Ze szczerym podziwem patrzyła na młodą kobietę, która głośno mówiła do siebie, maszerując nerwowym krokiem wzdłuż przystanku. Początkowo myślała, że tamta ma schowany telefon, słuchawkę w uchu i mikroskopijny mikrofon przy brodzie. Jednak nie miała, chociaż z treści monologu to wynikało.
- Oczywiście!...Tak, tak!...Jak najbardziej!...I dalej drą się na cały głos, bo inni muszą wszystkiego się dowiedzieć, nawet jak ich to gówno obchodzi…Ale jakby człowiek do siebie zaczął mówić, to by powiedzieli: ”No, głupia jakaś, ze sobą gada…!”
No fakt.
I wtedy poczuła ten zapach. Całe życie go szukała. Przypominał jej dzieciństwo. Był bladoróżowy, jak prostokącik w puderniczce jej matki. Kojarzył się z wizytami eleganckich ciotek. Przychodziły w unikalnych kreacjach, szytych przez zdolne krawcowe. Miały wymyślne torebki ze złotymi okuciami a w nich same ciekawe rzeczy: kolorowe portmonetki zapinane na dwie kuleczki, chusteczki z misternymi, szydełkowymi brzegami i błyszczące opakowania pomadek. Często pozwalały tam zaglądać. A czasem któraś zrobiła ustami czerwonego kwiatka na dziecięcej rączce. Wtedy niewiele brakowało do pełnej radości.
Najbliżej, na ławce siedział mężczyzna w ciemnych okularach. Jej zdaniem, raczej nie przekroczył sześćdziesiątki. Zostało jeszcze sporo miejsca, ale nie zdecydowała się przysiąść. Autobus miał przyjechać za parę minut.
Nigdy nie przypuszczała, że mógłby to być męski zapach. Możliwe, że jest uniwersalny. Najprawdopodobniej tylko przypomina tamten, ale na tym konkretnym facecie nabiera pewnych cech.
Facet… co za określenie. Jej córki powiedziałyby: „dziadek”, ale ona nigdy by go tak nie nazwała. Ona już więcej rozumie. Sama wchodzi w podobny wiek. Niby jeszcze się broni, nie dopuszcza do siebie pewnych oczywistych faktów, ale świadomość już wyodrębnia te momenty, gdy staje się niewidzialna. Nie tylko wtedy, gdy idzie z córkami a młodsi i starsi mężczyźni posyłają zaciekawione spojrzenia, całkowicie ignorując jej obecność. Także wtedy, gdy podaje mężowi obiad. Talerze pojawiają się na stole, jakby same tam wskoczyły, zahaczając wcześniej o garnki na kuchence i łaskawie pozwalając się napełnić jakimś najpewniej żywym, różnowymiarowym łyżkom.
On na pewno zauważa swoją żonę. Ją samą też zauważył. Pewnie dlatego, że gapi się na niego. Łypie raz po raz, jakby była pewna, że jest bezpieczna za swoimi szkiełkami. Myśli, że jedne ciemne szkła, plus drugie, dają zupełna czerń, w której nie widać oczu. A właściwie to już nie dba o to, co widać. Nie jest już nastolatką. Nie będzie się rumienić i wolno jej wszystko. Gdyby pracowała w tym samym biurze co on, na pewno mieliby romans. Albo przynajmniej miałby miejsce jakiś flirt… Przez chwilę próbowała ustalić, czym jedno od drugiego się różni. Chyba już zapomniała.
W międzyczasie przeszła jeszcze jedna kobieta. W podobnym do niej wieku, ale wyższa, barwniej ubrana, z makijażem. Szła wolno, czytała jakiś papier w teczce i jednocześnie paliła papierosa. Mężczyzna popatrzył z wyraźną dezaprobatą.
Wtedy nabrała pewności, że on lubi szare myszki. Takie bez śladu szminki, całe w beżach. Na pewno miałaby szansę. Przecież chłop nie może wiedzieć, że nigdy jej się nie udaje wyrobić na czas, więc jak ma wygospodarować chwilę na malunki. A do tego ta okropna alergia. No i chyba nie widać, ze ubiera się w lumpeksie? Faceci zupełnie na tym się nie znają. Jedna lumpeksowa szperaczka, na kilometr pozna drugą lumpeksiarę. A facet gdy patrzy na kobietę, to ona mu się podoba albo nie. To takie proste.
Znowu patrzył na nią. Pomyślała, że jej niezaprzeczalnym atutem jest duży biust, wiec śmiało wypchnęła go do przodu, jednocześnie nieznacznie wciągając brzuch. On też miał nadwagę i wyglądało na to, że niewiele sobie z niej robił. Żylaki na nogach również mu nie przeszkadzały, skoro założył spodenki do kolan. Też miała podobne problemy. Mogłaby z nim być…Tak po prostu. gotować, prać i rozmawiać. I nawet uprawiać seks. Widziała takie filmiki w internecie. Zawsze lubiła patrzeć jak inni się kochają. Widziała tam ludzi dojrzałych, a nawet więcej niż dojrzałych. Widocznie na taką pornografię też jest zapotrzebowanie. Nie czuła obrzydzenia.
Kobieta gadająca ze sobą, po krótkiej przerwie spowodowanej najpewniej wyczerpaniem tematu, znów zaczęła nadawać. Tym razem głośno dawała wyraz swemu zniecierpliwieniu z powodu spóźniającego się autobusu. Na szczęście ten zaraz nadjechał. Pewnie wszyscy odczuli coś na kształt ulgi.
Były dwa dobre tematy do rozmowy. Jedyny w swoim rodzaju zapach i cudzy odchył. Ale jej autobus nadjechał jako kolejny. Jeszcze tylko raz rzuciła okiem w stronę ławki – mężczyzna patrzył w inna stronę.
W autobusie, przez chwilę poddała się marzeniom. Pomyślała, że fajnie by było spotkać go znowu. Potem jednak przypomniała sobie, że ostatnio w jej fantazjach króluje trzydziestopięcioletni komandos, rosyjskiego pochodzenia, ale ze szwajcarskim obywatelstwem, piękny i dobrze zbudowany, który nie szuka na siłę problemów tam, gdzie ich nie ma i który jak trzeba to potrafi ugotować i gary wymyć po romantycznej kolacji.
Gdy miała gorsze dni, dopadały ją inne myśli. Jak będzie grzeczna przez ten pozostały czas, to dostanie się do raju, a tam… tam, to dopiero będzie cudnie. Wymarzona chałupka, wiecznie zielona trawa i ten jej żołnierz. I znów będzie miała dwadzieścia dziewięć lat. Ale były to krótkie chwile. Właściwie to wszystko jedno gdzie to szczęście miałoby być. Po tej, czy po tamtej stronie…Byle by tylko przyszło.
Zwolniło się miejsce siedzące. Usiadła i popatrzyła przez okno. Kobieta z przystanku szła chodnikiem i wciąż o czymś rozprawiała, żywo gestykulując.
A może ktoś tam z nią był? Ktoś niewidzialny. Jak wiele razy w filmach. Przychodzi jakiś duch, nikt go nie widzi, ale my widzowie, wiemy więcej.
Jak czegoś nie ma, to należy to wymyślić. Jak nikogo nie ma, to trzeba stworzyć kogoś, do kogo można mówić.
Poleć artykuł znajomym
Pobierz artykuł
Dodaj artykuł z PP do swojego czytnika RSS
herbatka · dnia 11.07.2010 10:28 · Czytań: 1224 · Średnia ocena: 3,5 · Komentarzy: 3
Inne artykuły tego autora: