kontrolnie. Nie lubiła, kiedy przerywano jej rozmyślania.
- Nie ce.
Pokręcił się na kocu, po czym ułożywszy dłonie po obu stronach głowy, zamknął oczy. Oddychał równiutko, jakby spał, a jego twarz wyrażała błogi spokój. To dobrze. Ania jeszcze przez chwilę spoglądała na blond loki, otulające czoło miłym bezładem, na długie rzęsy, na zarumienione od słońca policzki, na usta, których kąciki uniosły się bezwiednie w niewinnym uśmiechu.
- Śpij spokojnie, kochany – szepnęła. Wygodnie usadziła się w cieniu drzewa, podciągnęła kolana pod brodę i wsparłszy na nich policzek, zamknęła oczy. Promienie słońca zatańczyły pomiędzy jej włosami, zwiększając poczucie gorąca. Dobrze byłoby zjeść teraz loda. Najbardziej lubiła cytrynowe. Ich słodko-kwaśny smak doskonale chłodził i gasił pragnienie, a co najważniejsze, przypominał miłe chwile. Na przykład dzień, w którym dostała pierwszą szóstkę z matematyki. Podskakiwała z radości jak małe dziecko. Brat trochę się z niej śmiał. Był dużo starszy i wyrósł już ze spontanicznego okazywania radości. Postanowił jednak uczcić sukces siostry. Wieczorem poszli na lody, cytrynowe oczywiście.
Dziewczyna uniosła głowę, żeby sprawdzić czy słońce nie zagląda Tomkowi w oczy. Odgarnęła kosmyk włosów z jego czoła. Spał, nie reagując na dotyk. Nie przeszkadzała mu nawet wędrująca po przedramieniu biedronka. Jak to możliwe? Przecież miał łaskotki. Wystarczyło dotknąć jego karku albo brzucha w okolicach pępka, a już zaśmiewał się w niebogłosy...
Ania wzruszyła ramionami i wróciła do wspomnień. Opuściła powieki, a przed oczami pojawił się zimowy krajobraz. Ziemia była przykryta białą pierzynką, a z nieba wciąż spadały płatki śniegu. Dziewczynka, odziana w beżowy kożuszek i czerwoną czapkę, szła przez boisko. Grzęzła w białym puchu niemal po kolana, ale nie przestawała maszerować. Była spóźniona. Po kółku teatralnym poszła jeszcze z koleżanką do biblioteki, później długo rozmawiały w szatni, a mama nie lubiła podgrzewać obiadu.
- Oj, nie lubiła – szepnęła Ania, bo w drobnej postaci rozpoznała siebie.
Nagle ponad głową idącej przeleciała śniegowa kula. Kolejna już nie chybiła celu – trafiła w plecy dziewczynki, a zaraz za nią była następna i jeszcze jedna... grad śnieżynek. Mała Ania nie wiedziała, jak się bronić, gdzie skryć, dokąd uciec. Całą uwagę skupiła na unikaniu kolejnych pocisków, ale to wcale nie było łatwe. Właśnie wtedy, kiedy opadła już z sił, a łzy bezsilności napłynęły do oczu, usłyszała głos brata:
„Hej, chłopaki, a ładnie tak wojować we trzech z jedną dziewczyną?”
Napastnicy uciekli, a Ania ufnie wtuliła się w bezpieczne ramiona. Brat zawsze był przy niej. Czasem szorstki, ale w każdej chwili gotowy do pomocy. Tamtego popołudnia, zaniepokojony długą nieobecnością siostry, wyszedł sprawdzić, czy nic jej się nie stało. Pogoda była w końcu brzydka, a o wypadek w takich warunkach nietrudno...
- Latem też nietrudno – szepnęła dziewczyna, przypominając sobie sierpniowy, gorący wieczór. Brat wziął ręcznik i oznajmił, że idzie nad jezioro, żeby się troszkę ochłodzić.
„Hej, a ja?” – zapytała Ania.
„A ty siedź w domu, nie będę ciągnął za sobą ogona.”
„Paskuda jesteś!”
„Ty też” – oznajmił spokojnie i pogwizdując wesoło, opuścił podwórze.
Długo nie wracał. Minęła północ, a jego wciąż nie było. Mama chodziła pomiędzy oknem a drzwiami, nerwowo spoglądając na zegarek. Ania nie zamierzała czekać, wciąż była zła, że brat nie wziął jej ze sobą. Poszła spać.
Nad ranem zbudził ją telefon. Po chwili w drzwiach pokoju stanęła mama. Była blada, dziwnie zgarbiona, jakby minęła nie jedna noc, a kilka lat. Zgaszonym, nieswoim głosem oznajmiła, że brat został pobity i leży w szpitalu...
- Cem siku – poinformował Tomek.
Ania westchnęła niechętnie, ale wstała, pomogła mu usiąść, a później unieść się i zająć miejsce na wózku inwalidzkim.
- Poradzisz sobie? – zapytała.
- Tak.
- To idź.
Starła pot z czoła i rozluźniła mięśnie rąk. Unieść dorosłego mężczyznę, to dla osiemnastolatki nie lada wyzwanie. Była zmęczona, przytłoczona monotonią codzienności i ciężarem obowiązków. Czasem miała tego dość, problem ją przerastał, chciała uciec, zaszyć się w ciemnym kącie, odpocząć...
- Moja Ania – oznajmił Tomek, biorąc siostrę za rękę.
Spojrzała na niego. Uśmiechał się, ale nie krzywo, jednym kącikiem ust, tak, jak wymusiło kalectwo, tylko szczerze, jak zawsze, jak zapamiętała, a duże, niebieskie oczy wyrażały miłość i wdzięczność. Ileż razy ona tak patrzyła, w milczeniu dziękując za pomoc, dobre słowo, nawet prostą obecność? Teraz role się odwróciły, ale to co najważniejsze pozostało niezmienne.
Dziewczyna zacisnęła palce na chłodnej dłoni brata. Zapomniała o zmęczeniu. W takich chwilach była szczęśliwa, że Tomek żyje, że jest przy niej, że czuje, myśli... Cóż z tego, że miał uszkodzony kręgosłup i zachowywał się jak dziecko? Ważne, że był. Bez niego świat byłby pusty.
Ważne: Regulamin | Polityka Prywatności | FAQ
Polecane: | montaż anten Warszawa | montaż anten Warszawa Białołęka | montaż anten Sulejówek | montaż anten Marki | montaż anten Wołomin | montaż anten Warszawa Wawer | montaż anten Radzymin | Hodowla kotów Ragdoll | ragdoll kocięta | ragdoll hodowla kontakt